Lucy Maud Montgomery - Zrządzenie losu [pl].pdf
(
1151 KB
)
Pobierz
Zrządzenie losu
L
UCY
M
AUD
M
ONTGOMERY
Z
RZĄDZENIE LOSU
Z
RZĄDZENIE LOSU
Pani majorowa Hill poczuła się w swoim żywiole Było to zjawisko wyjątkowe, choć —
biorąc pod uwagę zbieg okoliczności — nie powinno budzić zdziwienia W dalekim
miasteczku, zagubionym na prerii w północno — zachodniej Kanadzie, gdzie stacjonował jej
małżonek, rzadko miała okazję do swatania.
A pani Hill twierdziła uparcie, że jest urodzoną swatką Major Hill dowodził oddziałem
Północno–Zachodniej Policji Konnej w Dufferin Bluff. Pani Hill często powtarzała, że to
największa zapadła dziura nie tylko w Kanadzie, ale w całym świecie Jednakże robiła, co
mogła, by ją ożywić i trzeba przyznać bezstronnie, że wszyscy oficerowie i żołnierze PZPK
dzielniej jej w tym pomagali.
Gdy Violet Thayer, przyjaciółka szkolna, przybyła wreszcie z dawno obiecaną wizytą, pani
Hill promieniała ze szczęścia W głębi duszy przysięgała sobie, że Violet wróci na wschód tylko
w tym celu, aby przegotować wyprawę ślubną. Wśród oficerów policji było przynajmniej pół
tuzina kawalerów godnych ręki Violet i pani Hill po dłuższych rozważaniach za najlepszego
kandydata na męża uznała Neda Madisona.
— Oboje są wprost stworzeni dla siebie — oznajmiła majorowi w przeddzień przyjazdu
przyjaciółki. — On ma pieniądze, jest przystojny i czarujący Ona, to prawdziwa piękność i na
dodatek wyjątkowo inteligentna. Tacy ludzie muszą się w sobie zakochać. Mówię ci, to
przeznaczenie.
— A może panna Thayer jest zainteresowana kimś innym? — zauważył ostrożnie major Hill
Nieraz już widział, jak rozpadały się budowane przez jego żonę domki z kart.
— Och, nie, Violet by tego nie zataiła przede mną. A już najwyższy czas, aby się
ustatkowała i założyła rodzinę. Jak wiesz, ma dwadzieścia pięć lat. Mężczyźni tracą dla mej
głowy, lecz ona strasznie wybrzydza. Jednak na pewno nie oprze się urokowi Neda. To chłopak
bez skazy. Nie mam wątpliwości, że są dla siebie przeznaczeni.
Pani Hill wiedziała swoje, a chcąc pomóc losowi, użyła kilku kobiecych sztuczek.
Violet Thayer przybyła, spojrzała i — bez wątpienia — odniosła tryumf. W ciągu
trzydziestu sześciu godzin pobytu w Dufferin Bluff miała u swych stóp sześciu „odpowiednich
kandydatów”, nie wspominając o co najmniej tuzinie „nieodpowiednich”. Zresztą, byłaby
bardzo zdziwiona, gdyby się stało inaczej. Panna Thayer znała swoje możliwości i umiała je
wykorzystać. Ale w gruncie rzeczy była to dobra i miła dziewczyna. Tak samo myśleli młodzi
1
bywalcy salonu pani Hill. Uważali się za szczęśliwców, mogąc napawać wzrok widokiem
panny Thayer. Przez całe tygodnie oglądali bowiem tylko krępe Metyski i kruczowłose squaw.
Oczywiście w centrum uwagi znajdował się Madison, młodzieniec zasługujący ze wszech
miar na uznanie pani Hill. Przystojny i dobrze ułożony, umiał śpiewać, bosko tańczył i
doskonale grał na skrzypcach. Inni oficerowie kipieli z zazdrości, szczególnie od chwili
przybycia panny Thayer. Zdawali sobie sprawę, że żaden z nich nie ma najmniejszej szansy,
jeśli w szranki wkroczy taki zawodnik jak Ned Madison.
Violet lubiła Madisona i na swój sposób dobrze go traktowała. Wszystkich z policji konnej
uważała za miłych chłopców i była im wdzięczna, że dostarczali jej rozrywek. Oczekiwała
śmiertelnych nudów w Dufferin Bluff i była przekonana, że jej obawy są uzasadnione, ale na
razie cieszyła się ze zmiany otoczenia.
Wieczorem, szóstego dnia pobytu gościa, w mieszkaniu pani Hill kłębił się tłum oficerów
Violet — w nowej, wspaniałej sukni, którą sierżant Fox opisywał później jako „oszałamiającą
kremowo–niebiesko–brązową kreację” — wyglądała zachwycająco. Początkowo flirtowała
obojętnie ze wszystkimi otaczającymi ją młodzieńcami, ale później swoje zainteresowanie
skupiła na Nedzie Madisonie, ku ogromnej radości pani Hill, krążącej w pobliżu niczym mały,
lśniący motyl.
Violet rozmawiała z Madisonem i kątem oka obserwowała Johna Spencera. Spencer nie
służył w policji konnej. Piastował jakieś stanowisko w państwowej administracji, a od
przyjazdu panny Thayer tylko raz złożył wizytę w Lone Poplar Villa — domu Hillów. Nie
wydawał się oszołomiony widokiem pięknej panny. Zaraz po tym, jak został przedstawiony,
przeszedł w towarzystwie majora w kąt salonu i przesiedział tam cały wieczór, rozmawiając o
kłopotach w rezerwacie Indian w Loon Lake.
Być może ta obojętność zaintrygowała pannę Thayer. Może uznała ją za coś ożywczego po
nieprzerwanym potoku składanych sobie hołdów. W każdym razie, gdy policjanci zgromadzeni
wokół fortepianu śpiewali z zapałem, ona spławiła Madisona i skierowała się do kąta, gdzie
opuszczony akurat przez majora, siedział samotnie Spencer.
Kiedy Violet z delikatnym szelestem sukni przysiadła obok niego na kanapie, zmierzył ją
obojętnym spojrzeniem. Ukryty za palmą sierżant Robinson, który obserwował ich zazdrośnie i
oddałby oczy, a przynajmniej jedno z nich za takie szczęście, uznał Spencera za największego
nudziarza, z jakim miał w życiu do czynienia.
— Pan nie śpiewa, panie Spencer? — zapytała Violet, chcąc jakoś nawiązać rozmowę .
Robinson, obdarzony takim spojrzeniem, straciłby głowę, ale Spencer bohatersko zachował
stoicyzm.
2
— Nie — odparł krótko i chłodno, lecz bez ostentacyjnej szorstkości. Mimo towarzyskiego
obycia Violet poczuła się niezręcznie.
— Skoro nie chce ze mną rozmawiać, nie mam zamiaru go zmuszać — pomyślała z irytacją.
Żaden mężczyzna tak jej dotąd nie potraktował.
Spencer przez pewien czas siedział bez ruchu i słuchał muzyki. Wreszcie obrócił się twarzą
do swej towarzyszki, z widocznym wysiłkiem próbując podtrzymać uprzejmą konwersację.
— Jak się pani podoba Zachód, panno Thayer? — zagadnął.
Violet się uśmiechnęła, ten uśmiech był niebezpieczny dla większości mężczyzn.
— Sądząc po tym, co dotąd widziałam — bardzo. Życie tutaj ma pewien urok, ale
niewątpliwie wkrótce mi spowszednieje. Przez większą część roku, zwłaszcza w zimie,
człowiek musi się tu czuć straszliwie samotnie.
— Policjanci zawsze narzekają, że tak właśnie jest — odrzekł Spencer z lekkim uśmiechem.
— Jeśli o mnie chodzi, to nigdy tego nie odczułem.
Violet zauważyła, że bardzo mu do twarzy z tym uśmiechem. Podobało jej się również jego
czoło i ciemne włosy
— Nie wydaje mi się, abym wcześniej widywała pana w Lone Poplar Villa — zauważyła.
— Rzeczywiście. Nie było mnie tutaj przez jakiś czas. Dopiero dzisiaj wróciłem, aby
spotkać się z majorem i zameldować mu o kłopotach w Loon Lake.
— W przeciwnym razie wcale byś nie przyszedł — pomyślała Violet. — Jakie to pochlebne
dla mnie! — Głośno zaś zapytała — Czy to coś poważnego?
— O, nie Zwyczajna sprzeczka między Indianami. Czy odwiedziła pani kiedykolwiek
rezerwat, panno Thayer? Nie? W takim razie powinna pani. Poproszę jednego z moich
przyjaciół z policji, aby tam panią zabrał. To warto zobaczyć.
— A pan mnie nie zaprosi? — zapytała odważnie Violet.
Spencer znowu się uśmiechnął. — Och, czyżbym okazał się źle wychowany? Po prostu
żywiłem obawę, że uzna mnie pani za nieznośnego nudziarza.
A więc nie miał zamiaru jej zapraszać. Poczuła się urażona. Uświadomiła sobie, że odczuwa
coś w rodzaju rozczarowania. Poszukała wzrokiem Madisona. Jakiż zgrabny i elegancki
młodzieniec!
— Nie cierpię mężczyzn lalusiowatych — mruknęła do siebie. Spencer tymczasem wziął ze
stolika jedną z książek należących do pani Hill.
„Ofiary przyzwyczajeń” — przeczytał, spoglądając na okładkę. Zdaje mi się, że to jakiś
bestseller. Chyba go pani czytała?
3
— Owszem. To bardzo zabawna, nawet trochę frywolna powieść. Lekka, ale napisana z
wdziękiem. Podobała się panu?
Spencer z namysłem ważył książkę w szczupłej, opalonej ręce.
— Tak, raczej tak. Ale z reguły nie interesuję się powieściami. Nie rozumiem ich. Na
przykład bohater tej oto. Czy pani uwierzy, że zakochany mężczyzna mógłby się zachować tak
jak on?
— Nie wiem — odparła Violet z rozbawieniem — To pan, jako mężczyzna, powinien
wypowiedzieć się na ten temat.
— Nigdy nikogo nie kochałem, więc nie próbuję nawet zabierać głosu — powiedział
Spencer. W jego głosie nie zabrzmiało nawet zakłopotanie, jakby mówił o sprawie dotyczącej
Loon Lake. Violet nie omieszkała wykorzystać okazji.
— No to ma pan do przeżycia interesujące doświadczenie — zauważyła. Spencer obrócił na
nią spojrzenie głęboko osadzonych szarych oczu.
— Nie wiem czy tak. Mówiąc, że nigdy nie kochałem, miałem na myśli coś więcej niż
miłość mężczyzny do wybranej kobiety, lecz miłość w sensie ogólnym. Nie żywiłem ciepłych
uczuć do żadnej ludzkiej istoty. Moi rodzice zmarli, zanim zdążyłem ich zapamiętać. Jedynym
żyjącym krewnym był stary, skąpy stryj, który zaopiekował się mną wyłącznie z obowiązku i
wypędził w świat najwcześniej, jak się tylko dało. Nie zawieram łatwo przyjaźni. Rzadko mi
się zdarza kogoś polubić. Mam nielicznych znajomych i na całym świecie nie znajdzie pani
żywej duszy, której zależy na mnie i odwrotnie.
— Kiedy wreszcie nadejdzie miłość, będzie dla pana objawieniem — powiedziała miękko
Violet.
— Sądzi pani, że nadejdzie? — Mężczyzna spojrzał jej przenikliwie w oczy.
Zanim zdążała odpowiedzieć, stanęła przed nimi pani Hill. Zakomunikowała, że Violet jest
proszona do fortepianu i koniecznie musi cos zaśpiewać. Czy pan Spencer wybaczy, jeśli go
opuści? Pan Spencer uprzejmie wybaczał. Wstał ponadto z kanapy i ukłoniwszy się, życzył
paniom dobrej nocy. Violet podała mu rękę.
— Przyjdzie pan wkrótce? — zapytała.
Spencer zerknął na Madisona, stojącego w drugim końcu pokoju. A może jej się tylko
zdawało?
— Nie sądzę — odparł. — Jeśli, jak pani raczyła nadmierne, nadejdzie kiedyś miłość, to
byłoby niemiło, gdyby okazała się beznadziejna. A przecież nigdy nie wiadomo, co się może
wydarzyć.
4
Plik z chomika:
Qarina
Inne pliki z tego folderu:
Lucy Maud Montgomery - Pat ze Srebrnego Gaju [pl].pdf
(1507 KB)
Lucy Maud Montgomery - Miłość Pat [pl].pdf
(2238 KB)
Lucy Maud Montgomery - Emilka z Księżycowego Nowiu [pl].pdf
(1558 KB)
Lucy Maud Montgomery - Emilka szuka swojej gwiazdy [pl].pdf
(2036 KB)
Lucy Maud Montgomery - Dorosłe życie Emilki [pl].pdf
(1066 KB)
Inne foldery tego chomika:
Arturo Perez Reverte
Dante - Boska Komedia
David Morrell
Homer
John Milton
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin