Świąteczne marzenie(1).pdf

(1251 KB) Pobierz
Ś wi ą teczne
marzenie
Tytuł oryginału: Dynamite Doc or Christmas Dad?
- 1 -
947002326.022.png
ROZDZIA Ł PIERWSZY
– O niczym innym nie marzę jak o tym, żeby w święta znaleźć się w
enklawie zaludnionej wyłącznie przez facetów. Brodaty Święty Mikołaj,
renifery samce, prezenty dla chłopców i ani jednej dziewczyny. Czekając,
aż pani Blythe urodzi, przeczytałem o klasztorze, w którym nie ma nawet
kur. Angela, znajdź mi ten klasztor. Tam spędzę święta.
Angela, sekretarka Edwarda Masena, nawet nie mrugnęła, układając
jego papiery w teczce.
– Nie musisz uciekać do klasztoru – odparła. – Na wyspie
Cassowary, gdzie jedziesz, żyją tylko kazuary. I praktycznie nikt więcej.
– Poza uczestnikami konferencji położników – mruknął
niezadowolony. – Na pewno będzie tam niejedna baba.
– Jeśli nie lubisz kobiet, to dlaczego zostałeś położnikiem?
– Bo lubię matki. I moich współpracowników. – Zerknął na nią
kątem oka. – Na przykład ciebie. I lubię noworodki niezależnie od płci.
To mi wystarczy.
– Ale umawiasz się z kobietami – zauważyła Angela, sięgnęła po jego
pendrive, po czym wsunęła go do teczki.
Kopia awaryjna. Zbędna, bo Edward Masen zawsze jest doskonale
przygotowany, a jego wykład zabezpieczony na cztery sposoby.
– No właśnie, tylko się umawiam. – Przegarnął włosy palcami.
Prawie zawsze chodził potargany i wymięty. Odbierał porody, prowadził
badania naukowe, uczył młodszych kolegów, jednym słowem prowadził
nieuporządkowany tryb życia.
Mimo to jest seksowny, pomyślała Angela. Nic dziwnego, że ma
problem z kobietami. Jest zwolennikiem porodów siłami natury, więc
sporo czasu upływa mu na czekaniu. Chodzi wtedy do szpitalnej siłowni. I
to widać. Ma ciało.... Hm, czy takie myśli przystoją sześćdziesięcioletniej
sekretarce?
Edward Masen to jeden z najlepszych położników w Australii, a
fakt, że go poproszono, by wygłosił kluczowy referat na
międzynarodowym sympozjum, po raz pierwszy zorganizowanym w
Australii, mówi sam za siebie.
Co innego kobiety. Przez te wszystkie lata, od kiedy Angela z nim
pracowała, spotykał się z siedmioma.
– Co się stało z Tanya? – zapytała.
Edward westchnął.
– Wykupiła bilet na Cassowary jako mój prezent bożonarodzeniowy. –
Wzruszył ramionami. – Ale wczoraj jakoś tak wyszło, że wieczorny spacer
skończył się przed witryną jubilera. Pokazała mi pierścionki, które się jej
podobają i napomknęła, że za dwa tygodnie będą święta. Pomyślałem, że
nie mogę jej oszukiwać.
– Uhm... I taka szczerość się jej nie spodobała?
- 2 -
947002326.023.png 947002326.024.png 947002326.025.png 947002326.001.png 947002326.002.png 947002326.003.png
– Spoliczkowała mnie.
– Oj! – Dopiero teraz dostrzegła bladoczerwony ślad na szczęce
szefa. – Chyba zabolało.
– Owszem – przyznał nieco zdziwiony. – Nie zasłużyłem na to, bo
już na samym początku się zastrzegłem, że na nic nie może liczyć.
– To nie takie proste. – Angela zajęła się uzupełnianiem materiałów w
teczce. – To instynkt. Człowiek przywiązuje się niepostrzeżenie.
Tanya, lekarz patolog, miała trzydzieści cztery lata, pracowała w
tym samym szpitalu i często zaglądała na ich oddział, by popatrzeć na
pacjentki Edwarda i dopiero co urodzone dzieciaczki. Angela domyślała się,
czym marzy ta skądinąd rzeczowa kobieta.
– Byłaby świetną matką – zauważyła z pewnym żalem, bo jej
dorosłe dzieci nie spieszyły się z wnuczętami. Nie miałaby nic przeciwko
temu, żeby jej szef...
– Z innym facetem w roli taty. – Z trzaskiem zapiął teczkę. – Nie ze
mną.
– Masz coś przeciwko rodzinie?
– Nie interesuje mnie rodzina ani kobiety, które jej pragną. I dlatego
po konferencji zostanę na Cassowary. Inni niech świętują Boże
Narodzenie, a ja będę leżał na plaży, czekając, aż Święty Mikołaj zrzuci
mi przygodowe lektury dla chłopców. Co nie znaczy, że nie życzę ci
wesołych świąt. – Podał jej pięknie opakowane pudełko. – Wesołych
Świąt, Angela.
****
– Chciałbym, żeby Mikołaj przyniósł mi tatę.
– Nie wiem, czy to jest wykonalne. – Bella siedziała na brzegu łóżka,
słuchając listy zamówień do Świętego Mikołaja ułożonej przez jej
dziesięcioletniego synka. Do tej pory nie było to kłopotliwe: auto
strażackie, kostium Spidermana, gry komputerowe.
Myślała, że upłynie jeszcze kilka lat, nim Dusty wejdzie w trudny
okres, ale on już teraz nie był w świątecznym nastroju. Leżał z ponurą
miną, starając się nie wyglądać jak obrażone dziecko.
– Przecież wiesz, że tata umarł, jak miałeś trzy lata – rzekła cicho. –
Nawet Święty Mikołaj tego nie zmieni.
– Wiem, ale mamy po nim tylko trzy zdjęcia, na dodatek zamazane.
A ja chcę mieć mnóstwo zdjęć, zdjęcia moich... przodków. I pamiątki. Na
przykład kij krykietowy, żebym mógł go pokazać Mike’owi, jak opowiada
o swoim tacie... cokolwiek.
Ach, to o to chodzi, pomyślała. Mike Scott to kolega Dusty’ego,
którego ojciec umarł rok wcześniej na raka, a mama Mike’a, anestezjolog,
przeprowadziła się do Londynu, żeby być bliżej swojej matki. Chłopcy
poznali się i zaprzyjaźnili w przyszpitalnej świetlicy: dwóch bystrych
dziesięciolatków, obaj osieroceni przez ojców.
Co ich różni? Mike ma dziesiątki pamiątek, Dusty trzy niewyraźne
- 3 -
947002326.004.png 947002326.005.png 947002326.006.png 947002326.007.png 947002326.008.png 947002326.009.png
fotografie. Trudno się temu dziwić. Rodzice Mike’a mieli ślub, a Bella jest
samotną matką. Poznała Nate’a na pierwszym roku studiów. Była wtedy
bardzo samotna i nie miała szczęścia, wybierając akurat tego chłopaka i
akurat taką metodę zapobiegania ciąży.
Teraz szło jej lepiej. Zdołała ukończyć uniwersytet medyczny oraz
wychować pogodnego, zdrowego i nie – wymagającego dziesięciolatka.
– Nic na to nie poradzę. – Wzruszyła ramionami. – Wiesz też, że
twój tata nie był gotowy na twoje przyjście i że umarł, jak byłeś mały.
– Miałem trzy lata – odparł Dusty wojowniczym tonem. – Muszą
być jakieś zdjęcia.
– Nie ma. – Nie miała serca wyjawić synowi całej prawdy, że jego
ojciec nawet go nie widział, że wyrzekł się ojcostwa. – Dusty, nie
robiliśmy zdjęć.
– Ale inni robili – upierał się. – Jak byłem mały.
– Twój dziadek był bardzo trudny. – Tym razem mogła być szczera.
Do pewnego stopnia. – Jak go poprosiłam, żeby pokazał nam zdjęcia
twojego taty, jak był mały, powiedział, że nie ma ochoty się nimi dzielić.
Tak można by podsumować tę koszmarną wizytę. Miała wtedy
dwadzieścia jeden lat. Zebrała się na odwagę i... poniosła klęskę. Łudziła
się, że Nate powiedział ojcu o Dustym, a jeśli nie, myślała, że starszy pan
ucieszy się z wnuka. Nic z tych rzeczy.
Nate umarł trzy miesiące wcześniej, więc skromne pieniądze, jakie
niechętnie dawał na dziecko, się skończyły. Wiedziała, że rodzina Nate’a
jest bardzo bogata, że te sumy nic dla nich nie znaczyły, ale dla niej były
wszystkim. Stojąc przed tym człowiekiem, patrzyła, jak czerwienieje ze
złości.
– Jak śmiesz tu przychodzić i kłamać mi w żywe oczy?! Mój syn z
taką jak ty nigdy by się nie zadał! Wynoś się! Nie dam ani centa!
Zabrało jej dwa lata, nim zdobyła się na odwagę, by do niego
napisać. Do listu dołączyła zdjęcie Dusty’ego, jak dwie krople wody
podobnego do ojca. Prosiła, by mimo że odmówił wsparcia finansowego,
potwierdził, że chłopiec miał ojca. W odpowiedzi otrzymała list od jego
prawnika, grożący jej procesem o zniesławienie.
Udowodniłaby to w minutę. Nate miał tego świadomość i dlatego,
aczkolwiek niechętnie, płacił alimenty. Potwierdziłoby to badanie DNA
ojca Nate’a albo jego brata. Ale po co? Po co udowadniać, kto jest ojcem,
skoro ona wie to na sto procent? Po co płacić prawnikom? Dusty powinien
o tym zapomnieć.
– Nic na to nie poradzimy. – Uśmiechnęła się blado. – Wiem, że to
trudne, ale musisz pogodzić się z faktem, że twój tata umarł, że dziadek
też nie żyje. I że niczego się nie dowiesz o rodzinie taty.
– Mówiłaś, że tata miał brata.
– Rzadko o nim wspominał. Chyba się nie lubili. – Czuła, że nie
była to kochająca się rodzina.
- 4 -
947002326.010.png 947002326.011.png 947002326.012.png 947002326.013.png 947002326.014.png 947002326.015.png
– To go odszukajmy.
– Synku, on nie będzie chciał z nami rozmawiać. Pewnie jest takim
samym gburem jak dziadek.
– Ale moglibyśmy go obejrzeć – drążył Dusty. – Taka przygoda...
Tylko byśmy na niego popatrzyli. Zrobiłbym mu zdjęcie z daleka. A jak
Mike by się pytał, mógłbym mu powiedzieć, że on jest tajnym agentem i
że musiałem się podczołgać, żeby go zobaczyć...
No tak, pomyślała, byłoby o czym opowiadać.
– Poszukam go w internecie – obiecała.
– Nic więcej pod choinkę nie chcę – oznajmił Dusty. – Chcę
zobaczyć brata mojego taty.
– A deskorolka?
– Nie chcę nawet nowej konsoli do gier – odparł wspaniałomyślnie.
– Zobaczenie wujka na pewno nie będzie dużo kosztowało.
Znalazła go w internecie bez większego trudu. Edward Masen.
Mieszka w Australii. Jest lekarzem, podobnie jak ona położnikiem, ale
mimo że ledwie pięć lat od niej starszy, zawodowo wyprzedza ją o
dwadzieścia lat. Jest sławny. Przypomniało się jej, jak pierwszy raz
zetknęła się z Nate’em. Poznała ich jej wspólna koleżanka.
– To Bella, moja przyjaciółka. Jest na pierwszym roku medycyny.
– Co, jeszcze jeden doktor Judym jak mój święty braciszek?! –
parsknął, ale gdy jej się przyjrzał, przeprosił ją i starał się być ujmujący.
Oczarował ją.
Więcej o jego bracie nie słyszała. Ale teraz brat się pojawił. Doktor
Judym? Chyba niezupełnie.
Miała przed sobą stronę informującą o konferencji mającej odbyć się
w grudniu na wyspie Cassowary u wybrzeży Australii. Główny mówca:
Edward Masen, jeden z najbardziej cenionych położników w
Australii, najmłodszy z tytułem profesora, autor trzech referatów,
trzydziestu artykułów w pismach fachowych.
Fotografia: ciemnowłosy, a Nate był blondynem, podobnego
wzrostu. I takie same niebieskie oczy. Uśmiecha się do kamery. Tak
samo...
Doskonale pamiętała ten uśmiech. Niebezpieczny.
To wystarczy, pomyślała. Jak Dusty go zobaczy, już nie będzie
konieczny aparat z teleobiektywem.
Wyłączyła komputer.
Nie, dla Dusty’ego zdjęcie w internecie to za mało. Jemu zależy na
prawdziwym kontakcie. Może jak Dusty trochę podrośnie, ona
skontaktuje się z tym człowiekiem.
Ponownie włączyła komputer. Ten uśmiech... Teraz nie robił na niej
najmniejszego wrażenia. Patrzyła obojętnie. Arogancja, kłamstwa,
oszustwo. „Do końca życia będę dbał o ciebie... ”. Sama o siebie zadbała.
Teraz nie da się zwieść żadnemu uśmiechowi. Jeden raz wystarczy.
- 5 -
947002326.016.png 947002326.017.png 947002326.018.png 947002326.019.png 947002326.020.png 947002326.021.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin