dla-kogo-robi-sie-horrory,44.pdf

(214 KB) Pobierz
filmowa psychoterapia
„Rec” (2008) pokazuje zło pochodzenia
metafizycznego. Bardzo zaraźliwe
DLA KOGO ROBI SIĘ
HORRORY? Horrory na stałe goszczą w repertuarze kin.
nie tak dawno całkiem pomysłowo straszył
nas Hiszpański „rec”, zaraz potem nadeszli
amerykańscy „nieznajomi”, w paŹdzierniku poBryzga
krwią „piła V”, a na listopad już się szykuje amery-
kańska wersja „rec”. kto ogląda Horrory i dlaczego
– zastanawiają się Katarzyna Miller i Manana Chyb
M.Ch. Popyt na horrory nie zanika, chyba najchęt-
niej oglądają je młodzi ludzie. Choć żadna z nas nie
należy do wielbicieli gatunku, trzeba się zastanowić,
co sprawia, że inni tak te ilmy lubią?
K.M. Najogólniej można to zjawisko hasłowo
nazwać oswajaniem lęku. Trzeba by tu sięgnąć
do wyuczonej, wtórnej psychopatii spowodowanej
męczeniem, straszeniem, przemocą zaznawaną
w dzieciństwie. Czasami może to być po prostu
wychowanie bardzo nierówne, polegające na
huśtawce emocjonalnej, na stosowaniu na zmianę
nadopiekuńczości i przemocy. Dzieci zalewane są
wówczas taką ilością lęku, że nie są w stanie tego
wytrzymać. Muszą coś z tym robić. Te wszystkie
dręczone pieski, kotki, żaby, pająki są właśnie spo-
sobem radzenia sobie z nadmiarem lęku i bólu.
Jeśli ktoś wije się pod moimi razami, to zaczynam
odczuwać ulgę, że to nie ja się wiję.
Tak jakbym się wyzwalał z własnego bólu, zadając
go innym.
Oczywiście tak naprawdę nie wyzwalam się, ale
mam wrażenie wyzwalania się. Patrzę na czyjeś
cierpienie i cieszę się, że to nie ja je czuję.
Ale mówisz teraz o przypadkach ekstremalnych…
No, nie powiedziałabym, że aż tak. Nie zawsze
chodzi o ukręcenie głowy kotu. Częściej kończy
się na wykpiwaniu, ośmieszaniu słabszych kolegów,
tak jak wykpiwano, ośmieszano ciebie. Nie chodzi
o taką prostą zależność, że na horrory chodzą ci sami
ludzie. Ale zasada jest podobna. Często bywało tak,
że rodzice ich straszyli, uważając, że na tym właśnie
powinno polegać wychowanie: dziecko się słucha
tylko wtedy, kiedy się boi. Mamy do czynienia
z ludźmi, którzy się kiedyś nauczyli bać. To był ich
chleb powszedni. Nawet jeśli żyją teraz normalnie,
nie powielają tych samych wzorów, to mają w sobie
naddatek tamtych przeżyć, z którymi nie wiedzą, co
zrobić. Oni moim zdaniem chodzą na horrory. Mam
przykłady i wśród znajomych, i wśród pacjentów.
Jeśli on teraz pójdzie sobie na horror, to dostanie coś,
co dobrze zna, poza tym ma to na własne życzenie,
wie, że sam sobie zafundował to widmo wyłaniające
się z mgły. Czyli nie jest oiarą.
Wychodzi do bezpiecznego świata i mu się potwier-
dza, że ma te przejścia już za sobą.
Poza tym jest taki mechanizm, że ludzie faszerowani
zbyt dużą ilością lęku nie pamiętają wczesnego dzie-
ciństwa. Tacy ludzie nie mają czasem świadomości,
skąd mają lęki, dlaczego się boją. Na ilmie przy-
najmniej to wiedzą: tego potwora, tego ducha, tego
seryjnego mordercy się boją, tej muzyki. Zaczynają
mieć wtedy władzę nad swoimi nierozpoznanymi
uczuciami. To określenie: jak u siebie w domu, jest
tu niesłychanie ważne.
Ale są też grzeczne nastolatki z bezpiecznych, kocha-
jących domów, które spotykają się na horrorowych
seansach domowych.
A, to jest zdrowy odruch niedokształconej socjalnie
młodzieży. Nie ma prawdziwego życia bez zgrozy.
W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że
istnieją różne wymiary życia. Ci młodzi ludzie są
wychowywani z kolei przez rodziców uważających,
że przed dzieckiem należy ukrywać nieprzyjemne
rzeczy albo chronić je pod kloszem. Jeśli dziecko
mądre i wrażliwe wychyli się spod tego klosza, musi
zacząć włazić w niebezpieczne kąty. Młodzi są głodni
akcji, przygody, fabuły. Są targani własnymi prze-
mianami, hormonami, poszukiwaniem tożsamości.
Mają w sobie głód ekstremalnych przeżyć, które
mogą zostać zaspokojone przez horror.
Horrory mają podłoże różnego typu. Często pokazują
zło metaizyczne, jak choćby wspomniany „Rec”. Zło
przenosi się tam jak zaraza, zabija, a jednocześnie
unieśmiertelnia swoje oiary, czyniąc z nich półtrupy
żywiące się ludzkim ciałem. Strach jest tym więk-
szy, że bohaterowie nie mają przed złem ucieczki.
Są zamknięci z tym Złem w środku.
Zauważ, że to, co dzieje się na zewnątrz, też jest
złem. Oklejają ich, robią z tej kamienicy separatkę
i tylko komunikują przez megafon: proszę zachować
98 poradnik psychologiczny październik/listopad 2008
99
890496031.004.png 890496031.005.png 890496031.006.png 890496031.007.png
filmowa psychoterapia
spokój. A ci w środku wrzeszczą, latają jak oszalali
i nie potraią podjąć wspólnych działań. Tacy jak
ten młody doktor, spokojny, niosący pomoc innym,
są w mniejszości. No, ale gdyby było inaczej, to nie
byłoby horroru.
Za świetny pomysł na prawdziwie przerażający
horror uważam „Koszmar z ulicy Wiązów”. Każdy
z nas miewa senne koszmary. Wystarczy sobie
wyobrazić, że taki koszmar się zmaterializuje
i staje prawdziwym dla nas zagrożeniem. Nigdy
nie chciałam tego obejrzeć w całości. Wystarczył
mi fragment…
Bo niektórzy z nas nie chcą tego lęku rozkręcać
w sobie, dalej się nim zajmować, karmić wyobraźni
obrazami krwawej masy, nadgniłych ciał i innych
glutów.
nas w napisach początkowych powiadamia. A żeby
jeszcze bardziej nas wytrącić z poczucia bezpieczeń-
stwa, przytacza nam się przerażające statystyki
śmiertelnych oiar przemocy w Ameryce. Na ekranie
młoda para w letnim zamożnym domku jest przez
całą noc bez powodu straszona przez przestępców,
którzy w końcu swoje przerażone oiary mordują.
Ten typ ilmów odwołuje się z kolei do typowych
mieszczańskich lęków. Ja mam samochód, to mi go
ukradną, mam dom, to mi się włamią i zniszczą,
oni są wściekli, źli, bo oni nie mają, co jest zresztą
prawdą. Ci, którzy nie mają, na ogół nie lubią tych,
którzy mają. Frajdą jest coś im zepsuć.
Trzeba przypomnieć jeszcze o jednym: nasza cy-
wilizacja zredukowała nam codzienny poziom re-
alnych zagrożeń. Może człowiek nie potrai bez tego
żyć? Jeśli nie ma prawdziwych zagrożeń – stwarza
sobie sztuczne?
Może jest tak, jak mówił Lem, że człowiek w swojej isto-
cie się nie zmienia, lubi być nieszczęśliwy, bać się, mieć
pretensje. Jeśli jest prawdziwe zagrożenie, to wielu ludzi
staje na wysokości zadania, budzi się, zaczyna sięgać
po rezerwy. Uruchamia się integracja, pomaganie
sobie, tworzy się poczucie wspólnoty, ustawia się
hierarchię ważności. Wstrząsające są dokumentacje
ze szpitali psychiatrycznych, w których spisani na
straty katatonicy nagle na wieść o nadchodzących
Niemcach wybudzali się i całkiem przytomnie brali
nogi za pas. Strach potrai też uleczyć.
Horrory nie są przecież wynalazkiem współczesności.
Ludziska byli straszeni zawsze: a to piekłem, a to
wymyślnymi torturami, i straszyli swoje dzieci
przerażającymi bajkami. Takich opowieści było
zawsze bez liku. Przecież w każdym człowieku jest
lęk pierwotny, lęk egzystencjalny. Horrory do takich
lęków się odwołują.
Lęk przed śmiercią, przed ciemnością, przed niezna-
nym, owszem. Nawet jeśli żyjemy w bardzo kocha-
jącej rodzinie, docierają do nas wieści ze świata.
Liv Tyler w „Nieznajomych”: odwołanie
do lęków mieszczańskich
nawet jeśli jest tak, że horrory służą
częściowo oswajaniu lęku, to w gruncie
rzeczy ten lęk podtrzymują
Uczymy się choćby, jak wyglądała pełna horroru
historia. Tak, to jest ten lęk, który znany jest wszyst-
kim i z którym musimy się uporać. Ale jeśli mamy
oparcie w dobrej strukturze rodzinnej i dobrej
strukturze wewnętrznej własnej, to prócz obaw
związanych z konkretnymi problemami potraimy
sobie poradzić z nachodzącymi nas lękami. Raczej
nie pójdziemy się straszyć na ilm, bo po co nam
to? Nie chcemy mieć tego więcej. Raczej wolimy to
w sobie wyciszyć, pogadać z kimś i się uspokoić.
O ile mogę zrozumieć tę chęć igrania z własnym
strachem, o tyle kompletnie poza granicami mojej
wyobraźni leży potrzeba napawania się scenami
krwawych tortur, przedłużających się wymyślnych
męczarni. Jacy ludzie mają ochotę to oglądać?
Ludzie głęboko zaburzeni, u których mechanizm
opisany przeze mnie na początku doprowadził do
zwyrodnienia. Oni też mają swoją subkulturę. To
wszystko dotyka takiej nędzy ludzkiej, dna bólu,
poniżenia, bezradności. Świadomości, że człowiekiem
można tak potrząsać, jak się chce, że on się daje tak
potrząsać, że jest tak mało ludzi, którzy głośno mówią
nie. Powiem ci, że jeszcze bardziej przerażające jest
dla mnie to, że ktoś chce się bawić ludzkim lękiem.
Chodzi o reżyserów specjalizujących się w robieniu
horrorów. Twórca, jak wiadomo, czerpie z siebie, ten
lęk musi być w nim. A jeśli się tym zajmuje, to on
nigdy nie zniknie. Nawet jeśli jest tak, że horrory
służą częściowo oswajaniu lęku, to w gruncie rzeczy
ten lęk podtrzymują.
Bohaterowie „Reca”, telewizyjni realizatorzy, chcą
pokazać ludziom wszystko, co najgorsze, mając
przekonanie, że są lepsi od plebsu, którego niskie in-
stynkty zaspokajają. I sami stają się takiej postawy
oiarami. Tak jakby twórcy ilmu samokrytycznie
wskazywali na siebie: oto, co może spotkać nas
samych, jeśli dalej tak będziemy chcieli wszystko
kręcić ku uciesze gawiedzi.
Ja nie chcę. Nie lubię się bać
Trudno nie docenić niektórych horrorów, np. „Lśnie-
nia” Kubricka. Piękno tego ilmu robi wrażenie.
To jest po prostu dzieło mistrza, które już przeszło do
klasyki sztuki ilmowej. Tam również występuje wą-
tek uwięzienia. Hotel na pustkowiu, a w nim dziecko
i kobieta coraz bardziej zagrożeni postępującym
obłędem męża i ojca. Facet zmaga się z impotencją
twórczą, dopada go demon niespełnionych ambicji…
Ale jest to jedna z interpretacji, przy tego typu
dziełach można je mnożyć. Wracając do bieżącego
repertuaru, na drugim biegunie stoją takie ilmy
jak „Nieznajomi”, gdzie wytłumaczenie wszystkich
strachów jest jak najbardziej racjonalne. Scenariusz
oparto na autentycznym wydarzeniu, o czym się
l
100 poradnik psychologiczny październik/listopad 2008
101
890496031.001.png 890496031.002.png 890496031.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin