Peterson Susan - Miłość i Uśmiech 02 - Lekcja tańca.pdf

(706 KB) Pobierz
Everything but anchovies
Susan Peterson
Lekcja tańca
0
192567076.093.png 192567076.104.png 192567076.115.png 192567076.126.png 192567076.001.png 192567076.012.png 192567076.023.png 192567076.034.png 192567076.045.png 192567076.048.png 192567076.049.png 192567076.050.png 192567076.051.png 192567076.052.png 192567076.053.png 192567076.054.png 192567076.055.png 192567076.056.png 192567076.057.png 192567076.058.png 192567076.059.png 192567076.060.png 192567076.061.png 192567076.062.png 192567076.063.png 192567076.064.png 192567076.065.png 192567076.066.png 192567076.067.png 192567076.068.png 192567076.069.png 192567076.070.png 192567076.071.png 192567076.072.png 192567076.073.png 192567076.074.png 192567076.075.png 192567076.076.png 192567076.077.png 192567076.078.png 192567076.079.png 192567076.080.png 192567076.081.png 192567076.082.png 192567076.083.png 192567076.084.png 192567076.085.png 192567076.086.png 192567076.087.png 192567076.088.png 192567076.089.png 192567076.090.png 192567076.091.png 192567076.092.png 192567076.094.png 192567076.095.png 192567076.096.png 192567076.097.png 192567076.098.png 192567076.099.png 192567076.100.png 192567076.101.png 192567076.102.png 192567076.103.png 192567076.105.png 192567076.106.png 192567076.107.png 192567076.108.png 192567076.109.png 192567076.110.png 192567076.111.png 192567076.112.png 192567076.113.png 192567076.114.png 192567076.116.png 192567076.117.png 192567076.118.png 192567076.119.png 192567076.120.png 192567076.121.png 192567076.122.png 192567076.123.png 192567076.124.png 192567076.125.png 192567076.127.png 192567076.128.png 192567076.129.png 192567076.130.png 192567076.131.png 192567076.132.png 192567076.133.png 192567076.134.png 192567076.135.png 192567076.136.png 192567076.002.png 192567076.003.png 192567076.004.png 192567076.005.png 192567076.006.png 192567076.007.png 192567076.008.png 192567076.009.png 192567076.010.png 192567076.011.png 192567076.013.png 192567076.014.png 192567076.015.png 192567076.016.png 192567076.017.png 192567076.018.png 192567076.019.png 192567076.020.png 192567076.021.png 192567076.022.png 192567076.024.png 192567076.025.png 192567076.026.png 192567076.027.png 192567076.028.png 192567076.029.png 192567076.030.png 192567076.031.png 192567076.032.png 192567076.033.png 192567076.035.png 192567076.036.png 192567076.037.png 192567076.038.png 192567076.039.png 192567076.040.png 192567076.041.png 192567076.042.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Quinby Parker była przekonana, że zrobienie dobrej pizzy ma w sobie
coś z seksu. Trzeba ją odpowiednio przyprawić i wstawić do nagrzanego
pieca, a efekt będzie murowany: delikatna gładkość sosu pomidorowego,
aromat przypraw i miękko stopiony ser w środku, a chrupiące ciasto na
brzegach.
Niestety, Quinby nie miała ostatnio szczęścia w miłości i nawet już
zaczęła wierzyć, że w tej dziedzinie nigdy więcej nic jej się nie przytrafi i że
dobra pizza na zawsze pozostanie największym osiągnięciem w jej życiu.
Odkąd ukończyła akademię policyjną, smutna prawda objawiła jej się z
pełną ostrością: młodzi ludzie niechętnie umawiali się na randki z
policjantką. Zwłaszcza jeśli była ona - tak jak Quinby - mało kobieca.
Rzuciła okiem na zegar ścienny i zrezygnowana wróciła do przerwanej
pracy. Nałożyła na płat ciasta kolejną łyżkę sosu pomidorowego,
przyrządzonego według sekretnego przepisu Mamy Chen. Czas wlókł się
niemiłosiernie. Iris, córka Mamy Chen, miała ją zmienić dopiero za godzinę.
Nie tak planowała spędzenie jedynego wolnego dnia, jaki jej pozostał.
Nazajutrz rozpoczynała ostatnie dwa tygodnie stażu zawodowego w terenie.
Zastępstwo w restauracji Mamy Chen nieoczekiwanie pokrzyżowało jej
plany, a zważywszy na to, że z dwóch poprzednich części stażu uzyskała
marne oceny, nie wróżyło to nic dobrego. Jeśli tym razem nie zdarzy się
jakiś cud i nie pójdzie jej lepiej, Quinby będzie się musiała pożegnać z
myślą o pracy w Komendzie Głównej Policji w Brackett City w stanie Nowy
York.
Westchnęła i wcisnęła pokrywkę na plastikowy pojemnik z sosem.
Jednym pchnięciem biodra otworzyła wielką przemysłową lodówkę i
1
192567076.043.png
odstawiła pojemnik na środkową półkę. Następnie przełożyła kłódkę przez
lśniącą metalową klamkę lodówki. Kłódka zamknęła się z cichym
kliknięciem.
Może i słusznie wszyscy wokoło pukali się w głowę, uważając, że
trzymanie sosu pomidorowego pod kluczem to co najmniej dziwaczny
pomysł. Mama Chen była święcie przekonana, że wszystkie pizzerie w
mieście usiłują wykraść jej recepturę własnego pomysłu. Quinby miała co
do tego pewne wątpliwości. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić hordy
konkurentów czyhających za rogiem, by dobrać się do sławetnego sosu. Ale
Quinby prędko się nauczyła, że z Mamą Chen nie ma dyskusji. Nawet jeśli
każe ci zamykać sos pomidorowy na cztery spusty.
Quinby uśmiechnęła się kwaśno. Kto wie, może gdyby natarła się za
uszami tym cudem sztuki kulinarnej zamiast perfum, zalotnicy zlecieliby się
jak pszczoły do miodu? Posypała przygotowaną pizzę startym serem.
Niestety, nic z tego, jej najlepsza przyjaciółka Paige nigdy by na to nie
pozwoliła. Paige, w przeciwieństwie do Quinby, miała zasadę, że nie wolno
spuszczać z tonu. Trzymanie klasy to zasada numer jeden każdej
nowoczesnej dziewczyny, według Paige. Zapach pizzy na pewno nie
przypadłby jej do gustu.
Quinby wsunęła drewnianą łopatę pod pizzę. Otworzyła drzwiczki
pieca. W twarz buchnął jej żar paleniska. Wsunęła surową pizzę na
wymiecione z żaru i popiołu cegły, a potem wyjęła inną, już upieczoną, i
położyła ją na desce do krojenia.
- To zamówienie na miejscu czy na wynos? - usłyszała za sobą.
Mama Chen stała w przejściu prowadzącym z kuchni do sali
restauracyjnej. Drobne dłonie oparła na wahadłowych skrzydłach
drewnianych drzwiczek, które przypominały raczej scenografię z filmu o
2
192567076.044.png
kowbojach niż o mafii sycylijskiej. Quinby była zawsze pełną podziwu dla
tej kobiety. Mama Chen miała osiemdziesiątkę na karku, ale figurę
czterdziestolatki, a wdzięk i energię młodej dziewczyny. Przy niej Quinby
nieodmiennie czuła się jak dwu-stuprocentowy słoń w składzie porcelany.
- Na wynos. Dla Vita Belliniego z Eight Street. Kto ją zawiezie?
Teddy jeszcze nie wrócił, a Mac - Quinby ponownie spojrzała na zegar -
będzie dopiero o piątej.
Mama Chen potrząsnęła głową.
- Nic z tego, Mac właśnie dzwonił, że jest chory. No dobrze, ja zajmę
się kuchnią, a ty dostarczysz pizzę.
Quinby odłożyła energicznie nóż na blat.
- To już trzeci raz w tym tygodniu!
- To już ostatni raz. Mac może sobie poszukać innego zajęcia. Ale
zanim znajdę nowego kierowcę, ty pojedziesz do miasta.
Quinby jęknęła. Mama Chen miała liczną rodzinę, ale synowie
wyprowadzili się z miasta, córki zajęte były dziećmi, a żadne z tuzina
małoletnich wnuków nie miało prawa jazdy.
No tak, tylko tego jej brakowało do szczęścia.
Lubiła prowadzić samochód. Dawało jej to poczucie swobody, nie
mówiąc o frajdzie ścigania się z czasem i z innymi kierowcami. Ale odkąd
drogówka się na nią u-wzięła i za byle wykroczenie wlepiała jej mandat,
komendant zapowiedział wyraźnie: jeszcze jedno upomnienie i mogła
spokojnie pakować manatki.
- Naprawdę nie mógłby tego zrobić kto inny? To przecież mała
rundka... - zaczęła niepewnie, ale wyraz twarzy Mamy Chen kazał jej
zamilknąć w pół słowa.
3
192567076.046.png
- Tylko nie zapomnij włożyć kurtki, Quinby - powiedziała
zdecydowanym tonem Mama Chen.
Mrucząc pod nosem, Quinby zdjęła z wieszaka zniszczoną zamszową
kurtkę i równie wysłużoną czapkę baseballówkę. Wychodząc, słyszała
jeszcze gderliwy głos Mamy Chen:
- No i pamiętaj, żadnych mandatów!
Quinby skręciła w Macon Avenue tak ostro, że tylne koła zabuksowały
na zmrożonej nawierzchni. Ścisnęła mocno kierownicę, aż jej kostki
pobielały, i dużym łukiem wyszła z poślizgu. Trochę toporny manewr, ale
ostatnio straciła wprawę. Kiedyś brała ten zakręt na czystym lodzie, nie
schodząc poniżej osiemdziesiątki.
Musiała zwolnić, gdyż na ulicach panował spory ruch. Auta wlokły się
jak karawana na pustyni. W sklepach i na chodnikach widać było tłum ludzi.
Jak zwykle po Bożym Narodzeniu, wymieniali albo zwracali nietrafione
prezenty gwiazdkowe.
Przed wejściem do „Purpurowego Banana", jednego z
podrzędniejszych klubów w tej dzielnicy, zauważyła grupę rozbawionych
mężczyzn. Wyraźnie sobie z kogoś żartowali. Po chwili oczom Quinby
ukazał się obiekt ich złośliwych docinków: rudowłosa piękność potężnej
budowy, w obcisłej i mocno przykusej zielonej sukience. Na nogach miała
czarne kabaretki i wysokie szpilki. Kto dziś chodzi w takich pończochach? -
pomyślała ze zdumieniem Quinby. A na dodatek kobieta była bez płaszcza.
W taką pogodę! Kobieta podeszła do krawężnika i zaczęła energicznie
machać na przejeżdżającą taksówkę.
Rzeczywiście, niezła z niej dziwaczka, zaśmiała się Quinby. Nachyliła
się nad kierownicą, żeby lepiej przyjrzeć się dziwnej postaci, i w tej samej
chwili z całej siły wbiła obcas w hamulec. O mały włos, a wjechałaby w
4
192567076.047.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin