Sharon Sala - TAJEMNICA BIAŁEJ GÓRY-.pdf

(1532 KB) Pobierz
White Mountain
Sala Sharon
Tajemnica Białej Góry
Jak to możliwe, że odciski palców ofiary morderstwa popełnionego niedawno w Nowym Jorku są identyczne jak linie papilarne
człowieka, który zmarł trzydzieści lat temu? Jack Dolan, jeden z najlepszych agentów FBI, otrzymał zadanie rozwiązania tej
zdumiewającej zagadki. Tropy zaprowadziły go do Braden, w stanie Montana. To właśnie tam, w hotelu położonym u stóp Białej
Góry, mieszkał zamordowany mężczyzna...
Fenomen życia to po prostu cud, który trwa od chwili narodzin człowieka aż do jego ostatniego
tchu. Niektórzy z nas potrafią spożytkować je lepiej, inni gorzej, lecz wszystkim dana jest tylko
jedna szansa...
Każde pojedyncze życie jest absolutnie wyjątkowe. Myśli i uczucia, niepowodzenia i sukcesy
można dzielić z drugim człowiekiem. Nie dotyczy to jednak duszy. Gdy
opuszcza ona ciało, pozostaje jedynie pusta skorupa, tak bezwartościowa, jak pozbawiona
klejnotów szkatułka.
W przeświadczeniu, że dano nam tylko jedno życie i tylko jeden jedyny raz, dedykuję tę książkę
ukochanym bliskim, którzy opuścili mnie, odchodząc do lepszego świata, zwłaszcza zaś siostrze,
Dianę. Jej utrata kosztowała mnie wiele bólu i morze wylanych łez.
Zajmij mi, proszę, siostrzyczko moja, miejsce obok siebie.
Brak mi słów, jak bardzo za tobą tęsknię.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Frank Walton żył z wyrokiem śmierci. Umierał. Od dawna podejrzewał, że nie ma już przed sobą
wiele czasu, lecz dopiero w ostatnim miesiącu potwierdziły się jego najgorsze przypuszczenia.
Wolałby, oczywiście, dłużej pozostać wśród żywych, lecz swój los przyjął z takim samym spokojem,
z jakim radził sobie z wszelkimi przeciwnościami życia.
Starał się z nimi uporać, a potem po prostu żyć dalej. Takie było jego motto. Przynajmniej do tej pory.
Na razie jednak Frankowi Waltonowi przyświecał tylko jeden cel. Czuł nieprzepartą potrzebę powrotu
do domu, to znaczy znalezienia się w utraconej ojczyźnie, w miejscu urodzenia. Marzył o tym, aby
ujraeć mieszkających tam rodaków, posłuchać ich mowy i muzyki. Choćby jeden jedyny raz. Zanim
będzie za późno.
Niestety, było to niemożliwe.
Mimo to chciał się jednak przekonać, czy to, co uczynił, miało rzeczywiście sens. Pragnął spojrzeć na
całą sprawę świeżym okiem. Być może utwierdzi się wówczas w przekonaniu, że postąpił słusznie i że
jego gigantyczny wysiłek, łącznie z utratą ojczyzny, wart był zachodu.
8
TAJEMNICA BIAŁEJ GÓRY
Właśnie dlatego Frank Walton postanowił na jakiś czas opuścić Montanę i pojechać do Nowego
Jorku. Celem jego podróży był Brooklyn, a dokładniej Brighton Beach. Tylko tam mógł odnaleźć
klimat dawnych lat i choć trochę wczuć się w atmosferę utraconego kraju. Zjeść zapamiętane z
dzieciństwa potrawy i posłuchać języka, którym posługiwano się w ojczyźnie.
Teraz, po dwóch tygodniach pobytu w Brighton Beach, uznał z przykrością, że jest już za późno, aby
cofnąć czas.
Ciepłego, październikowego wieczoru z uśmiechem opuścił mały bar. Gorący barszcz i pachnący
chleb, które przed chwilą zjadł, a także muzyka przypomniały mu posiłki przygotowywane przez
matkę i długie mroźne wieczory w ojczystej Rosji. Jedzenia mieli w domu niewiele, za to miłości pod
dostatkiem.
Frank Walton wiedział, że teraz, gdyby tylko przymknął powieki, stanęłyby mu przed oczyma nawet
najdrobniejsze szczegóły z tamtych lat. Ojciec siedzący przy kominku, palący własnoręcznie
skręconego papierosa i popijający alkohol między wyśpiewywanymi piosenkami, a także dzieci - to
znaczy on sam wraz z siostrami i braćmi, jak szaleni wywijający kozaka przy wtórze ojcowskich
śpiewów i śmiechu matki.
Poświęcił to wszystko, razem z ojczyzną, dla wyższych celów. Utwierdzał się w tym przekonaniu w
ciągu minionych trzydziestu lat. Teraz jednak, zbliżając się do
Sharon Sala
9
kresu ziemskiej podróży, zaczął się zastanawiać nad celowością tych poświęceń i wyrzeczeń.
Co właściwie osiągnął? Co osiągnął każdy z nich?
Trzy rozwrzeszczane mewy krążące nad jego głową zakłóciły mu tok myśli. Mrużąc oczy w
popołudniowym słońcu, przyglądał się z podziwem akrobatycznym wyczynom zwinnych ptaków, gdy
jak kamienie opadały znienacka na piach obok chodnika. W Montanie nie widywał mew.
Promienie słoneczne przenikały go ciepłem. Frank Walton odetchnął głęboko i pomyślał z
westchnieniem, że tam, dokąd będzie musiał niebawem się udać, nie sięga, niestety, słońce.
Ruszył ulicą w dół. Z okna na drugim piętrze wychyliła się jakaś kobieta, wychodzący z budynku
mężczyzna usłyszawszy jej wołanie zatrzymał się, podniósł głowę i coś odkrzyknął. Oboje mówili po
rosyjsku. W uszach Franka Waltona język ten brzmiał jak najpiękniejsza muzyka.
Miał ochotę coś zawołać, zaśpiewać pieśń młodości i zatańczyć do utraty tchu. Ale tę część swego
życia miał już za sobą. Nawet teraz, w obliczu nadchodzącej śmierci, nie mógł sobie pozwolić na
odkrycie prawdziwej tożsamości.
Byłoby to zbyt wielkie ryzyko.
Wsunął ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, szczęśliwy, że znalazł się w otoczeniu miłym jego
duszy.
10
TAJEMNICA BIAŁEJ GÓRY
Przystając tuż przy murze, aby osłonić przed wiatrem zapalanego papierosa, Wasyl Rostów przeklinał
ból kolana. Zaciągnął się głęboko i czekał, aż nikotyna zadziała. Po chwili poczuł się lepiej. Odprężył.
Powoli wypuścił dym wraz z powietrzem przez nos, spojrzał przed siebie. Stary człowiek, którego
śledził, nadal pozostawał w zasięgu wzroku. Zaciągnąwszy się jeszcze raz, Rostów ruszył jego
śladem, jak zawsze zachowując bezpieczną odległość:
Spoglądał na mijane wystawy, podziwiając obfitość i różnorodność towarów. Ameryka była krajem
niezwykle bogatym. Nie po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że warto byłoby zostać tu na stałe.
Oczywiście, po wykonaniu zadania.
Wasyl Rostów kochał swoją ojczyznę, ale coraz bardziej przeszkadzał mu ciągły chaos panujący u
szczytu władzy. Od czasu dawnych, dobrych lat wiele zmieniło się na gorsze. W tamtej epoce był
jednym z najmłodszych, a zarazem najlepszych rosyjskich agentów wywiadu, cenionym w
najwyższych kręgach rządowych. Dumny zarówno ze swej pozycji w KGB, jak i z walorów własnego
ciała, a także przebiegłości umysłu, był przedmiotem zazdrości innych agentów. Za przystojnym, ro-
słym i silnym młodym człowiekiem uganiały się kobiety, polegali na nim zwierzchnicy, powierzając
najtrudniejsze zadania.
Teraz nie robił nic. Nazywało się to, że jest na zasłużonej emeryturze. Dla Wasyla Rostowa było to coś
Zgłoś jeśli naruszono regulamin