Diaczenko Marina i Siergiej - Dzika energia.pdf

(1472 KB) Pobierz
27135624 UNPDF
Marina i Siergiej
Diaczenko
Dzika energia
Przełożył
Andrzej Sawicki
27135624.003.png 27135624.004.png 27135624.005.png
Dzika energia
tytuł oryg. Dzikaja energia
Copyright © 2006 by Marina i Siergiej Diaczenko
ISBN 83-89951-66-5
Projekt i opracowanie graficzne okładki
Maciej „Monastyr" Błażejczyk
Korekta Bogdan Szyma
Skład Tadeusz Meszko
Wydanie I
Agencja „Solaris"
Małgorzata Piasecka
11-034 Stawiguda, ul. Warszawska 25 A
tel/fax. (0-89) 541-31-17
e-mail: agencja@solaris.net.pl
www.solarisnet.pl
27135624.006.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
Pracuję jako piksel.
Codziennie, godzinę przed zachodem słońca, przechodzę przez wielką bramę u
podnóża jedynego w mieście wzgórza. Przykładam identyfikator do czytnika. Idę do
szatni otoczona strumieniem innych pracowników. Numer mojej szafki to 401/512 – i
jest taki sam, jak numer mojego miejsca pracy ulokowanego pośrodku ekranu. Jestem
dobrym i wykwalifikowanym pikselem.
W szafce znajduję swoją szatę, dobraną dokładnie według wzrostu – do pięt.
Wdziewam ją na ciasno przylegający czarny trykot. Zaciągam z tyłu rzepy. Ściągacz
powinien leżeć dokładnie na czwartym kręgu. Milimetr w prawo lub w lewo i światło
padnie pod innym kątem, a to już usterka w pracy. Wlepiają za to karę.
Ubrawszy się, biorę z półki nauszniki i czarne okulary. Z szatni wychodzę boso i w
ślad za innymi wchodzę na górę po schodach. Podejście jest długie i nieco nużące, ale
zdążyłam się przyzwyczaić. Stąd, ze schodów, rozciąga się doskonały widok na miasto.
Idąc podbieram rąbek szaty i uważam, żeby nie nadepnąć komuś na jego szatę.
Miasto zostaje w dole – ciemne i najeżone kołkami wieżowców. O tej porze ludzie
zwykle wychodzą na ulicę – oglądać widowisko energii. A ci, co mieszkają w
niewysokich domkach przedmieść, niekiedy układają się na płaskich dachach, żeby
27135624.001.png
wygodniej patrzeć w niebo.
Idę, dopóki nie dotrę do tabliczki „401" i wtedy skręcam w lewo. Przeciskam się
wąskim przejściem, witając się po drodze z innymi pikselami. Ewa ma miejsce 513, a
ja 512. Powiada, że jestem szczęściarą, bo trafił mi się szczęśliwy numer. Chętnie bym
się z nią zamieniła, ale regulamin pracy surowo tego zabrania. Mogą za to wlepić taką
karę, że wyciągniesz kopyta na wieki wieków.
Ewa zawsze przychodzi przede mną. Gdy dochodzę na miejsce ona już siedzi na
swojej platformie i skrzyżowawszy nogi, zajada chrupiące chipsy. Gdy siadam obok,
podaje mi torbę. Zawsze mnie częstuje, choćby zostało jej tylko kilka okruszków.
Obok nas na lewo i prawo rozciąga się płaska pochyłość na stoku wzgórza, która
zapełnia się ludźmi. Wszędzie słychać szum jak w ulu. Do zachodu słońca zostaje
piętnaście minut. Na południowym zachodzie nieboskłon jest najjaśniejszy. Nad
naszymi głowami rozciąga się niska, srebrzysta i jednolita powłoka chmur.
W słuchawkach nauszników rozlega się odliczanie: pięćdziesiąt siedem...
pięćdziesiąt sześć... Wstajemy, wkładamy okulary, sprawdzamy czy ściągacz jest na
czwartym kręgu i odwracamy się twarzami ku południowemu zachodowi. Wiatr
porusza ciężkimi połami naszych roboczych ubrań.
Platforma pod naszymi bosymi stopami ma powierzchnię jednocześnie szorstką i
gładką. Odliczanie trwa nadal: piętnaście, czternaście... pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...
Start!
I pojawia się rytm.
Kiedy mnie pytają, na czym polega nasza praca, nie bardzo umiem ją opisać. Rytm
może być prosty i wtedy oznacza tylko: „czerwony", „żółty", „niebieski" lub „biały". Na
początku, podczas preludium, rytm zawsze jest prosty. Rozkładam ręce na boki i szata
rozsuwa się na całą szerokość. Z przodu jest czerwona, z tyłu biała. Jeżeli podniesie
się lewą rękę, odsłania się żółta zakładka, jeżeli podniosę prawą, odsłaniam niebieską.
Widzicie, że wszystko jest bardzo proste – obracam się na swojej platformie i
zmieniam barwę. A gdy w nausznikach zapada cisza, zarzucam poły na głowę. Od
spodu szata jest czarna.
Próba gotowości przeszła z powodzeniem. Ponownie ustawiamy się twarzami ku
południowemu zachodowi, gdzie coraz bardziej rozjaśnia się krawędź warstwy
obłoków. Cały ekran zalewa czerwień, ale tego – oprócz dyżurnego administratora i
kilku pracowników technicznych – nikt nie widzi.
W tejże chwili słońce opuszcza się niżej i nareszcie wyłania się zza obłoków,
27135624.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin