Gwiazdowski Wiesław - Test Judasza.rtf

(16 KB) Pobierz
Autor: WIESŁAW GWIAZDOWSKI

Autor: WIESŁAW GWIAZDOWSKI

Tytul: Test Judasza

 

Z "NF" 1/98

 

   - CHCIAŁBYM PÓJŚĆ do szkoły - powiedział, przerywając

rytualne milczenie podczas kolacji. 

   Rodzice zamarli z uniesionymi widelcami.

   - Chciałbym się uczyć - rzucił chłopak jeszcze raz,

przenosząc spojrzenie z ojca na matkę i na powrót. 

   - Dobrze - odparł mężczyzna i wrócił do posiłku.

   Matka uśmiechnęła się lekkim skrzywieniem warg.

   Nie padło ani słowo więcej.

 

   TESTORZY nie wyglądali miło. Pod nienagannymi garniturami

szarego koloru, mimo czerwonych krawatów i lśniących

lakierek wyczuwało się przerażający chłód. Wzbudzali

szacunek  niczym skały, na których można zbudować dom, lub

nawet stworzyć państwo. 

   Chłopak stał z opuszczoną głową, drżąc ze strachu, a

wspomnienia przesuwały mu się przed oczami. Wraz z kumplami

obrzuca kamieniami budynek urzędu. A to śmieje się z

potrąconej staruszki, która padła w kałużę. Albo zamiast

umyć samochód znanego dygnitarza, jak grzecznie każe

dyrektor, woli dzień przeklęczeć na grochu. Wiele innych

jeszcze podobnych zdarzeń przewija się przez jego pamięć.  A

że nie potrafi się od nich uwolnić, więc się im poddaje. 

   Testorzy tymczasem zdawali się zaglądać mu do umysłu i

serca, wyczuwać drżenie. Obojętni i zimni trwali w bezruchu,

hipnotyzując niczym roboty.  Czy mogli być sztuczną

inteligencją? Tyle mówiono o niej w radiu i telewizji. 

   Chłopak marzył, by stanąć kiedyś przed kamerami i błysnąć

intelektem, pochwalić się świadectwem. Nie chciał jak ojciec

tyrać przez całe życie za najniższą stawkę. Kiedyś

chodzenie do szkoły było rzeczą najzwyczajniejszą na

świecie.  Podobno dzieci takie jak on wręcz migały się, by

do niej nie iść. Trudno uwierzyć, lecz skoro wielu ludzi tak

mówi, musi być w tym odrobina prawdy. Dlaczego tamte czasy

minęły? 

   Odkąd pamiętał, ojciec wychodził wcześnie, a wracał późno i

każdego dnia wydawał się starszy. Matka ledwie potrafiła się

podpisać, więc od dawna nie pracowała, nieznajomość alfabetu

sprawiła, iż oszukano ją kilkakrotnie. 

   W świecie, w którym uczciwy człowiek był wyjątkiem, nie

mogła spodziewać się niczego innego. Pogodziła się więc, choć

tego, co przyniósł ojciec z trudem starczało na opłaty i

życie. Żyć zaś musieli. Dlatego chłopak zaczął kraść, gdy

tylko stwierdził, że może uciec poszkodowanym. Nie stoczył

się jednak całkowicie.  Może to strach przed więzieniem

wyprostował równię pochyłą? 

   Zmianę myślenia przyspieszyło spotkanie z grupą modnie

ubranych szczeniaków. Mieli na sobie ciuchy, które chłopak

wręcz bałby się ukraść. Nie zastanawiał się długo. Gorzej

poszło ojcu, który musiał pójść z prośbą do urzędu. 

Uzyskanie prawa wstępu do bezpłatnej szkoły było cudem.  Cud

dokonał się w dwa miesiące później. W każdym razie przedsmak

cudu. Chłopak stał przed testorami. 

   Ich oczy o metalicznym połysku wyciągały prawdę z

najgłębszych zakamarków kłamstwa. Nie pytali - wiedzieli

wszystko. Analizowali zdobyte dane, wymieniali telepatycznie

uwagi, na zimno kalkulując za i przeciw. 

   Czy był im potrzebny analfabeta o kryminalnej

przeszłości? Czy wart jest tego, o co prosi? 

   Czy nie zawiedzie zaufania? Czy spełni oczekiwania, a

włożone pieniądze nie przepadną? 

   Takie pytania zaprzątały inteligentne umysły.  Wiedzieli,

że adept zerwał z przeszłością, lecz czy wspomnienia nie

wpłyną na jego charakter? Oto najważniejsza z niewiadomych. 

 

   CZAS MIJAŁ. Po siódmej zrobiła się dwunasta, a po niej

dwudziesta. Test trwał nieprzerwanie. Chłopak odczuwał głód,

a zmęczenie zaczęło mu podsuwać dziwne pomysły. Wspomnienia

straciły spójność, przynosząc fałszywe początki, rozwinięcia

i zakończenia. Zagubił się nie zauważając, że życie, które

ogląda nie jest jego życiem. Ujrzał matkę i ojca klęczących

w sypialni. Przed nimi stali dawni koledzy, mierząc z

pistoletów w głowy ofiar. Dostrzegł siebie pośród

napastników. 

   - Jesteś jednym z nas - usłyszał głos. - Dlaczego

zapragnąłeś odejść? Kto nakłonił cię do zdrady? 

   Te słowa skierowano do niego. Stał z boku, nie wiedząc co

odpowiedzieć. 

   - Mam ich zabić, byś zmienił zdanie?

   Chaos kłębił się w oszalałym umyśle, nie przynosząc

właściwej odpowiedzi. Gdzie było wyjście z pułapki? 

   Rodzice nie patrzyli na syna, a więc nie mógł dostrzec ich

oczu. Z opuszczonymi głowami posłusznie czekali na werdykt.

Gubił się, nie rozumiejąc koszmarnej sytuacji. Któż wplątał

go w matnię? 

   Otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy nagle obraz zamazał

się i oto stał już przed wystawą jubilera. Wiedział, że

planują z kumplami napad na bezczelnego. Wszyscy byli

niepełnoletni i nawet w razie wpadki mieli pewność łagodnego

wyroku. Za paskiem spodni chował dziewiątkę, czuł jak go

uwiera. Drżał lekko, bijąc się z myślami. Wiedział, że nie

powinien wydobywać broni, czuł, że ktoś zginie. 

   - Pękasz? - Niezależnie kto pytał, jeżeli nie podejmie

szybko decyzji, wszystko potoczy się bez jego wiedzy i

zgody. 

   - To nie dla mnie - mruknął odchodząc o krok.

   Napotkał spojrzenia kumpli i zrozumiał, że według nich

odmowa równa się zdradzie! 

   Okrążyli go, zagradzając drogę ucieczki. Stał

sparaliżowany. Popełnił błąd. Coś twardego dotknęło jego

pleców. Przyjazny głos zabrzmiał w uszach. 

   - Pójdziesz, bo jak nie...

   Zrozumiał groźbę tak jak powinien.

   - Na co więc czekamy? - zapytał.

   Dziesięć sekund później stał przed jubilerem, mierząc mu w

czoło. Widział kropelki potu na powiekach i przerażenie w

oczach starego człowieka. 

   Kumple uwijali się wśród gablot. Kilku klientów z

uniesionymi rękami stało pod ścianą. Ścienny zegar tykał

miarowo. Dziwne, że słyszał go mimo zamieszania, brzęku

kosztowności i tłuczonego szkła. Kątem oka zarejestrował

otworzenia się rzeźbionych drzwiczek. 

   - Ku-ku, ku-ku... - zaśpiewał biały drewniany ptaszek.

   Jubiler skoczył ku drzwiom na zaplecze.

   Strzelił, nie mierząc, w jego stronę.

   Znów obraz rozmył się na chwilę. Chłopak rozejrzał się i

zamarł. Był w ogromnej pustej hali. Pamiętał, dokładnie w

takiej hali po raz pierwszy poznał smak kobiety. Nie znał

jej przedtem i nic go nie obchodziła. Ważne, że nie zbłaźnił

się przed kumplami. 

   Ujrzał ich kilka sekund później. Stali wokół metalowej

skrzyni śmiejąc się i krzycząc. Jak zwykle, gdy byli

zadowoleni. 

   Zajrzał ponad ich barkami i zaraz cofnął się odruchowo.

Był tam! Przywiązany do metalowej skrzyni, z wykrzywioną

bólem twarzą świecił gołymi pośladkami, gwałcony przez

czarnego frajera. 

   - Odechce ci się szkoły!

   Cofnął się jeszcze o krok.

   - Pieprzony zdrajco!

   Znał to. Przypominał sobie chłopaka, który odszedł z

paczki, by kilka dni później trafić do kostnicy.  Rodzina

rozpoznała go po znamieniu na lewej łydce. Nie miał nawet

zębów. 

   Nie brał udziału w egzekucji, ale słyszał z pewnych ust

co się stało. Nabuzowany kryształkami nie przejął się w

ogóle. Zdrajca to zdrajca. Teraz zrozumiał, że jego spotka

to samo. 

   - Nie! - krzyknął, rzucając się na kumpli.

   Odepchnął dwóch najbliższych, trzeciemu wymierzył haka w

podbródek. Sięgnął jednocześnie lewą ręką po dziewiątkę i

zamarł z dłonią na pasku. Nie miał broni! 

   - Oszalałeś? Bronisz tej kurwy?

   Obejrzał się i zastygł nie wierząc oczom.

   Dziewczyna rozmyła się w tęczy kolorów wciągając go w

otchłań. Zapadał się i zapadał, aż dotknął stopami progu

swego mieszkania. W środku przystanął przerażony nagością

ścian. Pustka, cisza i tajemnica. "Co do cholery?" -

krzyknął zaglądając do pokoi. Ani jednego mebla, ani jednego

obrazu czy lustra. Żadnych zasłon w oknach, żadnego dywanika

na podłodze. Nic! "Co jest!" - powtórzył, a kurz i pajęczyny

wytłumiły echo. 

   Ostatni raz dotknął ścian. "To mój" - upewnił się,

zamykając za sobą drzwi. Nie rozumiał. Przeprowadzili się?

Dokąd? 

   Wyszedł na klatkę schodową i oparł się o poręcz. Sąsiadka

z dołu przeszła obok, nie dostrzegając go. 

   - Halo? - zagadnął. - Co stało się z ludźmi, którzy tu

mieszkali? 

   Popatrzyła nieufnie, poprawiając na biodrze kosz z

bielizną. 

   - Coś za jeden? - spytała.

   - Krewny. Przyjechałem w odwiedziny. Z zagranicy.

   Obejrzała go dokładnie.

   - Nie żyją - odparła.

   - Jak to nie żyją?

   - Tak to. Będzie miesiąc jak ich zabili.

   - Kto zabił?

   - A bo ja wiem? Nie moja rzecz.

   - A syn?

   - Nie wiem. Nic nie wiem.

   Odwróciła się ku schodom.

   Znów wpadł w wir kolorów.

   Po drugiej stronie powitał go metaliczny wzrok testorów.

Stał przed nimi dokładnie tak jak przed wyprawą w

wyobrażenia i drżał. Nie mógł pojąć tego czego doświadczył.

Bał się jak jeszcze nigdy w życiu. 

   Test trwał dwadzieścia cztery godziny. I potem testorzy

natychmiast ogłosili werdykt. Pozytywny. 

 

   NASTĘPNEGO DNIA chłopak zjawił się w wyznaczonej placówce

wychowawczej i rozpoczął nowe życie. Wzniósł się ponad

przeciętność, zrozumiał czym jest wiedza i co zawdzięcza jej

świat. Zacisnął palce w pięści i rozprostował je, odcinając

się od przeszłości, aczkolwiek jego charakter nie uległ

diametralnej zmianie. Nadal chciał przede wszystkim zostać

kimś, kogo będzie stać na to, co inny musi ukraść. 

   W dwa tygodnie po rozpoczęciu szkolenia otrzymał

wiadomość o śmierci rodziców. Zostali zabici we własnym

mieszkaniu. 

   Nie pojechał na pogrzeb.

   I nie wskazał zabójców, choć domyślał się, kim byli.

   Byli przeszłością.

                                   Wiesław Gwiazdowski

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin