Niven Larry - Na co komu szklany sztylet.txt

(72 KB) Pobierz
Autor: LARRY NIVEN
Tytu�: na co komu szklany sztylet?

(What Good Is A Glass Dagger?)

Z "NF" 9


I Dwana�cie tysi�cy lat przed narodzeniem Chrystusa, w epoce, kiedy cuda by�y na porz�dku dziennym, Czarodziej wykorzysta� staro�ytny sekret, �eby ocali� �ycie.
W p�niejszych latach tego po�a�owa�. Dochowa� sekretu Czarodziejskiego Ko�a przez kilka normalnych ludzkich �ywot�w. Miecz-demon Glirendree i jego g�upi barbarzy�ski jeniec zabiliby go, bez dw�ch zda�. Lecz �aden zwyk�y demon nie by� r�wnie gro�ny jak ten sekret.
Teraz wszystko si� rozesz�o jak kr�gi na wodzie. Bitwa pomi�dzy Glirendree a Czarodziejem stanowi�a zbyt dobr� histori�, �eby j� przemilcze�. Wkr�tce byle partacz nazywaj�cy siebie magiem wiedzia� ju�, �e magia si� zu�ywa. Taki prosty sekret, taki niebezpieczny. Dziwne, �e nikt wcze�niej na to nie wpad�.
Rok po bitwie z Glirendree, u schy�ku letniego dnia Aran Stra�nik Pokoju przyby� do wioski Shayl, by ukra�� Czarodziejskie Ko�o.
*
Aran by� chudym, do�� w�t�ym osiemnastolatkiem. Twarz mia� poci�g��, ze spiczastym podbr�dkiem. Ciemne oczy patrzy�y wilkiem spod wypuk�ego czo�a. Kr�tkie, proste ciemne w�osy spada�y niemal na brwi wyd�u�on� tr�jk�tn� grzywk�. Jego to�samo�� nie by�a tajemnic� i ka�dy, kto dotkn�� jego r�ki, domy�li�by si� natychmiast, poniewa� na d�oniach ros�y mu kr�tkie, cienkie w�oski. Lecz gdyby kto� wiedzia� o jego misji, uzna�by go za szale�ca.
Poniewa� Czarodziej kierowa� Gildi� Czarodziej�w. Wiadomo by�o, �e posiada imi�; lecz �aden cz�owiek nie potrafi� go wym�wi�. Demon-cie�, kt�ry nada� mu imi�, zosta� potem uwi�ziony w runach wytatuowanych na plecach Czarodzieja: niezwykle gro�ny ochroniarz.
Lecz Aran przybywa� dobrze zabezpieczony. Sk�rzana sakwa, kt�r� ni�s� na ramieniu, by�a stara i obszarpana, roz�azi�a si� w szwach. Na wygl�d zawiera�a orzechy, twardy ser, chleb i bardzo ma�o pieni�dzy. W rzeczywisto�ci zawiera�a czary. Magia by�a bardziej przydatna od sera i orzech�w, Aran za� m�g� �ywi� si� w drodze po nocach.
Dotar� do jaskini Czarodzieja kr�tko po zachodzie s�o�ca. Nauczono go, jak zastosowa� magi�, �eby obej�� zabezpieczenia Czarodzieja. Konieczno�� u�ycia magii implikowa�a konieczno�� u�ycia g�osu i r�k, wi�c Aran by� zmuszony pozosta� w ludzkiej postaci, czym denerwowa� si� podw�jnie. O wschodzie ksi�yca zaintonowa� s�owa, kt�rych go wyuczono, wyj�� �ywego nietoperza z sakwy i wrzuci� go delikatnie w zabarykadowany otw�r pieczary.
Nietoperz eksplodowa� w chmurze krwi, kt�ra sp�yn�a uko�nie na kamienn� pod�og�. Aranowi �o��dek podjecha� do gard�a. M�odzieniec o ma�o nie uciek�; st�umi� jednak strach i wszed� za nietoperzem do �rodka, przecisn�wszy si� mi�dzy kratami.
Ci, kt�rzy go wys�ali, wielokrotnie rysowali mu plan jaskini. M�g� j� obrabowa� z zawi�zanymi oczami. Wola�by ciemno�� od migotliwej b��kitnej po�wiaty rozsiewanej przez co�, co wygl�da�o jak b�yskawica schwytana i uwi�zana na �rodku jaskini. Ruszy� szybko naprz�d, skrupulatnie pilnuj�c �cie�ki bezpiecze�stwa, jak� mu wskazano.
Chocia� Aran widywa� czarnoksi�skie przybory w laboratorium Szko�y Merkantylnej Wiedzy na Atlantydzie, nie rozpoznawa� wi�kszo�ci narz�dzi Czarodzieja. Era masowej produkcji jeszcze nie nadesz�a. Aran zdziwi� si� stan�wszy przy warsztacie. Po co Czarodziej ostrzy� szklany sztylet?
Nad warsztatem wisia� poczernia�y, zmatowia�y metalowy dysk, a runy wypisane wzd�u� kraw�dzi powiedzia�y Aranowi, �e po to w�a�nie przyszed�. Zdj�� go i szybko przywi�za� do uda, �eby w razie potrzeby mie� obie r�ce wolne do walki. Ju� odwraca� si� do wyj�cia, kiedy z powietrza przem�wi� rozbawiony g�os:
- Od�� to, ty zapchlony sukinsynu...
Aran przemieni� si� w wilka.
B�l przeszy� mu udo!
W ludzkiej postaci Aran by� ch�opcem lekkiej budowy. Jako wilk sta� si� olbrzymi i pot�ny. Tym razem przemiana nie wysz�a mu na dobre. B�l o�lepia�, za�miewa� rozum. Aran wilk zawy� i pr�bowa� uciec od b�lu.
*
Budzi� si� powoli, z obola�� g�ow� i jeszcze mocniej doskwieraj�cym udem, z wra�eniem ciasnoty w nadgarstkach i kostkach n�g. Zorientowa� si�, �e widocznie uderzy� g�ow� o �cian� i straci� przytomno��.
Le�a� na boku z zamkni�tymi oczami, niczym nie zdradzaj�c, �e odzyska� �wiadomo��. Delikatnie spr�bowa� rozsun�� d�onie. Mia� zwi�zane r�ce i nogi. No c�, nauczono go s�owa do rozwi�zywania sznur�w.
Lepiej go nie u�ywa�, zanim nie dowiem si� wi�cej, pomy�la�.
Nieznacznie uchyli� powieki.
Czarodziej siedzia� obok niego w pozycji lotosu, przygl�daj�c mu si� z lekkim u�miechem. W r�ku trzyma� smuk�� wierzbow� witk�.
By� wysokim m�czyzn�, tryskaj�cym zdrowiem, opalonym na br�z. Legenda g�osi�a, �e nigdy nie nosi� ubrania powy�ej pasa. Lata jakby go nie dotyka�y; m�g� mie� r�wnie dobrze pi��dziesi�tk� jak dwudziestk�. W rzeczywisto�ci liczy� sobie sto dziewi��dziesi�t lat i che�pi� si� tym. Dobra kondycja �wiadczy�a o pot�dze jego magii.
Czarodziejskie Ko�o wisia�o z powrotem na swoim miejscu na �cianie.
Czeka�o na nast�pn� ofiar�? Prawdziwe Czarodziejskie Ko�o by�o miedziane; wiedzieli o tym ci, kt�rzy wys�ali Arana. Lecz ta przyn�ta widocznie zosta�a wykonana z za�niedzia�ego srebra, skoro zrani�a go tak bole�nie.
Czarodziej mia� senny, nieobecny wyraz twarzy. Mo�e jeszcze by�a szansa, gdyby go zaskoczy�. Aran powiedzia�:
- Kplir...
Czarodziej smagn�� go po gardle.
Wierzbowa witka zawiera�a mn�stwo soku. Aran zakrztusi� si� i zacharcza�; odrzuci� g�ow� do ty�u, walcz�c o powietrze.
- To s�owo ma cztery sylaby - poinformowa� go Czarodziej znajomym g�osem. - Nigdy nie zd��ysz go wym�wi�.
- Gluk... - wydusi� z siebie Aran.
- Chc� wiedzie�, kto ci� przys�a�.
Aran nie odpowiedzia�, chocia� ju� odzyska� oddech.
- Nie jeste� zwyk�ym z�odziejem. Ale nie jeste� r�wnie� magiem - m�wi� Czarodziej z namys�em. - S�ysza�em ci�. Recytowa�e� inkantacje z pami�ci. U�ywa�e� podstawowych zakl��, kt�re �atwo jest rzuci� poprawnie, ale za ka�dym razem to by�y w�a�ciwe zakl�cia. Kto� u�ywa prekognicji i jasnowidzenia, �eby mnie szpiegowa�. Kto� wie za du�o o moich zabezpieczeniach, a to mi si� nie podoba. Chc� wiedzie�, kto i dlaczego.
Kiedy Aran nie odpowiada�, Czarodziej doda�:
- Ten kto� dobrze si� przygotowa� i wiedzia�, czego szuka, ale nie by� taki g�upi, zeby przyj�� sam. Wys�a� ciebie. - Stary mag obserwowa� oczy Arana. - A mo�e my�la�, �e wilko�ak lepiej sobie poradzi ze mn�. Przy okazji, w te sznury wplot�em srebrny galon, wi�c na razie lepiej zosta� cz�owiekiem.
- Wiedzia�e�, �e przyjd�.
- Och, odebra�em liczne ostrze�enia. Nie przysz�o ci do g�owy, �e ja tak�e w�adam prekognicj� i jasnowidzeniem? Tw�j pan pomy�la� o tym - ci�gn�� Czarodziej. - Otoczy� ci� os�on�, ruchomym obszarem, gdzie prekognicja nie dzia�a.
- Wi�c co posz�o �le?
- Zobaczy�em ten martwy obszar, g�uptasie. Nie mog�em przewidzie�, kto si� zakradnie do mojej jaskini. Ale mog�em spojrze� dooko�a. Mog�em prze�ledzi� twoj� tras� przez jaskini�. Wiedzia�em, czego szukasz. No i zostawia�e� �lady bosych st�p. Mog�em je zbada�, zanim powsta�y. Czeka�e� na wsch�d ksi�yca, zamiast w�amywa� si� po zmierzchu. I na dodatek w czasie pe�ni. Poza tym wypad�o ca�kiem nie�le. Wys�anie wilko�aka to �wietny pomys�. Tylko dzieciak twoich rozmiar�w m�g� przecisn�� si� mi�dzy kratami, ale dzieciak nie m�g� si� obroni� przed ewentualnym atakiem. Wilk - m�g�.
- Du�o mi to pomog�o.
- Chcia�bym tylko wiedzie�, w jaki spos�b nam�wili do tego Atlanta? Musieli wiedzie�, czego szukaj�. Nie powiedzieli ci, co robi Ko�o?
- Wsysa magi�. - Aran by� zmartwiony, ale nie zdziwiony, �e Czarodziej rozszyfrowa� jego akcent.
- Wsysa mana - poprawi� go Czarodziej. - Wiesz, co to jest mana?
- Moc tworz�ca magi�.
- Wi�c a� tyle ci� nauczyli. Czy powiedzieli ci r�wnie�, �e kiedy mana znika z jakiego� obszaru, ju� nigdy nie wraca? Nigdy.
Aran przetoczy� si� na bok. By� przekonany, �e i tak umrze, wi�c nie ma nic do stracenia i mo�e sobie pozwoli� na zuchwa�o��.
- Nie rozumiem, dlaczego chcia�e� to utrzyma� w sekrecie. Przy tym  Czarodziejskim Kole wojny stan� si� prze�ytkiem! To najpot�niejsza czysto obronna bro�, jak� wymy�li� cz�owiek!
Czarodziej chyba nie zrozumia�. Aran ci�gn��:
- Na pewno sam o tym pomy�la�e�. Przecie� �adna kl�twa wroga nie dosi�g�aby Atlantydy, gdyby Czarodziejskie Ko�o j� wch�on�o!
- Widocznie nie wys�a� ci� atlantydzki minister obrony. On wiedzia�by lepiej. - Czarodziej bystro przyjrza� si� Aranowi. - A mo�e wys�a�y ci� Wyspy Greckie?
- Nie rozumiem.
- Nie wiesz, �e Atlantyda jest niestabilna tektonicznie? Przez ostatnie p� tysi�ca lat tylko zakl�cia kr�l�w-mag�w utrzymywa�y j� na powierzchni morza.
- K�amiesz.
- Wi�c nie wiedzia�e�. - Czarodziej machn�� r�k�. - Ale Ko�o zrujnowa�oby ka�dy kraj, nie tylko Atlantyd�. Rozkr�cisz Ko�o i ca�y najbli�szy teren staje si� martwy dla magii... na reszt� wieczno�ci, jak mi wiadomo. Kto chcia�by takiego losu?
- Ja.
- Ty. Dlaczego?
- Dosy� mamy wojny - o�wiadczy� szorstko Aran, nie�wiadomy, �e u�y� liczby mnogiej. - Czarodziejskie Ko�o zako�czy�oby wojn�. Mo�esz sobie wyobrazi� armie walcz�ce tylko na miecze i sztylety? �adnego rzucania �miertelnych zakl��. �adnego magicznego przewidywania plan�w wroga. �adnych zab�jczych demon�w t�uk�cych o niewidzialne mury obronne. - Oczy Arana zab�ys�y. - Ludzie przeciw ludziom, miecze przeciw mieczom, tylko krew i br�z, i �adnych zakl�� uzdrawiaj�cych. Przecie� �aden kr�l nie chcia�by walczy� w takich warunkach! Porzuciliby�my wojny na zawsze!
- G��boko zakorzeniony pesymizm ka�e mi w to w�tpi�.
- Drwisz ze mnie. Ty nie chcesz w to uwierzy� - stwierdzi� pogardliwie Aran. - Brak mana oznacza koniec twoich czar�w m�odo�ci. By�by� starym cz�owiekiem, za starym, �eby �y�!
- Przejrza�e� mnie na wylot. No, zobaczymy, kim jeste�. 
Czarodziej dotkn�� sakwy Arana wierzbow� r�d�k� i nie odsuwa� jej przez kilka chwil. Aran gor�czkowo zastanawia� si�, czego Czarodziej mo�e dowiedzie� si� z sakwy. Je�eli magiczne zamkni�cia nie wytrzymaj�...
Oczywi�cie nie wytrzyma�y. Czarodziej si�gn�� do �rodka, wyj�� nast�pnego �ywego niet...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin