Świadectwo nawróconego radieastety '.doc

(41 KB) Pobierz
Świadectwo nawróconego radieastety 11—12`97

Świadectwo nawróconego radieastety 11—12`97

 

Byłem radiestetą. Przeszkadzałem Panu Bogu w Jego zbawczych planach. Przekazywałem ludziom energię nad którą nie miałem żadnej władzy, a która pod pozorem dobra czyniła duchowe spustoszenia. Byłem na usługach szatana. Pozornym dobrem zdradzałem Jezusa!

Zaczęło się niewinnie. Byłem wtedy człowiekiem niewierzącym. Nadużywałem alkoholu. Na jednym z zakrapianych spotkań towarzyskich, znalazła się osoba zajmująca się radiestezją. Pokazywała zebranym jak wahadło, kręcące się w lewo lub w prawo, odpowiada na jej pytania. Znajdowała przy jego pomocy zdjęcie ukryte pod obrusem lub chorobę „badanej” osoby. Zainteresowałem się, czy ja też miałbym takie umiejętności. Osoba ta „zbadała” mnie wahadłem i stwierdziła, że mam ogromną energię. Trzeba było to potwierdzić. Znalazł się ktoś z bolącą głową. Dostałem wahadło i zacząłem działać. Jedną ręką „szukałem” bólu — oznaką znalezienia był chłód odczuwany przeze mnie dłonią; leczony odczuwał ciepło, a wahadło zaczynało się kręcić. Z satysfakcją zakupiłem wahadło i „zdejmowałem” wszystkie bóle głowy. Potem okazało się, że jestem „specjalistą” od korzonków, kamieni nerkowych (rozbijałem je z odległości nawet 12 km), rwy kulszowej, bólu krzyża i wszelkich innych dolegliwości mięśniowych. Ale zauważyłem, że „leczę” tylko wtedy, kiedy jestem rozluźniony po kilku kieliszkach wódki (byłem nietypowym radiestetą, bo na ogół działający radiesteci są zupełnie trzeźwi). Używałem również wahadła przy grach karcianych, a ono wskazywało siłę mojej karty. I tak po amatorsku byłem uzdrowicielem nie zdając sobie sprawy z tego, że jestem tylko przekaźnikiem energii złych duchów.

Nadszedł czas nawrócenia. Najpierw zerwałem z nałogami i narkomanią ogólnie pojętą. Nie mając więc środka rozluźniającego, zaprzestałem uzdrawiania. Potem spotkanie z kapłanem, rozmowa, spowiedź z całego życia, rozgrzeszenie i nowe życie z Bogiem ze świadomością Jego Miłosierdzia. Powiedziawszy Bogu „tak” — trwałem dzięki Jego opiece. Zerwawszy z grzechem poczułem się wolnym człowiekiem. Ta wolność przywróciła mi spokój, zabrała stresy, wyciszyła, była jak środek rozluźniający. Szatan jednak domagał się swojej działki. Wróciłem do radiestezji. Wyglądało to już inaczej, bo naprawianych przekonywałem o działaniu Boga, nie moim. Twierdziłem, że byłem tylko narzędziem w ręku Boga. Proces zerwania z „uzdrawianiem” przy pomocy wahadełka był najeżony przeszkodami. Mimo, że codziennie uczestniczyłem we Mszy św. i przyjmowałem Komunię św., szatan robił wszystko, aby nie utracić we mnie swojego sojusznika. Ale Bóg w Swoim Miłosierdziu kierował moimi krokami i dawał mi namacalne znaki. Pierwszym z nich było uświadomienie sobie, że jestem uzależniony od wahadełka. Nie wychodziłem już bez niego z domu „bo może być komuś potrzebne”. Drugim znakiem było uzależnienie się innych ode mnie. Nawet na swój letni wypoczynek nie chcieli jechać „bez Pawła”. Bali się, że nikt nie pomoże im w złagodzeniu bólu, gdyby choroba wróciła. Trzecim znakiem były nie zawsze udane uzdrowienia. Najpierw znajomy zmarł po moim działaniu. Zamiast wołać kapłana, wpatrywałem się w wahadło. Później ktoś inny, po wyleczeniu z rwy kulszowej, miał kłopoty z modlitwą. Innym razem uleczyłem jednego człowieka, który od kilkunastu lat miał niewładne ręce przylegające do tułowia. Po tym spektakularnym uzdrowieniu, w krótkim czasie zaczął bić tymi wyleczonymi rękami swoją żonę i upijać się. U mnie też pojawiła się pokusa powrotu do alkoholu. W końcu Bóg zaprowadził mnie do grupy Odnowy w Duchu Świętym. Tam spotkałem ludzi, którzy starali się wytłumaczyć mi, że uprawiając radiestezję staję się narzędziem samego szatana, a nie Boga. Nigdy nie przypuszczałem, że Bóg może przemawiać przez ból — niweczyłem więc Jego zbawcze i wychowawcze plany. Zanim człowiek, który prosił mnie o uśmierzenie bólu zastanowił się, co Bóg chce mu przez ten ból powiedzieć, bólu już nie było. To oni wytłumaczyli mi, że energia pochodząca od Boga nie czyni zła. A to, co ja robiłem, a właściwie energia, nad którą nie miałem żadnej władzy, prowadziła w rezultacie do zła: np. oszukiwania w kartach, przyćmienia rozsądku, picia, trudności w modlitwie. Uświadomienie sobie tych faktów, modlitwa w grupie, rozmowy z kapłanami i słowa zapisane w Katechizmie (K. K. 2117 na str. 487) pomogły mi w podjęciu decyzji, której nikt inny za mnie nie mógł podjąć. Zniszczyłem wahadło. Prosiłem Pana, aby przebaczył mi moją działalność. Wyznałem mój grzech w Sakramencie Pojednania. Złożyłem kilkakrotnie świadectwo swojego nawrócenia przed młodzieżą i dorosłymi przekonując ich, aby nie korzystali z magii. Proszę pamiętać, że radiesteci pytają wahadło. Czy można pytać przedmiot? — nie. A więc pytają osobę. Twierdzę z całą odpowiedzialnością, że tą osobą jest szatan. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim — nawet w celu zapewnienia mu zdrowia — są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.”

Paweł z Poznania

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin