Philip K Dick - Niezrekonstruowane M.pdf
(
153 KB
)
Pobierz
Niezrekonstruowane M
Philip K. Dick - Niezrekonstruowane M
I
Maszyna miala stope szerokosci i dwie stopy dlugosci; wygladala jak wielkie pudlo krakersów.
Bezszelestnie, z wielka ostroznoscia, wspinala sie po scianie betonowego budynku; opuscila dwa
gumowe walki i wlasnie rozpoczynala pierwsza faze zadania.
Z jej tylnej czesci wylonil sie platek blekitnego szkliwa. Maszyna przyciskala szkliwo mocno do
szorstkiej powierzchni betonu i przesuwala sie naprzód. Droga wspinaczki doprowadzila ja od
pionowego betonu do pionowej stali: dotarla do okna. Maszyna zatrzymala sie i wydobyla na
zewnatrz mikroskopijny kawaleczek tkaniny; który, z wielka ostroznoscia, wetknela w
zamocowanie stalowej ramy okiennej.
W lodowatej ciemnosci maszyna byla wlasciwie niewidoczna. Poswiata odleglej plataniny ruchu
ulicznego tylko na moment oswietlila jej wypolerowany korpus i przesunela sie dalej. Maszyna
podjela swoja prace.
Wyrzucila z siebie rodzaj plastykowego podium i spopielila szybe okienna. Wewnatrz mrocznego
mieszkania brak bylo wszelkiej reakcji: nikogo nie bylo w domu. Maszyna, zmatowiala od
czasteczek szklanego pylu, wypelzla na stalowa rame okienna i uniosla czujny receptor.
Podczas gdy receptor penetrowal otoczenie, maszyna naciskala na stalowa rame okienna z sila
dokladnie dwustu funtów. Rama zgiela sie poslusznie. Zadowolona z siebie, maszyna zsunela sie
po wewnetrznej stronie sciany na dosc gruby dywan. Tutaj rozpoczela druga faze zadania.
Pojedynczy ludzki wlos - wraz z cebulka i kawaleczkiem skóry glowy - zostal umieszczony na
drewnianej podlodze przy lampie. Dwa wysuszone ziarenka tytoniu zostaly ceremonialnie
wylozone w poblizu pianina. Maszyna odczekala dziesiec sekund i nagle, po trzasku uruchamianej
tasmy magnetycznej, powiedziala: "A niech to...!"
Jej glos byl osobliwie ochryply i meski.
Maszyna przemiescila sie mozolnie do drzwi szafy, które byly zamkniete na klucz. Wspinajac sie
po drewnianej powierzchni, maszyna dotarla do mechanizmu zamka, wsunela do srodka cienka
czesc swojego korpusu i delikatnie cofnela zapadki mechanizmu az do otwarcia zamka. Za rzedem
wiszacych okryc zamontowany byl niezaleznie zasilany wideomagnetofon. Maszyna zniszczyla
pojemnik tasmy filmowej - co bylo niezwykle wazne - a nastepnie, wydostajac sie z szafy,
wyrzucila z siebie krople krwi, która przylgnela do postrzepionej plataniny wybieraka
soczewkowego. Ta kropla krwi byla jeszcze wazniejsza.
Podczas gdy maszyna odciskala sztuczny zarys sladu obcasa na sliskiej emulsji pokrywajacej dno
szafy, z korytarza dal sie slyszec ostry dzwiek. Maszyna przerwala prace i znieruchomiala. W
chwile pózniej do mieszkania wszedl niewysoki mezczyzna w srednim wieku z plaszczem
przewieszonym na jednym ramieniu i teczka dyplomatka w drugiej rece.
- Bozez ty mój - powiedzial znieruchomialy na widok maszyny. - Czym jestes?
Maszyna uniosla dysze znajdujaca sie w przedniej czesci korpusu i wystrzelila rozpryskujacy
pocisk prosto w na wpól lysa glowe mezczyzny. Pocisk wbil sie w czaszke i eksplodowal. Nadal
kurczowo sciskajac plaszcz i dyplomatke, z wyrazem oszolomienia na twarzy, mezczyzna runal na
dywan. Zbite okulary lezaly wykrecone tuz przy uchu. Cialo poruszylo sie lekko w ostatniej
drgawce i znieruchomialo w zadowalajacy sposób.
Teraz, gdy juz glówny cel zadania byl osiagniety, pozostaly jeszcze dwie rzeczy do zrobienia. W
jednej z wypucowanych popielniczek stojacych na gzymsie nad kominkiem maszyna umiescila
kawalek wypalonej zapalki i ruszyla do kuchni w poszukiwaniu szklanki wody. Zaczela
wdrapywac sie po sciance zlewu, gdy zaskoczyl ja halas ludzkich glosów.
- To wlasnie jest to mieszkanie - glos byl wyrazny i bardzo bliski.
- Badzcie gotowi, nadal powinien tu byc - inny glos, takze meski jak i poprzedni.
Pchniete drzwi od korytarza otworzyly sie i dwóch osobników w ciezkich plaszczach wpadlo do
mieszkania. Z ich nadejsciem maszyna opadla na podloge kuchni zapominajac o szklance. Cos
poszlo zle. Jej prostokatny zarys zafalowal i zalamal sie; sciagajac sie w sterczaca pionowo kostke,
maszyna przybrala ksztalt zwyczajnego odbiornika telewizyjnego.
Pozostawala w tym ksztalcie, przybieranym w razie niebezpieczenstwa, gdy jeden z mezczyzn -
wysoki, rudy - zajrzal na moment do kuchni.
- Nikogo tu nie ma - stwierdzil i ruszyl dalej.
- Okno - powiedzial jego towarzysz, sapiac. Do mieszkania weszly jeszcze dwie osoby, cala ekipa.
- Nie ma szyby w oknie, rozplynela sie. Tedy dostal sie do wewnatrz.
- Ale juz sie ulotnil. - Rudowlosy ponownie pojawil sie przy drzwiach do kuchni; zapalil swiatlo i
wszedl do srodka z bronia w reku. - Dziwne... zjawilismy sie tutaj zaraz po odebraniu sygnalu
brzeczka. - Z niedowierzaniem, dokladnie sprawdzil swój zegarek. - Rosenberg nie zyje zaledwie
od kilku sekund... jak on mógl tak szybko sie stad wydostac?
Stojac w wejsciu od ulicy Edward Ackers przysluchiwal sie glosowi. Przez ostatnie pól godziny
przeszedl w nieznosne, klujace uszy skamlenie; zamierajac niemal na granicy slyszalnosci, glos
uparcie, mechanicznie niósl dalej swoja skarge.
- Jestes zmeczony - powiedzial Ackers. - Idz do domu. Wez goraca kapiel.
- Nie - odpowiedzial glos, przerywajac swoja tyrade. Miejscem, z którego glos dochodzil, byla
wielka, oswietlona kula znajdujaca sie na ciemnym chodniku, kilka jardów na prawo od miejsca,
gdzie stal Ackers. Obracajacy sie neon glosil:
SKONCZYC Z TYM!
Trzydziesci razy - zdazyl policzyc - w ciagu ostatnich kilku minut neon zatrzymywal przechodnia,
a czlowiek w kulistej budce rozpoczynal swoja oracje. Budka byla dobrze umiejscowiona; za nia
znajdowalo sie kilka teatrów i restauracji.
Jednak glównym powodem, dla którego budka tam stala, nie byl przelewajacy sie wokól niej tlum
przechodniów. Tym powodem byl Ackers i biura wznoszace sie za nim; tyrada wymierzona byla
bezposrednio przeciwko Departamentowi Spraw Wewnetrznych (DSW). Ten nieznosny harmider
trwal juz tyle miesiecy, ze Ackers prawie go juz nie zauwazal, jak deszczu bebniacego o dach lub
odglosów ruchu ulicznego. Ziewnal, zlozyl ramiona i czekal.
- Skonczyc z tym - skarzyl sie glos zrzedliwie. - Dalej no, Ackers. Powiedz cos; zrób cos.
- Czekam - powiedzial Ackers z samozadowoleniem.
Grupie sredniozamoznych obywateli przechodzacych kolo budki wreczono ulotki, które oni
rzucali za siebie. Ackers rozesmial sie.
- Nie smiej sie - wymamrotal glos. - Nic w tym nie ma smiesznego; te ulotki drukujemy za
pieniadze.
- Twoje wlasne? - zainteresowal sie Ackers.
- Czesciowo moje.
Tej nocy Garth byl sam.
- Na co czekasz? Co sie stalo? Widzialem, jak ekipa policyjna startowala z waszego dachu kilka
minut temu...
- Moze sie zdarzyc, ze kogos przymkniemy - powiedzial Ackers. - Bylo morderstwo.
Czlowiek w ponurej budce propagandzisty poruszyl sie z ozywieniem. - Aha - dal sie slyszec glos
Harveya Gartha. Pochylil sie do przodu i popatrzyli wprost jeden na drugiego. Ackers,
wymuskany, dobrze odzywiony, majacy na sobie elegancki plaszcz... Garth, chudzielec, o wiele
mlodszy, z koscista, wyglodzona twarza skladajaca sie glównie z nosa i z czola.
- Rozumiesz wiec - powiedzial mu Ackers. - Ten system jest naprawde niezbedny. Skonczcie z
utopia.
- Czlowiek zostaje zamordowany; a wy korygujecie brak równowagi moralnej poprzez zabicie
zabójcy. - Protestujacy glos Gartha wzniósl sie slabym spazmem. - Skonczyc z tym! Zniesc
system, który skazuje ludzi na pewne wyginiecie!
- Tu dostaniecie wasze ulotki - parodiowal Ackers z powazna mina. - I wasze hasla. Jedno z
dwojga lub jedno i drugie. Co bys zaproponowal zamiast tego systemu?
Glos Gartha zabrzmial duma przekonania. - Edukacje.
Ackers spytal z rozbawieniem: - I to wszystko? Czy sadzisz, ze to polozyloby kres dzialalnosci
przeciwko spoleczenstwu? Przestepcy po prostu nie wiedza, ze mozna postepowac inaczej?
- I, oczywiscie, psychoterapie. - Z wysunieta do przodu twarza, koscista i napieta, Garth patrzyl
badawczo ze swojej budki, jak pobudzony zólw ze swej skorupy. - Oni sa chorzy... dlatego
popelniaja przestepstwa, zdrowi ludzie tego nie robia. A wy przymykacie na to oczy; wy
tworzycie chore spoleczenstwo karzacego okrucienstwa. - Pogrozil oskarzajaca palcem. - Ty
jestes prawdziwym winowajca, ty i caly DSW. Ty i caly System Banicji.
Migajacy neon wyswietlal raz po raz SKONCZYC Z TYM! Majac, oczywiscie, na mysli system
przymusowego ostracyzmu dla przestepców, mechanizm wyrzucajacy skazanego czlowieka do
wybieranych na chybil trafil zapadlych rejonów syderalnego wszechswiata, do jakiejs zabitej
deskami dziury, gdzie nikomu nie móglby juz wyrzadzic krzywdy.
- W kazdym razie nie nam - Ackers dokonczyl mysl na glos. Garth wytoczyl znany argument. -
Zgadza sie, ale co z lokalnymi mieszkancami?
Rzeczywiscie, sytuacja lokalnych mieszkanców nie byla do pozazdroszczenia. W kazdym razie
ofiara banicji nie szczedzila wysilku ani czasu usilujac odnalezc droge powrotna do Ukladu Sol.
Jezeli udawalo jej sie powrócic, zanim zostala starcem, spoleczenstwo przyjmowalo ja ponownie.
Niezle wyzwanie... szczególnie dla niektórych kosmopolitów, którzy nigdy nie wychylili nosa poza
obreb Wielkiego Nowego Jorku. Prawdopodobnie wielu mimowolnych wygnanców scinalo zboze
prymitywnymi sierpami na polach rozsianych w odleglych zakatkach wszechswiata. Regiony te
tworzyly odizolowane enklawy agrarne, których mieszkancy prowadzili na mala skale handel
wymienny owocami, warzywami i wyrobami rekodzielniczymi.
- Czy wiedziales - powiedzial Ackers - ze w Wieku Monarchów zlodziej kieszonkowy byl zwykle
karany smiercia przez powieszenie?
- Skonczyc z tym - ciagnal Garth monotonnie, pograzajac sie na powrót w swojej budce. Neon
obracal sie; ulotki krazyly miedzy przechodniami. Ackers z niecierpliwoscia obserwowal ulice
szukajac znaku karetki szpitalnej.
Znal Heimiego Rosenburga. Chyba najsympatyczniejszego ze wszystkich malych facetów, chociaz
Heimie byl zamieszany w machinacje jednego z rozrastajacych sie syndykatów nielegalnie
transportujacych osadników na zyzne planety poza Ukladem. Dwóch najwiekszych handlarzy
zywym towarem zasiedlilo praktycznie caly Uklad Syriusza. Czterech na szesciu emigrantów
przemycano na statkach oficjalnie zarejestrowanych jako "frachtowce". Z trudem mozna bylo
sobie wyobrazic milego, niewielkiego Heimiego Rosenburga jako agenta handlowego Tirol
Enterprises, ale taka byla prawda.
Czekajac na karetke, Ackers snul domysly na temat zamordowania Heimiego. Prawdopodobnie
jednego z epizodów nie konczacej sie podziemnej wojny pomiedzy Paulem Tirolem i jednym z
jego glównych rywali. David Lantano byl blyskotliwym i energicznym przeciwnikiem... ale
morderstwo mógl popelnic kazdy. Wszystko zalezalo od sposobu, w jaki zostalo popelnione;
moglo to byc odwaleniem kawalka wyrobniczej roboty lub tez najczystsza ze sztuk.
- Cos nadjezdza - glos Gartha dotarl do jego wewnetrznego ucha przez delikatne urzadzenie
przekaznikowe aparatury, w która wyposazona byla budka. - Wyglada na zamrazarke.
Istotnie nadjechala karetka szpitalna. Ackers ruszyl naprzód w chwili, kiedy karetka sie zatrzymala
i jej tylne drzwi opuszczono w dól.
- Jak szybko tam dotarliscie - spytal policjanta, który ciezko zeskoczyl na chodnik.
- Od razu - odpowiedzial policjant - ale zabójcy ani sladu. Nie sadze, zeby nam sie udalo uratowac
Heimiego... trafili go w sam mózdzek, bez pudla. Fachowa robota, zadna tam amatorszczyzna.
Rozczarowany Ackers wspial sie do srodka karetki, zeby samemu wszystko sprawdzic.
Malutki i nieruchomy, Heimie Rosenburg lezal na plecach, rece wyciagniete po bokach, spojrzenie
martwych oczu wbite w dach karetki. Jego twarz zastygla w wyrazie niebywalego zdumienia. Ktos
- pewnie jeden z policjantów - wetknal zgiete okulary w zacisnieta dlon. Upadajac rozcial sobie
policzek. Zniszczona pociskiem czesc kosci czaszki byla zakryta wilgotna, plastykowa siatka.
- Kto pozostal w mieszkaniu? - pytal teraz Ackers.
- Reszta mojej ekipy - odpowiedzial policjant. - I niezalezny badacz. Leroy Beam.
- On - powiedzial Ackers z niechecia. - A jak ten sie tam znalazl?
- Tez odebral sygnal brzeczka. Przypadkowo przejezdzal obok ze swoja aparatura. Biedny Heimie
mial strasznie silny wzmacniacz do tego brzeczka... Sam sie dziwie, ze sygnalu nie odebrano tutaj,
w kwaterze glównej.
- Podobno Heimie byl bardzo niespokojny - powiedzial Ackers. - Mieszkanie naszpikowane bylo
aparatura podsluchowa. Zaczynacie zbierac dowody?
- Ekipy wlasnie zaczynaja przeszukiwac mieszkanie - potwierdzil policjant. - Za pól godziny
powinnismy miec pierwsze wyniki. Zabójca unieszkodliwil podglad wideo i podsluch,
zamontowane w szafie. Ale - wyszczerzyl zeby w usmiechu - skaleczyl sie przerywajac obwód. Na
uzwojeniu jest kropla krwi; wyglada obiecujaco.
Leroy Beam - w mieszkaniu Heimiego - przypatrywal sie, jak policjanci z DSW rozpoczynali
swoje analizy. Pracowali sprawnie i dokladnie, lecz Beam mial watpliwosci.
Pierwsze wrazenie nie ustepowalo: byl podejrzliwy. Nikt nie mógl wydostac sie z mieszkania tak
szybko. Heimie umarl, a jego smierc - zniszczenie systemu nerwowego - uruchomila automatyczny
sygnal. Brzeczek nie byl szczególna oslona dla swojego wlasciciela, ale jego istnienie zapewnialo
(lub zwykle zapewnialo) wykrycie mordercy. Dlaczego w przypadku Heimiego urzadzenie
zawiodlo?
Chodzac w zamysleniu po mieszkaniu, Leroy Beam ponownie wszedl do kuchni. Na podlodze
przy zlewie znajdowal sie maly przenosny telewizor: jaskrawa, plastykowa kostka z pokretlami i
przycmionymi soczewkami.
- A to skad tutaj? - Beam spytal jednego z policjantów, który wlasnie go mijal. - Ten telewizor na
podlodze w kuchni zupelnie nie pasuje do otoczenia.
Policjant nie zwrócil na niego uwagi. W bawialni skomplikowana policyjna aparatura sprawdzala
rózne powierzchnie cal po calu. W ciagu pól godziny od smierci Heimiego zebrano juz kilka
poszlak. Pierwsza - kropla krwi na uzwojeniu uszkodzonego podgladu wideo. Druga - zamazany
odcisk obcasa pozostawiony przez morderce. Trzecia - kawaleczek wypalonej zapalki w
popielniczce. Spodziewano sie wiecej poszlak; analizy dopiero sie rozpoczely.
Zazwyczaj wystarczylo dziesiec poszlak, zeby sporzadzic opis tylko tego jednego wlasnie
osobnika.
Leroy Beam rozejrzal sie ostroznie dookola. Nikt z policjantów nie zwracal na niego uwagi,
nachylil sie wiec i podniósl telewizorek; nie bylo w nim niczego niezwyklego. Wcisnal klawisz
wlaczajacy i czekal. Zadnej reakcji, zadnego obrazu. Dziwne.
Trzymal telewizorek spodem do góry, zeby go dokladnie obejrzec od wewnatrz, kiedy Edward
Ackers z DSW wszedl do mieszkania. Beam szybko wepchnal telewizorek do kieszeni ciezkiego,
obszernego plaszcza.
- Co pan tutaj robi? - spytal Ackers.
- Rozgladam sie - odpowiedzial Beam, zastanawiajac sie, czy Ackers zauwazyl barylkowate
wybrzuszenie jego plaszcza. - Tez jestem w tej branzy.
- Znal pan Heimiego?
- Tylko ze slyszenia - odpowiedzial Beam wymijajaco. - Slyszalem, ze byl zwiazany z syndykatem
Tirola; cos w rodzaju firmowej przykrywki. Mial biuro przy Piatej Alei.
- Szpanerskie miejsce, wszystko na pokaz jak u calej reszty handlarzy z Piatej Alei. - Ackers
przeszedl do bawialni, zeby obserwowac zbieranie dowodów.
Trójkatny detektor posuwal sie niezgrabnie po dywanie, jakby mial bardzo krótki wzrok. Badal
powierzchnie z dokladnoscia mikroskopu, którego pole widzenia jest maksymalnie ograniczone.
Zebrany material byl bezzwlocznie przekazywany do biur DSW, do zbiorczych banków danych, w
których ludnosc cywilna wystepowala w postaci serii perforowanych kart, analizowanych i
porównywanych krzyzowo bez konca.
Ackers podniósl sluchawke i zatelefonowal do zony.
- Nie bedzie mnie w domu - powiedzial. - Mam prace.
Po chwili ciszy Ellen odezwala sie. - Tak? - w glosie brzmiala rezerwa. - No cóz, dziekuje za
wiadomosc.
W rogu pokoju dwóch policjantów z ekipy z zadowoleniem badalo nowe odkrycie, wystarczajaco
wazne, by stac sie poszlaka. - Zatelefonuje jeszcze raz - powiedzial pospiesznie do Ellen - zanim
stad wyjde. To na razie.
- Do widzenia - sucho odpowiedziala Ellen i udalo sie jej odlozyc sluchawke, zanim on to zrobil.
Nowym odkryciem bylo urzadzenie nagrywajace dzwieki, wmontowane pod lampe podlogowa.
Nieprzerwane pasmo tasmy magnetycznej - nadal w ruchu - poblyskiwalo zachecajaco; sciezka
dzwiekowa epizodu morderstwa nagrala sie w calosci.
- Jest wszystko - policjant zwrócil sie wesolo do Ackersa. - Tasma byla juz uruchomiona, zanim
Heimie wszedl do domu.
- Przegraliscie ja?
- Kawalek. Jest na nim pare slów wypowiedzianych przez morderce, powinno wystarczyc.
Ackers polaczyl sie z DSW. - Czy poszlaki w sprawie Rosenburga zostaly juz wprowadzone do
komputera-kartoteki?
- Wlasnie wprowadzono pierwsza - odpowiedzial technik obslugujacy komputer. - Analiza
obejmuje stala kategorie ogólna - okolo szesciu bilionów nazwisk.
Dziesiec minut pózniej wprowadzono druga poszlake. Liczba osób majacych zerowa grupe krwi,
Plik z chomika:
Qarina
Inne pliki z tego folderu:
Philip K Dick - Za drzwiami.pdf
(40 KB)
Philip K Dick - Tytanscy gracze.pdf
(839 KB)
Philip K Dick - Pelzacze.pdf
(54 KB)
Philip K Dick - Oko Sybilli.pdf
(1944 KB)
Philip K Dick - Klany Ksiezyca Alfy.pdf
(886 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin