Harris Charlaine - Martwy aż do zmroku.pdf

(1263 KB) Pobierz
CHARLAINE HARRIS
B
B
CHARLAINE HARRIS
MARTWY AŻ DO
ZMROKU
(Przełożyła: Ewa Wojtczak)
Zysk i s-ka
2004
181322236.002.png
B
B
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Od lat czekałam na zjawienie się wampirów w naszym miasteczku, gdy jeden z nich
wszedł do baru.
Odkąd przed czterema laty wampiry wyszły z trumien (jak to wesoło ujmują),
spodziewałam się, że któryś z nich prędzej czy później trafi do Bon Temps. Naszą małą
mieścinę zamieszkiwali przedstawiciele wszystkich innych mniejszości... dlaczego zatem nie
mieli tu żyć członkowie najświeższej, czyli prawnie uznani nieumarli? Do tej pory wszakże
wiejska północ Luizjany najwyraźniej niezbyt kusiła wampiry. Choć z drugiej strony Nowy
Orlean stanowił dla nich prawdziwe centrum... W końcu mieszkali w tym mieście bohaterowie
powieści Anne Rice, nieprawdaż?
Z Bon Temps do Nowego Orleanu nie jedzie się długo i wszyscy goście naszego baru
mawiają, że jeśli staniesz na rogu ulicy i rzucisz kamieniem, możesz przypadkiem trafić
wampira. Chociaż... lepiej nie rzucać.
Niemniej jednak czekałam na mojego własnego nieumarłego.
Muszę wam powiedzieć, że nie umawiam się zbyt często z mężczyznami. Nie dlatego,
że nie jestem ładna. Jestem. Mam blond włosy, niebieskie oczy, dwadzieścia pięć lat, długie
nogi, spory biust i talię jak u osy. Wyglądam nieźle w letnim stroju kelnerki, który wybrał dla
nas szef, Sam Merlotte: czarne szorty, biały podkoszulek, białe skarpetki, czarne najki.
Cierpię jednak z powodu pewnego... upośledzenia. Tak w każdym razie staram się
nazywać swoje dziwactwo czy dar.
Klienci baru z kolei twierdzą po prostu, że jestem trochę stuknięta.
Jakkolwiek ująć moje problemy, rezultat jest identyczny - prawie nigdy nie chodzę na
randki. Z tego też względu ogromne znaczenie mają dla mnie najmniejsze nawet przyjemności.
A on usiadł przy jednym z moich stolików... to znaczy wampir.
Natychmiast wiedziałam, kim jest. Zdziwiło mnie, że nikt inny się nie odwrócił i nie
zagapił na niego. Nie rozpoznali go! Ja zaś raz tylko zerknęłam na tę bladą skórę i już
wiedziałam, że to wampir.
Miałam ochotę tańczyć z radości i faktycznie wesoło zakręciłam się wokół własnej osi
przy barze. Mój szef i właściciel baru „U Merlotte’a”, Sam, podniósł wzrok znad drinka, który
mieszał, i posłał mi krótki uśmiech. Chwyciłam swoją tacę i notesik, po czym podeszłam do
stolika wampira. Miałam nadzieję, że jeszcze nie zlizałam sobie szminki z ust, a mój koński
181322236.003.png
B
B
ogon ciągle wygląda porządnie. Byłam trochę spięta, lecz czułam, że wargi rozciąga mi lekki
uśmieszek.
Wampir wyglądał na zatopionego w myślach, toteż mogłam mu się dobrze przyjrzeć,
zanim mnie zauważy. Oceniłam, że mierzy nieco powyżej metra osiemdziesięciu. Miał gęste,
zaczesane gładko w tył i opadające na kołnierz kasztanowe włosy, a jego długie baczki
wydawały się interesująco staromodne. Oczywiście był blady, no przecież był martwy... jeśli
wierzyć starym opowieściom. Chociaż zgodnie z zasadami politycznej poprawności, które
również wampiry publicznie respektowały, ten facet był jedynie ofiarą wirusa - z jego powodu
pozostawał pozornie martwy przez kilka dni, a od czasu zarażenia reagował alergicznie na
światło słoneczne, srebro i czosnek. Szczegóły tej teorii zmieniały się zresztą zależnie od
gazety codziennej, w której pojawiał się artykuł na ten temat. A obecnie wszystkie dzienniki
pełne były tekstów o wampirach.
Tak czy owak, „mój wampir” wargi miał śliczne, ostro wykrojone, ciemne brwi zaś
wygięte w łuk. Jego nos przypomniał mi pewną bizantyjską mozaikę przedstawiającą jakiegoś
księcia. Gdy nieumarły w końcu na mnie spojrzał, dostrzegłam, że tęczówki ma jeszcze
ciemniejsze niż włosy, a białka niewiarygodnie wprost białe.
- Co mogę panu przynieść? - spytałam, niewysłowienie szczęśliwa.
Uniósł brwi.
- Macie syntetyczną krew w butelkach? - spytał.
- Niestety nie, przykro mi! Sam złożył niedawno zamówienie, ale pewnie dostarczą
dopiero w przyszłym tygodniu.
- W takim razie poproszę czerwone wino - powiedział głosem tak chłodnym i jasnym
jak strumień płynący po gładkich kamieniach. Głośno się roześmiałam. Sytuacja była niemal
zbyt doskonała.
- Niech się pan nie przejmuje małą Sookie, dziewczyna jest niestety trochę stuknięta - z
ławy przy ścianie dotarł do mnie znajomy głos.
Natychmiast uszła ze mnie cała radość, mimo iż na wargach nadal czułam uprzejmy
uśmiech. Zaciekawiony wampir gapił się na mnie, obserwując, jak szczęście znika z mojej
twarzy.
- Zaraz przyniosę pańskie wino - rzuciłam i odeszłam szybko, nawet nie zerknąwszy na
zadowoloną gębę Macka Rattraya. Mack przychodził tu prawie każdej nocy wraz z żoną
Denise. Nazwałam ich Szczurzą Parką.
181322236.004.png
B
B
Odkąd przeprowadzili się do wynajętej przyczepy przy Four Tracks Corner, z całych sił
starali się mnie przygnębić. Miałam nadzieję, że wyniosą się z Bon Temps równie szybko, jak
się tu zjawili.
Gdy po raz pierwszy weszli do „Merlotte’a”, zachowałam się bardzo nieuprzejmie i
podsłuchałam ich myśli. Wiem, że to paskudne posunięcie. Czasem wszakże nudzę się jak
wszyscy, więc chociaż przez większość czasu blokuję napływ wręcz wpychających się do
mojej głowy myśli innych osób, zdarza mi się ulec pokusie. Wiedziałam zatem o Rattrayach
kilka rzeczy, których może nikt inny nie wiedział. Po pierwsze odkryłam, że siedzieli kiedyś w
więzieniu, chociaż nie znałam powodów. Po drugie pojęłam, że Macka Rattraya naprawdę
bawią własne paskudne myśli na temat ludzi przychodzących do naszego baru. A później
znalazłam w myślach Denise, że dwa lata wcześniej porzuciła niemowlę, którego ojcem nie był
Mack.
Poza tym Rattrayowie nie dawali napiwków!
Sam nalał kieliszek czerwonego wina stołowego, lecz zanim postawił je na mojej tacy,
zerknął ku stolikowi, przy którym siedział wampir.
Kiedy ponownie spojrzał na mnie, uprzytomniłam sobie, że również wie, kim jest nasz
klient. Mój szef ma oczy błękitne niczym Paul Newman, moje natomiast są zamglone i
szaroniebieskie. Sam jest także blondynem, ale jego mocne, gęste włosy mają odcień niemal
gorącego, czerwonego złota. Zawsze jest trochę opalony i chociaż w ubraniu prezentuje się
szczupło, widziałam go bez koszuli (gdy rozładowywał ciężarówkę), toteż wiem, że tułów ma
całkiem muskularny. Nigdy nie słucham jego myśli, jest przecież moim pracodawcą.
Wcześniej musiałam odejść z kilku miejsc, ponieważ odkryłam na temat moich szefów pewne
szczegóły, których znać nie chciałam.
Teraz jednak Sam nic nie powiedział, tylko dał mi wino dla wampira. Sprawdziłam, czy
kieliszek jest czysty i lśniący, po czym wróciłam do stolika mojego klienta.
- Proszę, oto pańskie wino - oświadczyłam z przesadną grzecznością i ostrożnie
postawiłam kieliszek na stole dokładnie przed nieumarłym. Wampir spojrzał na mnie
ponownie, a ja skorzystałam z okazji i zatonęłam w jego przepięknych oczach. - Na zdrowie -
dodałam z dumą.
- Hej, Sookie! - wrzasnął za moimi plecami Mack Rattray. - Przynieś nam tu zaraz
następny dzban piwa!
Westchnęłam i obróciłam się, by zabrać pusty dzban ze stolika Szczurów. Zauważyłam,
że Denise prezentuje się dzisiejszego wieczoru doskonale w krótkim podkoszulku i szortach.
181322236.005.png
B
B
Szopę brązowych włosów uczesała w modny nieład. Denise nie była właściwie ładna, lecz tak
krzykliwa i pewna siebie, że rozmówca odkrywał jej braki dopiero po dłuższej chwili.
Sekundę później spostrzegłam ku swojej konsternacji, że Rattrayowie przysiedli się do
stolika wampira. Gawędzili z nim. Wampir nie mówił zbyt wiele, lecz najwyraźniej nie
zamierzał też wstać i odejść.
- Popatrz na to! - rzuciłam z oburzeniem do Arlene, drugiej kelnerki. Arlene jest
rudowłosa, piegowata i dziesięć lat ode mnie starsza. Cztery razy już wychodziła za mąż, ma
dwoje dzieci i od czasu do czasu odnoszę wrażenie, że mnie uważa za swoją trzecią latorośl.
- Nowy facet, co? - spytała bez większego zainteresowania. Arlene spotyka się
aktualnie z Rene Lenierem i chociaż mnie nie wydaje się on atrakcyjny, moja przyjaciółka
wygląda na dość zadowoloną. O ile się nie mylę, Rene był wcześniej jej drugim mężem.
- Och, to wampir - odparłam, ponieważ musiałam się z kimś podzielić moim
zachwytem.
- Naprawdę? Wampir u nas? No cóż, pomyślmy - oznajmiła z lekkim uśmiechem
sugerującym, że zdaje sobie sprawę z przepełniającej mnie radości. - Nie jest chyba jednak zbyt
bystry, kochana, skoro zadaje się ze Szczurami. Z drugiej strony Denise nieźle się przed nim
popisuje.
Odkryłam, że Arlene ma rację. Arlene jest o wiele lepsza niż ja, jeśli chodzi o ocenę
spraw męsko-damskich, jest przecież ode mnie znacznie bardziej doświadczona.
Wampir był głodny. Zawsze słyszałam, że wynaleziona przez Japończyków
syntetyczna krew wystarcza nieumarłym za pożywienie, w rzeczywistości wszakże nie
zaspokajała ich głodu i dlatego nadal zdarzały się czasem „nieszczęśliwe wypadki” (jest to
wampirzy eufemizm na określenie krwawych zabójstw dokonywanych na ludziach). A Denise
Rattray gładziła sobie gardło, poruszała głową, kręciła szyją... Co za suka!
Do baru wszedł nagle mój brat, Jason, zbliżył się powoli, po czym mnie uściskał. Jason
wie, że kobiety lubią facetów, którzy są dobrzy dla członków swoich rodzin i uprzejmi dla osób
w jakiś sposób upośledzonych, więc ściskając mnie, zyskuje podwójne punkty. Nie, żeby
musiał się przesadnie starać o popularność u płci przeciwnej. Wystarczy, że jest sobą,
szczególnie że przystojniak z niego. Na pewno potrafi być również złośliwy, większość kobiet
jednak wyraźnie tego nie zauważa.
- Hej, siostrzyczko, jak się miewa babcia?
- Bez zmian, czyli w porządku. Wpadnij do nas, to zobaczysz.
- Wlecę. Która dziś przyszła solo?
181322236.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin