Nów Stałem w słońca zachodzie jak płomień Rudozłoty, wysoki chwiejny. Za mną leżał szlak drogi przebytej, Jak ja pusty, martwy, beznadziejny. A przede mną piętrzyło się wzgórze Jak nadzieja, wiara , obietnica. Choć spóźniłem się o pięć stuleci, Tam powitam młody nów księżyca. Gdy o zmierzchu ponad moją głową Noc zaczęła swój trupi lot sowi, Na tym wzgórzu rozstałem się z sobą I podałem rękę księżycowi. 732
Faficzek-10