Kirk William - Psychologiczne uwiedzenie.pdf

(2450 KB) Pobierz
Psychologiczne uwiedzenie
WILLIAM KIRK
KILPATRICK
Psychologiczne uwiedzenie
tumaczyłRadosaw Lewandowski
Wydawnictwo „W drodze" Poznań1997
PRZEDMOWA
Psychologia to rzeka o licznych odgaęzieniach i dopływach. Celem tej książki nie
jest badanie każdego z odgaęzień, lecz określenie ogólnego kierunku oraz siły prądu
rzeki. Krytyczne uwagi, które zamieszczam na następnych stronach dotyczą
psychologii jako siły społecznej: innymi sowy, psychologii mającej wpływ na nasze
codzienne myślenie i postępowanie. Psychologia jako nauka ma do odegrania w
naszym spoeczeństwie w pełni uzasadnionąrolę. Co innego jednak, gdy chce ona
odgrywaćkażdąrolę, a jednocześnie byćreżyserem sztuki. To, co mam do
powiedzenia w kolejnych rozdziałach książki nie dotyczy wszystkich dziaów
psychologii w jednakowym stopniu; zamiast jednak za każdym razem zastrzegaćsię
co mam na myśli („chodzi mi o to, nie o tamto"), w większości wypadków wolaem
posugiwaćsięprostym sowem psychologia.
ROZDZIAŁI
Wilk w zagrodzie
Poczucie wasnej wartości
Powab psychologii: imitacja chrześcijaństwa
Sprawa każdego z nas
Głębokąwiarę, jakąpokadamy w psychologii najlepiej ukazaa mi sytuacja, której byem
świadkiem kilka lat temu w Szkocji podczas nabożeństwa w kościele. Wprawdzie
wypadek ten nie byłdramatyczny, zapadłmi jednak na dobre w pamięci. Wygaszający
kazanie ksiądz, aby wesprzećczymśswój wywód, odwoływałsiędo takich świadectw jak
Ewangelia św. Jana, Listy św. Pawa, pisma św. Augustyna itd. Wydawao się, że na
zebranych wiernych nie robi to większego wrażenia. Mężczyzna na lewo ode mnie zaczął
ziewać. Kobieta siedząca w następnym rzędzie sprawdzała zawartośćportmonetki.
— Jak powiada Erich Fromm... — ciągnąłksiądz. Momentalnie dao sięzauważyćpene
zainteresowania poruszenie, które faląprzebiego po tumie. Ludzie zaczęli nasuchiwać,
aby nie uronićchoćby najdrobniejszego niuansu. Mężczyzna po lewej przestałziewać,
kobieta zamknęła portmonetkę; oboje wzmogli czujność. Erich Fromm. Ależoczywiście!
Jeśli istnieje ktoś, kto zna odpowiedźna zagadki życia, jest to z pewnościąErich Fromm.
Wydawało się, że zgromadzeni wierni wyznajądwa rodzaje wiary: wiaręw Boga oraz
wiaręw psychologię. Trudno byo powiedzieć, która wiara jest silniejsza. Wątpięjednak,
by ktośze zgromadzonych dostrzegałw tym dwie różne wiary. Prawdziwy problem
polega na samym odróżnieniu jednej od drugiej.
Mao tego, gdy ktośdowiaduje sięo moich związkach zarówno z psychologią, jak i
chrześcijaństwem, zwykle zakłada, że opracowujęjakąśsyntezę, która zbliży je ku sobie i
usunie ewentualne różnice, istniejące między nimi. Często syszępytanie: „Czyżpsy-
chologia i religia to nie sąpo prostu dwie różne drogi wiodące do tego samego celu?"
Prawdąjest, że psychologia popularna ma wiele elementów wspólnych z religią
Wschodu; trwa wręcz proces ich wzajemnego poączenia. Jeśli jednak mówimy o
chrześcijaństwie, to znacznie prawdziwsze będzie stwierdzenie, że psychologia i religia to
dwie rywalizujące ze sobąwiary. Jeśli poważnie traktujemy jeden system wartości, logika
nakazuje odrzucićdrugi.
POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
Na razie jednak wszystko wydaje siębardzo pogmatwane. Wiem na przykad o pewnym
katolickim księdzu, który mówi swym wiernym: „Chrystus przyszedłpo to, by powiedzieć
«Wy jesteście w porządku i Ja jestem w porządku»". W innych kościoach rodzice słyszą,
że dzieci nie sązdolne do grzeszenia, ponieważ„tak twierdząpsychologowie". Wydaje
się, że w wielu kościoach protestanckich pozytywne myślenie zajęo miejsce wiary.
Niemal wszędzie stawia sięznak równości pomiędzy zbawieniem a rozwojem wasnym
lub poczuciem, że sięjest w porządku. Krótko mówiąc, chrześcijanie pozwolili, by ich
wiara zaplątaa sięw siećpopularnych poglądów na temat poczucia własnej wartości oraz
samospenienia, nie mających nic wspólnego z chrześcijaństwem.
Obecna sytuacja przywodzi mi na myśl radędotyczącąkuszenia, której stary diabeł
udzieliłswemu bratankowi, młodemu diabu. W klasycznej książce C. S. Lewisa
zatytuowanej Listy starego diabla do młodego Krętacz każe Piounowi wywoaćzamęt w
gowie pacjenta: „Rób tak, aby jego umysłnie dojrzałtej prostej antytezy, jaka istnieje
pomiędzy Prawdąa Fałszem" . Musisz go „utrzymywaćw takim stanie ducha, który ja
nazywam «chrześcijaństwo i...». Wiesz, o co chodzi, chrześcijaństwo i kryzys, chrześci-
jaństwo i nowa psychologia, chrześcijaństwo i nowy ad (...)"
Chrześcijaństwo i nowa psychologia... Lewis okazałsiętu lepszym prorokiem niż
przypuszcza. To, co w roku 1941 byo zaledwie drobnym zamętem, przerodzio sięw
zamęt na skalęmasową. Trudno jużdziśpowiedzieć, gdzie kończy siępsychologia a
zaczyna chrześcijaństwo.
Dla niechrześcijan psychologia popularna stanowi nie mniejsząpokusę. Wydaje się, że
wielu z nich zwraca sięku niej jako substytutowi tradycyjnej wiary. Może nawet widząw
niej bardziej zaawansowanąformęreligii, bardziej skuteczny i wspóczujący sposób
czynienia dobra niżchrześcijaństwo. Psychologia usuwa wszelkie niepokoje, a krętądrogę
czyni prostą. Jest ona tąmagicznąróżdżką, która ich pociesza.
POWAB PSYCHOLOGII: IMITACJA CHRZEŚCIJAŃSTWA
Powab, jaki w psychologii dostrzegajązarówno chrześcijanie, jak i niechrześcijanie jest
rzecządośćzożoną. Trudno go w ogóle pojąć, jeśli sięnie zrozumie, że jest to przede
wszystkim powab o charakterze religijnym. Bo prawdąjest, że na pierwszy rzut oka
psychologia przypomina chrześcijaństwo.
Ma sięrozumieć, nie doktrynalne chrześcijaństwo, wobec którego większośćpsychologów
jest wrogo nastawiona. Podobnie niechrześcijanie, co dośćnaturalne. Niemniej, w tym co
gosi i robi psychologia pobrzmiewa pewna chrześcijańska nuta: echo miości bliźniego
jak siebie samego, obietnica osiągnięcia pełni, unikanie osądzania innych. Większości z
nas idee te trafiajądo przekonania, niezależnie od wyznawanej przez nas wiary.
Psychologia popularna, jak większośćimitacji, nie jest jednak w stanie wywiązaćsięze
swoich obietnic. Zamiast tego odwodzi zarówno chrześcijan, jak i niechrześcijan od ich
powinności oraz waściwego postępowania. Jest to uwodzenie w prawdziwym tego słowa
znaczeniu.
Jednym z celów tej książki jest zatem wytyczenie wyraźnej granicy pomiędzy
chrześcijaństwem a religiąpsychologii. Sądzę, że gdy sięnam to uda, będziemy mogli
stwierdzić, że chrześcijaństwo jest i zawsze było lepszym sposobem zaspokajania naszych
potrzeb — nawet tych, które zwykle uważa sięza potrzeby czysto ludzkie. Krótko
mówiąc, choćchrześcijaństwo to coświęcej niżpsychologia, jest ono waściwie lepszą
psychologiąniżsama psychologia.
KILKA UWAG OSOBISTYCH
Zanim jednak będękontynuowa, powinienem najpierw przyznać, że równieżja padem
ofiarąmylenia psychologii z chrześcijaństwem. Moje wasne doświadczenie pokazuje, jak
może dojśćdo czegośtakiego.
Zainteresowanie wiarąchrześcijańskązacząem tracićw czasie studiów. Waśnie wtedy
odkryem psychologię. Nie zdawaem sobie sprawy, że chrześcijaństwo przestaje mnie
interesować; wydawało mi siętylko, że cośdo niego dodaję. Szybko jednak przeniosem
swąwiaręz jednego na drugie.
Nie widziaem powodów, by tak sięnie miao stać. Z tego, co widziaem, pomiędzy
chrześcijaństwem a psychologiąnie byo zasadniczej różnicy. Miaem jużza sobąlekturę
tekstów najbardziej liberalnych — to znaczy najbardziej psychologizujących — teologów i
z tego, co w nich wyczytaem, wynikao, że w religii najważniejsza jest nie Biblia lub
wiara, lecz po prostu kochanie innych ludzi. Wydawao mi się, że dośćłatwo dam sobie z
tym radę, bez pomocy Kościoa i modlitwy. Uważaem, że to dobre dla tych, którzy nie
osiągnęli odpowiedniego stanu świadomości.
Freuda wprawiało w zdumienie biblijne przykazanie: „Będziesz miłowałbliźniego
swego". „Jak to możliwe?" — pyta. Ja uważaem, że to łatwe. Wydawało się, że mam po
swojej stronie wspóczesnych psychologów. Mało tego, wydawali sięoni zgodni ze
współczesnymi teologami —jedni i drudzy z aprobatącytowali św. Augustyna: „Kochaj i
czyń, co chcesz".
W dodatku psychologia potrafiła w interesujący sposób wytumaczyćprawie każde
ludzkie zachowanie, ja zaśnie widziałem powodu, by kwestionowaćsłusznośćtych
interpretacji. Erich Fromm powiedzia, że aby kochaćinnych, trzeba najpierw pokochać
samego siebie. Czyżnie byo to zgodne z tym, czego nauczałJezus? Bez wątpienia,
wszystko mi sięwspaniale zgadzao; jak większośćdwudziestodwulatków, do cna
kochałem samego siebie. MojąnowąBibliąstała sięksiążka On Becoming a Person (O
stawaniu się osobą) psychologa Carla Rogersa. Dawałon w niej delikatnie do
zrozumienia, że ludzie to w gębi duszy dobre i przyzwoite stworzenia, których naturalna
skonnośćdo nienawiści jest nie większa niżu pąka róży. Wejrzałem w gąb siebie i nie
znalazem żadnej nienawiści. Stwierdziem więc, że nie ma zych ludzi, ze jest tylko
otoczenie.
Pena optymizmu doktryna Rogersa bya zbieżna z ówczesnymi trendami religijnymi.
Kościelni intelektualiści banalizowali grzech, jak gdyby mieli do czynienia z jakimś
przypadkowym reliktem średniowiecza. Ksiądz-paleontolog Pierre Teilhard de Chardin,
wyjaśniając dlaczego w książce The Divine Milieu (Boskie Środowisko) tak niewiele
uwagi poświęciłproblemowi moralnego zła, zauważy, iż„należy zaożyć, że dusza, z
którąmamy do czynienia zesza jużze złej drogi". W mniej podniosy sposób wyraziłsię
pewien znajomy ksiądz, który oznajmi, iżdzieci nie powinno sięuczyćDziesięciu
Przykazań. Stwierdzi, że to za psychologia.
Nie miałem powodu kwestionowaćinnych obowiązujących koncepcji psychologicznych.
Abraham Maslow, którego fotografia i książki zdaway siępromieniowaćżyczliwą
mądrością, powiedział, że „miłość-B" (płynąca z peni jestestwa) jest czymśdobrym,
natomiast „miość-D" (biorąca sięz jakiejśpotrzeby lub braku czegoś) jest czymśzłym.
Nie zdawaem sobie wówczas sprawy, jak bardzo jestem w potrzebie oraz jak wielki jest
mój wewnętrzny niedostatek. Byłem jużna wpółprzekonany, że w gruncie rzeczy zdrowy
czowiek nie potrzebuje nikogo innego.
Zdrowi ludzie nigdy teżnie czuli chęci odwetu. Erich Fromm tumaczył, że ktoś, kto jest
produktywny, nie pragnie sięmścić. Robiąto tylko osoby kalekie lub nieudolne — ludzie
tacy jak Hitler. Bardzo im współczułem, tym mściwym kalekom i nieudacznikom. Gdyby
tylko nauczyli siękochać— tak jak Erich Fromm i ja. Dotychczas moja chęćzemsty
ograniczała siędo kilku sytuacji z okresu dzieciństwa, kiedy to moja uraza trwaa zwykle
nie dużej niżjeden dzień. Nie zdawaem sobie sprawy, że zemsta jest w stanie obrócić
produktywne życie w proch i py. Nie wiedziaem, że czowiek może jej pragnąćtak, jak
wampir pragnie krwi. Pogląd, że zemsta może sięwydawaćw gruncie rzeczy sodka —
tak zniewalająca, że biblijni prorocy musieli ciągle przed niąprzestrzegać— byłdla mnie
zupenie niezrozumiały. Oczywiście, tak byćnie powinno. Jużwcześniej czytaem z
wypiekami na twarzy o zemście Odysa, poza tym wprost przepadaem za filmami, w
których ktośsięna kimśmścił. Podobnie jak w wielu innych sprawach, tak i tu pozosta-
waem w błogiej nieświadomości istnienia rozdźwięku pomiędzy moimi zasadami,
uksztatowanymi przez psychologięa faktycznymi doświadczeniami.
Nie zdawaem sobie równieżsprawy z narastającego rozdźwięku pomiędzy moimi
przekonaniami psychologicznymi a religijnymi. Fakt istnienia takiej rozbieżności ginąłwe
wrzawie wywoływanej przez wielu duchownych, głoszących chwałępsychologii. Jakiś
ksiądz zapoznałmnie z tekstami Carla Rogersa, jakiśpastor zaproponowałlekturę
Maslowa i Fromma. Inni księża i pastorzy zaczęli wprowadzaćdo nabożeństw kościelnych
dziaania typu wspólnotowego.
Ja sam wkroczyłem w świat wspólnot oraz innych tworów psychologii humanistycznej
za sprawąpewnego pastora. Zaprosiłmnie on kiedyśna przyjęcie wydane na jego cześć
przez studentów, którzy brali udziałw jego warsztatach poświęconych seksualności
czowieka. Kiedy przybyłem na miejsce, zastałem uczestników przyjęcia stojących w
sześcio-, siedmioosobowych kręgach. Ledwo przekroczyłem próg domu, z jednego kręgu
wysunęła sięręka i wciągnęła mnie pomiędzy innych.
— Jak sięnazywasz? — ktośspytał. Odpowiedziaem.
— Kochamy cię— powiedzia, a pozostali dodali, pomrukując — kochamy cię— w
miaręjak koysaliśmy siędelikatnie w przód i w ty, trzymając sięza ramiona. Niczego nie
odczuwałem — sądziem, że to jakaśułomnośćmojej natury — ale mimo to opuściem
gowęi zacząem mruczećjak inni.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin