Colin Forbes - Cykl-Tweed 01 - Podwójne ryzyko.pdf

(1322 KB) Pobierz
844198689.001.png
844198689.002.png
ROZDZIAŁ 1
Niedziela, 24 maja
Po morderstwie uważano, że Charles Warner - zawsze tak czujny -
przestał być ostrożny ze względu na sielskie otoczenie. Gdy opuścił port Lindau
w Bawarii i wyprowadził swoją motorówkę na Jezioro Bodeńskie, było
słoneczne, spokojne popołudnie.
- A było to szatańsko sprytne i zuchwałe zabójstwo - stwierdził dwa dni
później w Londynie Tweed w rozmowie z Martelem.
Motorówka, którą prowadził samotnie Warner, płynęła powoli do wyjścia
z portu, mijając z jednej strony kamienny posąg Lwa Bawarii, z drugiej zaś -
wysoką latarnię morską. Zgodnie z przepisami dał sygnał buczkiem.
Szczupły, zwinny, czterdziestoletni mężczyzna nazwiskiem Warner miał
na sobie niemiecki garnitur. Obok niego na siedzeniu spoczywał kapelusz
tyrolski. Ze względu na tajność miejsca lądowania mężczyzna miał na głowie
marynarską czapkę z daszkiem, która znacznie lepiej zlewała się z wakacyjnym
tłem.
Na ogromnym jeziorze nie było przed nim nic, co mogłoby wzbudzić
jakieś podejrzenie. W blasku popołudniowego słońca flotylla jachtów z
kolorowymi żaglami kołysała się jak zabawki. Za nim wznosiły się poszarpane,
ośnieżone szczyty w Liechtensteinie i Szwajcarii. Z prawej strony jeden z wielu
białych promów kursujących po jeziorze oddalał się w kierunku niemieckiego
miasta Konstancja. Z lewej strony, wykorzystując lekki podmuch wiatru, grupa
mężczyzn żeglujących na deskach prześlizgiwała się po gładkiej tafli wody.
Naliczył ich sześciu, gdy przesuwali się przecinając jego kurs.
- Zjeżdżajcie, z łaski swojej, do cholery! - mruknął zmniejszając obroty
silnika.
Wszyscy żeglarze byli młodzi, doskonale zbudowani, mieli na sobie jedynie
kąpielówki. Ich dziwne pojazdy poruszając się zataczały łuk. Okrążali go. Dwóch
z nich miało jasne włosy. Warner znajdował się około pół mili od brzegu, gdy
zdał sobie sprawę, że młodzi ludzie urządzają sobie zabawę. Otaczali go i nie
pozwalali mu przyspieszyć.
- Idźcie bawić się gdzie indziej - warknął.
Miał cholerną ochotę dodać gazu i postraszyć ich, ale byli tak blisko, że
mógłby na nich najechać. Jeden z blondynów, wyższy, machnął ręką i
doprowadził swoją deskę do motorówki. Lewą ręką przytrzymując dla
równowagi żagiel, prawą sięgnął po przymocowany paskiem do uda nóż. Zbyt
późno przebłysk alarmu ostrzegł Anglika. Blondyn puścił żagiel i wskoczył do
łodzi. Posługując się nożem z szybkością i znakomitą wprawą mordercy, raz za
razem zatapiał ostrze w swej ofierze. Pozostałych pięciu mężczyzn utworzyło
zasłonę z żagli, maskując motorówkę przed kimś, kto mógłby obserwować ich z
brzegu przez lornetkę. A Wasserschutzpolizei - Policja Wodna - miała swoją
jednostkę i łódź motorową w Lindau.
Trzymali zasłonę do momentu, aż wysoki blondyn zakończył jatkę. Potem
opuścił motorówkę, wślizgnął się do wody, wdrapał na deskę i podniósł żagiel.
Uformowawszy poprzedni szyk, grupa skierowała się w stronę wyludnionej
części brzegu na końcu jeziora, pomiędzy Lindau i granicą austriacką.
- Rany wielokrotnie zadane nożem, jakby robota jakiegoś maniaka...
Sierżant Dorner z Policji Wodnej powstał z klęczek. Zakończył oględziny
ciała znalezionego w dryfującej motorówce. Popatrzył na łódź z niebieskim
napisem Polizei na burcie, ustawioną wzdłuż motorówki. Najmłodszy ze
stojących na pokładzie policjantów, którzy obserwowali oględziny, przechylił się
i zaczął wymiotować przez burtę. „Chrzest ogniowy” - pomyślał Dorner.
Dostrzegł pod nogą jakiś błyszczący przedmiot i zmarszczył brwi.
Podniósł go, przyjrzał się i szybko wsunął do kieszeni. Był to rodzaj trójkątnej
odznaki w kształcie greckiej litery delta. Spojrzał znowu w stronę ciała: co za
przerażający kłopot... Otworzył paszport wyjęty wraz z portfelem z marynarki
trupa.
- To Anglik. Dziwne, ale portfel wypchany jest pieniędzmi.
- Może mordercy wpadli w panikę? - Stojący wyżej, na mostku motorówki
Busch, zastępca Dornera i trzeci członek ekipy policyjnej, osłaniając oczy patrzył
na wschód. - Ani śladu tych gnoi. Szybko odpłynęli.
- Wyciągnięcie portfela nie zajęłoby nawet paru sekund - upierał się
Dorner. - Chryste! To jest najdziwniejsze zabójstwo, z jakim się dotychczas
zetknąłem.
Przeglądając zawartość portfela, znalazł małą, plastykową kartę,
przypominającą nieco wyglądem kartę kredytową. Tylko że - jak zauważył
Dorner, przyglądając się uważnie zielonym i czerwonym paskom, wytłoczonym
cyfrom identyfikacyjnym oraz pięciu literom kodu oznaczającym Londyn - nie
była to karta kredytowa.
- Co się stało?! - zawołał Busch, przechyliwszy się w dół.
Coś w wyrazie twarzy szefa ostrzegło go, że trafią na kłopoty. Dorner
wsunął kartę z powrotem do portfela i dał znak Buschowi, by zszedł z mostka i
podszedł bliżej. Gdy Busch pochylił się w jego stronę nad wąską szczeliną
oddzielającą obie łodzie, powiedział zniżonym głosem:
- Trzeba sprawę utrzymać w tajemnicy. Przede wszystkim musimy
natychmiast zawiadomić BND w Pullach.
- Chcesz powiedzieć, że on jest...
- Niczego nie chcę powiedzieć. Ale wydaje mi się, że paru ludzi w
Londynie chciałoby dowiedzieć się o tym jeszcze przed zapadnięciem nocy...
Sierżant Dorner stał zamyślony na mostku łodzi policyjnej, pozostawiając
manewrowanie nią swemu podwładnemu. Wpływali do portu w Lindau.
Przymocowana grubą liną motorówka z przerażającym ładunkiem ciągnęła się
na holu za sterem. Ciało starannie ukryto pod płócienną płachtą. Co najbardziej
niepokoiło Dornera, to makabryczny stan pleców ofiary. O tym fakcie nie
wspomniał nawet Buschowi. Ta makabra stanowiła szalony kontrast z
wakacyjną atmosferą Lindau, gdzie turyści spacerowali w słońcu wzdłuż krótkiej
linii wejścia do portu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin