Poranek w górach Wyzłocone słońcem szczyty Już różowo w górze płoną I pogodnie lśnią błękity Nad pogiętą skał koroną. W dole – lasy skryte w cieniu Toną jeszcze w mgle perłowej, Co w porannym oświetleniu Mknie się z wolna przez parowy. Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza, I ta rwie się w chmurek stada… Jak pajęcza, wiotka przędza, Na krawędziach skał osiada. A spod sinej tej zasłony Świat przegląda coraz szerzej, Z nocnych, cichych snów zbudzony, Taki jasny ,wonny, świeży. Wszystko srebrzy się dokoła, Pod perlista, bujną rosą, Świerki, trawy mchy i zioła Balsamiczny zapach niosą. A blask spływa wciąż gorętszy, Coraz głębiej oko tonie, Cudowności świat się piętrzy. W wyzłoconej swej koronie. Góry wyszły jak z kąpieli I swym łonem świecą czystym, W granitowej świecą bieli W tym powietrzu przeźroczystym. Każdy zakręt, każdy załom , Wyskakuje żywy ,dumny; Słońce dało życie skałom, Rzeźbiąc światłem ich kolumny. Wszystko skrzy się, wszystko mieni, Wszystko w oczach przeistacza- Gra przelotnych barw i cieni Coraz szerszy krąg zatacza. s.339 Już zdrój srebrną pianą bryzga, Gdy po ostrych głazach warczy… Już się żywszy odblask ślizga Po jeziorek sinej tarczy… Już pokraśniał rąbek lasu… Już się wdzięczy i uśmiecha Brzeg doliny – a z szałasu Dolatują śpiewne echa… Przez zielone łąk kobierce, Dzwoniąc, idą paść się trzody… Jakaś rokosz spływa w serce, Powiew szczęścia i swobody. Pierś się wznosi, pierś się wzdyma I powietrze chciwie wdycha - Dusza wybiec chce oczyma, Upojona, a nie syta; Niby lecieć chce skrzydlata, Obudzona, jak z zaklęcia… I tę całą piękność świata Chce uchwycić w swe objęcia. s.340
Faficzek-10