Conan (Tom 57 - Conan Mężny) - Ronald Green.txt

(424 KB) Pobierz
RONALD GREEN



CONAN MʯNY

TYTU� ORYGINA�U CONAN THE VALIANT
PRZEK�AD: KRZYSZTOF KUREK

L. Sprague i Catherine de Camp,
z szacunkiem i wdzi�czno�ci� oraz
ze szczeg�lnymi podzi�kowaniami
Bractwu Egzotycznych Tancerzy �rodkowego Kr�lestwa
Towarzystwa Tw�rczego Anachronizmu

PROLOG

Zachodz�ce s�o�ce barwi�o z�otem i karmazynem �niegi W�adcy Wichr�w, monarchy G�r 
Ibaru. Mrok w�a�nie ogarnia� jego ni�sze zbocza, gdy noc spowi�a ju� doliny.
Bora, syn Rhafiego, le�a� za g�azem i obserwowa� trzy doliny, kt�re rozci�ga�y si� przed nim, 
otaczaj�c W�adc� Wichr�w niczym szprychy pot�nego ko�a. Wszystko ton�o we mgle. Bora, 
gdyby wychowa� si� w mie�cie i mia� sk�onno�� do tego rodzaju fantazji, m�g�by dostrzec 
monstrualne kszta�ty, w jakie formowa�a si� mg�a.
Jednak Bora pochodzi� z rodziny pasterzy i �owc�w wilk�w. Zamieszkiwali oni wiosk� o 
nazwie Karmazynowe �r�d�a w czasach, gdy przodkowie kr�la Yildiza z Turami byli jeszcze nic 
nie znacz�cymi, pomniejszymi pani�tkami. Te g�ry nie mog�y go niczym zaskoczy�.
W ka�dym razie tak by�o jeszcze dwa miesi�ce wcze�niej. Wtedy w�a�nie wszystko si� 
zacz�o. W jednej z dolin ka�dej nocy mg�y stawa�y si� zielone. Ci, kt�rzy odwa�yli si� zej�� do 
owej doliny, by zobaczy�, czemu tak si� dzieje, zagin�li. Wyj�tkiem by� ten, kt�ry powr�ci� 
szalony, be�kocz�c co� o uwolnionych demonach.
W�wczas zacz�li znika� ludzie. Z pocz�tku dzieci � dziewczynka nape�niaj�ca dzbany na 
wod� przy odludnym strumieniu, ch�opiec nios�cy na pastwisko jedzenie dla ojca, niemowl� 
porwane podczas, gdy jego matka bra�a k�piel. Nigdy nie by�o �adnego �ladu uprowadzenia, z 
wyj�tkiem odra�aj�cego odoru, kt�ry sprawia�, �e psy ucieka�y skowycz�c, i niekiedy odcisku 
stopy, mog�cej uchodzi� za ludzk�, gdyby ludzie posiadali szpony d�ugo�ci palc�w.
Potem zacz�li znika� doro�li m�czy�ni i kobiety. Nie omin�o to �adnej wioski, a� w ko�cu 
ludzie przestali opuszcza� swe domostwa po zmierzchu, a za dnia poruszali si� w silnych, 
uzbrojonych grupach. Podobno karawany przemierzaj�ce prze��cze, a nawet wojskowe patrole 
Yildiza, traci�y ludzi.
Mughra Khan, wojskowy komendant Yildiza, s�ysza� te opowie�ci, ale nie dawa� im wiary, 
zw�aszcza gdy dotyczy�y rzeczy dziej�cych si� w wioskach. Widzia� w tym wy��cznie zbli�aj�c� 
si� rebeli� i sw�j oczywisty obowi�zek st�umienia jej.
Nie by� na tyle g�upi, by aresztowa� ludzi jak popadnie i pr�bowa� przekona� Siedemnastu 
Nadzorc�w, �e s� to rebelianci. Nadzorcy tak�e nie byli g�upcami. Mughra Khan wzmocni� swe 
militarne plac�wki, zaaresztowa� kilka os�b, kt�re jawnie protestowa�y, i czeka�, a� buntownicy 
w ko�cu uderz� lub zaszyj� si� na dobre w swych kryj�wkach.
Jednak rebelianci nie uderzyli, ani nikt, kogo mo�na by nazwa� cz�owiekiem. Mimo to ca�e 
plac�wki zacz�y znika�. Niekiedy znajdowano jedynie nieliczne wypatroszone zw�oki, bezg�owe 
korpusy, cia�a rozszarpane przez co�, co posiada�o nieludzk� si��. Raz dwu ludziom uda�o si� 
uciec � jeden by� umieraj�cy, obaj za� ob��kani i be�kocz�cy co� o demonach. Tym razem dano 
wiar� opowie�ciom. Oczywi�cie Mughra Khan nadal s�dzi�, �e bunt tak�e ma miejsce. Nie 
widzia� przyczyny, dla kt�rej obydwie te sprawy nie mog�y r�wnocze�nie m�ci� spokoju w 
Turanie. Natychmiast wys�ano pos�a�c�w do Aghrapur, z pro�b� o rad� i pomoc.
Jaki los spotka� owych pos�a�c�w, tego Bora nie wiedzia� i ma�o go to obchodzi�o. Bardziej 
zajmowa� go los ojca, Rahfiego. Rahfi oskar�y� kilku �o�nierzy o kradzie� owcy. Nast�pnego 
dnia ich towarzysze aresztowali go jako �podejrzanego o udzia� w rebelii�.
Co czeka�o kogo�, kto zosta� uznany za buntownika, Bora wiedzia� doskonale. Wiedzia� te�, 
�e zazwyczaj darowano winy tym, kt�rych krewni zas�u�yli si� jako� dla Turanu. Gdyby zdo�a� 
pozna� tajemnic� pustosz�cych kraj demon�w, mo�e spowodowa�oby to zwolnienie jego ojca?
By�oby wspaniale, gdyby Rahfi wr�ci� do domu na �lub swej c�rki Arimy. Cho� nie tak 
urodziwa jak jej m�odsza siostra Caraya, Arima, z b�ogos�awie�stwem Mitry, urodzi cie�li 
Ostatniego Drzewa wielu wspania�ych syn�w.
Bora przesun�� si� nieznacznie. Obserwacja tych spowitych noc� dolin mog�a potrwa� jeszcze 
bardzo d�ugo.

Mistrz Eremius zrobi� stanowczy gest. S�uga pomkn�� w jego stron�, trzymaj�c w d�oniach 
ozdobnie ��obione srebrne fiolki z krwi�. Jego d�onie s� brudne i oble�ne � pomy�la� Eremius.
Wyrwa� s�udze fiolki i wetkn�� je do jedwabnego woreczka zawieszonego na pasie z 
karmazynowej sk�ry. Nast�pnie uderzy� lask� w ska�� u swych st�p i uni�s� lew� r�k� zwracaj�c 
d�o� na zewn�trz. Ska�a otworzy�a si�. Wytrysn�a woda, unosz�c dysz�cego i skaml�cego o 
lito�� s�ug� w powietrze i rzucaj�c nim z powrotem o ziemi�. Eremius pozwoli� wodzie p�yn��, 
a� s�uga by� na tyle czysty, na ile to mo�liwe.
� Niech to b�dzie dla ciebie lekcj� � rzek� Eremius.
� Jest lekcj�, Mistrzu � j�kn�� m�czyzna, oddalaj�c si� jeszcze szybciej, ni� przyszed�.
Mokra ska�a w �aden spos�b nie czyni�a Eremiusa powolniejszym, gdy pocz�� schodzi� w 
dolin�. Stopy, zako�czone d�ugimi palcami, by�y bose i stwardnia�e. Bezpieczne punkty oparcia 
dla nich znajdowa� bez u�ycia jakichkolwiek zakl�� przynosz�cych �wiat�o. Na ko�cu �cie�ki 
czekali dwaj s�udzy trzymaj�cy pochodnie. By�y one zrobione ze zwyk�ego sitowia, lecz p�on�y 
czerwonym ogniem i sycza�y niczym w�ciek�e w�e.
� Wszystko jest w porz�dku, Mistrzu.
� Niech tak b�dzie.
S�udzy poszli za nim, gdy ruszy� na drugi koniec doliny do O�tarza Przemiany. Pragn�� 
dotrze� tam na czas, by zd��y� wszystko naprawi�, gdyby jednak co� nie by�o w porz�dku. 
Zapewnienia jego s�ug m�wi�y mu niewiele poza tym, �e O�tarz nie zosta� porwany przez s�py i 
�e �aden z Przemienie�c�w nie uciek�.
Ach, gdyby Illyana wci�� by�a przyjacielem i sprzymierze�cem lub �eby odebra� jej Kamie� 
Kurag, zanim zbieg�a! W�wczas to, �e uciek�a, mia�oby niewielkie znaczenie. Zanim znalaz�aby 
spos�b, by mu si� przeciwstawi�, bli�niacze kamienie da�yby Eremiusowi nieograniczon� 
w�adz�, zar�wno nad sob�, jak i nad sojusznikami.
Eremius bliski by� rzucenia kl�twy na Illyan�. Szybko st�umi� ten impuls. Wykorzystywanie 
magii w trakcie dokonywania Przemiany wymaga�o absolutnej koncentracji. Kt�rego� razu 
kichn�� podczas tego procesu i poddawany Przemianie obiekt zeskoczy� z O�tarza zmieniony 
jedynie cz�ciowo. To si� odby�o ca�kowicie poza jego kontrol�. Mistrz musia� wezwa� innych 
Przemienie�c�w, by unicestwili obiekt.
Wydawa�o si�, �e o�tarz stanowi cz�� stoku wzg�rza, i tak w istocie by�o. Eremius 
wyczarowa� go z litej ska�y, tworz�c jednolit�, si�gaj�c� cz�owiekowi do pasa p�yt�, kt�rej boki 
mierzy�y po dwana�cie krok�w. Wzd�u� kraw�dzi p�yty bieg�y wyrze�bione runy pot�nych 
zakl�� ochronnych.
Podobnie jak w przypadku runicznego pisma na masywnym z�otym pier�cieniu na lewym 
przedramieniu Eremiusa, znaki te by�y staro�ytn� vanirsk� translacj� jeszcze starszego tekstu 
u�o�onego przez Atlantyd�w. Nawet w gronie mag�w nieliczni wiedzieli o tych i innych 
zakl�ciach zwi�zanych z kamieniami Kurag. Wielu zwyczajnie w�tpi�o w istnienie owych zakl��.
Eremius uznawa� to za swoj� przewag�. W co wierz� nieliczni, tego jeszcze mniej liczni b�d� 
poszukiwa�.
Podszed� do O�tarza i pocz�� kontemplowa� nowy obiekt Przemiany. By�a to m�oda 
wie�niaczka, w pe�ni si� i nadzwyczaj urodziwa, a Eremius dba� o te rzeczy. Za ca�y str�j s�u�y� 
jej srebrny pier�cie� otaczaj�cy niestarannie obci�te czarne w�osy oraz srebrne �a�cuchy 
spinaj�ce r�ce w nadgarstkach i stopy w kostkach. �a�cuchy utrzymywa�y rozpi�t� na kamiennej 
p�ycie dziewczyn�, pozwalaj�c jej jedynie na szarpanie si� na boki w rozpaczliwej pr�bie oporu. 
Pomimo nocnego ch�odu, na wypi�tej piersi i na udach wie�niaczki l�ni� pot. Jej b�yszcz�ce oczy 
co chwila mia�y inny odcie�, raz hebanowoczarny, to znowu srebrzystoszary, w ko�cu 
zielonoz�oty jak u kota.
Rzeczywi�cie, wygl�da�o na to, �e wszystko jest w porz�dku. Z ca�� pewno�ci� zw�oka nic by 
nie da�a. Tej nocy czeka�a na Eremiusa jeszcze �semka Przemienie�c�w, w sumie dziewi�ciu 
kolejnych rekrut�w do jego armii.
Wkr�tce b�dzie m�g� z pozycji silniejszego uk�ada� si� na dworze tura�skim z tymi, kt�rzy s� 
do�� ambitni lub niezadowoleni. Na �adnym dworze ich nie brakowa�o, a na tura�skim byli 
nawet liczniejsi, ni� potrzeba. Kiedy ju� stan� po jego stronie, wy�le ich na poszukiwania 
drugiego Kamienia. Illyana nie mo�e ukrywa� si� wiecznie.
Wtedy bli�niacze kamienie b�d� jego, a uk�ady dobiegn� ko�ca. Nadejdzie czas, gdy b�dzie 
rz�dzi�, a �wiat stanie si� mu pos�uszny.
Uni�s� lew� d�o� i podj�� �piewne zawodzenie. Kamie� zacz�� l�ni�. Mg�y k��bi�ce si� 
powy�ej O�tarza przybra�y szmaragdowy odcie�.

Bora ze �wistem wypu�ci� powietrze. Mg�a w wysuni�tej najdalej na zach�d dolinie zrobi�a si� 
zielona. Zachodnia dolina by�a najbli�ej. Za dnia m�g�by dotrze� tam w godzin�, a noc� zmys�y 
mia� r�wnie wyostrzone jak w dzie�. Jednak tej nocy nie zamierza� si� spieszy�. Wiedzia�, �e 
musi podkra�� si� niepostrze�enie, niczym �eruj�cy wilk � wyczyn osobliwy, jak na pasterza, 
lecz taka wida� by�a wola Mitry.
Bora usiad� i odwi�za� umocowan� u pasa proc�. W suchym g�rskim powietrzu wykonane ze 
sk�ry elementy procy spisywa�y si� znakomicie. W g�stej od mgie� dolinie mog�o by� inaczej, 
poradzi�by sobie jednak w ka�dych warunkach, z wyj�tkiem ulewnego deszczu. �wiczy� z proc� 
niemal codziennie, od czasu gdy sam by� niewiele wi�kszy ni� ona.
Z woreczka z koziej sk�ry wyj�� kawa�ek suszonego sera i pi�� kamieni. Od czternastego roku 
�ycia Bora potrafi� dok�adnie wywa�y� ka�dy kamie�, trzykrotnie podrzucaj�c go w d�oni. Te 
pi�� kamieni wybiera� tak starannie, jakby zamierza� wzi�� z nimi �lub.
Palcami zbada� uwa�nie, czy �aden si� nie wyszczerbi�. Jeden po drugim w�o�y� je z 
powrotem do woreczka razem z ostatnim kawa�kiem sera, po czym umocowa� woreczek u pasa. 
Zabra� wszystko, co przyni�s� ze sob�, i ruszy� w d� zboczem g�ry.

Nic d...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin