Morgan Sarah - Fortuna i miłość.pdf

(422 KB) Pobierz
140075106 UNPDF
Sarah Morgan
Fortuna i miłość
Sale or Return Bride
140075106.002.png
Rozdział 1
– Za Sebastiana Fiorukisa? – Alice z otwartymi ustami patrzyła na swojego
dziadka, który, pomijając jego reputację, przez cale życie był jej całkowicie obcy. –
W zamian za pieniądze, których potrzebuję, chcesz, żebym wyszła za mąż za
Sebastiana Fiorukisa?
– Właśnie.
Gdy dziadek wykrzywił usta w nieprzyjemnym uśmiechu, ona próbowała
odzyskać głos i zapanować nad emocjami. Różnych rzeczy się spodziewała, ale na
pewno nie tego.
Fiorukis. Grecki magnat finansowy, który przejął w miarę dobrze prosperujące
przedsiębiorstwo jej ojca i stworzył z niego korporację dorównującą tej, którą
władał dziadek. Miliarder uważany za równie bezwzględnego jak jej dziadek.
Mężczyzna, który zmieniał kobiety z szybkością godną samochodów, jakimi
jeździł, i odrzutowców, jakimi latał. Mężczyzna, który...
– Nie mówisz tego poważnie! – wyrzuciła przez zaciśnięte zęby. Na samą myśl
zbierało jej się na mdłości. – Rodzina Fiorukisów była odpowiedzialna za śmierć
mojego ojca...
Za co gardziła nimi równie mocno, jak swoim greckim dziadkiem.
– I przez to mój ród został skazany na wymarcie – powiedział szorstko jej
dziadek. – Teraz ja zgotuję taki sam los rodzinie Fiorukisów. Jeśli on się ożeni z
tobą, nigdy nie doczeka się syna i rachunek będzie wyrównany.
Alice przestała oddychać, zesztywniała w szoku. On wiedział.
Skądś wiedział.
Wypadła jej z rąk teczka i plik papierów rozsypał się po marmurowej podłodze.
– Wiesz, że nie mogę mieć dzieci? – spytała szeptem, z pobladłą twarzą, gdy
pełny sens jego słów dotarł do jej świadomości.
Przez całe życie utrzymywała ten fakt w tajemnicy. Jedyną niewielką pociechą
w jej bólu była pewność, że nikt inny nie wie – że nikt nie będzie się nad nią
litował.
Wpatrywała się w niego z łomoczącym sercem. Przyjechała tu pełna
determinacji i siły. Teraz poczuła się bezbronna. Całkowicie obnażona naprzeciw
mężczyzny, który mimo ich pokrewieństwa był dla niej obcym człowiekiem.
Ten człowiek patrzył na nią z zimną satysfakcją w oczach. Jej dziadek,
Dimitrios Philipos.
140075106.003.png
– Moja w tym głowa, żeby wiedzieć wszystko o wszystkich – powiedział
zadowolony, bez cienia współczucia w głosie. – Informacja jest kluczem do
sukcesu w życiu.
Jak można coś takiego uważać za sukces? Dawno temu musiała pogodzić się z
faktem, że bez względu na to, co przyniesie jej przyszłość, nie będzie żadnego
małżeństwa. Jak mogła kobieta w jej sytuacji kiedykolwiek wyjść za mąż?
Jej mózg pracował na najwyższych obrotach, próbując dorównać szatańskiemu
geniuszowi dziadka.
– Jeśli naprawdę wiesz o mnie wszystko, musisz znać również powód, dla
którego tu jestem. Musisz wiedzieć, że choroba mojej matki postępuje, że
konieczna jest operacja...
– Spodziewałem się ciebie. I nie zawiodłaś mnie.
Alice wzdrygnęła się z odrazą. Od momentu, kiedy wysiadła z samolotu na
lotnisku w Atenach, pękała jej głowa, a tępy ból w dołku przypominał, że przez
kilka ostatnich dni była zbyt zdenerwowana, żeby jeść.
Stawka była ogromna. W jej rękach leżała przyszłość matki. Zależała od tego,
czy uda się wynegocjować pewien układ z człowiekiem, który był ucieleśnieniem
zła, prawdziwym potworem.
Zachowywał się jak król, rozparty w ogromnym pozłacanym fotelu z
rzeźbionymi oparciami, wyszczekując rozkazy do wystraszonej służby, która
kręciła się w zasięgu jego krzyku.
Alice rozejrzała się z niesmakiem po wystawnym pokoju. Taka jawna
demonstracja bogactwa przyprawiała ją o mdłości. Czy ten człowiek nie miał
odrobiny wstydu? Czy wiedział, że ona pracowała na trzech posadach, żeby
zapewnić opiekę swojej matce?
Opiekę, jaką on powinien ją otaczać od piętnastu lat.
Wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić.
Zdawała sobie sprawę, że złość zaprowadzi ją donikąd. Wymagało to
ogromnego wysiłku, żeby nie odwrócić się na pięcie i nie wyjść, zostawiając tego
starego człowieka z jego górą pieniędzy i z samotną egzystencją, ale ona nie mogła
tego zrobić. Musiała zapomnieć o fakcie, że jej dziadek był najbardziej
samolubnym indywiduum, z jakim zetknęła się w życiu, i że gdyby nie chodziło o
jej matkę, na pewno by jej tu teraz nie było.
Nic nie było jej w stanie wyprowadzić z równowagi i oderwać od celu, dla
którego tu przyjechała. On ignorował potrzeby jej matki przez piętnaście lat.
postępował, jakby w ogóle nie istniała, ale Alice nie zamierzała mu dłużej
140075106.004.png
pozwalać na ignorowanie jej.
– Daruj sobie te miny. Nie zapominaj, że to ty przyjechałaś do mnie. To ty
chcesz pieniędzy.
– Dla mojej matki.
– Mogła poprosić mnie sama, gdyby miała odrobinę charakteru.
Alice z bezwzględną determinacją stłumiła w sobie nową falę gniewu. Czuła, że
jeśli ulegnie emocjom, ten człowiek pokaże jej drzwi.
– Matka jest bardzo chora...
– I tylko dlatego tu jesteś, prawda? – spytał ze wstrętnym uśmiechem. – Nic
innego nie skłoniłoby cię do przekroczenia progu mojego domu. Nienawidzisz
mnie. Ona nauczyła cię mnie nienawidzić. Jesteś wściekła i próbujesz to ukryć, bo
nie chcesz ryzykować, że ci odmówię. Boisz się, że mógłbym zatrzasnąć wieko
swojej szkatuły i przyciąć ci palce. – Odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się z
satysfakcją.
Nie chcąc uwierzyć, że ktoś może być tak bez reszty pozbawiony sumienia,
Alice rozłożyła ręce i spróbowała odwołać się do jego rozsądku.
– Ona była żoną twojego syna...
– Nie przypominaj mi. – Wyprostowany w fotelu patrzył na nią bez cienia
zakłopotania czy żalu.
– Szkoda, że nie urodziłaś się chłopcem. Wygląda na to, że odziedziczyłaś po
nim charakter. Jesteś nawet do niego trochę podobna, poza tymi jasnymi włosami i
niebieskimi oczami. Powinnaś mieć ciemne włosy i ciemne oczy i gdyby mój syn
nie dał się uwieść tamtej kobiecie, miałabyś pochodzenie, na jakie zasługujesz, i
nie żyłabyś od piętnastu lat na wygnaniu. To wszystko mogłoby być twoje.
Alice rozejrzała się wokół. Wszędzie kłuły w oczy oznaki zamożności, od
ostentacyjnych posągów, które strzegły drzwi do każdego pokoju w tej rezydencji,
po ogromną fontannę na dziedzińcu.
Pomyślała o własnym domu w niebezpiecznej dzielnicy Londynu – małym
mieszkaniu na parterze, które zaadaptowała na potrzeby niepełnosprawnej matki.
Potem pomyślała o niej – o swojej matce i jej długiej walce o przeżycie.
Zacisnęła zęby i z podwójnym wysiłkiem powstrzymała się, żeby nie wyjść z
pokoju.
– Jestem zadowolona z pochodzenia, jakie mam – powiedziała oschle – i
kocham Anglię.
– Nie odpyskuj! – warknął wściekle. – Jeśli będziesz odpyskiwać, on się nigdy
z tobą nie ożeni.
140075106.005.png
Możesz nie wyglądać na Greczynkę, ale masz się zachowywać, jakbyś nią była.
Masz być łagodna, posłuszna i nie odzywać się niepytana na żaden temat.
Alice patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Czy ty naprawdę myślisz, że wyjdę za mąż za jakiegoś Fiorukisa?
– Jeśli chcesz dostać pieniądze, tak. Wyjdziesz za Sebastiana Fiorukisa i
dopilnujesz, żeby się nie dowiedział o twojej bezpłodności. Ja dopilnuję, żeby
warunki umowy wiązały go z tobą małżeństwem, dopóki nie wydasz na świat
potomka. Wiadomo, że to się nie stanie, więc będzie uwięziony w bezdzietnym
małżeństwie na zawsze. – Dimitrios Philipos odrzucił w tył głowę i parsknął
obrzydliwym śmiechem. – Mówią, że zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje
na zimno. Czekałem na tę chwilę piętnaście lat, ale warto było. To prawdziwy
majstersztyk. Ty będziesz narzędziem mojej zemsty.
Alice patrzyła na niego z obrzydzeniem w oczach.
– Nie mogę tego zrobić. – Uniosła rękę do szyi, łapiąc oddech.
Sebastian Fiorukis miał wszystkie cechy, jakimi pogardzała. Miałaby spędzić
życie z kimś takim...
Zamknęła oczy i próbowała sobie przypomnieć, w jaki sposób znalazła się w tej
sytuacji. Nigdy nie uznawała waśni rodzinnych i zemsty. Była Angielką!
– Jeśli zależy ci na pieniądzach, zrobisz to.
Przygryzła wargę, zbierając gorączkowo myśli.
Potrzebowała tych pieniędzy.
– To nie jest w porządku...
– To jest sprawiedliwość – wycedził lodowatym głosem. – Sprawiedliwość,
którą należało wymierzyć rodzinie Fiorukisów dawno temu. Grecy zawsze mszczą
swoich zmarłych i ty, choć jesteś tylko pół-Greczynką, powinnaś to wiedzieć, Alice
patrzyła na niego w bezradnym milczeniu. To nie był właściwy moment. Nie
mogła mu powiedzieć, że nienawidzi wszystkiego co greckie. Że wcale nie czuje
się Greczynką i nigdy nie będzie się nią czuła.
Powtarzała to sobie, zanim przyjechała dzisiaj do willi swojego dziadka.
Gotowa była zrobić wszystko, byle zdobyć potrzebne pieniądze. Nie doceniła go
jednak. Nie przewidziała, że obróci jej desperację na własną korzyść.
Widziała chłód w jego oczach i przez głowę przebiegła jej myśl, że uczynienie
wroga z tego człowieka byłoby krańcową głupotą. Potem niemal się roześmiała z
własnej naiwności. Oni już byli wrogami. Od dnia, w którym jej matka
uśmiechnęła się do jej ojca i zdobyła jego serce, burząc nadzieje Dimitriosa na ślub
z grecką dziewczyną.
140075106.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin