Krentz Jayne Ann - Noc Poślubna.pdf

(607 KB) Pobierz
Krentz Jayne Ann - Noc Poślubna
ROZDZIAŁ
1
Sute fałdy wspaniałej atłasowej sukni ślubnej spływały miękko za Angie, kiedy jej nowo poślubiony
małżonek sprowadzał ją za rękę po schodach do czekającej limuzyny. Roześmiana gromada krewnych
panny młodej wyległa na trawnik, formując wiwatujący szpaler. Członków rodziny Townsendów
łatwo było odróżnić od reszty gości. Prawie wszyscy mieli miedzianorude włosy i oczy koloru morza,
podobnie jak Angie. Teraz hałaśliwie i wesoło, ze zwykłą sobie spontanicznością, żegnali
odjeżdżających nowożeńców.
- Zupełnie zapomniałem, że jeszcze to nas czeka -mruknął Owen Sutherland zanurzając się w tłum z
Angie u boku.
Obsypani gradem ryżu i płatkami kwiatów, z trudem torowali sobie drogę poprzez niechętnie
rozstępujących się gości weselnych. Kilku mężczyzn nie omieszkało pospieszyć z pikantnymi radami
na temat nocy poślubnej, wywołując na twarzy Angie krwawy rumieniec.
- To wszystko twoja wina - szepnęła do Owena. - Jeśli zależało ci na skromnym ślubie, nie powinieneś
był oddawać sprawy w ręce mojej rodziny. Niczego nie robimy połowicznie.
- Nie mogę powiedzieć, że nie zostałem uprzedzony
- przyznał Owen.
Angie odwróciła się, żeby pomachać na pożegnanie rodzicom i bratu, którzy z kieliszkami szampana
stali w drzwiach ekskluzywnego klubu wiejskiego. Matka Angie, jedna z nielicznych nierudowłosych
osób w rodzinie, roniła łzy w chusteczkę. Zwierzyła się kiedyś córce, że we wczesnej młodości była
dobrze ułożoną i dystyngowaną panienką, ale po ślubie z Palmerem Townsendem jej powściągliwe
maniery diametralnie się zmieniły.
Palmer Townsend, krzepki, barczysty mężczyzna, którego doskonale skrojone ubranie nie całkiem
tuszowało nieco wydatny brzuch, patrzył na córkę promieniejąc ojcowską dumą. Wzniósł jej z daleka
toast kieliszkiem, odprowadzając ją wzrokiem do limuzyny.
Harry, jej starszy o trzy lata dwudziestodziewięcioletni brat, pożegnał ją szerokim uśmiechem. Był
równie mocno zbudowany jak ojciec i miał gęste, płomiennorude włosy, które u nestora rodu
Townsendów zdążyły się już nieco przerzedzić.
- Jednak warto było urządzić pełną galę - powiedział Owen. - W tej sukni wyglądasz jak księżniczka z
bajki.
- Jego jasnoszare oczy przesunęły się po niej z wyraźnym uznaniem, kiedy szofer w liberii otwierał im
drzwi samochodu.
To spojrzenie przeszyło Angie żywym ogniem. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Owen był taki
przystojny! I taki niewiarygodnie, zniewalająco męski. Wszystko w nim, począwszy od
kruczoczarnych włosów i ostrych drapieżnych rysów, poprzez wysmukłe, mocno zbudowane ciało,
emanowało siłą i witalnością.
Policzki Angie spłonęły pod jego zdecydowanym, zaborczym wzrokiem. Dziś w nocy Owen posunie
się dalej, nie skończy na pożądliwych spojrzeniach. Dziś w nocy po raz pierwszy będzie się z nią
kochać. Ta myśl zaparła jej dech w piersiach.
Tylko z braku okazji, nie z braku chęci, nie poszła z nim dotąd do łóżka. Zawiniły tu przede
wszystkim jego wypełniony co do minuty plan zajęć i szybkie jak burza konkury. A także jego
zdecydowanie, aby narzeczona nie stała się przedmiotem dwuznacznych plotek w lokalnej prasie czy
w klubie, do którego należał wraz z jej ojcem. Swoją rolę odegrała też oczywiście nadopiekuńcza,
staroświecka postawa jej rodziny.
Po prostu zabrakło nam czasu, pomyślała Angie z żalem. Ostatecznie znała Owena zaledwie od trzech
miesięcy, z czego pierwsze dwa bała się go jak diabeł święconej wody.
On zaś, z nieomylnym instynktem myśliwego, starał się jej nie spłoszyć i nie dążył do bardziej
intymnej zażyłości. Wabił ją łagodnymi zalotami i oswajał powoli jak płochą zwierzynę.
Wielką pomocą służyła mu w tym jej rodzina, zachwycona projektem ich małżeństwa. Jak zwykle
członkowie klanu Townsendów byli przekonani, że wiedzą najlepiej, co służy dobru Angie, i nie
omieszkali jej tego powiedzieć.
Sama Angie zdawała sobie sprawę, że ich protekcjonalność i nadopiekuńczość wynika nie tyle z faktu,
że jest najmłodsza, ile z jej braku predyspozycji do prowadzenia rodzinnego przedsiębiorstwa, czyli
180520522.002.png
Pensjonatów Townsend.
Od najmłodszych lat pociągał ją raczej świat sztuki niż świat finansów. Ten brak smykałki do
interesów, tak niecodzienny w jej rodzinie, przyczynił się do uznania jej za osobę z gruntu
prostoduszną i naiwną. W rezultacie cały klan dokładał starań, aby trzymać ją z dala od spraw
wielkiego biznesu. Jej brat, Harry, przygotowywał się do przejęcia po ojcu rodzinnego imperium, a ją
zachęcano do kontynuowania zamiłowań artystycznych.
Angie na ogół tolerowała ten paternalistyczny stosunek do siebie, pod warunkiem, że nie usiłowano
zbyt daleko ingerować w jej życie. Zaś w przypadku Owena Sutherlanda uznała, że rodzina ma rację.
Ten człowiek był jakby dla niej stworzony.
Dopiero przed miesiącem ośmieliła się sama przed sobą przyznać, że jest w nim zakochana. I z
niedowierzaniem skonstatowała, że i jemu naprawdę na niej zależy. Jednak jakieś sprawy niecierpiące
zwłoki wciąż zmuszały go do wyjazdu z Tucson. A kiedy już zdarzało się im zostać sam na sam,
zawsze gdzieś na horyzoncie pojawiali się jej ojciec, brat lub matka. Owenowi zdawało się to nie
przeszkadzać.
Nikt nie był bardziej zdumiony jej uczuciem do Owena niż ona sama. Wcale nie tak wyobrażała sobie
mężczyznę, który miałby zostać jej mężem lub kochankiem. Doskonale rozumiała swoją początkową
obawę, gdy patrzyła teraz na niego, stojąc przy drzwiach limuzyny. Ubrany w surową czerń i oficjalną
biel, z pierwszymi nitkami srebra w ciemnych włosach, był wysoki, ciemny i groźny.
Kiedy ojciec po raz pierwszy go przedstawił, miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Jej reakcja nie
miała nic wspólnego z faktem, że rodziny Sutherlandów i Townsendów od lat konkurowały ze sobą na
rynku turystycznym. Sprawy związane z hotelarstwem niewiele ją obchodziły i całą rywalizację
uważała za głupotę. Ale jedno spojrzenie w niezgłębione, stalowoszare oczy Owena powiedziało jej,
że z tym mężczyzną mogą być kłopoty. Już podczas ich pierwszego spotkania Angie odczuła jakiś
dziwny, niewytłumaczalny niepokój. Jakby do krainy słońca zstąpił Książę Ciemności, zastawiając na
nią pułapkę.
Oczywiście było to jeszcze zanim go lepiej poznała, zanim przekonała się, jak bardzo mu na niej
zależy. Co nie znaczy, że dawał temu ostentacyjnie wyraz, jak zrobiłby każdy z Townsendów. Owen
był bardzo skryty, nieprzywykły do demonstrowania uczuć. Angie przeczuwała, że może minąć jakiś
czas, zanim nauczy się otwarcie mówić z nią o miłości, ale była już zakochana i gotowa poczekać.
Jej świeżo poślubiony małżonek był człowiekiem twardym, nieludzko opanowanym i trzymającym się
w ryzach. Cechowała go pewna chłodna wyniosłość, wrodzona ludziom nawykłym do rządzenia i
zauważalna również u jej ojca i brata, ale w przeciwieństwie do nich niezłagodzona przez wewnętrzny
spokój ducha, jaki daje miłość.
Tak, Owenowi niełatwo będzie wyznać, że potrzebuje kobiecego uczucia i ciepła. Ale Angie to
wiedziała. Była tego pewna. Gdzieś w głębi duszy pragnął czułości i bliskości, które mogła mu dać.
Potrzebował kobiety, której mógł ufać duszą i ciałem. I wiedziała, że on sam nie sprzeniewierzy się
danemu słowu - zwłaszcza tak poważnemu, jak przysięga małżeńska. Pod tym względem niczym nie
różnił się od Townsendów.
Dzisiaj w obecności trzystu świadków złożył jej oficjalną przysięgę. „Dopóki śmierć nas nie
rozłączy". Nieśmiało, lecz z całym oddaniem zakochanej kobiety, Angie też ofiarowała mu się na
zawsze.
Nigdy nie była szczęśliwsza, niż w chwili, gdy Owen wsuwał jej obrączkę na palec. Uśmiech, którym
go obdarzyła, niósł obietnicę miłości i wierności na całe życie. Owen spojrzał jej głęboko w oczy i
wyczuła, że ją zrozumiał i z wdzięcznością przyjął ten dar.
Nagle tuż pod ich nosem przed drzwiami limuzyny wyrósł mikrofon. Trzymał go jakiś bardzo
elokwentny dziennikarz, za którym stał młody człowiek z kamerą na ramieniu. Angie dojrzała znak
znajomej stacji telewizyjnej.
- Gdzie spędzicie miesiąc miodowy, panie Sutherland? - Dopytywał się reporter. - W jednym z
pańskich hoteli? Czy też w którymś z pensjonatów Townsendów?
W oczach Owena zaiskrzyła się irytacja, ale natychmiast ją zdusił. Obdarzył reportera chłodnym,
przelotnym uśmiechem.
- Miejsce naszego miesiąca miodowego to tajemnica. Jestem pewien, że rozumie pan dlaczego.
Ostatnią rzeczą, jaką chciałbym znaleźć dziś pod łóżkiem, to ciekawscy dziennikarze.
Młody człowiek z kamerą wyszczerzył zęby, ale Angie już zdążył osaczyć inny reporter.
- Serdeczne gratulacje, pani Sutherland. To dopiero będzie nowina w świecie biznesu i tutaj w Tucson,
180520522.003.png
prawda? Wszyscy wiedzą, że obie rodziny od lat zacięcie rywalizowały. A teraz Sutherland poślubia
pannę Townsend. Czy to znaczy, że pogłoski o fuzji są prawdziwe? Czy przekształcicie się w spółkę
akcyjną? Można spodziewać się sprzedaży akcji?
Przestraszona Angie potrząsnęła przecząco głową. Mikrofony wprawiały ją w zdenerwowanie. W
przeciwieństwie do Owena i reszty członków rodziny nie była przyzwyczajona do udzielania
wywiadów. Nie znała się na zawiłościach świata biznesu, w którym jej krewni prowadzili kosztowne i
niebezpieczne gry.
- Coś się panu pomyliło - powiedziała do reportera.
- To jest ślub, a nie transakcja handlowa.
- Ślub, który może przynieść fortunę obu stronom, jeśli to prawda, że obie rodziny postanowiły
wreszcie po tylu latach połączyć siły. Czy należy się spodziewać, że fuzja zostanie ogłoszona
oficjalnie już dzisiaj?
- Nie należy się spodziewać niczego podobnego - odparta oschle Angie, zirytowana nachalnością
dziennikarza. - Nie będzie żadnej fuzji. Nasze małżeństwo nie ma nic wspólnego z interesami.
Wytłumacz mu to, Owen.
Owen przystąpił do akcji, ucinając dalszą dyskusję.
- Proszę nam wybaczyć - zwrócił się gładko w stronę następnego reportera, podtykającego im
mikrofon - ale musimy zdążyć na samolot. Po wszelkie informacje możecie się panowie zwrócić do
mojego teścia lub szwagra.
- A więc to Palmer i Harry Townsendowie wydadzą oficjalne oświadczenie?
Angie podniosła welon z oczu i obrzuciła mężczyznę wściekłym spojrzeniem.
- Mówiłam już, że nie będzie żadnego oświadczenia. To jest ślub.
- Moja żona ma rację. To jest ślub - powiedział Owen, sadzając Angie na tylnym siedzeniu limuzyny.
-I pan młody zaczyna się już niecierpliwić. Musimy jechać.
Usiadł obok niej, a szofer zdecydowanym ruchem zamknął drzwi i obszedł samochód, siadając za
kierownicą.
Angie odwróciła się jeszcze, żeby po raz ostatni pomachać matce, ojcu i bratu, nadal stojącym w
drzwiach klubu. Matka odmachała jej chusteczką, a ojciec uśmiechnął się szeroko i ujrzała jeszcze
odblask płomiennorudych włosów Harry'e-go, zanim obu mężczyzn zalała fala reporterów i kamer.
- To było bardzo sprytne z twojej strony, żeby odesłać ich do taty i Harry'ego - powiedziała,
odwracając się z uśmiechem do Owena. Wolę, żeby zamęczali ich niż mnie. Mam dzisiaj coś lepszego
do roboty. Zacisnął rękę wokół jej dłoni, poczym podniósł jej palce do ust i pocałował. Ich oczy
spotkały się, kiedy musnął wargami jej gładką złotą obrączkę. Jego pierścionek, szeroki, z kutego
złota, mający oddać męskość i siłę, Angie sama dla niego zaprojektowała.
- Może powinienem był pozwolić ci wymyślić coś i dla siebie — powiedział.
Potrząsnęła głową. Chociaż bardzo lubiła projektować biżuterię i z wielką przyjemnością pracowała
nad pierścionkiem Owena, pomyślała, że nic, co zdołałaby wymyślić, nie byłoby równie doskonałe jak
obrączka, którą od niego dostała. Jej szlachetna prostota zachwycała. Poza tym, nie była to zwykła
sztuka biżuterii, tylko odwieczny symbol, tym droższy jej sercu.
- Nie, to nie byłoby to samo - odparła z żarem. - Kocham ten pierścionek, ponieważ ty go wybrałeś i ty
mi go dałeś.
Owen uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem.
- A co powiesz o mnie, pani Sutherland? Czy mnie też kochasz?
- Wiesz, że tak. - Angie impulsywnie przylgnęła do niego i pocałowała w same usta.
- Uhm... - Objął ją promieniejącym wzrokiem. - Będziesz o tym pamiętać, prawda?
- Jak mogłabym zapomnieć?
- Racja. Sam ci na to nie pozwolę. Zwłaszcza po tym wszystkim, przez co przeszedłem.
Angie podniosła głowę, słysząc dziwną nutę w jego głosie, ale nie wiedziała, jak spytać, co ma na
myśli. Był bardzo skrytym, bardzo opanowanym człowiekiem, a ona przyrzekła sobie to respektować.
Owen się wkrótce zmieni. Miłość skruszy jego twardą skorupę, była tego pewna.
- Ten dziennikarz miał rację przynajmniej pod jednym względem - mruknęła, patrząc przez
przydymioną szybę na gęstą zieloną murawę pola golfowego. - świat biznesu będzie teraz przez jakiś
czas spekulował na temat interesów naszych obu rodzin, prawda?
Owen wzruszył ramionami, rozluźniając elegancką czarną muszkę przy szyi.
- To, co pisze prasa, nie ma znaczenia. Palmer i Harry nie przejmują się tym, ja też nie.
180520522.004.png
- Ale to przykre, że ludzie mogą uważać, iż zawarliśmy małżeństwo z przyczyn koniunkturalnych -
zasępiła się Angie.
Owen obrzucił ją szybkim spojrzeniem, sięgając po butelkę szampana chłodzącego się w wiaderku
stojącym przed nimi na konsoli.
- Twój ojciec mnie ostrzegł, że jesteś wielką romantyczką. Lepiej pogódź się z faktem, że będzie
trochę szumu przez jakiś czas. To nieuniknione. W końcu wszyscy w naszej branży wiedzą, że sieć
hoteli Sutherlanda zawsze rywalizowała z pensjonatami Townsenda.
- Zupełna głupota, nie uważasz?
- Nasza odwieczna rywalizacja? Nie powiedziałbym. - Owen podał jej kieliszek szampana. - Miała
swoje zalety. Ciągłe próby wyprzedzenia konkurenta mobilizowały obie strony do większych starań.
Spojrzała na niego uważnie.
- Mówisz tak, jakby słynna wojna hotelowa należała już do przeszłości.
- Kto wie? - Owen uniósł kieliszek. - W końcu mamy tu historię Romea i Julii z happy endem.
Przecież poślubiłem jedyną córkę mojego rywala.
Angie przygryzła wargi, zamyślając się.
- Tak, to prawda. Ale to nic nie zmieni w waszych interesach? W każdym razie w najbliższej
przyszłości?
- A miałabyś coś przeciwko temu?
- Nie, oczywiście, że nie - zapewniła go pośpiesznie.
Problemy hotelarstwa były ostatnią rzeczą, o jakiej pragnęła w tej chwili mówić. Uśmiechnęła się
ponownie. -I tak nigdy się specjalnie nie interesowałam naszymi pensjonatami.
- Wiem -przyznał Owen sucho. - Twoi rodzice i Harry wielokrotnie mi to mówili. Powiedzieli, że
zaczęłaś malować i projektować w wieku trzech lat i nigdy ci to nie przeszło.
Angie spojrzała na swoje ręce złożone na wspanialej sukni ślubnej.
- Szczęśliwie się składa, że ojciec ma Harry'ego, bo ja nigdy nie umiałabym pójść w jego ślady. Mam
nadzieję, że twoja rodzina i przyjaciele nie będą oczekiwać, że stanę się ekspertem w branży
hotelarskiej.
Owen ujął jej podbródek między kciuk a palec wskazujący i zwrócił jej twarz ku sobie. Spojrzał w
oczy spokojnie i stanowczo.
- Nikt nie będzie oczekiwał od ciebie żadnej zmiany zainteresowań. A już najmniej ja sam. Projektuj
sobie dalej biżuterię i bądź moją żoną, a prowadzenie firmy zostaw mnie, dobrze?
- Dobrze - zgodziła się z ulgą.
- Poza tym właśnie zaczęliśmy naszą podróż poślubną
- dodał znacząco. -I nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać o interesach.
- Rozumiem cię, ja też nie - zapewniła go. - Och, Owen, jestem taka szczęśliwa.
- Bardzo się cieszę - uśmiechnął się z zadowoleniem,
- Ja również.
- Więc gdzie właściwie spędzimy nasz miesiąc miodowy? - Spytała z szelmowskim błyskiem w oku.
Owen uniósł brew patrząc wyniośle.
- W jednym z moich hoteli, oczywiście. Tym nowym. Na wybrzeżu kalifornijskim w pobliżu San
Luis Obispo. Nie sądziłaś chyba, że pojedziemy do jednego z pensjonatów twojego ojca?
Angie roześmiała się i przytuliła do jego boku, a on objął ją silnym ramieniem i przycisnął mocniej.
- Nie, oczywiście, że nie. Nie ma mowy, żeby Sutherland zatrzymał się w pensjonacie Townsenda.
Owen pocałował ją w zagłębienie szyi odsłonięte przy wyciętym w serce dekolcie sukni. Jego usta
ciepło i kusząco przesunęły się po nagiej skórze.
- Ale za to dziś w nocy pewna panna Townsend będzie spać w łóżku pewnego pana Sutherlanda i
kiedy się rano obudzi, nie będzie już panną Townsend.
Angie zadrżała z tajemnego podniecenia. Dziwne, że taka gorąca iskra mogła przeszyć ją zimnym
dreszczem. To z pewnością nerwy, pomyślała.
Na lotnisku w Kalifornii czekała na nich inna limuzyna. Ostatnie promienie zachodzącego słońca
płomiennym blaskiem oświetlały postrzępione wybrzeże. Zaczął już zapadać łagodny zmrok, kiedy
Angie i Owen podjechali pod wspaniały nowy hotel, wznoszący się na urwistym cyplu nad samym
morzem. Bajkowa, egzotyczna architektura odbijała się w lazurowych wodach basenów otoczonych
bujną roślinnością. Do dyspozycji gości było też pole golfowe, korty tenisowe i inne obiekty
180520522.005.png
rekreacyjne, nie licząc kilku restauracji, klubu nocnego i baru na otwartym powietrzu. Hotele
Sutherland znane były z tego, że stanowiły samowystarczalne enklawy luksusu.
- No, no. Nieźle tu, wcale nieźle. -Wychodząc z limuzyny, Angie rozejrzała się wokół z ostrożną
aprobatą. -Prawie tak milo jak w naszych pensjonatach.
- Miarkuj się, kobieto - ostrzegł Owen. - Należysz teraz do rodziny Sutherlandów.
- Zabawne, ale wcale się tak nie czuję.
- Poczujesz się jutro rano. Już ja się o to postaram. Angie zaczerwieniła się pod jego wymownym,
zmysłowym spojrzeniem
Godzinę później stała na tarasie reprezentacyjnego, srebrnobiałego apartamentu dla nowożeńców i
patrzyła na pogrążony w nocy Pacyfik. Przebrała się w srebrzysty strój, który wybrała dla niej matka.
Ten jedwabny peniuar, ni to koszula nocna, ni to suknia wieczorowa, dodawał jej jeszcze powabu i
kobiecości. Z biżuterii - oprócz obrączki - miała na sobie tylko ręcznie robione srebrne kolczyki,
sięgające niemal gołych ramion. Angie sama je zaprojektowała.
Luksusowy apartament za jej plecami był pusty. Owen zniknął przed kilkoma minutami, żeby omówić
parę spraw z dyrektorem hotelu. Powiedział, że kiedy wróci, zjedzą kolację w pokoju.
Angie głęboko wciągnęła aromatyczne nocne powietrze. Po raz pierwszy od rana była tego dnia sama
i mogła pozwolić sobie na moment wytchnienia.
Townsendowie byli pełni radości życia i zawsze gotowi świętować każde wydarzenie. Wszystko,
począwszy od chrzcin, a skończywszy na stypie, stanowiło ku temu okazję. Ale chociaż lubili się
dobrze bawić, dla nikogo nie było tajemnicą, że rodzina stanowiła dla nich świętość. Jedną z rzeczy,
która ujęła jej rodziców w Owenie, było to, że nie miał opinii kobieciarza. Niewiele się też udzielał w
kręgach towarzyskich. Rzadko występował publicznie i od swojej żony będzie zapewne oczekiwał
tego samego. Angie nie miała nic przeciwko temu.
W ciągu ostatnich trzech miesięcy dręczyła ją jednak pewna sprawa. Nie poznała dotąd nikogo z jego
rodziny. Był to zapewne znów zbieg nieszczęśliwych okoliczności, powiedziała sobie. Rok temu
siedziba Zarządu Głównego Hoteli Sutherland została przeniesiona do Arizony i Owen jako jedyny
przeprowadził się do innego stanu.
Nie znała, oczywiście, zbyt dokładnie jego przeszłości. We wczesnym dzieciństwie stracił matkę, a
ojciec zginął dwa lata temu w katastrofie lotniczej. Reszta rodziny Owena, czyli chora macocha,
siostra będąca z mężem w podróży na Hawajach, nieco zniedołężniały wuj i ciotka nie mogąca się
ruszyć z miejsca z powodu niedawnej operacji kolana, mieszkała w Kalifornii. Owen powiedział, że
ich dom rodzinny mieści się na wyspie pośrodku jeziora Jade w górach na północ od San Francisco.
Wspomniał też, że jego macocha, ciotka i wuj spędzają tam większość czasu.
To dziwne być żoną mężczyzny, którego rodziny się nie zna, pomyślała patrząc w ciemność. A
jeszcze dziwniejsze, że nikt z krewnych Owena z takich czy innych powodów nie mógł przyjechać na
Ślub. Ale jej ojciec zdawał się nie przywiązywać do tego wagi i nie zgodził się na pomysł odłożenia
ślubu, dopóki obie rodziny się nie poznają.
- Nie martw się tym starym sporem, Angie - uspokajał ją. - Owen rządzi teraz całą rodziną, tak jak
rządzi swoją siecią hoteli. Zrobią, co im każe. A każe im powitać cię z otwartymi ramionami. Poza
tym, co to szkodzi, jeśli nawet mają mu trochę za złe ożenek z panną Townsend? Będziesz mieszkać
tu w Arizonie, a nie w Kalifornii. Wasze kontakty będą siłą rzeczy bardzo ograniczone.
Owen powiedział mniej więcej to samo, gdy taktownie poruszyła z nim ten temat.
- Nie przejmuj się moją rodziną, Angie. Wychodzisz za mąż za mnie, a nie za nich.
- Co innego, gdyby żyli jego rodzice i nie chcieli przyjechać na ślub - argumentowała matka. - Ale
przecież to tylko dalsi krewni.
- Jedną z nich jest jego macocha - przypomniała An-gie.
- Zdaje się, źe nie są ze sobą zbyt blisko. Z tego, co wiem, Owena wychowywał ojciec. I musisz
pamiętać, że nasze rodziny się różnią. Sutherlandowie nie są tacy otwarci i emocjonalni jak my.
Popatrz tylko na Owena. Jest zimny i opanowany jak głaz.
Angie nie przekonało to wszystko do końca, ale była zbyt zakochana, żeby się stanowczo opierać.
Wyznaczono datę ślubu i ceremonia odbyła się tak szybko, jak sobie tego życzył Owen.
Ateraz, na dobre czy złe, było już po wszystkim. Angie po raz kolejny zerknęła na obrączkę na palcu.
Na dobre czy zle? Trochę to złowieszczo brzmi, jak na dzień weselny. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł
znowu dziwny, zimny dreszcz.
Na stoliku nocnym przy łóżku zadzwonił biały telefon, przerywając jej pełne niepokoju rozmyślania.
180520522.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin