Świat nocy 01.02 - Córki nocy.pdf
(
352 KB
)
Pobierz
255974681 UNPDF
Świat nocy
01
Córki nocy
Rozdział 1
- Rowan, Kestrel i Jade - powiedziała Mary-Lynnette, kiedy mijała z Markiem stary wiktoriański
dom na farmie.
- Co?
- Rowan. Kestrel. Jade. To imiona dziewczyn, które się wprowadzają. - Wskazała głową dom. W
rękach trzymała składane krzesło. - Siostrzenice pani Burdock. Pamiętasz? Mówiłam ci, że mają u
niej zamieszkać.
- Nie bardzo. - Mark poprawił ciężki teleskop, który niósł przez wzgórze porośnięte mącznicą.
Odpowiadał krótko, co znaczyło, że był onieśmielony. Mary-Lynnette to wiedziała.
- Ładne imiona - stwierdziła. - Dziewczyny na pewno są urocze, tak mówiła pani Burdock.
- Pani Burdock jest stuknięta.
- No, po prostu ekscentryczna. Wczoraj mi powiedziała, że jej siostrzenice są piękne. Pewnie, że nie
do końca jest obiektywna, ale mówiła dość konkretnie. Wszystkie piękne, choć każda w zupełnie
innym typie.
- Mogły jechać do Kalifornii - wymamrotał Mark pod nosem - Powinny pozować do „Vogue'a".
Gdzie ci to postawić ? - dodał, kiedy znaleźli się na szczycie.
- Tutaj. - Odłożyła krzesełko. Odgarnęła stopą trochę ziemi żeby teleskop miał stabilne podłoże.
- Wiesz - rzuciła od niechcenia - pomyślałam, że może jutro byśmy do nich wpadli żeby się
przedstawić, przywitać...
- Przestań wreszcie - uciął krótko Mark. - Sam potrafię zorganizować sobie życie. Jak będę chciał
poznać dziewczynę, to poznam. Nie potrzebuję pomocy.
- Dobrze, już dobrze. Nie potrzebujesz pomocy. Uważaj na tę tubę z obiektywem...
- I co niby im powiemy? - spytał triumfalnie Mark. - Witamy cię w Briar Creek, gdzie nigdy nic się
nie dzieje. Gdzie jest więcej kojotów niż ludzi? Jeżeli chcecie się rozerwać, to w soboty wieczorem
możecie pojechać do miasta i popatrzeć, jak w Gold Creek Bar harcują myszy..
- Och, daj spokój - westchnęła Mary-Lynnette. Spoglądała na swojego młodszego brata,
onieśmielonego promieniami zachodzącego słońca. Nikt by się nie domyślił, że kiedyś Mark
chorował.
Włosy miał tak ciemne i lśniące jak Mary-Lynnette, a oczy równie błękitne, jasne i żywe. Zdrowa
opalenizna, rumieniec na policzkach. A jednak jako dziecko był chudy, wręcz kościsty, a każdy
oddech stanowił dla niego wyzwanie. Chorował na astmę na tyle poważnie, że prawie cały drugi
rok życia spędził w namiocie tlenowym, walcząc o przeżycie. Mary-Lynnette, półtora roku starsza
siostra, codziennie zastanawiała się, czy jej brat kiedyś wróci do domu. To go zmieniło - samotne
leżenie w namiocie; nawet mama nie mogła go dotknąć. Kiedy już wyszedł, cały czas trzymał się
spódnicy matki. Przez wiele lat nie mógł uprawiać sportów juk inne dzieciaki. Dawne czasy. W tym
roku Mark szedł do pierwszej klasy liceum, ale nadal był nieśmiały. A kiedy przyjmował postawę
obronną, wszystkich doprowadzał do szalu.
Mary-Lynnette miała nadzieję, że któraś z nowych dziewczyn okaże się dla niego odpowiednia,
trochę go rozrusza, i dzięki niej nabierze pewności siebie. Trzeba to tylko jakoś zorganizować...
- O czym tak myślisz? - spytał podejrzliwie Mark, przypatrując się Mary-Lynnette.
- O tym, że dziś będzie wyjątkowo dobrze widać - odparła słodko - Sierpień to najlepsza pora na
oglądanie gwiazd, jest ciepło i nie ma wiatru. O, pierwsza gwiazda, pomyśl sobie marzenie.
Wskazała jasny punkcik nad południową stroną horyzontu. Poskutkowało. Odwróciła uwagę
Marka. Spojrzał w górę. Mary-Lynnette wpatrywała się w tył jego ciemnej głowy. Jeżeli to pomoże,
chciałabym, żebyś się zakochał, pomyślała. Sama też bym chciała, ale niby jak? Nie ma w pobliżu
nikogo fajnego. Żaden z chłopaków w szkole - no, może z wyjątkiem Jeremy'ego Lovetta - nie
rozumiał jej zainteresowania astronomią. Na ogół się tym nie przejmowała, ale czasami czuła
nieokreślony ból w piersiach. Tęsknotę za...
zrozumieniem. Tak, prosiłaby właśnie o to - o kogoś, z kim mogłaby dzielić noc. No cóż. Myślenie
o tym nic nie da. Poza tym trochę oszukała Marka, życzenie wypowiedzieli, patrząc na Jupitera, nie
na pierwszą gwiazdę.
Mark kręcił głową, maszerując drogą wijącą się wśród kruszyny i cykuty. Powinien przeprosić
Mary- Lynnette przed odejściem. Nie lubił być dla niej niemiły. Właściwie tylko wobec niej starał
się zachowywać przyzwoicie. Ale dlaczego bez przerwy usiłuje
znaleźć
mu dziewczynę? Karze
wypowiadać życzenia do gwiazd? I tak o niczym nie pomyślał. Gdybym jednak miał o coś prosić
gwiazdy – oczywiście tego nie zrobię, bo to bzdura i głupota - to chciałbym, żeby się coś zaczęło
dziać. Coś dzikiego, pomyślał i poczuł wewnętrzny dreszcz, kiedy schodził ze wzgórza w
gęstniejącą ciemność.
Jade wpatrywała się w nieruchomy, świecący punkt nad południową stroną horyzontu. Wiedziała,
że to planeta. Przez ostatnie dwie noce widziała, jak lśniąca kropla przemieszcza się po niebie wraz
ze świtą maleńkich iskierek, które na pewno są jej księżycami. Tam, skąd Jade przyjechała, nie było
zwyczaju, żeby na widok gwiazdy wypowiadać życzenie, ale ta planeta wyglądała jak przyjaciel -
podróżnik, jak ona. Przyglądając się jej dzisiaj, poczuła rodzącą się nadzieję. Niemal marzenie.
Musiała przyznać, że początek okazał się nie najlepszy. Panowała głucha cisza, z oddali nie
dobiegał nawet najmniejszy odgłos nadjeżdżającego samochodu. Była zmęczona, zmartwiona i
zaczynała się robić bardzo, bardzo głodna.
Odwróciła się do sióstr.
- No i gdzie ona jest?
- Nic wiem - odpowiedziała Rowan najłagodniej, jak mogła. - Bądź cierpliwa.
- Może powinnyśmy się za nią rozejrzeć.
- Nie. - Rowan gwałtownie pokręciła głową. -Wykluczone, Pamiętaj, co postanowiłyśmy.
- Pewnie zapomniała, że przyjeżdżamy - stwierdziła Kestrel. - Mówiłam, że dostaje sklerozy.
- Przestań, to niegrzeczne - upomniała ją Rowan, nadal łagodnie, ale przez zęby. Rowan
zachowywała się łagodnie, kiedy tylko mogła. Była wysoką, szczupłą dziewiętnastolatką. Miała
cynamonowo brązowe oczy i włosy w kolorze ciepłego brązu, które falami opadały jej na plecy.
Kestrel skończyła siedemnaście lat; włosy koloru starego złota zdobiły jej głowę niczym aureola.
Oczy miała bursztynowe jak u jastrzębia. Nigdy nie była łagodna. Jade - najmłodsza, szesnastolatka
nie przypominała żadnej z sióstr. Platynowe włosy wykorzystywała jak woalkę, za którą się
chowała. Miała zielone oczy i podobno wyglądała pogodnie ale prawie nigdy tak się nie czuła.
Zwykle była albo skrajnie podniecona, albo bezgranicznie niespokojna i zdezorientowana.
W tej chwili ogarniał ją niepokój. Martwiła się swoją zniszczoną półwieczną marokańską walizką
ze skóry. Ze środka nic dochodziły żadne odgłosy.
- Może byście się kawałek przeszły zobaczyć, czy nie jedzie?
Siostry spojrzały na nią jednocześnie. Rowan i Kestrel w niewielu kwestiach się zgadzały, ale jeżeli
chodzi o Jade, były jednomyślne. Widziała, że zaraz obie staną przeciwko niej.
- Słucham? - spytała Kestrel, lekko odsłaniając zęby.
- Coś kombinujesz - stwierdziła Rowan.
Jade uspokoiła myśli i spojrzała na nie beztrosko. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Przypatrywały się siostrze przez kilka minut, potem zostawiły ją w spokoju.
- Niestety będziemy musiały iść - odezwała się Kestrel do Rowan.
- Są gorsze rzeczy niż chodzenie - stwierdziła Rowan. Odgarnęła sobie z czoła niesforny kosmyk
orzechowych włosów, rozejrzała się wokół przystanku autobusowego, który składał się z
trójstronnie oszklonej wiaty i rozpadającej się drewnianej ławki.
- Szkoda, że nie ma telefonu.
- No nie ma. A do Briar Creek jest trzydzieści kilometrów. - Ze złocistych oczu Kestrel biła złośliwa
satysfakcja. - chyba będziemy musiały zostawić tu bagaże.
- Nie, nie. - Jade ogarnęła panika. - Ja mam tu wszystkie... ciuchy chodźmy, trzydzieści
kilometrów to nie tak dużo.
Jedną ręką chwyciła klatkę z kotem - własnej roboty, sklejona z desek i drutów, a w drugą wzięła
walizkę. Dopiero kiedy uszła spory kawałek, usłyszała chrzęst żwiru z tyłu. Szły za nią. Rowan,
wzdychając z rezygnacją, a Kestrel, której włosy lśniły w blasku gwiazd jak stare złoto, chichocząc
cicho.
Jednopasmowa droga była ciemna i pusta. Harmonijną nocną ciszę tworzyły dziesiątki łagodnych
odgłosów nocy. Spacer byłby całkiem miły, gdyby nie to, że walizka z każdym krokiem stawała się
cięższa, a do tego Jade była głodna jak wilk. Doskonale wiedziała, że nie może o tym wspomnieć
Rowan, ale czuła się zdezorientowana i słaba. Kiedy już myślała, że będzie musiała postawić
walizkę i odpocząć, usłyszała nowy dźwięk. To odgłos nadjeżdżającego z tyłu samochodu. Warkot
silnika słychać było bardzo wyraźnie - dlaczego więc tak długo nie widać auta? W końcu szybko
przemknęło obok. Po chwili rozległ się chrzęst żwiru i samochód stanął. Kiedy się cofnął, Jade
zauważyła spoglądającego na nią przez okno chłopaka. Na miejscu kierowcy siedział drugi
chłopak. Jade przyjrzała im się badawczo. Byli pewnie w wieku Rowan, obaj mocno opaleni. Ten
za kierownicą, blondyn, wyglądał, jakby od jakiegoś czasu się nie mył. Drugi, szatyn, miał
kamizelkę włożoną na gołe ciało a w zębach trzymał wykałaczkę. Przyglądali się jej, najwyraźniej
tak samo zaciekawieni, jak ona. Kierowca opuścił szybę.
- Podwieźć cię? - spytał z dziwnie promiennym uśmiechem. Białe zęby kontrastowały z ciemną
twarzą.
Jade spojrzała na Rowan i Kestrel, które właśnie ją do dogoniły. Kestrel w milczeniu mierzyła auto
zmrużonymi bursztynowymi oczami, okolonymi gęstymi rzęsami. Oczy Rowan były bardzo ciepłe.
- Przydałoby się - powiedziała z uśmiechem. - Ale jedziemy na farmę Burdocków - dodała
niepewnie.
- To wam chyba nie po drodze...
- Oj, też coś, znam to miejsce. To niedaleko - odezwał się ten w kamizelce, nie wyjmując z ust
wykałaczki. - A zresztą czego się nie robi dla kobiety - dodał, najwyraźniej siląc się na rycerskość.
Wysiadł z samochodu. - Jedna może usiąść z przodu, a ja usiądę z tyłu z dwiema.
- Mam farta, co? - zwrócił się do kolegi.
- Masz. - Kierowca znów uśmiechnął się promiennie. Klatkę z kotem postaw z przodu, a walizki
wsadzimy do bagażnika - zdecydował.
Rowan znacząco uśmiechnęła się do Jade. Ciekawe, wszyscy tutaj są tacy mili? Ułożyły bagaże,
potem wsiadły do samochodu. Jade zajęła miejsce obok kierowcy, a Rowan i Kestrel z tyłu, po obu
stronach chłopaka w kamizelce. Minutę później mknęły drogą z rozkoszną zdaniem Jade,
prędkością. Pod kołami chrzęścił żwir.
- Jestem Vic- powiedział kierowca.
- A ja Todd - przedstawił się chłopak w kamizelce.
- Ja mam na imię Rowan, a to Kestrel. A tam siedzi Jade.
- Jesteście przyjaciółkami?
- Siostrami - wyjaśniła Jade.
- Nie wyglądacie na siostry.
- Wszyscy tak mówią. - Jade miała na myśli wszystkich, których poznały od czasu ucieczki. W
rodzinnych stronach każdy wiedział, że są siostrami, więc nikt się nie dziwił.
- Co tu robicie tak późno? - spytał Vic. - To nie miejsce ani dla grzecznych ani dla
sympatycznych dziewczyn.
- Nie jesteśmy sympatycznymi dziewczynami - rzuciła nieopatrznie Kestrel.
- Staramy się - wycedziła przez zęby Rowan, z naganą
w
glosie. - Czekałyśmy na ciotkę Opal -
zwróciła się do Vica. - Miała nas odebrać z przystanku, ale nie przyjechała. Wprowadzamy się na
farmę Burdocków.
- Pani Burdock jest waszą ciotką? - Todd wyjął wykałaczkę - Ta stara wariatka? Vic odwrócił się do
Todda i obaj wybuchnęli śmiechem, kręcąc głowami.
Jade spojrzała w dół, na klatkę z kotem i nasłuchiwała odgłosów popiskiwania, które
oznaczało, że Tiggy żyje.
Czuła się trochę... niespokojnie. Chłopcy co prawda wydalili się mili, ale miała wrażenie, że za tym
coś się kryje. Była za bardzo śpiąca i głodna, żeby stwierdzić co. Długo jechali w milczeniu, aż w
końcu Vic znów się odezwał.
- Pierwszy raz w Oregonie? Jade zamrugała i potwierdziła mruknięciem.
- Jest tu parę ładnych miejsc na odludziu - oznajmił Vic. - na przykład to. Briar Creek było
miasteczkiem poszukiwaczy złota aż w końcu wybrano wszystko, linia kolejowa je ominęła i po
prostu wymarło. Teraz dzicz zabiera sobie Briar Creek z powrotem.
Vic mówił wymownym tonem, ale Jade nie rozumiała, co próbuje wyrazić.
- Faktycznie wygląda na spokojne - odezwała się grzecznie Rowan z tylnego siedzenia.
- No, nie do końca chodziło mi o spokój. - Vic prychnął krótko. - Na przykład ta droga. Domy są
od siebie oddalone o parę kilometrów. Gdybyście krzyczały, nikt by was nie usłyszał.
Jade zamrugała. Dziwne rzeczy mówi ten chłopak.
- Usłyszelibyście ty i Todd - odezwała się Rowan, podtrzymując rozmowę w grzecznym tonie.
- Chciałem powiedzieć, że nikt poza nami - wyjaśnił Vic, a Jade wyczuła jego niecierpliwość.
Prowadził coraz wolniej. I wolniej. W końcu zjechał na pobocze, stanął.
- Tutaj nikt nie usłyszy - wyjaśnił, oglądając się na tylne siedzenie.
Jade też się odwróciła - Todd uśmiechał się promiennie zaciskając zęby na wykałaczce.
- Zgadza się - powiedział. - Jesteście tu same z nami, więc chyba lepiej będzie, jak nas
posłuchacie.
Jade dostrzegła, że chłopak jedną ręką ściska za nadgarstek Rowan, a drugą - Kestrel. Rowan nadal
miała grzeczną, choć zmieszaną minę. Kestrel w skupieniu przyglądała się drzwiom po swojej
stronie.
Szukała klamki. Nie było.
- Niedobrze
-
stwierdził Vic. - Ten samochód to kupa złomu, nie da się nawet otworzyć
tylnych drzwi od środka.
Tak mocno chwycił Jade za ramię, że aż zabolała ją kość
- Dziewczyny, bądźcie miłe, to nikomu nic się nie stanie.
Rozdział 2
- Widzicie jesteśmy samotni - odezwał się Todd z tylnego siedzenia. - Nie ma tu dziewczyn... Więc
kiedy spotykamy takie trzy fajne laski jak wy... hm, nic dziwnego, że chcemy się lepiej poznać.
Rozumiecie?
- Tylko się nie opierajcie, wszystkim będzie miło – wtrącił.
- Miło...? O, nie - wymamrotała przerażona Rowan.
Jade wiedziała, że siostra wyczytała coś z myśli Vica i ze wszystkich sił stara się załagodzić
sytuację.
- Kestrel i Jade są o wiele za młode na... coś takiego - ciągnęła spokojnie Rowan. - Przykro mi, ale
musimy odmówić.
- Nie zrobiłabym tego nawet, gdybym była starsza - oznajmiła Jade - Ale im i tak nie o to chodzi.
Tylko o to. -Posłała do umysłu Rowan kilka obrazów wyczytanych z myśli Vica.
- O. rany - oburzyła się Rowan. - Jade, przecież ustaliłyśmy, że nie będziemy szpiegować ludzi.
- Tak, ale zobacz, co im chodzi po głowie, powiedziała bezgłośnie Jade. Doszła do wniosku, że
skoro złamała jedną zasadę, równie dobrze może złamać wszystkie.
- Słuchajcie - odezwał się trochę zdezorientowany Vic. Widział, że traci kontrolę nad sytuacją.
Chwycił Jade za ramię, zmuszając ją, żeby spojrzała mu w oczy. - Nie jesteśmy tu od gadania.
Jasne? - Potrząsnął nią lekko.
Jade przez chwilę przyglądała się jego twarzy, potem odwróciła głowę i spojrzała pytająco na tyle
siedzenie. Twarz Rowan wydawała się biała jak kreda przy jej brązowych włosach. Jade
wyczuwała, że siostra jest smutna i rozczarowana. Kestrel siedziała ze zmarszczonym czołem. No
i? - zwróciła się w milczeniu do Rowan.
No i? - spytała Jade w ten sam sposób. Szarpała się, kiedy Vic usiłował przyciągnąć ją do siebie.
Rowan, on mnie szczypie.
Chyba nie mamy wyjścia, stwierdziła Rowan.
Jade natychmiast odwróciła się do Vica. Nadal usiłował ją przyciągnąć najwyraźniej zaskoczony, że
dziewczyna się nie poddaje. W końcu przestała się opierać. Delikatnie wyswobodziła rękę z jego
uścisku i grzbietem dłoni trafiła go dokładnie w podbródek. Szczęknął zębami, a głowa odskoczyła
mu do tyłu odsłaniając szyję. Jade błyskawicznie zatopiła w niej zęby. Czuła się winna i
podekscytowana. Na ogół robiła to inaczej - nie napadała ofiary, która jest świadoma i się opiera,
najpierw hipnotyzowała człowieka. Ale miała instynkt łowcy i na wszystko patrzyła w kategoriach:
Plik z chomika:
uniwers1_u1
Inne pliki z tego folderu:
Świat nocy 02.02 - Anioł ciemności.pdf
(286 KB)
Świat nocy 01.01 - Dotyk Wampira.pdf
(486 KB)
Świat nocy 01.03 - Zaklinaczka.pdf
(455 KB)
Świat nocy 01.02 - Córki nocy.pdf
(352 KB)
Świat nocy 02.01 - Wybrani.pdf
(336 KB)
Inne foldery tego chomika:
► EBOOK (bolek)
01. Zaginione plemię Sithów [1]
7 królestw
Abalos Rafael
Abalos Rafael(1)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin