Conan (Tom 66 - Conan i Władczyni niebios) - Duncan MacGregor.txt

(573 KB) Pobierz
DUNCAN MACGREGOR
tom 66


CONAN I W�ADCZYNI NIEBIOS

TYTU� ORYGINA�U CONAN AND THE GODDESS OF HEAVEN
PRZEK�AD HENRYKA HANNA OLCZAK

CZʌ� PIERWSZA
SKARB RYCERZA

I
BRACIA

Bia�y pi�trowy dom Serwusa Narota sta� na samym kra�cu Lidii � niewielkiego 
miasteczka na po�udniowym wschodzie Argosu. Ca�a Lidia le�y na wzg�rzach, mi�dzy 
kt�rymi p�yn� bystre strumienie, a woda w nich jest cudowna, b��kitna, tak przejrzysta i 
smaczna, �e co dzie� przychodz� po ni� z cebrzykami i innymi naczyniami ludzie z 
s�siedniego Shemu. Mieszka�cy miasta nic nie maj� przeciw temu: podziemne �r�d�a 
szczodrze karmi� strumienie, a Shemici z wdzi�czno�ci tanio sprzedaj� na ich bazarach 
tkaniny i zbo�e.
Co si� za� tyczy domu szlachetnego rycerza nosz�cego imi� Serwus Narot, to powiadaj�, 
�e jest tam nie mniej ni� sto pokoj�w, a od g��wnych korytarzy odchodz� setki pomniejszych, 
tak �e bez trudu mo�na w nich zab��dzi�.
Jeszcze m�wi�, �e drogie dywany z Turanu za�cielaj� pod�ogi, wszystkie lampy zrobione 
s� z czystego z�ota i ozdobione drogocennymi kamieniami, a wok� domu rozpo�ciera si� 
przepyszny sad i spaceruj� po nim pawie z ogonami tak pi�knymi, �e w ca�ym �wiecie nie 
masz podobnych. Jednym s�owem wiele r�no�ci gadaj� dobrzy ludzie z Lidii o swoim 
ziomku i jego bogactwie, ale kt� by im tam wierzy�. Wszyscy wiedz�, �e Lidia to stolica 
plotek, niechby i ca�kiem niewinnych.
Zbli�aj�c si� do zachodniej bramy miasta filozof Benino Brass �mia� si� dobrodusznie, gdy 
przekazywa� te bajdy swojemu m�odszemu bratu Peppo, nie zapominaj�c wszak�e opatrywa� 
je odpowiednim mora�em. Ch�opak s�ucha� uwa�nie, lecz jego poci�g�ej bladej twarzy ani 
razu nie rozja�ni� nawet cie� u�miechu, poniewa� przy swoim bracie by� kim� w rodzaju 
ucznia i ten stan dawno ju� mu si� znudzi�. W ka�dym razie unika� patrzenia Beninowi prosto 
w oczy, wola� ogl�da� jedwabist� grzyw� swojej kr�tkonogiej bu�anki, kt�ra od samej 
Messancii � ich rodzinnego miasta � kula�a, bo potkn�a si� w w�wozie. Jednak nie chcia� 
zamienia� jej po drodze na innego konia, bo te� bu�anka by�a jego star� przyjaci�k�, kt�r� 
jeszcze jako dziecko otrzyma� w prezencie od ojca i od tej pory nigdy si� z ni� nie rozstawa�.
Po��wka s�o�ca zachodz�cego za horyzont b�yszcza�a mgli�cie i pi�knie, prawie 
purpurowo, zwiastuj�c na dzie� jutrzejszy wiatr, a mo�e i deszcz.
W tym �wietle wszystko wydawa�o si� czarowne: i drzewa, i krzewy, i trawa, kt�rej ziele� 
nabra�a teraz r�owego po�ysku, i szare mury miasta, w kt�rych srebrzystych mikowych 
ziarnkach iskrzy�y si� tysi�ce malutkich szkar�atnych s�o�c, i b��kitne niebo z bia�o�
fioletowymi p�atami ob�ok�w, i sama linia horyzontu, kt�ra sta�a si� tymczasem purpurowa 
jak pas nadwornego skarbnika.
Poprzez kraty bramy Peppo zobaczy� w�skie i krzywe, lecz starannie wy�o�one ��tym 
p�askim kamieniem uliczki Lidii, przysadziste domy, zbudowane jakby wed�ug jednego 
wzoru � wszystkie kwadratowe, parterowe, z p�okr�g�ymi dachami, a tak�e nielicznych 
przechodni�w z jednakowym wyrazem zm�czenia na smag�ych twarzach.
Wszystko to by�o tak�e zalane r�owym martwym �wiat�em, ale nie nape�nia�o t�sknot� 
wra�liwej duszy Peppa � tak cz�sto bywa przed zachodem s�o�ca, a on nieraz obserwowa� 
podobny obrazek z okien w�asnego domu w Mesancii.
Filozof z niedba�� hojno�ci� rzuci� stra�nikowi w nadstawion� d�o� kilka monet, a �w 
us�u�nie otworzy� przed bra�mi na o�cie� bram� miejsk�.
� Ach, jak ja lubi� male�k� Lidi�! � tak krzykn�� Benino, kieruj�c swego konia, 
nawiasem m�wi�c r�wnie� bu�anego, ale nieco m�odszego, w prawo od bramy. � Sp�jrz, 
Peppo, popatrz, m�j ch�opcze, jaka geometria. Wydaje si�, �e nawet tw�j nauczyciel Klimero 
nie wykre�li�by tak r�wno. Dom jakby w ca�o�ci mistrz jaki� wyku� z ogromnego g�azu, a 
obok kropka w kropk� taki sam i tam jeszcze jeden, i jeszcze �
Na zachwyty brata Peppo u�miechn�� si� niewyra�nie, a g�owy i tak nie podni�s�.
� No, teraz zobaczysz prawdziw� sztuk�. Szczerze m�wi�c, plotkarze nie tak bardzo 
k�ami�, opisuj�c pi�kno domu Serwusa. Marmur niezwyk�ej bia�o�ci w s�oneczny dzie� 
wprost o�lepia. Witra�e w oknach na parterze tworz� prawdziwe obrazy powi�zane 
tematycznie; kolorowe szk�a do nich przywo�ono mi�dzy innymi z naszej Messancii. Lampy 
nie s� z czystego z�ota, to jasne, a jedynie z br�zu, a i pawiem, istot� nikczemn� chwali� 
sienie wypada� Za to dach!.. Ojej� Calutki szklany! Jak cudownie jest patrze� na niebo czy 
to noc�, czy w dzie� �
Benino zamilk� nagle, zadawszy si� na ostatnim s�owie, i Peppo zaraz nadstawi� ucha. 
Zrozumia�, �e brata nawiedzi�a jaka� interesuj�ca my�l, kt�r� nale�a�o natychmiast zapisa�, w 
przeciwnym razie Benino zapomni j� i pogr��y si� w smutku, a nie istnieje nic gorszego ni� 
smutek filozofa� on, Peppo, wiedzia� o tym z ca�� pewno�ci�.
� No w�a�nie � zamrucza� z westchnieniem, wyci�gaj�c pomi�ty papirus z przytroczonej 
do siod�a torby, a z kieszeni kamizeli pi�ro i ka�amarz, by poda� to wszystko filozofowi.
Starszy brat z powag� skin�� g�ow�, �ci�gn�� wodze, rozpar� si� wygodnie na ko�skim 
siodle i zacz�� pisa�, co i rusz parskaj�c z zadowolenia, � widocznie my�l rzeczywi�cie by�a 
interesuj�ca.
Zwie�czy� ten trud ogromnym kleksem, osuszy� papirus r�kawem aksamitnej kurtki i odda� 
wszystkie przybory pi�miennicze Peppo.
� Bywa�em w tym domu trzykro� � ruszaj�c st�pa ci�gn�� Benino � i za ka�dym razem 
dziwi�em si� niezmiernie, z czego, nawiasem m�wi�c, Serwus cieszy� si� jak dziecko.
Skr�cili w alej� kasztanow� i sp�oszyli swoim pojawieniem si� stadko t�ustych, leniwych 
go��bi, mi�dzy kt�rymi przechadza�y si� wielkie wrony, czarne z liliowym po�yskiem. 
Purpurowy brze�ek s�o�ca jeszcze by� widoczny poprzez li�cie, lecz mrok szybko wype�za� z 
wszystkich stron na ziemi�, maluj�c j� na czarno i szaro � odwieczne kolory nocy; z noc� 
przysz�a i cisza, kt�ra poch�on�a d�wi�ki, i ksi��� Ksi�yc, co b�ysn�� raz i znowu skry� si� 
za du��, ci�k� chmur�; gwiazdy usia�y niebo, dopiero szykuj�c si�, by za�wieci� z ca�ej 
mocy, wyrazi�cie i niedorzecznie�
Z alei bracia wyjechali na d�ug�, prost� ulic�, potem przeci�li okr�g�y plac i w ko�cu 
zobaczyli w dali bia�e �ciany domu Serwusa Narota, ukryte w cieniu nocy.
Z pewno�ci� przy �wietle dnia dom musia� wygl�da� wspaniale, ale teraz Peppo tylko 
skrzywi� wargi w pogardliwym u�mieszku: nic szczeg�lnego nie znajdowa� w tej ogromnej 
budowli, wielko�ci� r�wnej g��wnej �wi�tyni boga Mitry w Messancii.
� I c� z tego, m�j ch�opcze � z niezadowoleniem warkn�� Benino, bez trudu odgaduj�c 
tajemne my�li brata. � Noc� i pi�kno�� mo�na wzi�� za brzydul� � Chod��e, pospieszmy 
si�, obieca�em Serwusowi przyby� przed zmierzchem. Gdyby twoja bu�anka si� nie potkn�a, 
to by�my zd��yli. � Z wyrzutem popatrzy� na nieszcz�sn� klacz Peppa. � M�wi�em ci, we� 
wronego. Cho� nie tak pi�kny, za to m�ody i �wawy, a to w dalekiej drodze znacznie 
wa�niejsze�
Blady ksi�yc zasnuty strz�pami chmur zawis� nad domem Serwusa Narota. W tym 
m�tnym, martwym �wietle wszystko wok�: sam dom i sad, i ogrodzenie z cienkich, 
cudacznie przeplecionych mi�dzy sob� �elaznych pr�t�w, i droga prowadz�ca do wysokich 
w�skich wr�t, wydawa�o si� dzie�em z�ego Nergala.
Dlaczego tak nagle co� zacz�o dr�czy� dusz�, dlaczego zmrozi�o krew? Dlaczego 
mroczne przeczucie zaw�adn�o my�lami obu braci? Peppo z ukosa spojrza� na �adn�, 
delikatn� twarz Benina i wyczyta� na niej odbicie w�asnych uczu�. Tak, czterdziestoletni 
filozof odczuwa� to samo co jego m�odszy brat, kt�ry nie dalej jak minionego dnia obchodzi� 
swoje siedemnaste urodziny.
� Nonsens� � mrukn�� Benino wzdrygaj�c si�. � Na Mitr� przysi�gam, czysty 
nonsens�
W tej chwili ci�kie skrzyd�o wr�t skrzypn�o i odsun�o si� powoli, ukazuj�c oczom braci 
pi�kny nawet w p�mroku sad. Peppo, wyr�niaj�cy si� bogat� wyobra�ni�, westchn�� z ulg�, 
gdy zobaczy� wychodz�cego z podw�rza na drog� ma�ego, ca�kiem zwyczajnego staruszka z 
siw� d�ug� brod� i kr�tkimi krzywymi n�kami. Wcale nie by� podobny do demona, kt�rego 
pojawienia si� raczej oczekiwa�by m�odzieniec o tej nocnej, niepokoj�cej porze. Mru��c 
malutkie oczka, staruszek zrobi� kilka drobnych kroczk�w w kierunku przyby�ych, lecz 
zatrzyma� si� i zacz�� co� gmera� przy latarni, kt�ra uparcie nie chcia�a zap�on��.
� Lambert? � z pow�tpiewaniem wym�wi� filozof.
� Pan Brass? � zapyta� tamten g�osem cienkim i przenikliwym.
� Ten sam! � Benino powesela� i te�, na ile m�g� zauwa�y� Peppo, westchn�� z ulg�. � 
Popatrz, ch�opcze, to Lambert, najlepszy s�uga w Argosie. Tak w ka�dym razie twierdzi m�j 
przyjaciel Serwus Narot�
To wyra�nie pochlebi�o Lambertowi, odrzuci� wi�c nieszcz�sn� latarni� i �ywo podrepta� 
ku braciom, aby pom�c im zsi��� z koni.
� M�j pan dawno ju� was oczekuje � grucha�, bior�c juki z r�k m�odzie�ca. � Ci�gle 
chodzi ko�o okna, chodzi, wygl�da� A czego tu wygl�da�? Noc, to i drogi nie wida� zza 
drzew. Id� spa�, m�wi�, sam po nich wyjd� i nakarmi� po kr�lewsku. A on nic, tylko 
szwenda si� po sali, pali pachn�c� traw� i piwo pije� Chyba z p�tora dzbana ju� wyci�gn��.
Peppo ledwo powstrzymywa� si�, �eby nie parskn�� �miechem. Prawdopodobnie ten 
Lambert by� dla swojego pana kim� w rodzaju ojca lub wujaszka, inaczej nie warcza�by tak na 
niego. U nich w domu s�udzy nie pozwalali sobie nawet ust otwiera� bez potrzeby, a wszystko 
przez Benina. Srogi jak sam s�dzia!
Filozof pochwyci� drwi�ce spojrzenie brata i zachmurzy� si�. Zreszt� czo�o zaraz mu si� 
wyg�adzi�o: od drzwi domu z radosnym okrzykiem pospiesza� ku nim ogromny m�czyzna. 
Wygl�da�, jakby mia� zamiar zadusi� w nied�wiedzim u�cisku starego przyjaciela Benina. 
D�ugi do pi�t nocny kitel pl�ta� mu si� mi�dzy nogami; tylko patrze�, jak si� przewr�ci, a 
przy tym wzro�cie i tuszy nie obejdzie si� bez powa�nej kontuzji.
I tak si� sta�o: olbrzym potkn�� si� na r�wnym i z ca�ym impetem run�� jak d�ugi na 
wysypan� drobnymi otoczakami dr�k�. J�kn�� g�ucho, ale zaraz ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin