Matthews Bay - Gwiazdka dla Carole(1).pdf

(383 KB) Pobierz
41496691 UNPDF
Bay
Matthews
GWIAZDKA
DLA CAROLE
skan: czytelniczka
przerobienie: AScarlett
Przepis Bay Matthews
CIASTECZKA ŚWIĄTECZNE
2 jajka
1 kg daktyli
05, kg orzeszków
0,25 kg czereśni kandyzowanych (pół na pół czerwonych
i białych)
0,25 kg kandyzowanego ananasa
2 1/2 szklanki mąki
1 1/2 szklanki cukru
1 szklanka masła
1 łyżeczka od herbaty proszku do pieczenia
1 łyżeczka od herbaty soli
1 łyżeczka cynamonu
Rozgrzać piec do 200 stopni.
Rozdrobnić owoce i orzechy. Wymieszać i odstawić. Prze­
siać razem mąkę, sól, proszek do pieczenia i cynamon.
Utrzeć masło. Dodać cukru. Ubijać, aż masa stanie się gład-
ka. Dodać jajka i znów ubijać. Dosypać mąkę. Dokładnie wy­
mieszać na jednolitą masę. Dodać owoce i orzechy. Wymie­
szać.
Na nie wysmarowanej blasze układać łyżeczką niewielkie po­
rcje. Piec 10 minut. Z tej porcji otrzymać można sto pięćdzie­
siąt do stu siedemdziesięciu ciasteczek.
Rozdział pierwszy
Piątek, 25 listopada
Carole Chapman włożyła długie futro z jagniąt tybetańskich,
wyszła ze swojego sklepu i szybko podążyła Pierre Bossier Mall,
wymijając setki przechodniów, których gorączkowy pośpiech
uświadomił jej, że dzień następujący po Święcie Dziękczynienia
jest rzeczywiście szczytem świątecznych zakupów.
Pora cudów. Ha! Największy cud, to zachować w tym czasie
zdrowy rozsądek. Carole bolały stopy, profesjonalny uśmiech
zastygł na jej twarzy i pomyślała, że jeśli jeszcze raz usłyszy:
„Święty Mikołaj przybywa do miasta", to chyba zacznie wyć.
Starała się ignorować fakt, że przez najbliższy miesiąc dokoła
będą rozbrzmiewać tylko kolędy i że musi na święta zmienić
dekorację swego sklepu „Mężczyzna w Każdym Calu".
Jednakże już za długo odkładała to znienawidzone zajęcie. Na
całym rynku tylko jej sklep nie był jeszcze przybrany girlandami,
obwieszony wstążeczkami i błyskotkami.
Korpulentny jegomość wpadł na nią próbując wyminąć parę
nastolatków pogrążonych w „bardzo poważnej dyskusji".
- Przepraszam - mruknął z obleśnie wesołym uśmiechem,
cofając się i od nowa torując sobie drogę w tłumie.
Carole nie zwróciła uwagi na przeprosiny. Zbyt była zajęta
czytaniem napisu na jego bluzie: „Nadchodzi grubas".
- Nie chciałabym tego mówić głośno - mruknęła pod nosem
- ale już nadszedł. - Powlokła się w stronę wyjścia z pasażu,
starając się unikać wesołego zgiełku kupujących. Cholera. Musi
coś zrobić z tym swoim usposobieniem.
Wyszedłszy odetchnęła głęboko i odwróciła głowę. Noc była
chłodna, a srebrzyste gwiazdy świeciły jasno, jak migotliwe
świąteczne dekoracje na tle ciemnego aksamitu zimowego nieba.
Dekoracje, pomyślała ponuro. Tak, właśnie dekoracje są jej
potrzebne.
166
GWIAZDKA MIŁOŚCI
Przy odrobinie szczęścia w sklepie „Papierowy szałas" dosta­
nie jeszcze jakieś ozdoby choinkowe, a to przecież nie dalej jak
dwie przecznice stąd. Nagle zdała sobie sprawę, że wzdryga się
na samą myśl o tym, że ma wsiąść do rozgrzanego samochodu
i oddychać jego dusznym „zapuszkowanym" powietrzem.
W każdym razie teraz, w tę wspaniałą noc. Pójdzie pieszo. Cóż
z tego, że na ulicach Bossier City nie ma już pieszych, że jest
wpół do dziewiątej i że może ją ktoś zaczepić.
Carole spojrzała na ulicę. Była jasno oświetlona i w dalszym
ciągu ruchliwa. Potem rzuciła okiem na swoje wysokie obcasy,
i uświadomiła sobie, jak bardzo bolą ją nogi. Mimo to, pomyśla­
ła, pójdzie.
Otuliła się futrem jeszcze ciaśniej i poszła przez parking
w stronę wielkiego kościoła baptystów. W tej okolicy będzie
z pewnością bezpieczna. Poza tym, jeżeli ktoś tylko spróbuje ją
zaczepić, zacznie śpiewać „Święty Mikołaj przybywa do mia­
sta". To go spłoszy.
Boże Narodzenie. To tylko handlowy show obliczony na wy­
łudzenie pieniędzy od naiwnych. Nie przeczy, że to pomaga
w interesach, ale osobiście uważa to wszystko za farsę. Ludzie
wyrzucają pieniądze, których nie mają, naruszają w poważnym
stopniu swoje konta bankowe i potem przez cały rok płacą za tę
jednodniową przyjemność.
A może tym, których się kocha, należy okazać uczucie po­
święcając im codziennie trochę uwagi, zamiast nadrabiać niedo­
ciągnięcia w stosunkach z ludźmi jednym rozrzutnym aktem
sztucznej życzliwości.
Carole próbowała stłumić gorycz, którą powodowało wspo­
mnienie kolejnych szesnastu świąt Bożego Narodzenia - w ciągu
szesnastu lat! - spędzonych w przykościelnym domu dziecka. Co
roku na gwiazdkę dzieci otrzymywały bezosobowe podarunki,
z karteczką „Chłopiec" lub „Dziewczynka" i z oznaczeniem wie­
ku. Owszem, prezentów było dużo, jednak rzadko który z tych
„dobrych chrześcijan", którzy je kupowali, zadał sobie trud, by
GWIAZDKA DLA CAROLE
167
przyjść do domu dziecka, do tych bezimiennych, pozbawionych
twarzy małych istot.
A zresztą, czy to ma jakieś znaczenie?
Przeszła przecznicę między pasażem a kościołem i zaczęła
myśleć jedynie o oknach wystawowych swojego sklepu. Może
kupić błyszczące czerwone i zielone torby na zakupy i kolorową
bibułkę do owijania i powrzucać do toreb swetry, krawaty i paski,
tak, żeby aż się z nich wysypywały. A może...
Nagle ciuchutkie kwilenie przerwało tok jej myśli. Zatrzyma­
ła się i odwróciła głowę nasłuchując. Znowu! Delikatny płacz,
jakby małego dziecka. Rozejrzała się wokoło. Nie było tam nic,
poza pustym parkingiem wytwórni szkła. Nikogo za nią, nikogo
przed nią, a po jej lewej ręce - tylko oświetlona scena Narodzenia
Pańskiego przed kościelnym terenem zabaw. Nic szczególnego -
tylko żłobek i zwykłe figurki świętego Józefa, Matki Boskiej,
trzech mędrców i osła.
Zwabiona dziwnym odgłosem Carole ruszyła w kierunku pla­
cu zabaw. Jakże nienawidzi tej pory roku, pomyślała potykając
się na nierównym gruncie w swoich pantoflach na wysokich
obcasach. Pośliznęła się, znowu potknęła, mimo to jednak szła
dalej. Scena Narodzenia przyciągała ją z siłą, której nie mogła się
oprzeć. Gdy doszła do żłobka, dźwięk stał się głośniejszy.
A jeżeli złapie ją policja? - pomyślała nagle. - Czy zostanie
aresztowana za wejście na cudzy teren? Za zakłócanie spokoju?
Co miałaby na swoje usprawiedliwienie? „Przykro mi, ale mia­
łam wrażenie, że słyszę płacz dziecka, dobiegający z tego żłob­
ka". Potrząsnęła głową przecząco i przeszła ostatnie parę kroków
zbliżając się do drewnianego korytka napełnionego świeżą żółtą
słomą.
Ku jej najwyższemu zdumieniu leżało w nim prawdziwe ży­
we niemowlę, owinięte w stary kocyk, zanoszące się płaczem.
Carole patrzyła na dziecko nie zdając sobie sprawy, że wstrzyma­
ła oddech. A więc dobrze słyszała. Nie były to igraszki
Zgłoś jeśli naruszono regulamin