Steel Danielle - Toksyczni panowie.rtf

(4442 KB) Pobierz

Danielle Steel

 

Toksyczni panowie

(Toxic bachelors)

 

Przekład Danuta Górska


Dla moich absolutnie cudownych dzieci:

Beatrix, Trevora, Nicka, Todda, Samanthy,

Victorii, Vanessy, Maxxa i Zary,

których śmiech, miłość, radość i dobroć rozświetlają moje życie.

 

Dla Sebastiana, najlepszego podarku pod choinkę.

 

I dla Philippea, cudu w moim życiu.

 

Wszyscy jesteście dla mnie darami Boga,

któremu codziennie dziękuję na kolanach

za cud Waszej miłości.

Z wyrazami najgłębszej miłości

 

d. s.


Powiedział/powiedziała

 

Powiedział, że zawsze będzie mnie cenił.

Powiedziała, że wiecznie będzie mnie kochać.

Powiedział, że będzie moim towarzyszem.

Powiedziała, że będzie moją najlepszą przyjaciółką.

Powiedział, że zawsze mnie wysłucha.

Powiedziała, że zawsze ze mną porozmawia.

Powiedział, że zawsze mnie przytuli.

Powiedziała, że zawsze poda mi rękę.

Powiedział, że zawsze będzie ze mną spał.

Powiedziała, że zawsze pocałuje mnie na dobranoc.

Powiedział, że zawsze będzie mnie kochał.

Powiedziała, że nigdy mnie nie opuści.

 

Donna Rosenthal


Rozdział 1

 

Gorące, jaskrawe słońce oświetlało pokład motorowego jachtu „Blue Moon”. Smukła, wytworna łódź, wspaniale zaprojektowana, długa na osiemdziesiąt metrów, miała basen, lądowisko dla helikopterów, sześć eleganckich kabin dla gości, luksusowy apartament dla właściciela i znakomicie wyszkoloną szesnastoosobową załogę. Blue Moon i jego właściciel pojawiali się na łamach wszystkich czasopism jachtingowych świata. Charles Sumner Harrington kupił łódź przed sześciu laty od saudyjskiego księcia. Swój pierwszy jacht, dwudziestopięciometrową żaglówkę, kupił, mając dwadzieścia dwa lata. Nazwał ją Dream. Dwadzieścia cztery lata później cieszył się nową łodzią tak samo jak wtedy.

Czterdziestosześcioletni Charles Harrington wiedział, że jest szczęściarzem. Pod wieloma względami życie traktowało go łaskawie. Po dojściu do pełnoletności odziedziczył ogromną fortunę i zajmował się nią w sposób odpowiedzialny przez następnych dwadzieścia pięć lat. Zrobił karierę, kierując własnymi inwestycjami i zarządzając rodzinną fundacją. Charlie doskonale zdawał sobie sprawę, że niewielu ludziom na świecie powodzi się równie dobrze jak jemu, i dużo zrobił, by poprawić los tych biedniejszych, osobiście i poprzez fundację. Dobrze wiedział, że ciąży na nim wielka odpowiedzialność, i nawet jako młody człowiek myślał najpierw o innych. Szczególnie troszczył się o niepełnosprawne dzieci i młodzież. Fundacja miała imponujące osiągnięcia w dziedzinie edukacji, zapewniała opiekę medyczną ubogim, zwłaszcza w krajach rozwijających się, i przeciwdziałała maltretowaniu dzieci w środowiskach miejskiej biedoty. Charles Harrington starał się w miarę możliwości unikać rozgłosu, prowadził działalność filantropijną anonimowo. Był człowiekiem prawym, współczującym i życzliwym. Ale z łobuzerskim śmiechem przyznawał, że jest też skrajnie wygodny i nie miał zamiaru przepraszać za swój styl życia. Mógł sobie na to pozwolić, co roku wydając miliony na innych. Nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci, lubił luksusowe życie i chętnie dzielił swoje przyjemności z przyjaciółmi.

Co roku Charlie i jego dwaj najbliżsi przyjaciele, Adam Weiss i Gray Hawk, spędzali sierpień na jachcie Charliego. Pływali po Morzu Śródziemnym i zatrzymywali się tam, gdzie mieli ochotę. Odbywali tę wspólną podróż regularnie od dziesięciu lat. Wszyscy trzej czekali na to z utęsknieniem i za nic na świecie nie przepuściliby okazji. Co roku, choćby nie wiem co się działo, pierwszego sierpnia Adam i Gray lecieli do Nicei i okrętowali się na miesiąc na Blue Moona przedtem na innych łodziach. Charlie zwykle spędzał również lipiec na pokładzie i czasami wracał do Nowego Jorku dopiero pod koniec września. Wszystkimi sprawami finansowymi i fundacji kierował z jachtu. Sierpień jednak poświęcał wyłącznie na zabawę.

W tym roku miało być tak samo. Charlie jadł więc spokojnie śniadanie na pokładzie, a jacht kołysał się łagodnie na kotwicy w porcie St. Tropez. Poprzedniej nocy zabawili do późna i Charlie wrócił dopiero o czwartej nad ranem.

Mimo zarwanej nocy wstał wcześnie. Dość mętnie przypominał sobie wczorajszy wieczór. Zwykle tak bywało w towarzystwie Graya i Adama. Stanowili niespożyte trio, ale nikomu nie robili krzywdy. Nie musieli się nikomu opowiadać, żaden nie był żonaty i obecnie żaden nie miał przyjaciółki. Już dawno uzgodnili, że bez względu na okoliczności wchodzą na pokład sami i spędzają ten miesiąc jak kawalerowie, na męskich przyjemnościach. Przed nikim nie musieli się tłumaczyć i każdy z nich na swój sposób pracował ciężko przez resztę roku; Charlie zarządzał fundacją, Adam był adwokatem, a Gray artystą. Charlie mawiał, że zasługują na miesiąc urlopu i coroczny rejs.

Dwaj z nich byli kawalerami z wyboru. Charlie upierał się, że on nie. Twierdził, że jego stan kawalerski to przypadek, zwykły pech. Chciał się ożenić, ale dotąd nie znalazł odpowiedniej kobiety, chociaż szukał przez całe życie. Wciąż prowadził poszukiwania, skrupulatnie i z determinacją. W młodości był czterokrotnie zaręczony, ale za każdym razem coś stawało na przeszkodzie małżeństwu, ku jego wielkiemu żalowi i rozczarowaniu.

Pierwsza narzeczona przespała się z jego najlepszym przyjacielem trzy tygodnie przed ślubem. Wybuchł skandal. Charlie nie miał wyboru, musiał odwołać ślub. Miał wtedy trzydzieści lat. Druga niedoszła oblubienica podjęła pracę w Londynie, jak tylko się zaręczyli. Charlie sumiennie do niej dojeżdżałpracowała dla brytyjskiego Vogue’aale właściwie prawie nie miała dla niego czasu. Wyczekiwał na nią cierpliwie w mieszkaniu, które wynajął tylko na spotkania z ukochaną. Dwa miesiące przed ślubem wyznała, że pragnie zrobić karierę i że nie mogłaby rzucić pracy po ślubie, na czym mu zależało. Uważał, że powinna zostać w domu i zajmować się dziećmi. Nie chciał się żenić z pracoholiczką, postanowili więc się rozstać oczywiście jak przyjaciele, ale dla niego było to wielkim rozczarowaniem. Miał wtedy trzydzieści dwa lata i jeszcze rozpaczliwiej chciał znaleźć kobietę swoich marzeń. Rok później był pewien, że ją znalazłfantastyczną dziewczynę, która zgodziła się rzucić dla niego studia medyczne. Razem jako przedstawiciele fundacji jeździli do południowej Afryki, żeby odwiedzać dzieci w krajach rozwijających się. Mieli wspólne zainteresowania i po sześciu miesiącach się zaręczyli. Wszystko szło dobrze, dopóki Charlie nie zauważył, że narzeczona nie rozstaje się ze swoją siostrą bliźniaczką i oczekuje, że wszędzie ją będzie zabierał. A tymczasem on i bliźniaczka poczuli do siebie niechęć od pierwszego wejrzenia, która przerodziła się w dyskusje i kłótnie przy każdym spotkaniu. Charlie wiedział, że z czasem animozja może się tylko pogłębić. I tym razem się wycofał, za zgodą niedoszłej żony. Za bardzo zależało jej na siostrze, żeby poślubić człowieka, który wyraźnie jej nie cierpiał. Po roku wyszła za kogoś innego, a siostra zamieszkała z nimi, co przekonało Charliego, że postąpił słusznie.

Ostatnie narzeczeństwo Charliego zakończyło się katastrofą pięć lat temu. Kochała go, ale nawet po sesjach z psychoterapeutą twierdziła, że nie chce mieć dzieci. Bez względu na swoją miłość nie ustąpiła ani na włos. Charlie z początku myślał, że jakoś ją przekona, ale nie udało mu się, rozstali się więc po przyjacielsku. Jak zawsze. Bez wyjątku. Charlie pozostał w przyjaźni z każdą kobietą, z którą się spotykał. W czasie świąt zalewały go pocztówki z życzeniami od kobiet, które kiedyś kochał, z którymi nie zdecydował się ożenić i które wyszły za innych. Na pierwszy rzut oka, gdyby spojrzeć na ich fotografie, wszystkie wyglądały tak samo. Piękne, arystokratyczne blondynki, dobrze urodzone, które chodziły do odpowiednich szkół i poślubiły odpowiednich ludzi. Uśmiechały się do niego ze świątecznych kartek, u boku świetnie prosperujących mężów, otoczone jasnowłosymi dziećmi.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin