Strachy znad Odry.doc

(29 KB) Pobierz
Strachy znad Odry

Strachy znad Odry

Jej oczy są zielone. Kobieta jest ubrana w długą, białą szatę. Wznosi się czasem nad Odrą, spogląda na przepływające czółna, łódki, statki i pokazuje się swoim ofiarom.

Jedyny strach, jaki wywołuje w nas dziś Odra, dotyczy powodzi. Rzeka jawi się nam jako bardzo groźna. Ktoś kiedyś policzył, że na przestrzeni wieków była bardziej niespokojna od filipińskich wulkanów. Dawniej jednak, kiedy nie budowano domów na terenach zalewowych, rzeka wpisywała się w krajobraz mityczny Raciborszczyzny. Związanych jest z nią wiele legend i podań. Jedna z najbardziej barwnych dotyczy tajemniczej białej damy.

Postać ta znalazła swoje miejsce w znakomitej pracy pt. Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej (Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Stadt und Landkreise Ratibor), która wyszła spod pióra Jerzego Hyckla, a ukazała się drukiem w 1924 roku w Raciborzu. Autor, zafascynowany historią ziemi raciborskiej, był profesorem miejscowego zakładu dla głuchoniemych. Po wojnie wyemigrował do Niemiec, gdzie publikował swoje szkice na łamach miesięcznika Der Ratiborer. Wznowiono również kilka jego opracowań książkowych, których pierwsze edycje wyszły spod pras drukarskich przed 1945 rokiem.

Pracę Hyckla trudno dziś przecenić. Jawi się w niej jako wytrawny dokumentalista podań i legend, które dziś powoli odchodzą w zapomnienie. Uczynił dla Raciborza tyle, co Richard Kühnau, autor podobnych zbiorów dotyczących całego Śląska (Sagen aus Schlesien - 1925, Oberschlesische sagen - 1926).

Pewnego letniego dnia trzy dziewczyny ze Studziennej poszły nad Odrę, aby nazbierać trochę pokrzyw dla gęsi. Tam zobaczyły jakąś kobietę w długiej, białej, satynowej sukni, która szła wzdłuż rzeki. W ręce trzymała białą koszulę, którą zszywała. Nagle kobieta pokiwała do nich, aby podeszły bliżej. Wtedy dziewczęta wystraszyły się i uciekły. Dopiero po dłuższym czasie odwróciły się ponownie. Wtedy zobaczyły, że dama zrobiła znak krzyża i wskoczyła do wody, gdzie zniknęła - pisze Hyckel (tłumaczenie z niemieckiego Patrycja Tkocz).

Trudno dociec, gdzie tkwi źródło podań o białej damie znad Odry. Prawdopodobnie jest to echo licznych tragicznych wypadków związanych z utonięciami. 

Straszne nieszczęście wydarzyło się w czwartek po południu pomiędzy Sławikowem a Turzem na tak zwanym Turskim Przewozie na Odrze, w powiecie raciborskim. Do kościoła parafialnego w Sławikowie należą wsie Ruda, Turze, Budziska i Siedliska z prawego brzegu Odry. Do tych wsi wracały w czwartek około godziny czwartej po południu dzieci z Sławikowskiego kościoła z nauki katechizmowej. Parobkowi przewoźnika nie chciało się widocznie użyć ciężkiego promu, lecz zachciało mu się przewieźć dzieci na łódce. Przewiózł też szczęśliwie chłopców, poczem popłynął po dziewczęta, do których przyłączyły się starsze dziewczyny wracające także z kościoła. Było ich razem na brzegu 38. Nie chciały one razem siadać, lecz parobek zaklął i zaczął wymyślać, że kilka razy po nie rzeki przepływać nie myśli. W końcu dały się namówić i wsiadły wszystkie do łodzi. Zaledwie atoli odbił od brzegu, gdy łódź się przewróciła, i wszystkie dziewczęta wpadły do wody. Krzyk przeraźliwy rozległ się po wodzie, biedne dziewczęta walczyły jak mogły z prądem rzeki, wołały o pomoc, lecz pomocy nie było. Tak jedna po drugiej tonęła, jedna drugą wciągała w uścisku śmiertelnym w głąb wody. Z 38 dziewcząt dwie tylko ocalały. Jedna zdołała uchwycić się liny przewozowej, a druga trzymając się nieżywej koleżanki została uniesiona przez prąd wody i dopiero po dobrej chwili na wpół żywa wciągnięta - czytamy w Nowinach Raciborskich z 1890 roku. Jak się wkrótce okazało, w swojej pierwszej relacji gazeta podała błędną liczbę ofiar. Faktycznie do łódki wsiadły wówczas 52 dziewczyny i jeden chłopczyk. Uratować zdołało się dziesięć panienek.

Ofiarami nurtu rzeki padały nie tylko nieostrożne dzieci, ale również pijacy, wiedzeni tu przez pojawiającego się często w podaniach utopca. W nurtach ginęły kobiety, z reguły ofiary zabójstw. Rzeka, jako miejsce zbrodni, miała przez to w ludzkiej wyobraźni bardzo mroczne tło. Wykorzystywali to rodzice. Zabraniali pociechom chodzenia wieczorem i nocą nad wodę. Postrachem była, rzecz jasna, najczęściej postać owej damy w bieli.

 

Górnym Śląsku wierzy się w nieżywą kobietę. Zdaje się, że postać ta powiązana jest mocno z wodą, gdyż mieszka w studniach i w Odrze. Jej oczy są zielone. Kobieta pokazuje się ludziom w długiej, białej szacie. Wznosi się czasem nad Odrą, spogląda na przepływające czółna, łódki, statki i pokazuje się swoim ofiarom. To zjawisko znane jest wzdłuż Odry na odcinku od Raciborza do Koźla - zaświadcza Hyckel. 

Rzeka budziła respekt. Jak wierzyli ludzie, żyły w niej duchy osób, którym zabrała życie. Było to jeszcze za dziochy, jo żech robiła na pańskim. Były żniwa, było ciepło, ani wiaterka. Jak zadzwonili w połednie na Anioł Pański, my posiedli, porzykali i zaczli jeść, co nom tam przynieśli. Naroz od Odry zawiało i wszyscy my usłyszeli wołanie: Mamulkooo, Mamulkoo i za jedno my powiedzieli, że to mały Paulek woło, kery niedowno umrzył. Był to synek bogatego siedloka, jedynok, kery se narodził długo po ślubie, jego Papa jak i Mama bardzo na nim wisieli. Jego Mama se ni mogła uspokoić. Jak se o tym wołaniu usłyszała to było jeszcze gorszy i chnetka po tym umrzyła. Na podzim zaś kiedy synki pasły nad Odrą krowy, a było to po śmierci tej Mamy od Paulka, słyszeli głos Synkuuu, synkuu. To ta Mama szukała i wołała swego Paulka. Farorz odprawili potem mszam za nich i więcej już głosów nie było słychać. Był to znak, że obie duszyczki se spotkały - czytamy w jednym z opowiadań, spisanym w śląskiej gwarze.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin