Carpenter Leonard - Conan Pan czarnej rzeki.txt

(474 KB) Pobierz
LEONARD CARPENTER
   
   
   
CONAN PAN CZARNEJ RZEKI
   
   
PRZEK�AD ROBERT PRYLI�SKI
TYTU� ORYGINA�U CONAN LORD OF THE BLACK RIVER

PROLOG
   
   Ma�a dziewczynka rzuca�a si� niespokojnie w �o�u, j�cz�c przez sen. Jej cia�o by�o mokre od potu, a dusza b��dzi�a gdzie� w�r�d nocnych koszmar�w nios�cych ob��d i strach. Dryfowa�a w nico��, walcz�c z ca�ych si� o utrzymanie si� na powierzchni rzeki� rzeki czarnego piasku, kt�ry, gor�cy i szorstki, parzy� i rani� jej cia�o, ci�gn�c j� niestrudzenie ku nieznanemu celowi.
   Co gorsze, nie by�a sama w�r�d tej czarnej powodzi � wok� majaczy�y koszmarne kszta�ty, grube k��bi�ce si� cielska w�y, zarysy p�etw i pazur�w tajemniczych potwor�w, monstrualne paszcze ozdobione garniturem pot�nych k��w, wynurzaj�ce si� czasami spo�r�d czarnego nurtu, i wreszcie wszechobecne oczy �ledz�ce ka�dy jej ruch�
   Poruszy�a si� s�abo, jakby pr�buj�c uwolni� mokre od potu cia�o z wi�z�w cienkiej jedwabnej po�cieli, a z jej ust wydoby�y si� ponownie ciche okrzyki, brzmi�ce bardziej jak suchy kaszel z walcz�cej o haust powietrza krtani.
   Jej niespokojny sen szybko zbudzi� czujn� prze�o�on� pokoj�wek, kt�ra pospieszy�a natychmiast ku �o�u, ton�cemu w �agodnym �wietle padaj�cych przez okno promieni ksi�yca.
   � Ksi�niczko! Ismaia, zbud� si�, dziecko! To znowu ten sen. Co ci jest? Czy jeste� chora?
   Ale ta, do kt�rej m�wiono, s�ysza�a tylko szum widmowej rzeki, nios�cej j� posr�d rozgrzanych do czerwono�ci przez piekielny ogie� ska�. Ich strome szczyty zia�y p�omieniami i siark�, a bij�cy od nich �ar parzy� jej cia�o. Pomi�dzy wulkanami widnia�y g��bokie w�wozy, w kt�rych spoczywa� �nieg i l�d� i jego ch��d tak�e czu�a wyra�nie. Wstrz�sa�y ni� dreszcze�
   � Ismaia, co si� dzieje? Obud� si�, dziecinko, powiedz co�!
   Dr��cymi z po�piechu r�kami ochmistrzyni zapali�a kaganek i wezwa�a reszt� s�u�by.
   
   Opr�cz posady nadwornego medyka w shemickim mie�cie�pa�stwie Baalur Caspius piastowa� te� stanowisko g��wnego doradcy ukochanego przez poddanych kr�la Aphratesa. Teraz, gdy zerwano go z �o�a w jego po�o�onych w zachodnim skrzydle zamku komnatach, narzuci� na siebie szaty, wdzia� sanda�y i pospieszy� na wezwanie kr�lowej.
   Pobie�nie przyjrza� si�, wci�� pogr��onej w koszmarach, ksi�niczce, a wypytawszy nast�pnie s�u�b� o szczeg�y jej diety, ostatnich podr�y i zachowania, oraz przyjrzawszy si� jej horoskopowi, zaleci� owini�cie nieprzytomnej dziewczynki w wilgotne lniane tkaniny, pojenie ch�odn� wod�, o ile uda si� rozchyli� usta, i uwa�ne przys�uchiwanie si� wszystkim s�owom, jakie wydob�d� si� spomi�dzy jej warg. To wszystko. �adnych egzorcyzm�w czy specjalnych obrz�d�w, kt�rych by� mo�e oczekiwano, cho� niezale�nie od wydanych zalece� uda� si� te� do biblioteki, by przejrze� tajemnicze, staro�ytne teksty.
   Nad ranem stan dziecka poprawi� si�. Oddech sta� si� g��bszy i r�wniejszy, ksi�niczka przesta�a te� rzuca� si� przez sen. A gdy s�o�ce pojawi�o si� na wschodnim widnokr�gu, odzyska�a �wiadomo�� i przem�wi�a do czuwaj�cej przy �o�u matki i s�u��cych. Natychmiast te� wezwano Caspiusa.
   � Czujesz si� lepiej, ksi�niczko? � Medyk po�o�y� d�o� na czole dziecka, odgarniaj�c mokre w�osy, kt�re by�y nieco tylko ja�niejsz� wersj� ogni�cie rudych warkoczy kr�lowej Rufii. � Zdaje si�, �e m�czy�y ci� nocne koszmary?
   � Tak, doktorze � wyszepta�a s�abo dziewczynka. � Porwa� mnie nurt� rzeka gor�cego, suchego piasku. I trwa�o to tak d�ugo� i tak mn� targa�o, powtarza� si� wci�� ten sam widok� jakby rzeka p�yn�a woko�o� i by�a tam z�a czarownica, i chcia�a mnie z�apa�
   � Widzia�a� t� czarownic� kobiet�, o kt�rej m�wisz?
   � Tak, blada, czarnow�osa Stygijka, pi�kna, ale z�a� sk�ada�a ofiary przy dziwnym o�tarzu. By�a ubrana w sk�ry, a w r�kach trzyma�a paj�cze sieci. I mia�a przera�aj�ce w�osy�
   � Rozumiem� mo�esz by� spokojna, Ismaia. � Caspius dostrzeg� strach w oczach dziecka i pod��y� za jego wzrokiem ku du�ej, oprawionej w br�z klepsydrze stoj�cej na brzegu sto�u. Zdawa�o si�, �e strumie� przesypuj�cego si� ciemnego piasku jest �r�d�em niepokoju ksi�niczki Si�gaj�c d�oni�, by pog�adzi� uspokajaj�co policzek dziewczynki, medyk zas�oni� jednocze�nie klepsydr� swym, sporym sk�din�d, cia�em.
   � Ju� dobrze, dziecko. Teraz odpocznij!
   � Za o�tarzem p�on�� ogie� � m�wi�a dalej ksi�niczka � a z ciemno�ci, z tego grobu, co� na mnie patrzy�o� teraz, jak zamkn� oczy, te� to widz�
   � Grobu, m�wisz � mrukn�� Caspius. Jeszcze raz pog�adzi� j� po w�osach, pr�buj�c rozproszy� mroczne my�li.
   � Wystarczy, Ismaia! Wypij ten ch�odny nap�j!
   � Tak, doktorze! � przytakn�o pos�usznie dziecko. � Ale ten sen. � Pr�bowa�a jeszcze raz powr�ci� do tematu. � Czy on powr�ci?
   � Odpocznij. � U�miechn�� si�. � Za�nij tak szybko, jak mo�esz, i nie b�j si�. Teraz b�dziesz mia�a tylko dobre sny � zapewni� j�.
   Pochyli� si�, sk�adaj�c poca�unek na mokrym czole dziecka, jakby przypiecz�towywa� sw� obietnic�, co do kt�rej by� niemal pewien, �e jest k�amstwem.
   Odwr�ci� si� i napotka� zm�czony wzrok kr�lowej.
   � Prosz� o audiencj� u kr�la, milady � zwr�ci� si� do�, gdy wyszli na korytarz. � T� spraw� nale�y przedyskutowa� w obecno�ci twojego m�a, pani.

I
KRWAWY SZTURM
   
   Atak na zamek barona Raguly nast�pi� o brzasku. Rebelianci wyszli zza wzg�rz, poro�ni�tych o tej porze roku naskalnymi kwiatami. I szli � odziani w sk�ry ponurzy m�czy�ni, ich �ony w grubych we�nianych odzieniach, dzikie podrostki, dorodne dziewcz�ta, wszyscy maszerowali z determinacj�. Opr�cz topor�w i �uk�w zaopatrzeni byli te� w ci�kie drabiny obl�nicze, wielkie tarcze z wo�owej sk�ry i mn�stwo strza�.
   Wodzowie klan�w powstrzymali pierwszy szereg przed atakiem z marszu, gdy� pozostali nie zd��yli jeszcze zaj�� dogodnych pozycji. Potem jednak rozleg� si� dudni�cy d�wi�k rog�w i odziani w sk�ry napastnicy ruszyli do szturmu.
   � Naprz�d, ludu Koth! Po wolno�� i zemst�! �ucznicy, oczy�ci� mi z wrog�w te wa�y!
   Ten, kt�ry wykrzykiwa� komendy, sta� na niewielkim wzg�rzu. By� to ciemnow�osy olbrzym, a jego bystre oczy o b��kitnej barwie i ostre rysy twarzy zdradza�y, i� pochodzi� z p�nocy. Wygl�da� gro�niej ni� otaczaj�cy go ch�opi i by� ubrany jak prawdziwy wojownik. Jego d�ugie, potargane w�osy wie�czy� stalowy he�m, zaostrzony u g�ry na wschodni� mod��, korpus za� skrywa�a kolczuga, nosz�ca �lady wielu poprzednich kampanii. Nie zbywa�o mu te� na uzbrojeniu � zza szerokiego pasa wystawa�y miecz, sztylet i top�r, a rynsztunek uzupe�nia�y metalowe nagolenniki i p�yta chroni�ca krocze.
   Teraz jednak ca�� uwag� skupi� na swym �uku. Drugie bosso�skie drzewce niewiele by�o ni�sze od cz�owieka, a strza�y, kt�re wyci�ga� raz po raz z le��cego na pobliskiej skale ko�czana, osi�ga�y d�ugo�� niemal jarda. Sk�on, za�adowanie, napi�cie ci�ciwy, strza� � jego ruchy by�y p�ynne i najwyra�niej mia� w tym du�� praktyk�. A s�dz�c ze swobodnej postawy, by� pewien, i� jego pociski osi�gaj� cel.
   � Ju� podchodz� pod mury � us�ysza� jaki� zaniepokojony g�os za plecami. � To ca�kiem dobra dru�yna, ci kothyjscy ch�opi i ich �ony. Mam nadziej�, �e dzisiaj si� spisz� � to ich dzie�! Ale co z nami, Conanie? S�dzi�em, �e razem poprowadzimy ten szturm�
   � St�d lepiej mo�emy im pom�c � odpar� spokojnie zapytany, nie przerywaj�c swego �mierciono�nego zaj�cia. Po chwili jeden z okutych w �elazo obro�c�w przechyli� si� przez wa�y i poszybowa� w d�. D�uga strza�a przebi�a na wylot jego pancerz. W nast�pnym momencie kolejny zosta� trafiony i znikn�� za murami.
   � St�d mog� ostrzeliwa� ich bardzo skutecznie, sam nie nara�aj�c si� na trafienie. Wi�c lepiej zosta� tu ze mn�, Tethrun.
   Tuzin innych �ucznik�w ostrzeliwa�o zamek z otaczaj�cych go pozbawionych drzew wzg�rz. Deszcz strza� przerzedza� szeregi obro�c�w, ale i �ucznicy byli nara�eni na odpowied� z zamku. Ich kr�tkie, zakrzywione �uki nios�y jednak du�o bli�ej ni� identyczna bro�, z kt�rej strzelano z wysoko�ci mur�w i baszt. Co chwil� jeden z napastnik�w pada� na ziemi�; ch�opscy �ucznicy nie bardzo mogli opanowa� nerwy i mierzy� na zimno. Tote� wi�kszo�� strza� zosta�a zmarnowana, szybuj�c pod niew�a�ciwym k�tem. Mia�y te� znacznie mniejsz� moc przebicia ni� d�ugie bosso�skie pociski.
   � Drabiny posz�y w g�r�! Teraz poka��, ile s� warci! � powiedzia� bezlitosny �ucznik, strzelaj�c ponownie. Pocisk dosi�gn�� piersi jednego z zamkowych oficer�w, kt�ry w�a�nie zagrzewa� swych �udzi do walki. Nast�pny przebi� gard�o halabardnika, wychylaj�cego si� przez mury, by odepchn�� sw� d�ug� broni� drabin� obl�nicz�. Pocisk kuszy, maj�cej jednak wi�kszy zasi�g, stukn�� o ska�y obok jego stopy. Zauwa�ywszy to, pos�a� nast�pn� strza�� wprost w otw�r strzelniczy na wie�y.
   Tethrun niepokoi� si� coraz bardziej: � W�a�� na drabiny! Zobacz, Conanie! Powinienem by� tam wraz z nimi! I ty te�!
   Stary wojownik o siwych, k�dzierzawych w�osach post�pi� zniecierpliwiony krok naprz�d z d�oni� na r�koje�ci miecza, jednak nie pobieg� jeszcze ku zamkowi.
   � Oszcz�d� swoje �ycie jeszcze przez moment, Tethrun. Bardziej b�d� ci� potrzebowali, gdy zamek wreszcie upadnie� � Nagle przerwa�. � Co za g�upcy! To� ta drabina jest za kr�tka!
   Spo�r�d sze�ciu drabin ta najbli�ej g��wnej baszty zosta�a ustawiona pod zbyt p�askim k�tem lub ze�lizgn�a si� ze stromej �ciany. Ko�czy�a si� o wysoko�� cz�owieka poni�ej blanku muru, kt�ry z kolei wyrasta� jeszcze na cztery razy tak� wysoko�� ponad kraw�d�. Mimo to oblegaj�cy t�oczyli si� na niej jak banda �lepc�w, by ostatecznie dotrze� do tej przestrzeni, kt�ra dzieli�a ich od celu, i ujrze�, �e jest nie do przebycia. Zar�wno ci na drabinie, jak i ci poni�ej byli pod ci�g�ym ostrza�em kamieni i pocisk�w z kusz, wystrzeliwanych z muru i z okr�g�ej baszty.
   � Naprz�d, wy kundle! Na Mannana! W�azi� na g�r� i wyczy�ci� ten mur z robactwa! � Conan napi�� ponownie �uk i str�ci� jednego ze stoj�cych blisko baszty �o�nierzy, kt�ry ciska� kamienie w oblegaj�cych. Pozostali schowali si� za blankami. Jeden z ch�op�w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin