R628. Jessica Steele - Matki i córki - Nasza broń kobieca.pdf

(635 KB) Pobierz
Jessica Steele - Nasza broñ kobieca
Droga Czytelniczko!
W sierpniu jeszcze cieszymy się wakacjami, lecz juŜ
uświadamiamy sobie bliskie nadejście jesieni. Taka juŜ jest kolej
rzeczy, Ŝe większość z nas, zamiast Ŝyć chwilą teraźniejszą, wybiega
myślą w przyszłość.
Nie warto martwić się na zapas, lepiej nauczyć się przeciwdziałać
napadom smutku. Wierzę, Ŝe sięgasz po nasze ksiąŜki, zwłaszcza te I
serii ROMANS, poniewaŜ są skutecznym lekarstwem na zły humor
Oto moje propozycje na ten miesiąc:
Jessica Steele
Nasza broń kobieca
Dziedzictwo - opowieść o trojaczkach, które odziedziczyły duŜy
majątek, lecz by go otrzymać, musiały spełnić pewne warunki. W
sierpniu poznasz Abby, o pozostałych siostrach przeczytasz w
październiku i grudniu.
Krew nie woda - chociaŜ wszyscy zgadzamy się z tym
twierdzeniem, czasami o nim zapominamy. RównieŜ Sophie
popełniła ten błąd.
Pan biznesmen szuka Ŝony - historia, jakich mało. Nie co dzień
bowiem obcy męŜczyzna proponuje nam małŜeństwo, a to właśnie
przydarzyło się Lindsay.
Nasza broń kobieca - romans niani z pracodawcą. Banalne? Nic
podobnego, bo Fennia jest nadzwyczaj oryginalną dziewczyną.
KsiąŜka o miłosnych perypetiach jej kuzynki. Astry, ukaŜe się w
listopadzie.
Widzę tylko ciebie, Tajemnicza milionerka (Duo) - poznasz
Sophie i Melody, którym Ŝycie nie poskąpiło trosk. Pierwsza z nich
marzy o wybrnięciu z kłopotów finansowych, druga zaś... chciałaby
być choć trochę biedniejsza.
śyczę miłej lektury!
GraŜyna Ordęga
Harleąuin. KaŜda chwila moŜe być niezwykła.
A HARLEOJJIN *
Czekamy na listy!
Toronto ■ Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt ■ Hamburg
Madryt • Mediolan • ParyŜ
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Nasz adres:
Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
19424673.002.png
Tytuł oryginału:
Bachelor in Need
Pierwsze wydanie: Hariequin
Romanc*. 2000
Redaktor serii:
GraŜyna Ordęga
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Korekta: Janina
Szrajer GraŜyna
Ordęga
Fennia kolejny raz spojrzała na zegarek. JuŜ siódma!
Gdzie oni się podziewali? Czasami spóźniali się, ale nigdy
aŜ tyle. Lucie, dwuipółletnia córeczka państwa Todd, była
oczkiem w głowie swoich rodziców. Mariannę i Harvey pra-
cowali wprawdzie do późna, zawsze jednak któreś z nich
wyskakiwało na chwilę, by odebrać córkę.
Kate Young, szefowa Ŝłobka, która dobro swoich pod-
opiecznych przedkładała nad wszystko, umówiła się z rodzi-
cami, Ŝe dzieci będą odbierane najpóźniej o pół do siódmej.
UwaŜała, Ŝe jeśli ktoś nie jest w stanie odebrać dziecka do
tej godziny, to powinien poszukać innego miejsca dla swej
pociechy.
- Fennia! - zawołała z kuchni Kate.
- Co się stało? - Wzięła dziewczynkę na ręce i wbiegła
do kuchni.
- Zadzwonili ze szkoły Jonathana, miał jakiś wypadek
w czasie meczu rugby. Muszę lecieć, poradzisz sobie sama?
- Oczywiście - odparła Fennia pewnym głosem, choć
czuła narastający niepokój.
Spojrzała na Lucie. Dziecko zaczynało się mazać. Wzięła
je na ręce, podała ulubionego misia i utuliła. Gdyby odebrano
je tak jak zwykle, zapewne byłoby teraz kąpane i szykowane
do snu.
© 2000 by Jessica Steele
© forthe Polish edition by Arlekin -Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o„ Warszawa 2002
Wszystkie prawa zastrzeŜone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z
Hartequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej ksiąŜce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - Ŝywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Hariequin
i znak serii Harlequin Romans są zastrzeŜone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 83-238-0253-X
Indeks 360325
ROMANS - 628
19424673.003.png
JESSICA STEELE
Faktycznie, gdy tylko Fennia połoŜyła Lucie do
łóŜeczka, dziewczynka natychmiast zasnęła.
Podeszła do okna i zaczęła nerwowo wyglądać. Nie wie-
działa, czy Kate, wychodząc w pośpiechu, zostawiła klucze
do gabinetu, gdzie przechowywana była dokumentacja Ŝłob-
ka. Gdyby udało jej się tam dostać, mogłaby sprawdzić, gdzie
pracują Toddowie i zadzwonić tam.
Wróciła do pokoju i spojrzała na śpiącą Lucie. Mała wy-
glądała teraz jak aniołek i w niczym nie przypominała diab-
lątka, którym w istocie była.
- Tak, juŜ wiem! - Fennia przypomniała sobie, gdzie kie
dyś spotkała rodziców małej. Państwo Todd byli dynamicz
nymi, młodymi ludźmi, pracującymi w jednej z międzynaro
dowych agencji reklamowych. Tylko jak się ona nazywała?
W tym momencie na podjazd wjechał duŜy, elegancki,
czarny samochód. Ucieszona, podeszła do okna, lecz mina
natychmiast jej zrzedła. Wysoki, dobrze zbudowany, trzy-
dziestoparoletni męŜczyzna, który właśnie wysiadł z auta, z
całą pewnością nie był Harveyem Toddem.
- Słucham - zapytała chłodno Fennia, otwierając drzwi i
wzrokiem natykając się na dwoje pięknych, niebieskosza-
rych oczu.
- Pani tu pracuje? - zapytał nieznajomy, ze zdziwieniem
patrząc na bardzo wysoką, brązowooką dziewczynę o kru-
czoczarnych włosach.
Nie wiedziała, kim jest ten męŜczyzna ani czego chce, a
jego ogłada i atrakcyjny wygląd nie robiły na niej wraŜenia.
ZdąŜyła się juŜ przyzwyczaić do tego, Ŝe niektórzy tatusiowie
uwaŜali się za bóstwa, zawsze i wszędzie szukali swojej szan-
sy, a ich sposób bycia był więcej niŜ przyjacielski.
NASZA BROŃ KOBIECA
7
- Nie jest pan ojcem Ŝadnego z naszych podopiecznych,
prawda? - Fennia postanowiła nie odpowiadać na jego py-
tanie.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - odparł z szerokim
uśmiechem.
Gdy posłała mu surowe spojrzenie, spowaŜniał, lecz
w oczach nadal błyskały diabelskie ogniki.
- Jestem stryjem Lucie Todd. Czy dzwoniono do pani,
Ŝeby powiedzieć, Ŝe po nią przyjadę?
- Stryjem Lucie? - powtórzyła Fennia i uchyliła szerzej
drzwi.
- Jej tata jest moim bratem.
- Proszę, niech pan wejdzie - zaprosiła go do środka. Coś
ją jednak zaniepokoiło.
- A więc przyjechał pan po Lucie... - zagaiła w nadziei,
Ŝe zdoła się czegoś więcej dowiedzieć.
- Zdaje się, Ŝe jest ostatnim dzieckiem w Ŝłobku.
- A jej rodzice? Dlaczego oni się nie zjawili?
- Mieli wypadek. PowaŜny wypadek...
Serce Fennii zamarło. Przypomniała sobie, jak zareago-
wały z kuzynką Astrą, gdy ich krewna Yancie padła ofiarą
samochodowej katastrofy. Na szczęście Yancie szybko doszła
do siebie, ale pierwsze godziny po odebraniu wiadomości
były straszne.
- Tak mi przykro - powiedziała Fennia, a jej wcześniej-
szy chłód i dystans gdzieś się ulotniły. - Czy odnieśli powaŜ-
ne obraŜenia?
- Jeszcze dokładnie nie wiadomo, ale nie wygląda to
dobrze. - Powaga w jego głosie na tle wcześniejszej lekkości
sprawiła, Ŝe Fennia pomyślała, iŜ ma przed sobą człowieka
6
19424673.004.png
8
JESSICA STEELE
NASZA BROŃ KOBIECA
9
ukrywającego swoje prawdziwe uczucia. MęŜczyznę, który
swoje cierpienia, bo chyba musiał teraz cierpieć, ukrywał
przed całym światem.
- Jak rozumiem, oboje odnieśli obraŜenia? - spytała Fen-
nia miękko. Czy Mariannę teŜ...?
- Jechali razem na spotkanie z klientem - wyjaśnił. -
Zderzyli się z cięŜarówką.
- Kto pana zawiadomił? Policja? - Fennia nie bardzo
wiedziała, co powiedzieć.
- Tak. Wprawdzie nie było mnie w biurze, ale mój asy-
stent zadzwonił do mnie na telefon komórkowy. Natychmiast
pojechałem do szpitala, ale oboje byli nieprzytomni. Potem
zadzwoniłem do biura i okazało się, Ŝe ktoś z agencji rekla-
mowej Frost and Fletcher chciał się ze mną skontaktować,
Ŝeby mi przypomnieć o małej.
- A pan o niej zapomniał? - zapytała Fennia, na co męŜ-
czyzna zareagował ostrym spojrzeniem. - Przepraszam, miał
pan co innego na głowie.
- Byłem pewien, Ŝe opiekuje się nią niania, a gdy oka-
zało się, Ŝe jest inaczej, musiałem ustalić, o jaki Ŝłobek
chodzi, co zajęło mi sporo czasu. A właśnie, gdzie jest
mała? - zapytał tonem sugerującym, Ŝe ma ochotę skończyć
tę rozmowę.
Fennia zaprowadziła męŜczyznę do pokoiku, w którym
spała Lucie. Pochyliła się nad małą, a dziecko otworzyło
oczka.
- Tatuś? - spytała dziewczynka nieprzytomnie.
Fennia natychmiast się zorientowała, Ŝe Lucie równieŜ nie
zna tego człowieka.
- Śpij, kochanie - uspokoiła ją, i gdy tylko mała zamknę-
ła oczka, chwyciła nieznajomego za łokieć i
wyprowadziła
z pokoju.
- Kim pan jest? - spytała stanowczym głosem.
- JuŜ pani mówiłem! - wypalił w taki sposób, by nie miała
wątpliwości, Ŝe nie podoba mu się jej ton.
- Oczekuję wyjaśnień - odparła stanowczo. - Widzę
przecieŜ, Ŝe Lucie nie rozpoznaje pana!
- Nie dziwi mnie to. Widziałem ją moŜe cztery... góra
pięć razy.
- A zatem nie jest pan zbyt blisko ze swoim bratem?
- dociekała Fennia.
- Owszem, jesteśmy blisko, tylko cięŜko pracujemy, więc
rzadko mamy okazję się widzieć. Często jednak do siebie
d/.wonimy.
- Taka rodzinna miłość na odległość?
- Proszę sobie darować len sarkazm - powiedział oschle
i podał Fennii wizytówkę.
Bez cienia zainteresowania przeczytała jej treść. Jegar
Urquart, prezes tej słynnej, wielkiej korporacji Global Com-
munications? CóŜ, nierzadko spotyka się tak waŜne osobisto-
ści, pomyślała Fennia i juŜ miała oddać wizytówkę właści-
cielowi, ale coś ją tknęło.
- Nazywa się pan Jegar Urquart?
- Tak.
- A pana brat nazywa się Todd?
- Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Co za pech, Ŝe
akurat dziś Kate nie mogła zostać dłuŜej.
Co robić? Co robić? - myślała gorączkowo. Mówi, Ŝe są
przyrodnimi braćmi i przedstawia się jako stryj Lucie Todd...
- Jest pan starszy od Harveya - powiedziała dla zyskania
19424673.005.png
10
JESSICA STEELE
NASZA BROŃ KOBIECA
11
na czasie. - Harvey Todd ma najwyŜej dwadzieścia sześć
lat...
- Między nami jest dziesięć lat róŜnicy. Mama roz-
wiodła się z moim ojcem, po czym ponownie wyszła za
mąŜ i urodziła Harveya. Proszę mnie posłuchać, miałem
dziś cięŜki dzień, który wcale jeszcze się nie skończył.
Wezmę Lucie i...
- Nie!
- Nie? - Jegar Urquart zaczynał wpadać w gniew.
Fennia nic nie mogła na to poradzić. Faktycznie, jeśli ten
męŜczyzna mówił prawdę, to bez wątpienia miał dzisiaj bar-
dzo cięŜki dzień, dopóki jednak nie zdoła potwierdzić jego
słów, pod Ŝadnym pozorem nie odda mu dziecka. Tylko czy
on o tej porze zdoła udowodnić swoją toŜsamość?
Nie czekając na jej zgodę, nieznajomy zrobił krok w stro-
nę pokoju, w którym spała Lucie.
- Czy zastanę w domu pańską Ŝonę? - rzuciła w pośpie-
chu. Zdawała sobie sprawę, Ŝe jeśli ten człowiek zdecyduje
się uŜyć siły fizycznej, będzie bezradna.
- Nie mam Ŝony!
- A partnerkę?
- Nie jestem w Ŝadnym trwałym związku - odparł ziry-
towany, po czym zrobił kolejny krok w stronę pokoju do
leŜakowania.
- Nie! - zaprotestowała. - Nie mogę oddać panu Lucie.
Nie wolno mi jej spuścić z oka. Odpowiadam za...
Fennia przerwała, jako Ŝe nieznajomy zatrzymał się, spoj-
rzał na nią uwaŜnie, a na jego twarzy znów pojawił się ów
tajemniczy uśmiech, któremu tak bardzo nie ufała.
- Proszę zatem pojechać z nami - zaproponował Jegar
Urquart i z rozbawieniem zaczął się przyglądać, jak Fennia
ze zdziwienia otwiera buzię.
- Nie mogę się na to zgodzić! - zaprotestowała. Zauwa-
Ŝyła, Ŝe jego wzrok na chwilę spoczął na jej dłoniach, na
których nie było obrączki.
- Czeka na panią partner?
- Nie, ale...
- Nie ma Ŝadnego „ale". Niech pani zadzwoni do mamy
i powie...
- Nie mieszkam z matką! - wypaliła, czując jednak, Ŝe
jej opór słabnie. Nie miała Ŝadnego rozsądnego pomysłu,
jak
inaczej rozwiązać tę sytuację. Dodała więc tylko: - Ale
Lucie
jedzie w moim samochodzie.
Uśmiechnął się tryumfująco, a Fennia spakowała wszyst-
ko co, mogło się przydać Lucie w ciągu najbliŜszej doby.
Następnie wręczyła mu torbę i wzięła przenośny fotelik ze
śpiącą dziewczynką, nie pozwalając się w tym wyręczyć Ur-
quartowi.
Bardzo eleganckie miejsce, pomyślała, gdy zajechali
pod jego dom. Tym razem pozwoliła mu nieść śpiącą małą,
jako Ŝe od garaŜu do wejścia było kilkanaście metrów.
Wreszcie weszli do luksusowego apartamentu na ostatnim
piętrze.
- Czy ma pan stałą pomoc domową? - spytała Fennia.
gdyŜ wszędzie panował nieskazitelny porządek.
- Panią Swann, od poniedziałku do piątku. Zostaje pani
na noc, rzecz jasna?
Fennia nie miała tego w planie, lecz poniewaŜ i tak juŜ
przegrała bitwę, przewoŜąc tu małą, więc dalszy opór nic
miał sensu. Jedyne, co jej pozostało, to nie spuszczać Lucie
19424673.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin