Philip K Dick - Wojna z Fnoolami.pdf

(50 KB) Pobierz
Wojna z Fnoolami
Philip K. Dick - Wojna z Fnoolami
- Cholera jasna - zaklal kapitan Edgar Lightfoot z CIA. - Fnoolowie wrócili, majorze. Zajeli
Provo, w stanie Utah.
Major Hauk jeknal i zazadal od sekretarki, aby przyniosla materialy na temat Fnoolów z tajnego
archiwum. - Jaka postac przybieraja tym razem? - zapytal.
- Postac miniaturowych posredników sprzedazy nieruchomosci - odparl Lightfoot.
Ostatnim razem, przypomnial sobie major, pojawili sie jako pracownicy stacji benzynowych. Na
tym polegala cecha charakterystyczna Fnoolów - gdy jeden z nich przybieral jakas postac, wszyscy
inni bez wyjatku upodabniali sie do niego. Oczywiscie agenci CIA mieli ulatwione zadanie. Ale z
tego powodu Fnoolowie wychodzili na idiotów, a major Hauk nie lubil miec idioty za przeciwnika;
glupota udzielala sie drugiej stronie i mogla nawet siegnac jego sztabu.
- Myslisz, ze beda pertraktowac? - zapytal Nauk, w zasadzie przewidujac odpowiedz. -
Moglibysmy poswiecic Provo. gdyby zgodzili sie ograniczyc do tego terenu. Moglibysmy nawet
dodac te dzielnice Salt Lake City, które maja chodniki z potwornej czerwonej cegly.
- Fnoolowie nigdy nie ida na kompromis, majorze - przypomnial Lightfoot. - Ich celem jest
podbicie Ukladu Slonecznego. Na zawsze.
- Oto materialy na temat Fnoolów - powiedziala panna Smith pochylajac sie nad ramieniem majora
Hauka. Wolna reka zacisnela dekolt bluzki gestem wskazujacym albo na zaawansowana gruzlice,
albo na przesadna skromnosc. Pewne fakty swiadczyly o tym, iz chodzilo o to drugie.
- Panno Smith - poskarzyl sie major Hauk - oto Fnoolowie usiluja podbic Uklad Sloneczny, a mnie
dokumenty przynosi kobieta majaca ponad sto centymetrów w biuscie. Czy to nie powód, zeby
oszalec? - Odwrócil starannie wzrok, pomny na zone i dwoje dzieci. - Niech pani nosi cos innego
w pracy, obcisnie sie gorsetem czy co. W koncu badzmy rozsadni, tu sie pracuje, tu sie walczy.
- Dobrze, majorze - odparla panna Smith. - Ale prosze pamietac: zostalam wybrana losowo
sposród personelu CIA. Nie napraszalam sie o to, by zostac panska sekretarka.
Przy stojacym obok majorze Lightfoocie major Hauk wyjal z teczki dokumenty skladajace sie na
dossier Fnoolów.
W Smithsonian Institute znajdowal sie eksponat przedstawiajacy Fnoola naturalnej wysokosci
okolo pól metra, wypchany i ustawiony w wielkiej gablocie zawierajacej ponadto fragment
"naturalnego srodowiska". Dzieci szkolne juz od wielu lat podziwialy Fnoola ukazanego z
pistoletem wymierzonym w grupe ziemskich niewiniatek. Naciskajac guzik dzieci powodowaly
ucieczke Ziemian (nie wypchanych. ale imitacji}, po czym Fnool wykanczal ich za pomoca
wymyslnego laserowca na energie sloneczna... i eksponat powracal do poprzedniego stanu, gotów
na nowo do akcji.
Major Hauk widzial eksponat i poczul sie nieswojo. Wiele juz razy oswiadczal, ze Fnoolowie to
nie zarty. Jednak bylo w nich cos takiego... no, po prostu to idiotyczna forma zycia. Oto caly sens
tej sprawy. W cokolwiek by sie przemienili, zawsze zachowywali wzrost karzelków: Fnool
wygladal jak zabawka rozdawana za darmo w celach reklamowych, razem z balonikami i
bukiecikami kwiatów. Niewatpliwie, myslal major Hauk, byla to cecha ulatwiajaca im przetrwanie:
rozbrajala ich przeciwników. Albo ich nazwa. Po prostu nie mozna ich bylo brac powaznie, nawet
w tej chwili, gdy nawiedzili Provo w stanie Utah w postaci roju miniaturowych agentów sprzedazy
nieruchomosci.
- Zlapcie Fnoola w jego obecnej postaci - poinstruowal major. - Przyprowadzcie go do mnie, a ja
spróbuje pertraktacji. Tym razem chyba sie poddam. Walcze z nimi juz od dwudziestu lat i mam
dosyc.
Jesli postawimy choc jednego twarza w twarz z panem ostrzegl Lightfoot - moze mu sie powiesc
imitacja pana i to juz bedzie koniec. Trzeba bedzie zlikwidowac was obu, aby miec pewnosc.
Hauk zachmurzyl sie. - Na wszelki wypadek ustalmy teraz haslo. Bedzie to slowo... "przetrawic".
Uzyje go w zdaniu, na przyklad: "Musze dokladnie przetrawic te dane". Fnool nie bedzie tego
wiedzial... mam racje?
- Tak jest, majorze. - Kapitan Lightfoot westchnal i zaraz opuscil dowództwo CIA spieszac do
helikoptera, który mial go zawiezc do Provo, w stanie Utah.
Mial jednak zle przeczucia.
Gdy helikopter kapitana wyladowal na skraju wawozu Provo u granic miasta, natychmiast zblizyl
sie do niego czlowieczek o wzroscie szescdziesieciu centymetrów, ubrany w szary garnitur, z
walizeczka w reku.
- Dzien dobry panu - zapiszczal Fnool. - Czy zechce pan zobaczyc niektóre wybrane parcele z
wspanialym widokiem na okolice? Mozna je takze podzielic...
- Wlaz do smiglowca - powiedzial Lightfoot mierzac ze sluzbowej broni kaliber 45.
- Sluchaj, przyjacielu - powiedzial Fnool radosnie - widac, ze pan sie nigdy dobrze nie zastanowil
nad znaczeniem faktu ladowania przedstawicieli naszej rasy na waszej planecie. Chodzmy do
mojego biura i pogadajmy. - Fnool skinal reka ku pobliskiemu budyneczkowi, w którym przez
otwarte drzwi widac bylo biurko i krzesla. Nad wejsciem wisial napis:
BIURO POSREDNICTWA SPRZEDAZY NIERUCHOMOSCI "RANNY PTASZEK"
- Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje - obwiescil Fnool. - A zwyciezców sie nie sadzi, kapitanie.
Wedle praw natury, jesli uda sie nam zajac wasza planete i podbic was, sily ewolucji i biologii
stana po naszej stronie. - Na jego twarzy pojawil sie radosny usmiech.
- W Waszyngtonie jest major z CIA - powiedzial Lightfoot - który tak latwo sie nie da.
- Major Hauk pokonal nas dwukrotnie - przyznal Fnool. - Darzymy go szacunkiem. Ale on jest
glosem wolajacym na puszczy, przynajmniej w tym kraju. Dobrze pan wie, kapitanie, ze przecietny
Amerykanin, który oglada ten slynny eksponat w Smithsonian Institute, usmiecha sie jedynie
poblazliwie. Nie ma po prostu poczucia zagrozenia.
Tymczasem dwóch innych Fnoolów, równiez pod postacia agentów sprzedazy nieruchomosci
ubranych w szare garnitury i z walizeczkami w rekach, zblizylo sie do helikoptera. - Popatrz -
odezwal sie jeden z nich - Charley schwytal Ziemianina.
- Nie - sprzeciwil sie drugi, to Ziemianin zlapal jego.
- Wlazic do smiglowcu, cala trójka - zazadal Lightfoot wymachujac pistoletem.
- Robi pan blad - powiedzial pierwszy Fnool potrzasajac glowa. - Ale jest pan jeszcze mlody, z
czasem pan zmadrzeje. - Nagle odwrócil sie na piecie i wrzasnal: - Smierc Ziemianom!
Szarpnal walizeczke do góry i ladunek czystej energii swisnal obok prawego ucha Lightfoota.
Kapitan przykleknal blyskawicznie i nacisnal spust; Fnool, który juz stal w drzwiach smiglowca,
upadl na twarz i lezal obok walizeczki. Dwaj pozostali patrzyli, jak Lightfoot ostroznie odsuwa ja
noga.
- Mlody - powiedzial jeden z nich - ale ma szybki refleks. Wiedziales, jak strzelil z kolana?
- Ziemianie to nie zarty - zgodzil sie drugi. - Mamy jeszcze pod górke po drodze do naszego
zwyciestwa.
- Jak juz tu pan jest - ten pierwszy zwrócil sie do Lightfoota - moze da sie pan jednak namówic na
kupno jakiegos kawalka ziemi? Podwioze pana na miejsce i mozna od razu obejrzec. Uzbrojenie
terenu za niewielka dodatkowa oplata.
- Wlazic do smiglowca - powtórzyl Lightfoot mierzac w nich pewna reka z pistoletu.
W Berlinie Oberleutnant zachodnioniemieckiego urzedu bezpieczenstwa SHD (Sicherheitdienst)
podszedl do swego dowódcy, zasalutowal w sposób skadinad zwany rzymskim i powiedzial:
- General, die Fnoolen sind wieder zurück. Was sollen wir jetzt tun?
- Fnoolowie wrócili? - jeknal przerazony Hochflieger. - Juz? Dopiero trzy lata temu wykrylismy
ich siatke i zniszczylismy ja. - Skoczywszy na równe nogi zaczal przechadzac sie z rekami
zalozonymi do tylu po ciasnym pomieszczeniu swego tymczasowego gabinetu w podziemiach
budynku Bundesratu. - Tym razem w jakiej postaci? Wiceministrów finansów, jak poprzednio?
- Nie, panie generale - odparl Oberleutnant. - Tym razem sa inspektorami obslugi z zakladów
Volkswagena. Brazowy kombinezon, tablica z danymi technicznymi, grube szkla, w srednim
wieku. Czepiaja sie wszystkiego. I, jak poprzednio, nur szescdziesiat centymetrów wzrostu.
- Czego nie znosze u Fnoolów - powiedzial general - to bezlitosnego stosowania nauki w sluzbie
zniszczenia, a szczególnie broni bakteriologicznej. Prawie nas pokonali tym wirusem ukrytym w
kleju na odwrocie kolorowych okolicznosciowych znaczków pocztowych.
- Desperacka bron - zgodzil sie jego podwladny - ale raczej zbyt fantastyczna, by mogla przyniesc
zwyciestwo. Tym razem pewnie postawia na sile razenia w polaczeniu z absolutna synchronizacja
dzialan.
- Ma sie rozumiec - zgodzil sie Hochflieger. - Jednakze musimy przeciwdzialac i pokonac ich.
Zawiadomcie Terpol. - Terpol byla to ogólnoswiatowa organizacja kontrwywiadu z kwatera
glówna na Ksiezycu. - Gdzie dokladnie ich wykryto?
- Jak dotad tylko w Schweinfurcie.
- Moze trzeba zrównac z ziemia cala okolice?
- To pokaza sie gdzie indziej.
- Prawda - zamyslil sie Hochflieger. - Nalezy wiec doprowadzic operacje Hundefutter do
pomyslnego zakonczenia. - Operacja Hundefutter polegala na wyhodowaniu odmiany ludzi o
wzroscie szescdziesieciu centymetrów, którzy potrafili przyjmowac dowolne postacie. W ten
sposób mogli przeniknac do siatki Fnoolów i rozsadzic ja od wewnatrz. Operacja Hundefutter ,
finansowana przez Fundacje Kruppa, zostala przygotowana na taka wlasnie ewentualnosc jak
obecnie.
- Uruchomie oddzial Kommando Einsatzgruppe II - powiedzial podwladny. - Mozna juz ich
zrzucac w postaci antyFnooli na tyly obszaru zajetego przez wroga w okolicy Schweinfurtu. Do
zachodu slonca sytuacja powinna juz byc opanowana.
- Grüss Gott - powiedzial Hochflieger kiwajac glowa. - Prosze wiec przygotowac rozkazy dla
Kommando , a potem bedziemy sledzic tok operacji Hundefutter .
Zdawal sobie sprawe, ze jesli operacja sie nie powiedzie, potrzebne beda bardziej zdecydowane
srodki.
Los naszej rasy jest stawka w tej grze, powiedzial do siebie. Nastepne cztery tysiace lat cywilizacji
zaleza od sprawnego dzialania funkcjonariusza SHD. Moze nawet jego.
Myslac o tym przechadzal sie po pokoju.
W Warszawie miejscowy szef Ludowej Agencji Ochrony Procesów Demokratycznych przeczytal
kilkanascie razy zakodowana depesze siedzac przy biurku, pijac herbate i jedzac pózne sniadanie
skladajace sie z buleczek maslanych przelozonych szynka Krakus. Tym razem pod postacia
szachistów, pomyslal Sergiusz Nikow. I kazdy z tych szachistów otwiera pionkiem hetmanskim -
bardzo slabe otwarcie, szczególnie w porównaniu z otwarciem pionem królewskim, nawet w grze
bialymi. Ale...
Mimo to sytuacja jest potencjalnie niebezpieczna.
Na kartce papieru z naglówkiem napisal polecenie: "Izolowac grupe szachistów otwierajacych
pionem hetmanskim". Skierujemy ich do Zespolów Zalesiania, postanowil. Fnoolowie sa mali, ale
z sadzonkami sobie poradza... w kazdym razie musimy ich jakos wykorzystac. Siew; moga
przeciez siac sloneczniki w naszym programie pozyskiwania tluszczów roslinnych z obszarów
potundrowych.
Rok ciezkich robót, pomyslal, i nastepnym razem dobrze sie zastanowia, nim zechce sie im
podboju Ziemi.
Z drugiej strony moze by zawrzec uklad? Jako alternatywe wobec Zespolów Zalesiania mozna by
ich wcielic do sluzby wojskowej w specjalnej brygadzie i uzyc w Chile do walk w górach.
Poniewaz maja tylko po szescdziesiat centymetrów wzrostu, da sie wielu wepchnac do jednej lodzi
podwodnej i tak przetransportowac. Ale czy mozna ufac Fnoolom?
Najbardziej u nich nie znosil - a zapoznal sie z nimi dobrze przy okazji poprzednich najazdów na
Ziemie - ich przewrotnosci. Ostatnim razem przyjeli postac tancerzy ludowych - i potanczyli sobie
z Ziemianami. W Leningradzie zmasakrowali cala widownie; pozabijali na miejscu wszystkich
mezczyzn, kobiety i dzieci za pomoca broni o przemyslnej konstrukcji, solidnie wykonanej, a
zamaskowanej jako ludowe instrumenty muzyczne z grupy pieciostrunowych.
To sie juz nie moglo powtórzyc; wszystkie narody demokratyczne byly juz teraz czujne -
utworzono specjalne brygady mlodziezowe w celu nadzorowania bezpieczenstwa. Jednak jakis
nowy trik, na przyklad ta postac szachistów, mógl sie powiesc szczególnie w malych miasteczkach
na wschodzie, gdzie ciagle jeszcze witano szachistów entuzjastycznie.
Ze skrytki w biurku Sergiusz Nikow wyjal telefon lacznosci specjalnej bez tarczy; uniósl
sluchawke i powiedzial do mikrofonu: - Fnoolowie pojawili sie na pólnocnym Kaukazie.
Przygotowac solidne wsparcie pancerne i gdy zechca rozszerzyc natarcie, otoczyc ich, wymacac
osrodek dowodzenia i dzielic na coraz mniejsze grupki, z którymi zalatwimy sie po kolei.
- Tak jest, pulkowniku Nikow.
Sergiusz Nikow odlozyl sluchawke i wrócil do spóznionego sniadania.
Gdy kapitan Lightfoot pilotowal smiglowiec w drodze powrotnej do Waszyngtonu, jeden z Fnooli
postanowil porozmawiac.
- Jak to sie dzieje - zapytal, ze obojetnie w jakiej postaci sie pojawiamy, zawsze potraficie nas
wykryc? Przybywalismy juz jako pracownicy stacji benzynowych, inspektorów obslugi
Volkswagena, arcymistrzów szachowych, artystów ludowych nawet z instrumentami, nizszych
urzedników rzadowych, a teraz posredników sprzedazy nieruchomosci...
- Chodzi o wasze wymiary - odparl Lightfoot.
- To pojecie jest dla nas niezrozumiale.
- Macie tylko dwie stopy wzrostu!
Fnoolowie naradzali sie przez chwile, po czym przemówil drugi z nich.
- Jednak wymiary sa wzgledne. Reprezentujemy wszystkie cechy Ziemian wcielone w nasze
tymczasowe formy i wedle praw logiki...
- Chodz - powiedzial Lightfoot. - Stan obok mnie. - Fnool podszedl ostroznie, w dalszym ciagu
trzymajac walizeczke. - Siegasz mi akurat do kolana - pokazal kapitan. - Ja mam szesc stóp
wzrostu, a ty masz dokladnie jedna trzecia tego. Wsród Ziemian widac was jak na dloni.
- Czy to jakies przyslowie ludowe? - zapytal Fnool. - Lepiej je zapisze. - Z kieszeni wyciagnal
malenki dlugopis wielkosci zapalki. - "Jak na dloni". Mam nadzieje, ze gdy was pokonamy,
zachowamy niektóre wasze obyczaje w muzeum.
- Ja tez mam nadzieje - powiedzial Lightfoot zapalajac papierosa.
- Zastanawiam sie, czy mozemy w jakis sposób urosnac - zamyslil sie drugi Fnool. - Czy to jakis
sekret waszej rasy? - Popatrzyl na zapalony papieros zwisajacy niedbale z ust kapitana. - Czy w
ten sposób osiagacie swój nadnaturalny wzrost? Przez zapalenie tego slupka sprasowanych
wlókien roslinnych i wdychanie dymu?
- Tak - odrzekl Lightfoot wreczajac papierosa szescdziesiecio-centymetrowemu Fnoolowi. - To
nasz sekret. Palenie papierosów powoduje wzrost. Wszystkie nasze dzieci, a w szczególnosci
nastolatki, pala. Wszyscy mlodzi.
- Spróbuje tego - powiedzial Fnool do swego towarzysza. Umiesciwszy papierosa w ustach
zaciagnal sie gleboko. Lightfoot zamrugal oczami, poniewaz w tym momencie Fnool mial juz
cztery stopy wzrostu! Podobnie jego towarzysz; obaj Fnoolowie zwiekszyli swój wzrost
dwukrotnie. Papieros w niewiarygodny sposób dodal cale dwie stopy do wzrostu Fnooli.
- Dziekuje bardzo - powiedzial obecnie juz czterostopowy agent sprzedazy nieruchomosci do
Lightfoota, znacznie bardziej wyrazistym glosem niz poprzednio. - Robimy duze postepy,
nieprawdaz?
- Oddaj papierosa - powiedzial nerwowo Lightfoot.
W swoim gabinecie w budynku CIA major Julius Hauk nacisnal guzik na biurku i natychmiast
panna Smith otworzyla drzwi i weszla do pokoju trzymajac blok do notatek.
- Panno Smith - odezwal sie major - kapitana Lightfoota nie ma, moge wiec pani powiedziec, ze
tym razem Fnoolowie wygraja. Jako oficer odpowiedzialny za walke z nimi mam zamiar sie
poddac i zejsc do schronu przewidzianego na sytuacje beznadziejne - takie jak ta.
- Przykro mi to slyszec - odparla panna Smith mrugajac dlugimi rzesami. - Milo bylo pracowac dla
pana.
- Pani to tez dotyczy - wyjasnil Hauk. - Wszyscy Ziemianie sa pokonani; nasza kleska jest na skale
planetarna. - Otworzywszy szuflade biurka wyciagnal otwarta jeszcze piersiówke whisky, która
otrzymal na urodziny. - Najpierw skoncze te butelke - poinformowal panne Smith. - Czy pani sie
do mnie przylaczy?
- Nie, dziekuje panu - odrzekla panna Smith. - Niestety, nie pije, przynajmniej za dnia.
Major Hauk napil sie troche z zakretki od manierki, a potem, chyba by sie upewnic, ze whisky jest
do samego dna, pociagnal z butelki. W koncu odstawil ja. - Trudno uwierzyc - powiedzial - ze
postawia nas pod sciane stwory nie wieksze od domowych kotów, ale taka jest prawda. - Uklonil
sie pannie Smith kurtuazyjnie. - Teraz oddalam sie do mojego podziemnego schronu betonowego,
gdzie mam zamiar sie schronic przed zaglada cywilizacji, takiej, jaka znamy.
- Ma pan szczescie, majorze - powiedziala panna Smith, a w jej glosie brzmiala niepewnosc. - Ale
czy pan... tak po prostu zostawi mnie tu na pastwe Fnooli? To znaczy... - Jej ostro zakonczone
piersi zafalowaly pod bluzka. - To nie bardzo uczciwe.
- Nie ma sie pani czego obawiac z ich strony, panno Smith - odparl major Hauk. - W koncu dwie
stopy wzrostu... - Pokazal reka. - Nawet mloda histeryczka nie moglaby sadzic... - Zasmial sie. -
No, co tez pani...
- Ale to straszne uczucie - zwierzyla sie panna Smith - gdy sie jest porzucona w obliczu czegos, o
czym wiadomo, ze jest wrogiem z calkiem innej planety.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin