Doktryna tajemna [3].pdf

(626 KB) Pobierz
Rozdział l
SYMBOLIZM l IDEOGRAFIA
Symbol jest zawsze dla tego, kto ma
oczy ku widzeniu, mniej lub bardziej
jasnym objawieniem tego, co jest Bogu
podobne... We wszystkim przebłyska
coś z Myśli Bożej...
Carlyle
Badanie ukrytego znaczenia każdej religijnej i świeckiej legendy, wszystkich wielkich czy małych
narodów, zwłaszcza tradycji Wschodu, zajęło większą część życia autorki. Należy ona do tych, którzy
są głęboko przekonani, że żadna opowieść mitologiczna, żadne zdarzenie przekazane w podaniu
ludowym nie było nigdy czystym wymysłem lub fikcją i że każde takie opowiadanie ma zawsze swój
istotny historyczny odpowiednik. Pod tym względem autorka nie zgadza się z tymi symbologami,
choćby najsławniejszymi, którzy w żadnym micie nie widzą nic ponad jeszcze jeden dowód, iż umysł
starożytnych ludów był skłonny do przesądu, i uważają, że wszystkie mitologie pochodzą od mitów
słonecznych i na nich się opierają. Z takimi powierzchownymi myślicielami rozprawił się wspaniale
Gerald Massey, poeta i egiptolog, w odczycie Starożytna i nowoczesna luniolatria. Jego ostra krytyka
zasługuje na powtórzenie w tej części książki, gdyż dobrze oddaje nasze własne uczucia,
wypowiedziane otwarcie jeszcze w 1875 roku, gdy pisaliśmy Izis odsłoniętą'.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat profesor Max Muller nauczał w swych książkach i wykładach, na
łamach “Timesa", “Saturday Review" i innych czasopism, z estrady Instytutu Królewskiego, z kazalnicy
Westministerskiego Opactwa i ze swej katedry w Oxfordzie, że mitologia jest chorobą języka i że
symbolizm starożytny był wynikiem czegoś w rodzaju pierwotnego niedorozwinięcia.
Wiemy, powtarza w ślad za Maxem Mullerem Renouf w swych Hibbertowskich wykładach, że
mitologia jest chorobą, powstającą na pewnym stopniu kultury ludzkiej. Takie oto płytkie wyjaśnienie
nieewolucjonistów przyjmuje jeszcze publiczność brytyjska, która lubi, by ją wyręczano w myśleniu.
Profesor Max Muller, Cox, Gubernatis i inni zwolennicy teorii mitu słonecznego przedstawili nam
prymitywnego twórcę mitów jako rodzaj zgermanizowanego Hindusa-metafizyka, który rzuca własny
cień na mgławice myśli i rozprawia sprytnie na temat dymu lub przynajmniej chmur; niebo nad jego
głową staje się kopułą nad krajem urojeń, pelne upiornych obrazów pierwotnej wyobraźni. Wyobrażają
sobie człowieka pierwotnego jako podobnego do nich samych i każą mu być przewrotnie skłonnym do
samomistyfikacji lub, jak powiada Fontenelle: “do widzenia rzeczy, których nie ma!" Wypaczali oni
obraz pierwotnego lub archaicznego człowieka, przedstawiając go jako poddającego się od samego
początku bezmyślnie swej ruchliwej a niesfornej wyobraźni, każącej mu wierzyć w różne urojenia,
którym stale przeczyły jego własne bezpośrednie doświadczenia codzienne. Przedstawili go jako
głupca – ofiarę wyobraźni w twardej rzeczywistości, żłobiącej w nim ślady doświadczeń, na kształt
lodowca pozostawiającego swój ślad na skałach podmorskich.
Wypada stwierdzić, a pewnego dnia zostanie to ogólnie przyjęte, że ci uznani obecnie nauczyciele,
nie są bliżsi rozumieniu początków mitologii i języka aniżeli Burns'owski poeta, Wiflie, rozumieniu
pegaza. Odpowiedź moja brzmi: Jest tylko urojeniem teoretyka metafizyki twierdzenie, że mitologia
była chorobą języka czy czegokolwiek innego poza jego własnym mózgiem. Pochodzenie i znaczenie
mitologii zostało zupełnie nie zrozumiane przez tych “słoneczników"! Mitologia była pierwotnym
sposobem myślenia, była prymitywną myślą. Opierała się na faktach natury i dziś jeszcze daje się
sprawdzić przez zjawiska przyrody. Nie ma w niej nic chorobliwego, nic nierozumnego, jeśli się ją
rozważa w świetle ewolucji i jeśli się należycie, dokładnie zrozumie jej język znaków jako sposób
wyrażania się. Niedorzeczność tkwi raczej w uznaniu jej za historię człowieka lub za Boskie
Objawienie *[Zgadzamy się, jeśli chodzi o Boskie Objawienie lecz nie, jeśli chodzi o ludzką historię. W
większości bowiem alegorii i mitów Indii ukrywa się historia, prawdziwe i istotne zdarzenia]. Mitologia
jest zasobem prastarej wiedzy ludzkiej i, co głównie nas tu obchodzi, jeśli się ją właściwie wyjaśni,
położy koniec tym wszystkim fałszywym teologiom, które mimo woli zrodziła *[Gdy rozwieją się
fałszywe teologie, wtedy odnajdzie się prawdziwa przedhistoryczna rzeczywistość, zawarta
szczególnie w mitologii Ariów i starożytnych Hindusów, a nawet przedhornerowskich Hellenów].
We współczesnej frazeologii mówi się nieraz o jakimś twierdzeniu, że jest mityczne, gdy uznaje się
je za nieprawdziwe; lecz mitologia starożytna nie była wcale systemem fałszywym w tym znaczeniu.
Baśnie były jej sposobem przedstawiania faktów; nie były one ani fałszerstwami, ani fikcjami. Na
przykład Egipcjanie przedstawiający księżyc jako kota nie byli takimi głupcami, aby przypuszczać, że
istotnie jest kotem, ani też ich ruchliwa wyobraźnia nie widziała żadnego podobieństwa księżyca do
koła; mit kota nie był też samym tylko rozszerzeniem przenośni słownej; nie mieli również zamiaru
stwarzać zagadek i łamigłówek... Po prostu zaobserwowali, że kot widzi w ciemności, że źrenice jego
stają się okrągłe i najbardziej świecą w nocy. Księżyc był widzącym w nocy na niebie, a kot jego
odpowiednikiem na ziemi; w ten sposób kota domowego poczęto uważać za przedstawiciela, za
naturalny znak i jakby żywy obraz księżycowej tarczy... Stąd też i słońce, widzące w nocy w drugim,
podziemnym świecie, mogło być także nazwane kotem, skoro również widziało w ciemności. Kotta w
języku egipskim to mau, co oznacza widzącego, od mau – widzieć. Pewien autor piszący o mitologii
twierdzi, że Egipcjanie “wyobrażali sobie poza słońcem wielkiego kota. a słońce uważali za jego
źrenicę". Lecz taka interpretacja jest na wskroś nowoczesna. Pochodzi od Mullerowskiego kramu.
Księżyc jako kot był okiem słońca, ponieważ odbijał światło słoneczne, a oko odbija obrazy w swym
zwierciadle. W postaci bogini Paszt kot czuwa i trzyma straż przy słońcu, trzymając łapę i raniąc
pazurem głowę węża ciemności, zwanego jego odwiecznym wrogiem.
Ten mit księżycowy jest wiernym odzwierciedleniem zjawiska astronomicznego. Selenografia
jednakże jest najmniej ezoteryczną częścią symbolizmu księżycowego. Aby opanować całkowicie –
jeśli wolno ukuć nowe siowo – seleriognosis, trzeba się znać nie tylko na jej znaczeniu
astronomicznym. Księżyc, jak to wykazaliśmy w stancy szóstej, w tomie l, jest ściśle spokrewniony z
Ziemią i bardziej bezpośrednio związany ze wszystkimi tajemnicami naszego globu aniżeli nawet
Wenus-Lucifer, tajemna siostra i alter ego Ziemi [Zob. rozdział IX, Księżyc, Deus Lunus, Febe].
Niezmordowane badania symbologów zachodnich, zwłaszcza niemieckich, w ciągu ostatniego i
obecnego stulecia doprowadziły najbardziej nieuprzedzonych ludzi, i oczywiście każdego okultystę, do
przekonania, że bez pomocy syrnbologii, z jej siedmiu działami, o których współcześni nic nie wiedzą,
nie można dokładnie zrozumieć żadnego starożytnego pisma świętego. Sym-boiogię trzeba studiować
we wszystkich jej aspektach, każdy bowiem naród posiadał własne, sobie właściwe metody wyrażania
się przez symbole. Krótko mówiąc, żadnego papirusu egipskiego, żadnej hinduskiej o/a/', asyryjskiej
tabliczki czy hebrajskiego pergaminu nie należy czytać ani rozumieć dosłownie.
O tym dziś wie każdy uczeń. Już sarnę znakomite odczyty Geralda Masseya wystarczają, aby
przekonać każdego uczciwego, bezstronnego chrześcijanina, że interpretowanie Biblii według martwej
litery jest równoznaczne z popadaniem w większe błędy i przesądy, aniżeli wytworzone przez mózgi
dzikich z wysp mórz południowych. Jednak faktem, na który zdają się być ślepi nawet najbardziej
kochający prawdę i jej szczerze szukający orientaliści – zarówno indolodzy, jak i egiptolodzy – jest to,
że każdy symbol papirusów lub liści palmowych to wielościenny diament, przy czym każda jego
ścianka nie tylko ma kilka znaczeń, ale odnosi się do kilku nauk. Ilustracją tego jest przytoczona
powyżej interpretacja kota jako symbolu księżyca – przykład tworzenia niebiańsko-ziemskich obrazów;
u innych narodów księżyc ma jeszcze inne liczne znaczenia.
T Po tamilsku (gtówny język południowych Indu – przyp wyd.) olai przyp. red.].
Jak to wykazał w swej Royal Masonie Cyclopaedia uczony mason i teozof, Kenneth Mackenzie,
istnieje wielka różnica pomiędzy słowem – emblemat i symbol". Pierwszy obejmuje większy zakres
myśli aniżeli symbol, o którym można powiedzieć, iż przedstawia raczej jakieś jedno pojęcie lub ideę.
Stąd w kilku krajach spotykane są symbole, na przykład księżycowe lub słoneczne, z których każdy
przedstawia jakieś jedno pojęcie lub ich szereg, tworząc zbiorowo emblemat ezoteryczny. Emblemat
jest: konkretnym widzialnym obrazem lub znakiem wyobrażającym zasady lub szereg zasad, a
rozpoznawalnym dla tych, którzy otrzymali pewne nauki, tj. wtajemniczonych. Wyrażając to jeszcze
jaśniej, emblemat jest zwykle szeregiem obrazów graficznych, rozpatrywanych i objaśnianych jako
alegorie, rozwijających pewne pojęcia jedno za drugim, niejako panoramicznie. Takimi emblematami,
czyli seriami symbolów, są pisane na przykład “Purany", oba Testamenty, Mojżeszowy i
chrześcijański, czyli Biblia, jak i wszystkie egzo-teryczne święte pisma. Jak dowodzi tenże autor:
Wszystkie towarzystwa, ezoteryczne, jak: Związek Pitagorejczyków i Eleuzyjski, Bracia
Hermetyczni Egiptu, Różokrzyźowcy i Wolnomularze, posługiwały się emblematami i symbolami.
Wielu z tych symboli nie można publicznie wyjawić, a bardzo nieznaczna zmiana może poważnie
wpłynąć na znaczenie całego symbolu lub ich serii. Pieczęcie magiczne, oparte na pewnych zasadach
liczbowych, mają ten właśnie charakter; i choć w oczach ludzi nie przygotowanych mogą się wydawać
dziwne i śmieszne, przekazują całokształt pewnej nauki tym, którzy posiadają wiedzę do ich
odczytania.
W języku polskim stówo “emblemat'' znaczy gocfto, nie sądzę, aby można je zastosować do serii
powiązanych ze sobą symbolów, jak to określa się powyżej; należałoby raczej omawiać lub używać
określenia “symbol zbiorowy" lub “seryiny" [pr^yp. wyd.].
Wszystkie wymienione powyżej zrzeszenia są stosunkowo młode, żadne z nich bowiem nie sięga
czasów wcześniejszych niż średniowiecze. O ileż tedy było słuszniejsze, że uczniowie najstarszej ze
starożytnych szkól wykazywali ostrożność i strzegli się wyjawiania tajemnic o wiele ważniejszych dla
ludzkości (niebezpiecznych bowiem w niepowołanych rękach) aniżeli którekolwiek z tak zwanych
tajemnic wolnomularskich, które stały się dziś, jak mówią Francuzi, tajemnicami poliszynela. Lecz
zastrzeżenie to może się odnosić tylko do psychologicznej, a raczej psychofizjologicznej i kosmicznej
strony znaczenia symbolów, i to tylko częściowo. Chociaż bowiem każdy wtajemniczony musi
odmówić podania warunków i środków prowadzących do poznania wzajemnej współzależności
elementów – czy to psychicznych, czy fizycznych – co mogłoby być użyte dla wywołania zarówno
dobroczynnych, jak i szkodliwych skutków, jednak jest on zawsze gotów przekazać poważnemu
uczniowi tajemnice myśli starożytnej we wszystkim, co dotyczy historii ukrytej pod osłoną
mitologicznego symbolizmu; tyrn samym gotów jest dostarczyć wiadomości jeszcze o paru ważnych,
przełomowych wydarzeniach w dziejach świata, pozwalających spojrzeć wstecz, w odległą przeszłość,
która zawiera wiele użytecznych wiadomości o pochodzeniu człowieka, ewolucji ras i ezoterycznej
stronie wiedzy o Ziemi. Mimo to słyszy się nieraz głośne narzekania, nie tylko wśród teozofów, ale i
nielicznych profanów interesujących się tym przedmiotem: Dlaczego wtajemniczeni nie przekazują
tego, co wiedzą? Na to można tylko odpowiedzieć: A dlaczegóż by mieli to czynić, skoro wiadomo z
góry, że żaden człowiek nauki nie zechce przyjąć podanych faktów nawet jako hipotez, a tym mniej
jako teorii lub aksjomatów. Czyż uznano lub choćby uwierzono w to ABC filozofii okultystycznej, jakie
przedstawia się w The Theosophist, w Buddyzmie ezoterycznym Sinnetla i innych książkach i
czasopismach? Czyż nawet ta odrobina podanej wiedzy nie została ośmieszona i wyszydzona oraz
przeciwstawiona z jednej strony teorii zwierząt Huxleya i Haeckla, a z drugiej żebru Adama i jabłku
Ewy? Pomimo tak mało zachęcających perspektyw, podajemy w tej książce wiele faktów rzucających
światło na sprawę pochodzenia człowieka, ewolucji naszego globu oraz ras ludzkich i zwierzęcych, a
przedstawia się je tak wyczerpująco, jak tylko autorka potrafi. Dowody na potwierdzenie odwiecznych
nauk rozrzucone są obficie po księgach starożytnych cywilizacji. Parany, Zend-Awesta i dzieła
dawnych klasyków są pełne takich faktów; nikt jednak nie podjął dotąd trudu zebrania ich i
porównania, gdyż wszystkie zdarzenia zapisane są tam symbolicznie; a najlepsi uczeni, najtęższe
umysły wśród naszych indo- i egiptologów, zbyt często bywały zamroczone przez uprzedzenia, a
jeszcze częściej jednostronne poglądy na tajemne znaczenie tych symbolów. A przecież nawet
przypowieść jest symbolem, a nie zmyśleniem lub bajką, jak myślą niektórzy; a my powiadamy: jest
alegorycznym przedstawieniem rzeczywistości życia, zdarzeń i faktów, l podobnie jak wyciągano
zawsze z przypowieści pewien sens moralny, a ten przedstawiał istotną prawdę i fakty życia
ludzkiego, tak historyczne konkretne zdarzenia odczytywali z symboli przechowanych w starożytnych
archiwach świątyń ci, którzy znali hieratyczne nauki tajemne. Religijna i ezoteryczna historia każdego
narodu była odtwarzana w symbolach, nie wyrażano jej nigdy wieloma słowami. Wszystkie myśli i
uczucia, cała nauka i wiedza pierwszych ras, objawiona im lub zdobyła, znajdywała swój wyraz w
alegorii i przypowieści. Dlaczego? Ponieważ słowo mówione posiada potęgę nie tylko nie znaną, lecz
nawet nie podejrzewaną, a nie znajdującą wiary u “mędrców" współczesnych; ponieważ dźwięk i rytm
są ściśle związane z czterema żywiołami starożytnych; ponieważ takie lub inne wibracje w powietrzu
wywołują niechybnie odpowiadające im moce, a jednoczenie się z nimi może wywołać tak dobre, jak i
złe skutki. Nikomu z uczniów nie wolno było nigdy opowiadać głośno i w wyraźnych i
niedwuznacznych słowach zdarzeń historycznych, religijnych lub innych, które rzeczywiście miały
miejsce, aby moce związane z tymi •zdarzeniami nie zostały jeszcze raz wywołane i przyciągnięte.
Wolno było o tym mówić tylko w czasie wtajemniczenia, a każdy uczeń musiał robić notatki i wyrażać
to, co usłyszał, w odpowiednich, własną myślą tworzonych symbolach, które były potem badane przez
jego Mistrza, zanim je ostatecznie przyjęto. W ten sposób powstał chiński alfabet, podobnie jak
jeszcze wcześniej ustalono hieratyczne symbole w starożytnym Egipcie. W języku chińskim, którego
pismo czytać można w każdym języku*, a które – jakeśmy powiedzieli – jest tylko trochę mniej
starożytne od egipskiego alfabetu Tota, każde słowo ma odpowiadający sobie symbol, wyrażający w
obrazie znaczenie danego słowa. W języku tym jest wiele tysięcy takich liter-symboli, czyli
logogramów, z których każdy wyraża całe słowo; właściwych bowiem liter, czyli alfabetu, jak my go
rozumiemy, w języku chińskim nie ma, jak nie było go w języku egipskim aż do stosunkowo późnej
epoki.
' Na przykład Japończyk nie rozumiejący ani słowa po chińsku. spotkawszy się z Chińczykiem,
który nigdy nie słyszał jego języka, może
Spróbujemy teraz podać objaśnienie głównych symboli i ich serii, gdyż tomy traktujące o
antropogenezie, byłyby niezmiernie trudne do zrozumienia bez przygotowawczego zapoznania się co
najmniej z symbolami metafizycznymi.
Nie byłoby też słuszne, gdybyśmy przystąpili do ezoterycznego odczytywania symbolizmu bez
wyrażenia wpierw należnego uznania człowiekowi, który w tym stuleciu położył dla tej sprawy
największe zasługi, przez odkrycie głównego klucza do starożytnej symboliki hebrajskiej, tak ściśle
związanej z metrologią, będącego też jednym z kluczy do powszechnego ongiś języka misteriów.
Składamy więc dzięki Ralstonowi Skinnerowi z Cincinnati, autorowi The Key to the Hebrew-Egiptian
Mystery and the Source of Measures (Klucz do hebrajsko-egipskiej tajemnicy i pochodzenia miar).
Jako urodzony mistyk i kabalista pracował w tym kierunku przez wiele lat, a jego wysiłki uwieńczył
niewątpliwie wspaniały rezultat. Według jego własnych słów:
Autor jest pewien, że istniał starożytny język, który został, jak do dziś dnia się zdaje, zagubiony, ale
liczne jego ślady istnieją dotąd [...] Autor odkrył, że ten stosunek geometryczny (stosunek integralny
średnicy do obwodu koła) był bardzo starożytnym, prawdopodobnie boskiego pochodzenia,
początkiem [...] miar liniowych [...] Wydaje się prawie pewnym, że ten sam system geometrii, liczb,
stosunków i miar był znany i stosowany w Ameryce Północnej, jeszcze zanim poznali go potomkowie
Semitów [...}
Osobliwością tego języka było to, że mógł być ukryty w innym, utajony i niedostrzegalny dla kogoś
nie mającego specjalnych wskazówek; litery i zgłoskowe znaki posiadały równocześnie potęgę, czyli
znaczenie liczb, figur geometrycznych, obrazów, czyli ideogramów i symboli, których zamierzony cel
wzmacniano przypowieściami, w formie pełnych lub ułamkowych opowiadań; można też było podać to
znaczenie oddzielnie, niezależnie, i w rozmaity sposób, przez wizerunki kute w kamieniu lub
przedstawiane w budowach z gliny. Aby wyjaśnić dwuznaczność wyrazu “język", nadmieńmy, że
słowo to określa w pierwszym rzędzie wyrażanie pojęć w mowie ludzkiej, w drugim zaś może
oznaczać także wyrażanie ich wszelkim innym sposobem. Ten język starożytny jest tak wstawiony w
hebrajski tekst, że przy użyciu liter pisma, które przy czytaniu wyraża to pierwsze oczywiste
znaczenie, można świadomie i wyraźnie przekazać zupełnie inny szereg pojęć, odrębny od tych, jakie
wyraża odczytywanie znaków dźwiękowych. Ten język wtórny podawał pod pewną osłoną szeregi idei,
będących odtworzonymi przez wyobraźnię obrazami rzeczy istniejących dotykalnie, które by można
oddać konkretnie, jak i wzorami rzeczy, które można zaliczyć do rzeczywistych, choć nie są
namacalne; na przykład liczba 9 może być uważana za realną, mimo że nie jest dotykalna; podobnie
krążenie księżyca, odrębne od samego niebieskiego ciała, które wykonuje ten ruch, można uważać za
źródło lub przyczynę pewnego realnego pojęcia, choć ten ruch nie ma konkretności uchwytnej
zmysłami. Ten język idei może składać się z symboli, ograniczonych do dowolnych terminów i
znaków, i posiadać bardzo ciasny krąg pojęć, więc być całkiem bez wartości; a może też być
odczytywaniem tajemnic przyrody w pewnych jej przejawieniach, o wartości wprost niezmierzonej dla
ludzkiej cywilizacji. Obraz jakiegoś przedmiotu naturalnego może dać początek ideom
spokrewnionym, które podobnie jak szprychy koła, rozchodzą się promieniście w różnych, nawet
przeciwnych kierunkach i wytwarzają konkretne naturalne pojęcia w dziedzinach mających może mało
wspólnego z pozorną treścią, jaka się wyłania przy odczytaniu pierwotnego obrazu. Dane pojęcie
może wywołać pojęcia pokrewne, lecz jeśli się to stanie, to wszystkie wynikłe w ten sposób pojęcia,
chociażby byty pozornie niezgodne, muszą pochodzić od pierwotnego obrazu i wiązać się lub
pozostawać ze sobą w harmonijnym stosunku. [...] A więc z pewnego zobrazowanego pojęcia, o dość
podstawowym znaczeniu, może wyniknąć wyobrażenie kosmosu, nawet ze szczegółami jego budowy.
Taki sposób używania zwyczajnego języka jest obecnie przestarzały; autorowi narzuciło się jednak
pytanie, czy w pewnej epoce, w dalekiej przeszłości nie był on, czy inny podobny, językiem świata i
powszechnego użytku, który jednak w miarę, jak coraz bardziej kształtował arkana swych form,
przeszedł w posiadanie tylko wybrane] klasy lub kasty. Rozumiem prze? to, że języka potocznego,
ludowego używano nawet w jego początkach jako narzędzie do tego szczególnego sposobu
przekazywania pojęć. Dowodów na to jest dużo, w istocie mogłoby się wydawać, że w historii rasy
ludzkiej miało miejsce – z przyczyn, których w tej chwili przynajmniej nie możemy uchwycić ~
zapomnienie lub zatrata pierwotnego, doskonałego języka i doskonałego systemu wiedzy. Czy dlatego
doskonałego, bo był boskiego pochodzenia i nadania?
“Boskie pochodzenie" nie oznacza tu objawienia danego przez antropomorficznego Boga na górze,
wśród grzmotów i błyskawic; a jak rozumiemy, był to język i system wiedzy, przekazany pierwotnej
ludzkości przez ludzkość o tyle wyższą w ewolucji, że w oczach owej niemowlęcej ludzkości wydawała
się boska; inaczej mówiąc, przez “ludzkość" z innych sfer; w pojęciu tym nie ma nic nadnaturalnego, a
jego przyjęcie lub odrzucenie zależy od stopnia zarozumiałości i pychy człowieka, który o nim
posłyszy. Gdyby bowiem profesorowie współczesnej nauki zechcieli tylko przyznać, że choć nic nie
wiedzą o przyszłości człowieka zmarłego – a raczej nic nie chcą przyjąć – to jednak przyszłość ta
może być brzemienna dla nich w niespodzianki i nieoczekiwane objawienia, gdy tylko jaźnie ich
uwolnią się od swych grubych ciał; wówczas materialistyczna niewiara miałaby mniejsze niż obecnie
widoki powodzenia. Któryż z nich wie, lub potrafi powiedzieć, co może się stać, gdy okres życia
naszego globu dobiegnie końca i gdy nasza matka Ziemia zapadnie w swój ostatni sen? Któż miałby
dość śmiałości, aby twierdzić, że boskie jaźnie naszej ludzkości – przynajmniej najwyższe, wybrane z
wielkiej ciżby przechodzących w inne sfery – nie staną się same z kolei “boskimi" nauczycielami nowej
ludzkości, stworzonej przez nie na nowym globie, powołanym do życia i działania przez “zlotnione"
pierwiastki naszej Ziemi? Wszystko to mogłoby być doświadczeniem przeszłości, a te dziwne zapiski
leżą ukryte w tajemnym języku przedhistorycznych wieków, w języku zwanym obecnie symbolizmem.
Rozdział II
JĘZYK TAJEMNY l JEGO KLUCZE
Niedawne odkrycia wielkich matematyków i kabalistów dowodzą, nie pozostawiając cienia
wątpliwości, że wszelka teologia, od najwcześniejszej do najpóźniejszej, pochodzi nie tylko ze
wspólnego źródła wierzeń abstrakcyjnych, lecz i od jednego powszechnego języka ezoterycznego,
czyli języka “tajemnicy". Uczeni ci posiadają klucz do powszechnego języka starożytności i obrócili nim
z powodzeniem, choć wprawdzie tylko raz, w dotąd hermetycznie zamkniętych drzwiach,
prowadzących do Przybytku Tajemnic. Wielki system archaiczny znany od przedhistorycznych wieków
jako święta Nauka Mądrości, system, który zawiera się i daje się odczytać w każdej dawnej i nowej
religii, miał, i nadal ma, swój ogólny powszechny język – jak to przypuszczał wolnomularz Ragon –
język hierofantów, zawierający siedem dialektów lub odmian, z których każda odnosi się i jest
specjalnie dostosowana do jednej z siedmiu tajemnic przyrody. Każdy z nich miał swój własny
symbolizm. Można więc było odczytywać za pomocą symbolów prawdy przyrody jako całości albo też
rozpatrywać jakąś jedną jej stronę.
Dowodem tego są niezwykłe trudności, jakie do dziś spotykają orientaliści w ogóle, a indolodzy i
egiptolodzy szczególnie, przy interpretowaniu pism alegorycznych Ariów i hieratycznych kronik
starożytnego Egiptu. Dzieje się tak dlatego, że nie chcą oni nigdy pamiętać, iż wszystkie starożytne
kroniki pisane były w języku powszechnym i ogólnie znanym w starożytności, nieobcym wszystkim
narodom, który dziś rozumieją tylko nieliczni. Podobnie jak cyfry arabskie, które zrozumiałe są dla
człowieka każdej narodowości – lub jak słowo angielskie and, które dla Francuza jest et, dla Niemca
und, i tak dalej, można wyrazić prostym znakiem & dla wszystkich cywilizowanych narodów – tak
słowa owego tajemnego języka oznaczały to samo dla każdego człowieka bez względu na jego
narodowość. Było paru wybitnych ludzi, którzy próbowali stworzyć na nowo taki powszechny i
filozoficzny język – Defgarme, Wilkins, Leibnitz; lecz tylko Demaimieux w swej Pasigraphie dowiódł, że
jest to możliwe. Schemat Valentiniusa, zwany “Kabałą grecką", a opierający się na kombinacji liter
greckich, mógłby służyć za wzór.
Wielorakie i różnorodne oblicza tego tajemnego języka doprowadziły do przyjęcia dużej rozmaitości
dogmatów i obrzędów w egzoteryzmie rytuałów kościelnych. One to również są źródłem większości
dogmatów Kościoła chrześcijańskiego, takich jak: siedem sakramentów, Trójca święta,
zmartwychwstanie, siedem grzechów głównych i siedem cnót. Siedem kluczy do tego tajemnego
języka było zawsze przechowywanych przez najwyższych wtajemniczonych hierofantów starożytności,
a tylko część z nich przeszła, dzięki nieprawnemu ich wyjawieniu przez niektórych z pierwszych ojców
Kościoła – uprzednio wtajemniczonych w misteria wielkich świątyń – w ręce nowej sekty
nazareńczyków. Niektórzy z pierwszych papieży byli wtajemniczeni, lecz ostatnie okruchy ich wiedzy
dostały się dziś jezuitom, którzy stworzyli z nich zupełnie wypaczony system.
Utrzymuje się twierdzenie, że Indie – nie w obecnym swym obrębie, lecz w starożytnych granicach
– są jedynym krajem na świecie, który wśród swych synów ma mistrzów, znających wszystkie siedem
działów, jak i posiadających klucz do całego systemu. Od czasu upadku Memfisu, Egipt zaczai tracić
jeden klucz po drugim, a Chaidea przechowała tylko trzy do dni Bero-zusa. Co do Hebrajczyków – to
we wszystkich swych pismach wykazują tylko dokładną znajomość systemów: astronomicznego,
geometrycznego i liczbowego, symbolizujących wszystkie ludzkie, a zwłaszcza fizjologiczne, funkcje.
Wyższej wiedzy nie posiadali nigdy.
Gaston Maspero, wielki francuski egiptolog i następca Mariette Beya, pisze:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin