Chłopak Z Ogłoszenia.doc

(55 KB) Pobierz

CHŁOPAK Z OGŁOSZENIA

 

   Czytałem kilka razy: „Doświadczonego pana po 40-ce poznam. Cel – nauczyć mnie seksu. Ja 20, bez doświadczeń.”  

  Roześmiałem się w głos. I czeka teraz ten dwudziestolatek – myślałem – na pierwszego naiwnego, „doświadczonego pana po czterdziestce”, który poleci na lep „świeżego towaru”, a ten „towarek” będzie się potem z niego śmiał w kułak. A pewnie poleci niejeden! Już oczami wyobraźni widziałem ten rząd panów, odstawionych i uperfumowanych lub łachmaniarsko-luzacko ubranych, pozujących na młodzieniaszków, którzy nie dostrzegają upływu lat ani swojego odbicia w lustrze – i już wyobrażałem sobie ich zawiedzioną wściekłość i oburzenie, że ktoś z nich po prostu zadrwił, że ich po prostu nabił w butelkę.
  Potem pomyślałem: a może ja też się z tym chłopaczkiem zabawię w kotka i myszkę? Zobaczymy, kto kogo przechytrzy. Spełniam oba te kryteria, więc...
  Odpisałem: „Ja, po 40-ce, kulturalny, spokojny, delikatny w sferze uczuciowej, bez skojarzeń, szanujący partnera, bo wiem, że on też ma duszę, jak ja, a nie tylko ciało.”  I tyle.
  I dawno o tym zapomniałem, gdy pewnego dnia w mailowej skrzynce odkrywam list:
  „Skąd jesteś? Czy moglibyśmy się poznać?”
  Ki diabeł? – pomyślałem – i dopiero po chwili skojarzyłem nick owego nadawcy: chłopak z ogłoszenia!
  No pewnie, tamtych odstawił, ponabijał się z nich, teraz przyszła kolej na mnie, pomyślałem. Miałem jednak tuzin innych spraw na głowie, a nie to. I – zapomniałem...
  Po kilku dniach kolejny mail:
  „Dlaczego nie odpisałeś?”  
  O... wkurzyłem się. Chłopaczek chce dalej ciągnąć tę zabawę? I od razu walnąłem: „A po co?” – i wysłałem.
  Patrzyłem w okno. Pogoda była przepiękna, słoneczna, dokładnie taka sama jak wówczas, gdy... Ale o tamtym już wolałem nie myśleć. Było, minęło, dlaczego obciążać sobie pamięć? Choć wiem, że tamtych chwil spędzonych u boku tego kogoś nigdy nie zapomnę. Szczerze mówiąc – zawsze będę je pamiętał. Po prostu były niepowtarzalne. Że w perspektywie czasu nic z tego nie wyszło – tak też w życiu bywa. Jednorazowe spotkanie, chociaż poprzedzone kilometrami korespondencji. Rzeczywistość jednak ma to do siebie, że burzy mity i wyobrażenia. Ten mit i wyobrażenie także zburzyła. Z czyjej winy? Nie wiem. Dziś to już pewnie nie jest istotne. Tak; po miesiącu wszystko wygląda inaczej, a po dwóch, trzech... Każda rana jakoś się goi, zabliźnia się, ale ten ślad – przecież ten ślad po niej zostaje i przypomina o tym, za czyją sprawą powstał. Kochałem go. I nadal kocham. I nadal ze sobą piszemy. Może zostanie z tego choć cień przyjaźni? Chciałbym.
  Zasiadłem do komputera. Zwykłe czynności: sprawdzenie poczty, odpowiedź na kilka najpilniejszych listów, potem codzienna praca. Tak; trzeba coś napisać. Od dawna chodzi mi po głowie pewna myśl, pewne zdarzenie. W sam raz temat na opowiadanie.
  I sygnał kolejnej poczty do odebrania. Kto mi przeszkadza? Znów – on?
  „Dlaczego tak piszesz? – czytałem. – Wybrałem Ciebie, a Ty mi mówisz po co? Wiesz po co. Przecież odpowiedziałeś na moje ogłoszenie. A wiesz, dlaczego wybrałem Ciebie? Bo ujęły mnie Twoje słowa: jesteś delikatny w sferze uczuciowej i szanujesz partnera, który też ma duszę, jak Ty, a nie tylko ciało.”
  Pomyślałem: i co z tego? Ale czytałem dalej:
  „Nie chcę się spotkać z kimkolwiek, nie chcę mieć potem przykrych doświadczeń i nic nie wartych wspomnień. Chcę się spotkać właśnie z kimś, kto potrafi w to, co robi, wlać ciepło uczucia. A Ty chyba jesteś uczuciowy. Wyczytałem to w Twoich słowach. Dlatego wybrałem Ciebie. Proszę Cię, odpisz.”
  Co za zgrywus – myślałem. Jak to potrafi „ciepło” napisać, żeby kogoś skusić, oszukać. Ale ja nie jestem naiwny. Już nie jestem. Przestałem wierzyć w obietnice słów, które potem mają się nijak do zwykłej, codziennej, skomplikowanie prostej rzeczywistości. Paradoks? Nie; oczywista prawda. Nasza rzeczywistość jest naprawdę skompilowanie prosta.
  Nie odpisałem. Przypomniałem sobie Przemka. Nasze krótkie chwile... Wiem, że moje uczucie do niego nigdy nie wygaśnie. Chcę je stłumić, przywalić głazem rozwagi i zasypać tysiącem skalistych odłamków rozsądku. Na próżno. Chciałem mu być wierny, dopóki wytrwam, dopóki tylko mogę. I – dopóki on nie zdradzi mnie. Bo wiem, że jeszcze nie zdradził. Jego uczucie wybuchło wielkim płomieniem – i równie szybko zgasło. Moje –  wciąż jednak się tli. Nie, to za małe słowo; skrzywdziłbym jego i siebie. Ono wciąż płonie. Wiem, że nigdy nie będzie odwzajemnione. Ale tego ognia nie stłumię. Nie potrafię.
  Przemek ma jakiegoś doła. Nie chce ze mną szczerze rozmawiać. Pisze ogólnikami. Jest bez kasy. Poszedł na plantację, żeby zarobić, żeby zrealizować jakiś swój jedyny wakacyjny wyjazd. Życzę mu, żeby zrealizował. Niech jedzie, niech się oderwie od domu, od komputera, od wszystkiego.
  „Naprawdę mam na imię Jakub. A Ty?” – to znowu ten natrętny cwaniaczek! Na co on liczy? Że też przyszedł mi do głowy ten głupi pomysł, żeby odpisać na jego ogłoszenie! „Mieszkam w Lesznie. A Ty? Mój numer gg... Tak będzie się nam łatwiej i szybciej rozmawiało. Proszę Cię, odpisz.”
  O, chwała Bogu – pomyślałem z ulgą. Gdzie Kraków, gdzie Leszno. Choć mógłbym skłamać, że mieszkam na przykład w Przemyślu, Sanoku czy w Ustrzykach, wolałem napisać mu prawdę. „Mieszkam w Krakowie i na pewno nie będę w najbliższym czasie w Lesznie. A i Ty zapewne do Krakowa się nie wybierasz.” Tylko po cholerę podałem mu swoje gg...? Chcę być taki uczciwy?
  Teraz się zaczęło.
  Kolejne listy, kolejne rozmowy. Na przemian z Przemkiem i z Jakubem. Z Przemkiem – wiadomo dlaczego, ale ostatnio coraz dłuższe przerwy. Kiedyś mu napisałem:
  „Wczoraj był pierwszy wieczór bez wzajemnego ‘dobranoc’. Kiedy będzie następny?”
  Odpisał:
  „Pewnie będzie.”
  Zrozumiałem...
  I z Jakubem, bo głupio mi było milczeć, gdy pisał. Dlaczego mi się chłopak zwierza? Nie ma ojca. Nigdy go nie znał. Jak widzi swoich kolegów, którzy mogą ze swymi ojcami pogadać... Aha: pewnie wziął wzór z jakiegoś kolegi i jego ojca, i szuka kogoś w tym wieku: po czterdziestce. Ale ja nie jestem naiwny. Ja mu ojca nie zastąpię. „Proszę Cię, spotkajmy się. Nabieram coraz większego przekonania, że Ty jesteś tym, z kim chcę TO zrobić.” – „to” napisał dużymi literami.
  No nie, ludzie... Co on, jak długo chce ciągnąć tę szopkę? Ja się dam skusić, pojadę, a potem... pocałuję klamkę i bruk na środku rynku i wracać?
  Jakub studiuje ochronę środowiska. Interesuje go architektura terenów zielonych. Ciekawe...
  „A Ty co robisz? Czym się zajmujesz?” – zbyłem to pytanie milczeniem. „Teraz mam wakacje – pisał. – Siedzę w domu. Nigdzie nie pojechałem i nie pojadę. A Ty odmawiasz mi tego jednego.”
  Czego ja mu odmawiam? Nie, czas z tym skończyć.
  „Jakub, nie mam zamiaru pozbawiać Cię Twojej męskiej cnotki ani uczyć Cię seksu z tego prostego powodu, że nigdy się nie spotkamy. Ja Cię nie zaproszę do siebie, takie mam warunki, ani Ty mnie nie zaprosisz do Leszna, bo na pewno też nie masz warunków. No i dlatego, że ja się w tamtym kierunku nie wybieram.”
  To był przedostatni list. Oczywiście w tak zwanym międzyczasie było mnóstwo innej korespondencji, po której on stwierdzał coraz bardziej, że wie, że wybrał właściwego człowieka. On nie mówi o żadnej miłości, on potem niczego ode mnie nie będzie żądał, on potem może wszystko zapomnieć... I – przysłał mi fotkę.
  „Z jakiej stronki internetowej zerżnąłeś to lico?” – spytałam. A „lico” było miłe, sympatyczne, spoglądała na mnie twarz kogoś, kogo w życiu nie chciałbym skrzywdzić.
  Odpowiedział oburzeniem. I nie chce ode mnie rewanżu w postaci mojej fotki, nie taki był jego zamiar. To ja mam poznać jego! Więc – poznałem...
  Sześć tygodni korespondencji. Nie wiem, po co to ciągnąłem.
  I stałe rozmowy z Przemkiem. Tego przedpołudnia sms:
  „Jestem w pociągu. Właśnie mijam... Jadę do...”
  Usiadłem wyprostowany. Zarobił Przemek przy zbiorach i oto realizuje jakąś wakacyjną podróż swoich marzeń. Ale dlaczego nie nad morze? Nie w góry, ale do... Potem z kolejnego smsa dowiaduję się, że... jest z Łukaszem, który jest... i jest ok.
  Nic nie wiedziałem o Łukaszu: kto to, jak się poznali, jak długo się znają... Przemek. „Mój” Przemek – już nie jest „moim” Przemkiem. Przede mną trzymał to w tajemnicy. Obawiał się, jak zareaguję? Jak? Spokojnie... Dobrze zrobił. Ale poczułem coś... Nie, nie zazdrość, ale... Ale jednak. Czyli – on mnie zdradził. Zrobił to pierwszy. Zdrada... – nie, znów jestem naiwny. Ja nie mam do Przemka żadnych praw! I w tej samej chwili poczułem się zwolniony z danego sobie słowa. Rozgrzeszony. On – zrobił to pierwszy...
  Jakub: „Zakochałem się w Twoich listach, zakochałem się w Twoich słowach. Ty na pewno jesteś wartościowym człowiekiem.”
  I ja: „I nadal jeszcze z nikim TEGO nie zrobiłeś?” –„tego” też napisałem dużymi literami.
  A on: „Czekam na Ciebie”...
  Ja nie wiedziałem o Łukaszu, Przemek nie wiedział o Jakubie. Ale ja nie zamierzałem spotkać się z Jakubem. Tymczasem Przemek już dawno snuł plany spotkania z Łukaszem. Kiedyś mi wspomniał, że chce jechać właśnie tam... na północ. Pytałem: nad morze? Na Mazury? Na ile, tydzień, dwa? „Nie mam na to kasy.” Ale wiedział już, że chce zdobyć kasę na ten wyjazd, dlatego poszedł pracować na plantację, w upały i w ulewy. Poświęcił się. Zaciskał zęby i robił. Bo chciał, bo musiał...! Nie wiedziałem, że wybiera się do – Łukasza. Ja nie planowałem wyjazdu. Ale teraz... Poczułem się zwolniony z własnej obietnicy.
  Jakub: „Wakacje mi lecą jak piasek miotany wiatrem pustyni. Znikąd donikąd. Miałem i wciąż mam nadzieję, że Ty mi je upiększysz.”
  Odpisałem natychmiast. „Jutro będę służbowo w Kaliszu”.
  I natychmiast czytałem odpowiedź: „Jestem gotowy przyjechać do Kalisza! Powiedz tylko, że chcesz się ze mną spotkać. Bo ja bardzo chcę! Proszę Cię, nie odmawiaj!”
  Co ja robię? O czym ja myślę? Do żadnego Kalisza się nie wybieram, w ogóle nigdzie nie zamierzam się wybierać! Co prawda robię sobie sobotnie czy niedzielne wypady tu czy tam, po prostu, żeby być gdzieś poza domem, ale nie tak daleko. Bo – ja też mam wakacje. Ja mam dłuuugie wakacje...
  Sms od Przemka pozwolił mi podjąć natychmiastową decyzję. Przemkowi odpisałem pół żartem, pół serio: „Baraszkujcie ILE WLEZIE, dosłownie i w przenośni! Mocnych wrażeń – to od słowa wrazić coś w coś”...
  I napisałem do Jakuba. „Masz wolną sobotę i niedzielę?”
  Odpisał: „Mam wolny cały tydzień i wszystkie dni aż do końca wakacji”.
  Nie wybierałem się do Kalisza. Ani do Leszna. Zarezerwowałem hotel w Krotoszynie. Bo tylko tu były wolne pokoje. Nie było ich ani w Kaliszu, ani w Ostrowie Wielkopolskim. Poza tym płacić bajońskie sumy za jedną noc w super komfortowych warunkach, które zupełnie by nam nie były potrzebne, po co? Napisałem: „Przyjedź do Krotoszyna.”
  „Będę czekał od samego rana!” – odpisał.
  „Przyjedź pociągiem o 12:35, w Krotoszynie 13:51, ja już tam do tego czasu będę na pewno. Spotkamy się na dworcu lub na parkingu przed dworcem.” Że jest taki pociąg, sprawdziłem w Internecie.
  „Jak Cię poznam?”
  Odpisałem: „Ja Cię poznam. A gdybyśmy się minęli – masz numer mojego samochodu...”
  Wiem, dlaczego pojechałem. Gdy pisałem do Przemka, że mam jakąś dziwną chandrę, że czuję się rozdrażniony, odpisał mi po męsku: „Dupy Ci trzeba, porządnej dupy!” Więc – jechałem na... dupę. O ile nie okaże się to zwykłą podpuchą jakieś cwanego chłopaczka. Ale po tylu listach – co prawda nie liczących się w kilometrach, jak poprzednio z Przemkiem – nie wyglądało to na podpuchę. Pojechałem.
  Byłem przed  trzynastą. Miasto dobrze oznakowane, do dworca dojechałem bez problemów. Pociąg. Elegancki szynobus. Wysiada czworo, wsiada pięcioro. Nietrudno zgadnąć, który z wysiadających jest Jakubem. Fotografia była dokładna. Mojego wzrostu, szczupły, ładna sylwetka... Rozejrzał się po peronie. Pewnie wziął mnie za podróżnego, który wsiądzie do pociągu, bo zbiegł do tunelu. Odczekałem, aż pociąg odjedzie. Serce mocno mi biło. Szedłem wolnym krokiem. Wyszedłem z tunelu jako ostatni.
  Jakub chodził wzdłuż parkingu, na którym stało raptem pięć samochodów. Przystanął przy moim. Uśmiechnął się. A ja – spokojnym krokiem szedłem wzdłuż chodnika. Minąłem samochód. Jakub obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem. Wiem; nie mnie się spodziewał. Nie takiego. Nie miał mojej fotki. Minąłem go. Dopiero z oddali nacisnąłem pilota. Samochód zamrugał, Jakub cofnął się zaskoczony... Już nikogo. Byliśmy tylko dwaj.
  Rozglądnął się. Podszedł...
  – To ty...?
  – Tak. To ja. Jeżeli jesteś rozczarowany, wracam...
  – Nie jestem... – uścisnął mi dłoń. Pocałunek w policzek; odwzajemniłem.
  Obiad w hotelowej restauracji, który przeciągnął się prawie do kolacji. Z szampanem. I coraz żywsza rozmowa. Speszenie prysnęło, coraz bardziej zbliżamy się do siebie.
  Mój – czyli „nasz” pokój. Ponowne speszenie. Czy zaraz, od razu, czy...
  Nie, nie jesteśmy zwykłymi napaleńcami. Wiemy, po co się spotkaliśmy, ale mamy na to całą noc. Rozmowa. Długa. Poznałem niemal cały jego życiorys.
  Rozbierałem go wśród pocałunków i pieszczot. Drżał... Gdy był nagi, przygryzał wargi i połykał łzy – wstydu? wzruszenia? strachu?
  – Taki jestem. Chcesz mnie... takiego? – powiedział łamiącym się głosem.
  Chciałem. Gładka, delikatna skóra, zarost tylko wokół prącia. Prącie małe, niewielkie, już stało. Zrozumiałem. Ten „wymiar” to jego kompleks.
  Pieściłem go z całą czułością, na jaką mnie stać. Z uczuciem. Wiem, czym dla niego jest to przeżycie. Pierwszy raz odsłonił przed kimś swoje ciało.
  Długo to robiłem. Dwukrotnie wystrzelił spermą, i był mokry. Pot spływał z niego strumieniami. A ja wciąż trzymałem się w ryzach. Wiem, że na to przyjdzie czas. To musi być punkt kulminacyjny całej tej nocy, która dopiero przed nami.
  Wspólny natrysk. Tu dopiero on poznał moje ciało. Chociaż nie jestem żadnym „okazem” ani tym bardziej „gigantem”, przygryzał wargi. Pozwoliłem mu na pieszczoty, którymi chciał mnie obdarzyć. Nie umiał. Ale bardzo chciał.
  Potem łóżko – i długa, długa noc, pełna wrażeń. Zrobiłem to. Poczułem się zwolniony ze słowa, które sam w sobie dałem – Przemkowi. Jakubowi dałem rozkosz taką, żeby pamiętał tę noc jako jedną z najpiękniejszych w swoim życiu. O ile nie najpiękniejszą, o czym zapewniał mnie rano, gdy, przed rozstaniem, w pełnym świetle dnia, jeszcze raz go kochałem.
  Potem odwiozłem go na dworzec. Nie było pociągu. Był o 10, potem dopiero o 16. Poszedł na PKS. Odprowadziłem go. Odjechał. A ja – wsiadłem z powrotem do auta i ruszyłem w swoją stronę, trzysta kilometrów z hakiem, rozmyślając czy... czy Przemek jest szczęśliwy? Czy będzie szczęśliwy z Łukaszem? Bo ze mną nie byłby. Wiem to na pewno. Niech będzie szczęśliwy. Życzę mu tego z całego serca.
  I wiem również, że Jakubowi dałem przedsmak szczęścia. A dalej niech szuka sam.
 
  PS.
  Dopisek z ostatniej chwili: dwie wiadomości. Od Jakuba: „Kiedy jeszcze będziesz w Kaliszu?”
  I od Przemka: „Z Łukaszem spotykamy się za trzy tygodnie.”  
  Przemkowi odpisałem: „Powodzenia”, i Jakubowi, po chwili namysłu: – „Za trzy tygodnie...”

                                                                                                                                    Krzych (yak)

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin