JACEK KACZMARSKI
KRZYK
1. NIE LUBIĘ
Nie lubię gdy mi mówią po imieniuGdy w zdaniu jest co drugie słowo - bratNie lubię gdy mnie klepią po ramieniuZ uśmiechem wykrzykując - kopę lat!Nie lubię gdy czytają moje listyPrzez ramię odczytując treść ich kartNie lubię tych co myślą, że na wszystkoNajlepszy jest cios w pochylony kark
Nie znoszę gdy do czegoś ktoś mnie zmuszaNie znoszę gdy na litość brać mnie chceNie znoszę gdy z butami lezą w duszęTym bardziej gdy mi napluć w nią starają sięNie znoszę much co żywią się krwią świeżąNie znoszę psów co szarpią mięsa strzępNie znoszę tych co tępo w siebie wierząGdy nawet już ich dławi własny pęd!
Nie cierpię poczucia bezradnościZ jakim zaszczute zwierzę patrzy w lufy strzelbNie cierpię zbiegów złych okolicznościCo pojawiają się gdy ktoś osiąga celNie cierpię więc nie wyjaśnionych przyczynNie cierpię niepowetowanych stratNie cierpię liczyć nie spełnionych życzeńNim mi ostatnie uprzejmy spełni kat
Ja nienawidzę gdy przerwie mi rozmowęW słuchawce suchy metaliczny szczękJa nienawidzę strzałów w tył głowyDo salw w powietrze czuję tylko wstrętJa nienawidzę siebie kiedy tchórzęGdy wytłumaczeń dla łajdactw szukam swychKiedy uśmiecham się do tych którym służęChoć z całej duszy nienawidzę ich!
2. PRZEDSZKOLE
W przedszkolu naszym nie jest źleZabawek mamy tutaj w bródPo całych dniach bawimy sięW coraz to inny trud
Pani nam przypatruje sięPilnuje gdzie zabawy kresW przedszkolu naszym nie jest źleKiedy się grzecznym jest
Bo jeśli nie - zaraz po pupach po pupach po pupach biją nasI krzyczą - patrz szcze patrz szczeniaku gdzieś ty wlazłAlbo po łapach po łapach po łapach trzepią iW kącie się łyka łzy
Za oknem tyle świata lśniDo szyby więc przyciskam nosWszystkim zachwycałbym się gdy -Gdyby nie Pani głos
Bo mamy w pociąg bawić sięPani nas ciągnie tam i tuI chyba sama nie wie gdziePowtarza tylko: czu-czu-czu...
My za nią przewracając sięI na zakrętach lecąc w bokPatrzymy jak się pociąg rwieKrzyczymy czu-czu gubiąc krok
A Pani ciągle biega iZa Nią już tylko jeden dwuBo reszta pod ścianami tkwiI leżąc krzyczy: czu-czu-czu!
Pani się zatrzymuje złaPierwszego z brzegu łapie iTym pierwszym zwykle bywam jaBo jestem krnąbrny oraz zły
Więc zaraz da mi da po pupie po pupie po pupie zbije mnieKrzycząc - czemu szcze czemu szczeniaku nie bawisz sięA ja z pociągu z pociągu wypadłem tylko iW kącie połykam łzy
Lecz nic nie mówię cóż to da?Coś tylko we mnie w środku drżyW kąciku siedzę cicho-sza,Myślę że smutno mi
Lecz z czasem minie też i toW przedszkolu naszym tak już jestŻe zapomina tu się złoTu troskom szybki kres!
Więc znów bawimy wszyscy sięPod czujnym okiem Pani, iW przedszkolu naszym nie jest źle!(Szczególnie, gdy się śpi!)
3. POCZEKALNIA
Siedzieliśmy w poczekalni, bo na zewnątrz deszcz i ziąbDo pociągu sporo czasu jeszcze było -Można zatem wypić kawę albo rzucić coś na ząb,Bo nikt nie wie, kiedy człek znów napcha ryło.Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst,Więc rzucamy się do wyjścia na perony,Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk:- To nie wasz pociąg - ogłosiły megafony.
Uwierzyliśmy megafonom.Uprzejmie wszak ostrzegły nasPo co stać w deszczu na peronie,Skoro przed nami jeszcze czas?
Żarcie szybko się skończyło, nuda zagroziła nam,Zaczęliśmy drzemać, marzyć i flirtować,Ktoś przygrywał na gitarze, zanucili tu i tam,Zaciążyły nam do tyłu nasze głowy.Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst,Więc ospale podnosimy się z foteli.Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk:- To nie wasz pociąg - przez megafon powiedzieli!
Uwierzyliśmy megafonom!Pomarzyć w cieple - dobra rzecz.Po co stać w deszczu na peronieZamiast w fotelu miękkim lec?!
Po marzeniach przyszła kolej na dziewczyny oraz łyk,Co pozwolił nam zapomnieć o czekaniu!Gdy tymczasem za oknami n-ty już się puszył świtI poczuliśmy się trochę oszukani!Więc gdy znowu kół stukoty usłyszeliśmy i świst -W garść się wzięliśmy i dalej! - na perony!Lecz zatrzymał nas na progu już znajomy zgrzyt i pisk:- To nie wasz pociąg! - Ogłosiły megafony.
Uwierzyliśmy megafonom!W końcu nie było nam tak źle.Po co stać w deszczu na peronie,Gdzie z wszystkich stron wichura dmie?
Uderzyło nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg,A już wiele, wiele świtów przeminęło!I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk -Zadziwieni, gdzie się życie nam podziało?!Wybiegamy na perony, lecz na torach leży rdza,Semafory, hen pod lasem - opuszczone...Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas,
Milczą teraz niepotrzebne megafony...I gorzko się zapatrzyliśmyW zabrane nam dalekie stronyI w duszach swych przeklinaliśmyTę łatwą wiarę w megafony.
4. MANEWRY
Bez ruchu każą tkwić nam tuJak długo - nie pamiętam jużBrak nam powietrza słów i snuW gardłach - zaschniętej śliny kurzJak okiem sięgnąć w strony dwieOkopów linie ciągną sięA my czekamy - mija czasI do ataku wciąż nie posyłają nas!
Powiecie - śpieszyć się nie ma gdzie!I to jest prawda - co tu kryć?Lecz gdy w okopy nas się śleTo kiedyś atak musi być!Jedna jest tylko droga stądGdzie horyzonty wrogie się mgląInaczej zaś polowy sądA dać się swoim - to już gruby błąd!
Wszak to manewry tylko sąNa wzgórzach lornet błyszczą szkłaWszystko jest strategiczną grąW której brać udział muszę ja!Kolega pyta raz po razCo będzie jeśli trafią nasOdpowiedź jedna musi być:Po prostu nie będziemy żyć!
Krzyk! I ruszamy do atakuNa odsłonięte stoki wzgórzWokół wybuchy czarnych krzakówDym! Huk! I nic nie widać już!W głowie panicznie mi się trzepieJak w klatce ptak spłoszony - pulsWięc żyję! Czy to naboje ślepe?Czy może to ślepota kul!?
Wtem w miejscu zatrzymuję sięGdzie jest przyjaciel, gdzie jest wróg?!Nie widzę go! On widzi mnie!Strzał! Ból! I lecę z nóg!Leżę - przy ziemi trzymam twarzSwój własny oddech czuję z niejZ dali co mój wchłonęła wrzaskIdą sanitariusze trzej...
Co chwila słyszę suchy strzałWstrzymuję przerażony dechTo tych co przeżyli boju szałDobija tamtych trzech!Już są tuż tuż! Zastygam iPodchodzą, nachylają się...Widzę znajome twarze trzyStrzał!Dobili mnie.
- Zbudź się - Otwieram oczy - poleKolega - okop - flagi żerdź.Zmrok. Wciąż czekamy na swą kolej.Żyjemy. Śniąc śmierć.
5. KOSMONAUCI
Posadzili na fotelach miękkich nasI pasami do nich ciała przywiązaliI zamknęli nad głowami szczelny włazI od zewnątrz śruby w nim pozakręcaliHełmy głowy nam wessały jak pijawkiI oddzielił nas od świata brzuch potworaJeśli słychać coś to to co jest w słuchawkachJeśli widać coś to to w telewizorach
W cichą ciemną przestrzeń nieba wystrzelili nasI patrzyli póki się nie upewnili że
My próżni w stanie nieważkościGdzie z opóźnieniem nas dochodzą głosy z ZiemiGdzie w normie humor dobry w normie mdłościW normie powolność mózgu niedokrwienieCiągle w tym samym stadium dojrzałościW jakim nas wystrzelono w ten bezdenny kraterZ takim zasobem o swym losie wiadomościJaki nam da - koordynator
Słychać tylko jego lub spikera głosNa ekranach gąszcz wykresów i wyliczeńJaką siłę daje atomowy stosIle jemy mięsa w proszku i słodyczyNie lecimy my odkrywać gwiazdozbiorówAni z obcych planet uszczknąć gruntu gramówNaszym wielkim celem jest ogólnie biorącKONSEKWENTNA KONTYNUACJA PROGRAMU!
Cicha ciemna przestrzeń nieba nas otaczaI nikt z nas na razie nie rozpacza, że
My w próżni w stanie nieważkościPrzedmioty myśli słowa krążą gdzieś bezwładnieŻe automaty weszły w stan nieomylnościI wszystko wiedzą dokładnieŻe rozłożone porcje naszej aktywnościŻe czas nieprędki gdy staniemy znów na ZiemiWrócimy - sądząc po programów niezmienności -Gdy coś się bez nas na niej - zmieni!
6. PUSTYNIA
Wielbłądy upadają ze zmęczeniaPiach oczom wzrok odbiera, w zębach zgrzytaNasz ślad za nami znika w okamgnieniuO zagubioną drogę nikt nie pyta
Wtem słychać gniewny pomruk poganiaczyWymownie kładą dłonie na kindżałyŻądają wina kobiet i zapłatyKlną jawnie nas wyprawę i świat cały
A my już chyba znamy kres podróżyPatrzymy póki jeszcze starczy siłyJak w piasku wiatr nam przyszłość wróżyW zbiorowe dawnych wypraw dmąc mogiły
Przewodnik zagubionej karawanyUnosi się w strzemionach.Słońce świeciKolejne tworzy nam fatamorganyOazy obiecujeNaszym dzieciom
7. MELDUNEK
W kamieniołomach moi ludzie pracują szybko i dokładnieDaje się zauważyć zapał i szczere zaangażowanieDo pracy stają co dzień wszyscy nikt się nie leni i nie kradnieWszystkie okowy i narzędzia są zawsze w doskonałym stanie
Praca przebiega zgodnie z planem marmur jest tu najwyższej klasyŚmiertelność niska stan fizyczny kontrolujemy przez badanieWydajność pracy stale wzrasta i niezależna jest od rasyChociaż na wszystkich frontach robót wciąż najwytrwalsi są Germanie
Wszyscy zdajemy sobie sprawę ile dla państwa trud nasz ważyDzięki któremu staną gmachy co świat zadziwią swym ogromemPlace ulice proste drogi łuki tryumfalne dla cesarzyPorty świątynie i posągi gospody i publiczne domy
W nich nasza cząstka trudów tłumu duma co przetrwa wieki całeI stąd czerpiemy swoją siłę choć po nas nie zostanie znakLojalni i do końca wierni będziemy marmur kuli dalejO czym melduje dziś jak co dzień starszy niewolnikTrak Spartakus
8. OBŁAWA
Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spałI spały małe wilczki dwa - zupełnie ślepe jeszczeWtem stary wilk przewodnik co życie dobrze znałŁeb podniósł warknął groźnie aż mną szarpnęły dreszczePoczułem nagle wokół siebie nienawistną wońWoń która tłumi wszelki spokój zrywa wszystkie snyZ daleka ktoś gdzieś krzyknął nagle krótki rozkaz: goń -I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!
Obława! Obława! Na młode wilki obława!Te dzikie zapalczyweW gęstym lesie wychowane!Krąg śniegu wydeptany! W tym kręgu plama krwawa!Ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!
Ten który rzucił na mnie się niewiele szczęścia miałBo wypadł prosto mi na kły i krew trysnęła z ranyGdym teraz - ile w łapach sił - przed siebie prosto rwałUjrzałem małe wilczki dwa na strzępy rozszarpane!Zginęły ślepe, ufne tak puszyste kłębki dwaBezradne na tym świecie złym, nie wiedząc kto je zdławiłI zginie także stary wilk choć życie dobrze znaBo z trzema naraz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi!
Wypadłem na otwartą przestrzeń pianę z pyska toczącLecz tutaj też ze wszystkich stron - zła mnie otacza woń!A myśliwemu co mnie dojrzał już się śmieją oczyI ręka pewna, niezawodna podnosi w górę broń!Rzucam się w bok, na oślep gnam aż ziemia spod łap tryskaI wtedy pada pierwszy strzał co kark mi rozszarpujePędzę, słyszę jak on klnie! Krew mi płynie z pyskaOn strzela po raz drugi! Lecz teraz już pudłuje!
Wyrwałem się z obławy tej schowałem w obcy lasLecz ile szczęścia miałem w tym to każdy chyba przyznaLeżałem w śniegu jak nieżywy długi długi czasPo strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna!Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psyI giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecieNie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!O, bracia wilcy! Brońcie się nim wszyscy wyginiecie!
9. KASANDRA
Nic się nie kończy prostym tak lub nieI nie na darmo giną wojownicyDlatego mówię To początek końcaA lud pijany wspina się na muryBo pustką zieją szańce barbarzyńców
Strzeżcie się tryumfu jest pułapką losuI nic nie znaczą wrogów naszych hołdyJeden jest ogień którym płoną stosyMiecz o dwóch ostrzach trzyma tępy żołdak
Ja wam nie bronię radościBo losu nie zmienią wam wróżbyAle pomyślcie o własnej słabościZamiast o tryumfie nad ludźmi
O straszne święto co poprzedza zgonSzczęśliwe miasto pod rządami PriamaRynki świątynie freski poematyZbezcześci zabłocony but AchajaŚlepota dzieci twych otwiera bramy
Już mrówcza fala toczy się po poluGdzie niewzruszenie tkwi Czerwony KońAch jakbym chciała być jak oni być jak oniAch jak mi ciąży to co czuję to co wiem
Bawcie się pijcie dzieciJak się bawić i pić potraficieSą ludy co dojrzały do śmierciZ rąk ludów niedojrzałych do życia.
10. LEKCJA HISTORII KLASYCZNEJ
"Galia est omnis divisa in partes tresQuorum unam incolunt Belgae aliam AquitaniTertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelanturAve Caesar morituri te salutant!"
Nad Europą twardy krok legionów grzmiNieunikniony wróży koniec republikiGniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwiA Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki
Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały światGwałcić rabować sycić wszelkie pożądaniaProste prośby żołnierzy te same są od latA Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania
Cywilizuje podbite narody nowy ładRosną krzyże przy drogach od Renu do NiluSkargą krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały światA Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu!
11. MISJA
Warczą bębny ludożerców na Wyspach ...
Gabrysiania1602