Kornbluth Cyril - Słowa guru.pdf
(
108 KB
)
Pobierz
Kornbluth Cyril - Słowa guru
Kornbluth Cyril Mary
Kornbluth Cyril Mary
Cyril Mary Kornbluth
, (ur.
23 lipca
1923
, zm.
21
marca
1958
) –
amerykański
pisarz
science fiction
.
UŜywał pseudonimów Cecil Corwin, S.D. Gottesman,
Edward J. Bellin, Kenneth Falconer, Walter C. Davies,
Simon Eisner, Jordan Park, Ivar Towers.
Urodził się w
Nowym Jorku
, mieszkał w
Chicago
. W
czasie
II wojny światowej
słuŜył w
armii amerykańskiej
w
Europie
, został odznaczony brązową gwiazdą za udział
w walkach podczas
ofensywy w Ardenach
.
Kornbluth zaczął pisać w wieku piętnastu lat. Debiutował
w kwietniu
1940
w piśmie
Astonishing
opowiadaniem
Stepsons of Mars
(ukazało się pod tytułem
Ivar Tower
),
napisanym wspólnie z
Richardem Wilsonem
. Natomiast
pierwszym opublikowanym samodzielnym
opowiadaniem było
King Cole of Pluto
, które ukazało się
w maju 1940 w
Super Science Stories
. Jego opowiadanie
Czarna walizeczka
otwiera pierwszy polski zbiór
opowiadań anglo-amerykańskich
Rakietowe szlaki
.
Często pisywał wspólnie z innymi autorami. Najczęściej
z Ŝoną,
Judith Merril
, pod pseudonimem
Cyril Judd
, a
takŜe z
Frederikiem Pohlem
. Właśnie z Pohlem napisał
swą najsłynniejszą powieść
Handlarze kosmosem
(
The
Space Merchants
1952
).
Kornbluth zmarł w wieku 34 lat na
atak serca
.
Słowa guru
Z FANTASTYKA NR 6(9) czerwiec 1983
Wczoraj kiedy szedłem na spotkanie z Guru, zatrzymał mnie jakiś człowiek.
- Chłopcze, co tutaj robisz o pierwszej w nocy? - zapytał. Dlaczego nie jesteś w domu? Czy
twoja matka wie, gdzie jesteś? Ile masz lat? stanowczo za mało, Ŝeby włóczyć się o tak późnej
porze.
Spojrzałem na niego i zauwaŜyłem, Ŝe jego włosy są zupełnie siwe, więc wybuchnąłem
śmiechem. Starzy ludzie są ślepi, właściwie to Ŝaden z ludzi nie ma daru widzenia. Zdarza się, Ŝe
młode kobiety widzą niektóre rzeczy, ale męŜczyźni rzadko dostrzegąją cokolwiek.
- Włóczę się o tak późnej porze, aby zobaczyć się z Guru.
- Guru? - zdziwił się stary. - Kto to jest Guru? Na pewno jakiś cudzoziemski przybłęda.
Odradzam ci kumanie się z cudzoziemcami, młody człowieku. Kto to jest Guru? Powiedziałem
mu kim jest Guru, a potem, jak tylko zaczął gledzić o bzdurach i tanich komiksach,
wypowiedziałem jedno ze słów, których Guru mnie nauczył i ten człowiek przestał mówić.
Wspomniałem juŜ, Ŝe był stary, a jego stawy były zesztywniałe, nie zwalił się zatem na ziemie
bezwładnie, lecz padł sztywno jak kłoda, a jego głowa trzasnęła o kamień. A ja poszedłem dalej.
Pomimo Ŝe nie nadszedł jeszcze dzień moich dwunastych urodzin, wiem o wielu sprawach, o
których nie mają pojęcia ludzie starzy. Pamiętam teŜ dobrze to, czego inni chłopcy w moim
wieku nie pamiętają. Pamiętam, jak narodziłem się z ciemności i pamiętam hałaśliwe odgłosy,
jakie wówczas wydawali nade mną ludzie. Później, kiedy miałem juŜ dwa miesiące, zacząłem
pojmować, Ŝe owe odgłosy oznaczają to samo, co dzieje się w mojej głowie, Ŝe i ja mogę takie
odgłosy wydawać, co niezmiernie wszystkich zaskoczyło.
- Mówi! - powtarzali do znudzenia. - Taki mały! Klaro, co o tym sądzisz?
Klara była moją matką. Odpowiadała:
- Nie mam pojęcia, co o tym sądzić. W mojej rodzinie nigdy nie było geniuszy. Ani w rodzinie
Joeego, jestem zupełnie pewna.
Joe był moim ojcem.
Pewnego dnia Klara przyprowadziła męŜczyznę, którego nigdy przedtem nie widziałem i
powiedziała, Ŝe to dziennikarz - taki, co to pisze róŜności w gazetach. Dziennikarz próbował ze
mną rozmawiać - mówił do mnie tak, jak bym był zwykłym dzieckiem. Nie raczyłem mu
odpowiadać, patrzyłem tylko na niego dopóki nie spuścił wzroku i nie poszedł sobie. Dostałem
za to burę od Klary. W jakiś czas później Klara przeczytała mi urywek z gazety, w której ten
dziennikarz pisywał. Ten urywek był podobno śmieszny - było tam coś o tym, jak dziennikarz
zadawał mi wielce skomplikowane pytania, a ja w odpowiedzi gaworzyłem jak niemowlak.
Wszystko to było oczywistą nieprawdą. Nie powiedziałem do niego ani słowa, a on nie zadał
Ŝadnego ze swoich pytań.
Słuchałem, jak Klara czyta, ale słuchając obserwowałem, jak niby-ślimak pełznie po ścianie.
Kiedy skończyła, spytałem:
- Co to jest, tamta szara istota?
Spojrzała w kierunku, który wskazałem, ale nie zobaczyła nic.
- Jaka szara istota, Piotrze? - spytała. śądałem, aby nazywała mnie pełnym imieniem. Piotr, a nie
Piotruś czy coś równie głupiego.
- Jaka szara istota?
- To jest wielkości twojej dłoni, Klaro, ale jest miękkie - nie wygląda, Ŝeby miało jakieś kości w
środku. Pełznie do góry, ale z przodu nie ma wcale głowy. Nie ma teŜ nóg.
Wydało mi się. Ŝe się wystraszyła, ale próbowała mnie uspokoić, tak jak uspokaja się dzieci,
kładąc rękę na ścianie i próbując dotknąć tego, co jakoby tam było. Kierowałem jej dłonią, w
lewo, w prawo, aŜ wreszcie jej dłoń przeszła przez sam środek niby-ślimaka. Wtedy
zrozumiałem, Ŝe ona nie jest w stanie go ujrzeć, Ŝe w ogóle nie wierzy, Ŝe on tam jest. Przestałem
wiec napomykać o niby-śłimaku, dopiero po paru dniach spytałem:
- Klaro, jak się nazywa taka rzecz, którą jeden człowiek widzi, a drugi nie moŜe zobaczyć?
- To się nazywa złudzenie. Piotrze - odpowiedziała.- JeŜeli dobrze cię zrozumiałam, chodzi o
złudzenie.
Nie powiedziałem nic, pozwoliłem, aby jak zwykle połoŜyła mnie do łóŜka. Gdy zgasiła światło i
wyszła, odczekałem jakiś czas, a potem cichutko zawołałem:
- Złudzenie! Złudzenie!
Momentalnie zjawił się Guru - po raz pierwszy. Skłonił się nisko, zawsze tak czynił od tamtej
pory i rzekł:
- Czekałem.
- Nie wiedziałem, Ŝe tak się ciebie przyzywa - powiedziałem.
- Będe gotów na kaŜde twoje wezwanie. Będę cię uczył. Piotrze - jeŜeli chcesz się uczyć. Czy
wiesz, czego będę cię uczył?
- JeŜeli będziesz mnie uczył o szarej istocie na ścianie, bede słuchał pilnie - powiedziałem. -
Bede słuchał pilnie, gdy będziesz mnie uczył o sprawach realnych i o sprawach nierealnych.
- Niewielu, bardzo niewielu chce się uczyć o takich sprawach - powiedział Guru powaŜniejąc. -
A są jeszcze inne sprawy, takie, o których nikt nigdy nie chciał się uczyć. Są takie rzeczy,
których cię uczył nie będę.
- Nauczę się tego, czego nikt nigdy nie chciał się uczyć. Nauczę się równieŜ tego, czego uczyć
nie chcesz.
- Mistrz, objawił się mistrz - powiedział Guru z półuśmieszkiem na ustach. - Mistrzu, Guru jest
na twoje rozkazy!
Wtedy to poznałem jego imię. Tej samej nocy nauczył mnie słowa, za pomocą którego moŜna
było uczynić coś niewiele znaczącego, dajmy na to sprawić, aby popsuła się Ŝywność.
Od tamtego czasu do naszego spotkania wczorajszej nocy Guru nie zmienił się wcale, chociaŜ ja
jestem juŜ tego wzrostu, co on. Jego skora wciąŜ jest tak samo sucha i lśniąca jak była, a jego
twarz tak samo wychudła, okolona grzywą czarnych, bardzo sztywnych włosów.
Pewnej nocy, kiedy miałem dziesięć lat, odczekałem w łóŜku wystarczająco długi czas, aby Joe i
Klara sądzili, Ŝe usnąłem na dobre. Potem zostawiłem w łóŜku tę rzecz, która zjawia się, gdy się
wypowie jedno ze słów Guru, a sam ześliznąłem się na dół po rynnie. To było bardzo łatwe,
łaziłem po rynnie w górę i w dół od czasu, gdy skończyłem osiem lat. Spotkałem się z Guru w
parku Inwood Hill.
- Spóźniłeś się - powiedział.
- Wcale się nie spóźniłem - odrzekłem. - Dobrze wiem, Ŝe nigdy nie jest za późno na jedną z
tych rzeczy.
- Skąd wiesz? - jego glos był ostry. - To jest twój pierwszy raz!
- Niewykluczone, Ŝe równieŜ ostatni. Nie podoba mi się ten pomysł. JeŜeli stwierdzę, Ŝe drugi
raz nie da mi więcej wiedzy niŜ pierwszy, nie będzie drugiego razu.
- Nie wiesz nic - powiedział. - Nie masz pojęcia, jakie to jest. Glosy, ciała śliskie od maści,
buchające płomienie, rytuał, który wypełnia mózg! Nie będziesz miał o tym pojęcia, dopóki sam
nie weźmiesz w tym udziału.
- Zobaczymy. Czy moŜemy wyruszyć stąd?
- Tak - powiedział Guru. Potem nauczył mnie potrzebnego słowa i obaj wypowiedzieliśmy je
jednocześnie. Miejsce, w którym znaleźliśmy się zaraz potem było zalane czerwonym światłem,
a ściany chyba kamienne. Oczywiście nie było tam mowy o realnym widzeniu, wiec światło
tylko wydawało się czerwonym, a kamienie nie były kamieniami.
Podeszliśmy do ognia, a jedna z tych, które tam były wyszła nam naprzeciw i zatrzymała nas.
- Kto jest z tobą? - zwróciła się do Guru, nazywając go innym imieniem. Nie wiedziałem, Ŝe nosi
on równieŜ i to imię, a zdziwiłem sią, bo było to imię oznaczające wielką potęgę.
Guru prześliznął się po mnie szybkim spojrzeniem.
- To jest Piotr. Wspominałem ci o nim wielokrotnie. Wtedy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się
preŜąc i wyciagając ku mnie swoje wysmarowane maścią ramiona.
- Ach - powiedziała miękko, tak miękko jak koty, z którymi czasem rozmawiam nocami. - Ach,
to jest Piotr. Czy przyjdziesz do mnie, kiedy cie wezwę. Piotrze? Czy moŜe wezwiesz mnie sam
którejś nocy, gdy będziesz samotny?
- Nie rób tego! - powiedział Guru, odpychając ją gniewnie. - Jest zbyt młody, moŜesz go zepsuć,
uczynić niezdolnym do nauki!
Poszliśmy dalej, a ona wrzasnęła w ślad za nami:
- Guru i jego uczeń! Wspaniała para! Chłopaku, on nie jest bardziej rzeczywisty niŜ ja! Ty jesteś
tu jedyną rzeczywistą istotą!
- Nie słuchaj jej - mruknął Guru - jest szalona, szaleje z podniecenia. One zawsze są podniecone
do szaleństwa tu w tym miejscu, gdy nadchodzi czas.
ZbliŜyliśmy się do ognisk i siędliśmy na kamieniach. Te, które tam były, zabijały zwierzęta i
ptaki, a z martwymi robiły róŜne rzeczy. Krew zlewano do kamiennej czary, którą podawano
sobie w tłumie z rąk do rąk. Ta, która siędziała po mojej lewej stronie, wręczyła mi naczynie.
- Pij! - powiedziała, wykrzywiając usta w uśmiechu, który odsłonił jej piękne, białe zęby.
Wypiłem dwa łyki i oddałem czarę Guru.
Kiedy czara obeszła wszystkich, rozebraliśmy się do naga. Niektóre, jak Guru, nie nosiły
Ŝadnego ubrania, ale wiele było ubranych - te teraz zrzucały z siębie wszystko. Ta, która siędziała
po lewej, przysunęła się bliŜej, poczułem na twarzy jej oddech.
- KaŜ jej przestać. Guru - powiedziałem. - Wiem, Ŝe to nie naleŜy do rytuału.
Guru przemówił do niej ostro w ich jeŜyku, a ona warknęła gniewnie i przesiadła się dalej.
Rozpoczęliśmy śpiewy, klaszcząc w dłonie i uderzając się po udach. Jedna z nich wstała i dziko
przewracając oczami zaczęła powolny taniec dookoła ognisk. Mocno zwierała szczeki i tak
gwałtownie wyrzucała ramiona, Ŝe słyszałem, jak trzeszczą jej stawy łokciowe. Posuwiście
krocząc po kamiennym podłoŜu, wygięła się w tył tak, Ŝe głową prawie sięgnęła stóp. Mięsnie jej
brzucha wystąpiły jak rzemienie, a oleista maść ściekała po jej ciele i nogach. Kiedy jej dłonie
oparły się o ziemie, zwaliła się w drgawkach, cienko i przenikliwie zawodząc do wtóru
zaśpiewom i kląskaniom reszty.
Następna powtórzyła cały rytuał, a my śpiewaliśmy dla niej głośniej, a jeszcze głośniej dla
trzeciej. Potem zaś, kiedyśmy wciąŜ klaskali i bili się po udach, jedna z tych, które tam były
schwyciła trzecią tancerkę, rzuciła ją na ołtarz i rozpruła kamiennym noŜem. Blask ognia zalśnił
na ostrzu ciosanym z obsydianu. Krew tancerki spłynęła rowkiem, wykutym jak rynna w bryle
ołtarza. Wówczas śpiewy ucichły, a ogniska zostały pogaszone. Jednak pomimo ciemności
mogliśmy widzieć, bo wszystko to, rzecz jasna, wcale się nie działo - to było tylko złudzenie,
wszyscy ci ludzie i rzeczy byli zaledwie pozorem rzeczywistości. Tylko ja byłem realny. Pewnie
dlatego one tak bardzo mnie poŜądały.
Kiedy ostatni płomień zgasł, Guru, niezwykle podniecony i przejęty, wyszeptał:
- Obecność.
Z kałuŜy krwi, która wyciekła z ciała trzeciej tancerki, wynurzyła się Obecność. Wzrostem
przewyŜszała wszystkich, a gdy mówiła, jej głos był najdonośniejszy, a gdy rozkazywała,
rozkazy jej były wykonywane.
- Lejcie krew! - rozkazała, a my harataliśmy nasze ciała okruchami krzemieni. Obecność
wyszczerzyła zęby w uśmiechu - jej zęby były większe, ostrzejsze i bielsze niŜ zęby kogokolwiek
z nas.
- Czyńcie wodę! - rozkazała, a my pluliśmy na siębie nawzajem. Obecność łopotała skrzydłami i
przewracała oczami, a oczy jej były większe i czerwieńsze niŜ oczy kogokolwiek z nas.
- Czyńcie ogień! - rozkazała, a my zialiśmy na siębie nawzajem dymem i płomieniami.
Obecność tupała nogami, a z jej ust rykiem buchały niebieskie płomienie - większe i
gwałtowniejsze niŜ nasze.
Potem Obecność powróciła do krwawej kałuŜy, a my roznieciliśmy ognie na nowo. Guru siędział
zapatrzony przed siębie nieruchomym wzrokiem. Dotknąłem jego ramienia. Skłonił się, jak
gdyby było to nasze pierwsze spotkanie tej nocy.
- Nad czym się tak zamyśliłeś? - spytałem. - Musimy juŜ iść.
- Tak - powiedział z wysiłkiem - Chodźmy juŜ. - Wiec wypowiedzieliśmy słowo.
Pierwszym człowiekiem, którego zabiłem, był zakonnik, brat Paweł. Było to w szkole, do której
chodziłem pobierać nauki. Niektóre nauki - Guru nie uczył wszystkiego. Zdarzyło się to niecały
rok temu, a wydaje się, jakby to było bardzo dawno. Tak wielu pozbawiłem Ŝycia od tamtego
dnia.
- Jesteś bardzo zdolnym chłopcem, Piotrze - powiedział wtedy zakonnik.
- Dziękuje, bracie Pawle.
- Jest jednak w tobie coś, czego nie pojmuje. Powinienem porozmawiać z twoimi rodzicami, ale
myślę, Ŝe oni tego nie rozumieją. Byłeś - jak to się mówi - cudownym dzieckiem?
- Tak, bracie Pawle.
- Tak, to się zdarza. Słyszałem, Ŝe tak bywa za sprawą gruczołów. Wiesz, co to są gruczoły?
Przestraszyłem się. To, o czym mówił, obiło mi się kiedyś o uszy, ale nie byłem pewien, czy
chodzi o małe, grube, zielone karzełki, które noszą wyłącznie metalowe ubrania, czy teŜ o istoty
o wielu odnóŜach, z którymi rozmawiałem kiedyś w lesie.
- Skąd o tym wiesz? W jaki sposób się o nich dowiedziałeś? - spytałem.
- Piotrze, drogi chłopcze! Czemu się tak wystraszyłeś? Ja o gruczołach nie wiem praktycznie nic,
ale ojciec Fryderyk się na tym zna. Ma ksiąŜki na ten temat, chociaŜ wątpię, Ŝeby wierzył we
wszystko, co w nich piszą.
- To nie sądobre ksiąŜki, bracie Pawle - powiedziałem. - Takie ksiąŜki powinno się palić.
- CóŜ za okropny pomysł, chłopcze. Ale, wracając do twojej sprawy...
Nie mogłem pozwolić mu na więcej, odkrył i tak za wiele. Wypowiedziałem jedno ze słów,
których wyuczył mnie Guru. Z początku brat Paweł wyglądał na bardzo zaskoczonego, a potem -
jakby dostał strasznych boleści. Runął na pulpit, a ja zmacałem mu puls, aby się upewnić, bo
nigdy przedtem nie uŜywałem tego słowa. Był martwy. Z zewnątrz dobiegł mnie odgłos cięŜkich
kroków, więc uczyniłem się niewidzialnym. Do klasy wszedł ojciec Fryderyk. Ledwo się
powstrzymałem, Ŝeby i jego nie zabić za pomocą słowa, ale wiedziałem, Ŝe wzbudziłoby to
podejrzenie. Wymknąłem się z klasy kiedy schylał się nad martwym zakonnikiem myśląc, Ŝe ma
Plik z chomika:
uniwers1_u1
Inne pliki z tego folderu:
Cyril M. Kornbluth - Psychoupiór.txt
(29 KB)
Cyril M. Kornbluth - Domek z kart.txt
(19 KB)
Cyril M. Kornbluth - Przyjaciel człowieka.txt
(18 KB)
Cyril M. Kornbluth - Tymi oto rękoma.txt
(26 KB)
Kornbluth Cyril - Słowa guru.pdf
(108 KB)
Inne foldery tego chomika:
► EBOOK (bolek)
01. Zaginione plemię Sithów [1]
7 królestw
Abalos Rafael
Abalos Rafael(1)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin