Hamilton Laurell - Anita Blake 05 - Trupia główka.rtf

(1080 KB) Pobierz
Laurell K

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Laurell K. Hamilton

 

 

 

 

 

Trupia główka

 

(Krwawe Kości)

 

 

 

(tom 5)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Był to dzień Świętego Patryka i jedyną zieloną rzeczą jaką miałam na sobie plakietka z

napisem „Zaczep mnie a będziesz trupem”. Zaczęłam pracę wczoraj wieczorem w zielonej

bluzce, ale zachlapałam ją krwią kurczaka z uciętą głową. Larry Kirkland, animator, który

jeszcze się uczy upuścił zdekapitowanego ptaka. Wykonał on krótki taniec „bezgłowego

kurczaka” i ochlapał nas oboje krwią. W końcu udało mi się złapać tego cholernego ptaka, ale bluzka była już zniszczona.

Musiałam wrócić do domu i się przebrać, a jedyną nie zrujnowaną rzeczą była szara

marynarka, którą zostawiłam w aucie. Założyłam ją więc powrotem razem z czarną bluzką,

czarną spódnicą, czarnymi rajstopami i czarnymi szpilkami. Bert mój szef nie lubi kiedy

ubieramy się do pracy na czarno, ale jeśli miałam wrócić do biura na siódmą bez odrobiny snu musi to przeboleć.

Skupiałam się nad swoim kubkiem z mocną, czarną jak smoła kawą. Przed sobą na blacie

biurka miałam serię 8, 10  błyszczących zdjęć, w które się usilnie wpatrywałam. Na pierwszym z nich widniało wzgórze rozkopanego prawdopodobnie przez buldożery. Z świeżo rozkopanej ziemi wystawała koścista ręka. Następne zdjęcie ukazywało jak ktoś ostrożnie próbował odsunąć ziemie wokoło ukazując roztrzaskaną trumnę i kości rozrzucone wokół niej. Nowe ciało.

Buldożery znów zostały sprowadzone, aby rozorać ziemię, która ukazała pole kości. Ziemia była usłana kościami, niby pole usłane kwiatami.

Jedna z czaszek miała rozchylone szczęki w niemym krzyku. Na czaszce widniało parę

jeszcze przyczepionych włosów. Ciemne zbutwiałe ubranie otaczało ciało zwłok w wspomnieniu sukni. Zauważyłam że ciało miało 3 nogi, patrzyłam na prawdziwy bajzel.

Zdjęcia były dobrze zrobione, zwróciwszy uwagę  na okoliczności ich wykonania. Kolor

ułatwił odróżnienie zwłok, ale wysoki połysk zdjęć było nie na miejscu. Wyglądało to jakby

zdjęcia z kostnicy wykonał fotograf mody. Istniała pewnie galeria sztuki w Nowym Yorku, która z przyjemnością powiesiłaby ‘koneserzy sztuki’ przy koreczkach serowych i białym winie mogli chodząc i oglądając je mówiąc „Mocne nie sądzisz? Tak rzeczywiście mocne”

Zdjęcia były mocne, ale i smutne.

Prócz zdjęć na biurku nie było nic, żadnego wytłumaczenia. Bert powiedział po tym jak

przyszłam rano, bym wpadła do jego biura jak tylko zobaczę zdjęcia. Wtedy wszystko mi

wytłumaczy. Taaa, w to wierze, tak jak w to, że króliczek wielkanocny jest moim przyjacielem.

Zebrałam zdjęcia z biurka i wsadziłam je w kopertę, sięgnęłam po mój kubek z kawą i

skierowałam się do drzwi.

W recepcji nie było nikogo przy biurku. Craig poszedł do domu, a Mary nasza dzienna

sekretarka będzie tu dopiero o ósmej. Czyli mieliśmy dwu godzinną przerwę, kiedy biuro było puste. To że Bert umówił się ze mną podczas tej luki zastanawiało mnie jeszcze bardziej. Czemu

te wszystkie sekrety?

Drzwi do biura Berta były otwarte, a on sam siedział za swoim biurkiem pijąc kawę i

przeglądając jakieś papiery. Spojrzał się znad papierów gdy tylko mnie usłyszał, uśmiechając się poprosił bym wchodząc zamknęła za sobą drzwi. Jego uśmiech mnie zmartwił. Bert jest miły

tylko i wyłącznie gdy czegoś chce.

Garnitur za tysiąc dolarów połączył z śnieżno białą koszula i krawatem. Jego oczy radośnie się iskrzyły. Oczy Berta miały kolor brudnych szyb okiennych, więc iskrzenie musiał być naprawdę wysiłkiem dla niego. Bert nigdy nie był miły chyba, że czegoś chciał.

- Usiądź Anito

Położyłam kopertę na jego biurku i usiadłam.

- Co kombinujesz Bert?

Jego uśmiech zgasł. Zazwyczaj Bert nie marnował uśmiechu na nikim prócz klientów.

Rzeczywiście czegoś musi chcieć, bo na mnie na pewno nie marnował by uśmiechu.

- Obejrzałaś zdjęcia?

- Tak, co w związku z tym?

- Mogłabyś wskrzesić je?

Spojrzałam na niego spod mojego kupka z kawą.

- Jak stare są zwłoki?

- Nie mogłaś zorientować patrząc na zdjęcie?

- Gdybym je osobiście obejrzała to bym ci powiedziała ile maja, ale nie zdjęcia. Nie

odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Około dwustu lat.

Zagapiłam się na niego.

- Większość animatorów nie mogło by wskrzesić zombi tak starego bez ludzkiej ofiary.

- Ale ty możesz.

- Tak. Nie zauważyłam żadnych nagrobków na zdjęciach. Mamy jakieś imiona?

- Czemu?

Potrząsnęłam głową. Bert był moim szefem od pięciu lat, zaczął prowadzić tą firmę, kiedy byli tylko on i Manny i do tej pory nie wiedział kompletnie nic o wskrzeszaniu zombi.

- Jak możesz przebywać w grupie animatorów tyle lat i wiedzieć tak mało jak się wskrzesza umarłych?

Jego uśmiech się skurczył tak jak i iskrzenie jego oczu.

- Po co ci ich imiona?

- Używasz imion by przywołać zombi z grobu.

- A bez imienia nie możesz tego zrobić?

- Teoretycznie nie mogę.

- Ale możesz to zrobić? – spytał. Nie podobał mi się jego ton.

- Tak mogę. John też mógłby to zrobić.

Potrząsnął głową.

- Oni nie chcą Johna.

Dopiłam swoją kawę.

- Oni czyli kto?

- „Beadle, Beadle, Sterling i Lowenstein”

- Firma prawnicza?

Bert przytaknął.

- Koniec gierek Bert. Powiedz mi po prostu o co do cholery chodzi.

- „Beadle, Beadle, Sterling i Lowenstein” mają klienta, który buduje luksusowy kurort w

górach blisko Branson. Bardzo ekskluzywny kurort. Miejsce gdzie bogaci ludzie mogliby

odpocząć od tłumów, jeśli sami nie mają w okolicy swojego domu. Mówimy tu o milionach

dolarów.

- Co stary cmentarz ma do tego?

- O ziemia, na której jest budowa od pokoleń zwaśnione są dwie rodziny. Sąd zdecydował, że to do rodziny Kellysów należy, więc to oni dostali kupę forsy za ziemię. Ale rodzina Bouvierów rości sobie prawa do tej ziemi i twierdzą, że na tej ziemi są szczątki ich rodziny. Do tej pory nikt nie mógł znaleźć cmentarza.

Ah. – Znaleźli cmentarz. – powiedziałam.

- Znaleźli stary cmentarz, ale nie koniecznie należy on do rodziny Bouvierów.

- Więc chcą wskrzesić umarłych i spytać ich kim są?

- Dokładnie

Wzruszyłam ramionami..

- Mogę wskrzesić kilka zwłok w trumnach, spytać ich kim są. Co się jednak stanie jeśli okaże się, że należą do rodziny Bouvierów?

- Będą musieli kupić ziemie po raz drugi. I tak myślą, że niektóre ciała należą do rodziny

Bouvierów. Dlatego chcą wskrzesić wszystkie zwłoki.

Uniosłam brwi.

- Żartujesz?

Potrząsnął głową, przy czym wyglądał na naprawdę zadowolonego.

- Możesz to zrobić?

- Nie wiem. Daj mi zdjęcia jeszcze raz.- Odstawiłam swój kubek z kawą na biurko i wzięłam zdjęcia.

- Bert, spieprzyli to dwa razy do niedzieli. Teraz mamy masowy grób dzięki tym cholernym buldożerom. Kości są ze sobą zmieszane. Do tej pory czytałam tylko o jednym przypadku wskrzeszenia masowego grób. Ale w tamtym przypadku przywołali jedną konkretną osobę, i mieli nazwisko.

Potrząsnęłam głową.

- Bez nazwiska może to być niemożliwe.

- Ale podjęła byś się tego?

Rozłożyłam zdjęcia na biurku, i się im zaczęłam przyglądać. Jedna z czaszek byłam

przepołowiona na pół tworząc kształt miski. Dwa kościste palce przyczepione do siebie czymś mokrym organicznym, co wcześniej musiało być ludzką tkanką leżało obok górnej połowy czaszki. Kości, kości wszędzie widać było kości, których nie można było nazwać przez cały ten bajzel zrobiony przez buldożery.

Mogłam to zrobić? Szczerze, nie miałam pojęcia. Czy chciałam się tego podjąć? Jasne. Pewnie, że chciałam.

- Chciałabym spróbować to zrobić.

- Wspaniale.

- Wskrzeszenie ich paru w kilka nocy zajmie co najmniej kilka tygodni, nawet jeśli mi się to uda. Z pomocą Johna było by o wiele szybciej.

- Takie opóźnienie będzie ich kosztować miliony.- powiedział Bert.

- Nie ma innego sposobu by to zrobić.

- Wskrzesiłaś całą rodzinę Davidsonów w tym ich pra-pradziadka, chociaż nie powinno ci się to udać. Możesz wskrzesić więcej niż jednego za jednym razem.

Potrząsnęłam głową.

- To był wypadek. Popisywałam się. Oni chcieli bym wskrzesiła trzech członków rodziny.

Chciałam im zaoszczędzić czasu i pieniędzy robiąc to za jednym zamachem.

- Wskrzesiłaś dziesięciu członków rodziny, a oni prosili tylko o trzech.

- Więc?

- Więc, czy możesz wskrzesić cały cmentarz w jedną noc?

- Zwariowałeś. – powiedziałam do niego.

- Możesz to zrobić czy nie?

Otworzyłam usta by powiedzieć nie, a potem je zamknęłam. Wskrzesiłam kiedyś cały

cmentarz za jednym zamachem. Nie wszystkie ze zwłok miały dwieście lat niektóre były nawet powyżej trzystu lat, a ja wskrzesiłam je wszystkie. Oczywiście miałam dwie ludzkie ofiary jako źródło mocy. To jak skończyłam tworząc krąg mocy używając do tego dwóch ludzkich ofiar jest długą historią. To była obrona własna, ale magia o to nie dba. Śmierć to śmierć proste.

Pytanie, czy mogłam to zrobić?

- Naprawdę nie wiem Bert.

- Ale nie mówisz nie.- powiedział. Na jego twarzy widać było gorące pragnienie działania.

- Musieli ci zaoferować kupę forsy, skoro jesteś tak napalony na to zlecenie.- powiedziałam.

Uśmiechnął się.

- Zostaliśmy wybrani do tego projektu w przetargu.

- My co?

- Wysłali te zdjęcia do nas, do Firmy wskrzeszającej w Kalifornii i do Essentials Spark(Iskra Życia) w Nowym Orleanie.

- Oni preferują francuską nazwę Elen Vital nad angielskim przekładem.- powiedziałam.

Widocznie to brzmi bardziej jak salon piękności niż firma animatorów, ale nikt mnie nie pyta o zdanie.

- Więc co najniższy cena dostaje zlecenie?

- To był ich plan.

Bert wyglądał jak kot, który dobrał się do śmietanki.

- Co?- spytałam.

- Ujmę to tak.- powiedział Bert.- W całym naszym kraju jest ile? Może z troje animatorów, którzy mogą wskrzesić zombi tak stare bez ludzkiej ofiary? Ty i John jesteście dwójką z nich.

Zaliczmy jeszcze Phillipa Freestona z firmy Wskrzeszającej w Kalifornii. Tylko wy troje.

- Zapewne masz rację.

Potaknął mi.

- Ok. Czy Phillipa mogła by wskrzesić zwłoki bez imienia?

- Nie mam takiej wiedzy na ten temat. John mógłby to zrobić. Więc może i ona mogła by to zrobić.

- Czy ona lub John mogliby wskrzesić kupę kości, żadne w trumnie?

To mnie zastanowiło.

- Nie wiem.

- Czy którekolwiek z nich miało by możliwość wskrzeszenia całego pola zwłok?- patrzył na mnie w skupieniu.

- Za bardzo się tym pławisz Bert.- powiedziałam.

- Odpowiedz tylko na moje pytanie Anita.

- Nie sądzę by John mógłby to zrobić, a Phillipa nie jest tak dobra jak on, więc sądzę, że nie mogliby tego dokonać.

- Mam zamiar podwyższyć ich rachunek.- powiedział Bert.

Zaczęłam się śmiać.

- Podwyższyć cenę?

- Nikt inny nie potrafi tego zrobić. Nikt prócz ciebie. Próbowali to traktować jak kolejny

problem z konstrukcją, ale nie mamy konkurencji czyż nie?

- Pewnie nie.- powiedziałam.

- Dlatego mam zamiar ich wyczyścić.- powiedział i się uśmiechnął.

Potrząsnęłam głową.

- Ty chciwy skurczybyku.

- Przecież masz udział  w zysku.

- Wiem.- spojrzeliśmy na siebie.- Co jeśli spróbuje ich wskrzesić w jedną noc i mi się nie uda?

- Ale będziesz ich mogła wskrzesić wszystkich w końcu, nieprawdaż?

- Pewnie tak. – wstałam, wzięłam swój kubek.- Ale nie wydam swojego czeku póki tego nie zrobię. Idę się trochę przespać.

- Chcą odpowiedzi jeszcze dziś z rana. Jeśli przyjmą nasze żądania to przylecą po ciebie

prywatnym helikopterem.

- Helikopterem- przecież wiesz, że nienawidzę latać.

- Dla takiej forsy polecisz.

- Super.

- Przygotuj się.

- Nie przeginaj Bert.- wzdrygnęłam się w drzwiach.- Pozwól mi wziąć ze sobą Larrego.

- Czemu? Jeśli John nie potrafi tego zrobić to z pewnością Larry nie ma pojęcia jak to zrobić.

Wzruszyłam ramionami.

- Może nie, ale zawsze możemy połączyć swoje moce podczas wskrzeszania. Jeśli nie będę mogła tego zrobić sama, mogę potrzebować energii od naszego praktykanta.

Bert się zamyślił.

- Czemu nie John? Połącz energię z nim.

- Tylko jeśli oddał by mi moc po dobroci. Myślisz, że by to zrobił?

Bert potrząsnął głową.

- Powiesz mu, że klient go nie chciał? Że zaoferowałeś go klientowi, a ten odmówił i poprosił konkretnie o mnie?

- Nie.- powiedział Bert.

- Dlatego spotkałeś się ze mną w takich warunkach, bez światków.

- Czas to pieniądz, Anita.

- Jasne, Bert, ale nie chciałeś stanąć twarzą w twarz z panem Johnem Burkem i oświadczyć mu, że kolejny klient go odrzucił na moją korzyść.

Bert spojrzał na swoje zadbane dłonie na biurku, potem spojrzał swoimi szarymi poważnymi oczami na mnie.

- John jest prawie tak dobry jak ty Anita. Nie chce go stracić.

- Myślisz, że odszedłby jeśli kolejny klient poprosiliby o mnie?

- Jego duma jest zraniona.- powiedział Bert.

- A jest jej tak dużo do zranienia.- powiedziałam.

Bert się uśmiechnął.

- Twoje wkurzanie go nie pomaga.

Wzruszyłam ramionami. Było by to dziecinne jeśli bym powiedziała, że to on zaczął.

Próbowaliśmy się umawiać, ale John nie mógł sobie poradzić z tym, że jestem jego żeńskim

odpowiednikiem. Nie: nie mógł sobie poradzić, że jestem jego lepszą wersją.

- Postaraj się zachowywać grzecznie, Anita. Larry jeszcze się nie wdrążył, potrzebujemy

Johna.

- Zawsze jestem grzeczna, Bert.

Potaknął mi.

- Jeśli nie moglibyśmy na tej sprawie tyle zarobić nie podjął bym się jej.

- Ja też.

To opisywało naszą relacje z Bertem. Nie byliśmy przyjaciółmi, co nie nie umożliwiało nam być partnerami biznesowymi.

 

 

 

Rozdział 2

 

 

W południe dostałam telefon od Berta

- Bądź w biurze gotowa i spakowana o drugiej. Pan Lionek Bayard będzie leciał z tobą i

Larrym.

- Kim jest Lionek Bayard?

- To młodszy wspólnik firmy Beadle, Bekadle, Sterling i Lowenstein. To typ człowieka, który lubi dźwięk swojego głosu. Nie znęcaj się nad nim z tego powodu

- Kto, ja?

- Anita, nie drażni się z człowiekiem, który może być ci pomocny. Może i nosi garnitur za trzy tysiące dolarów, ale mimo to może być ci pomocny

- Zachowam to dla któregoś ze wspólników. Na pewno ktoś z Beadle, Beadle, Sterling i

Lowenstein się pojawi wciągu tego tygodnia.

- Nie drażni też szefostwa! – powiedział

- Cokolwiek powiesz. – mój głos stał się przymilny.

- Zrobisz na co tylko masz ochotę bez względu na to co powiem, prawda?

- Jej Bert, kto powiedział że nie można nauczyć sztuczek starego psa.

- Po prostu bądź tu o drugiej. Dzwoniłem już do Larrego, też tu będzie.

- Nie martw się Bert, będę. Muszę jeszcze gdzieś na moment wpaść więc nie martw się jeśli spóźnię się parę minut.

- Nie spóźnij się.

- Będę najszybciej jak mogę.- rozłączyłam się zanim mógł się ze mną zacząć kłócić.

Musiałam wziąć prysznic, przebrać się, a potem pojechać do szkoły podstawowej Seckman’a .

Richard Zeman uczył tam przyrody. Byliśmy umówieni na jutro na randkę. W pewnej chwili Richard poprosił bym za niego wyszła. To było jakby w zawieszeniu, ale byłam mu winna coś więcej niż wiadomość na jego automatycznej sekretarce „Wybacz kochanie, ale nici z naszej randki. Nie będzie mnie w mieście” Wiadomość na sekretarce byłaby dla mnie łatwiejsza, ale też byłoby to z mojej strony tchórzostwo.

Spakowałam jedną walizkę. Wystarczyła mi w zupełności na cztery dni i może trochę dłużej.

Jeśli spakujesz dodatkową parę bielizny i ubrania, które możesz pomieszać w różne komplety to

możesz na takiej małej walizce przeżyć nawet tydzień.

Dodałam do bagażu parę dodatkowych rzeczy. Mój pistolet Firestar dziewięć milimetrów i jego kaburę którą umieszczam pod spodniami. Wystarczającą ilość dodatkowej amunicji by zatopić statek, dwa noże plus ich pochwy na nadgarstki. Dzięki temu będę miała cztery noże.

Całe to rękodzieło dla malej mnie. Dwa z nich były zastąpione nowymi po tym jak je straciłam przed moim powrotem do zdrowia. Kazałam zastąpić utracone nowymi, ale żeby ręka się do nich przyzwyczaiła wymaga czasu, zwłaszcza jeśli nalegasz na takie z najwyższą ilością srebra w stali. Dwa noże, dwa pistolety powinny starczyć na tygodniową podróż biznesową. Miałabym na sobie pistolet Browning Hi-Power.

Pakowanie nie było problemem. To co mam założyć dziś, tak. Chcą bym wskrzesiła ich

wszystkich dzisiejszej nocy, jeśli mi się uda. Cholera, możliwe że helikopter poleci dokładnie na miejsce budowy. Co znaczy, że będę musiała chodzić spulchnionej ziemi, kościach i zniszczonych trumnach. To nie brzmiało jak miejsce odpowiednie na szpilki. Jednak jeśli młodszy wspólnik będzie miał na sobie garnitur za trzy tysiące dolarów, ludzie którzy mnie zatrudnili będą oczekiwać odpowiedniego wyglądu. Mogę się ubrać profesjonalnie lub w piórka i krew. Miałam nawet kiedyś klienta, który był rozczarowany, że nie przybyłam nago wysmarowana krwią. Myślę, że chyba nie miałam do tej pory klienta, który nie oczekiwał lub sprzeciwiał się jakiemuś rodzajowi obrzędów podczas wskrzeszania umarłych. Zaś moje pojawienie się w dżinsach i butach od joggingu nie wzbudzało zaufania. Nie wiem czemu.

Mogłam też zapakować mój kombinezon, który można założyć na każdy rodzaj ubrania. Taak, ten pomysł mi się podoba. Veronica Sims- Ronni, moja najlepsza przyjaciółka- namówiła mnie do zakupu modnej krótkiej wojskowej spódniczki. Tak krótkiej, że trochę się nawet wstydziłam, ale spódniczka ta idealnie pasuje pod kombinezon. Spódniczka nie marszczy się, albo podwija kiedy noszę strój do likwidowania wampirów czy na miejscu zbrodni. A gdy zdejmę kombinezon, mogłam od razu iść do biura, albo wieczorem na miasto. Byłam tak zadowolona z niego, że poszłam i kupiłam jeszcze dwa w innych kolorach.

Jeden był szkarłatny, drugi purpurowy. Nie znalazłam czarnego jeszcze. Co najmniej nie taki, który nie był tak krótki, że odmówiłam jego założenia. Musze przyznać, że krótka spódniczka sprawia, że wyglądam na wyższą. Sprawia nawet, że moje nogi wyglądają na dłuższe. Kiedy masz tylko metr pięćdziesiąt dziewięć to naprawdę coś. Ale purpurowy nie pasował do wielu rzeczy, które posiadam więc wybrałam szkarłatny.

Znalazłam bluzkę z krótkim rękawkiem, która była dokładnie w takim samym odcieniu

czerwieni. Czerwony z jasnofioletowym, zimny twarde połączenie, które wyglądało świetnie w połączeniu z moją bladą skórą, czarnymi włosami i ciemnymi brązowymi oczami. Kabura i mój Browning Hi- Power dziewięć milimetrów odznaczają się dramatycznie w tym zestawie. Czarny pasek ściśle opinający mi talie przytrzymywał dolną pętle kabury. Czarna marynarka z podwiniętymi rękawami nałożona na ten zestaw ukrywała moją broń. Okręciłam się przedlustrem w sypialni. Spódniczka nie była wiele dłuższa od marynarki, ale nie dało się zauważyć broni. Przynajmniej nie zbyt wyraźnie. O ile jesteś skłonny by kupować ubrania na miarę, trudno ukryć pod ubraniem broń, zwłaszcza pod damskimi ubraniami.

Zrobiłam taki makijaż, aby czerwień stroju nie przytłoczyła mnie. Miałam przecież pożegnać

się z Richardem. Mieliśmy się nie widzieć przez kilka dni, więc trochę makijażu na pewno nie zaszkodzi. Kiedy mówię makijaż, chodzi mi o cień do powiek, róż, pomadkę i to wszystko.

Prócz wywiadu w telewizji na który namówił mnie Bert nie nosze podkładu.

Prócz pończoch i szpilek, które nosze bez względu jaka spódnice mam na sobie, mój strój był wygodny. Oczywiście dopóki będę pamiętać by się nie schylać, będę bezpieczna.

Jedyną biżuterię jaką nosze jest srebrny krzyżyk ukryty pod bluzką i zegarek na nadgarstku.

Zegarek, który nosiłam do spódnicy popsuł się i nie miałam nigdy czasu by zanieść go do

naprawy. Obecnie nosze męski zegarek z czarnym paskiem, który wygląda nie na miejscu na moim drobnym nadgarstku. Ale co tam, ważne że świeci w ciemności gdy nacisnę przycisk.

Pokazuje mi datę, jaki dziś mamy dzień i o której mam biegać, czego nie znalazłam w żadnym

damskim zegarku.

Nie musiałam dziś odwoływać biegania jutro rano z Ronnie. Pracowała nad sprawą poza

miastem. Praca detektywa nigdy się nie kończy.

Załadowałam walizkę na tył mojego Jeepa i już o pierwszej byłam w drodze do szkoły

Richarda. Na pewno spóźnię się do biura. No trudno. Poczekają na mnie, albo i nie. Nie złamią mi serca jeśli spóźnię ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin