BuĹ'yczow Kir - Na ratunek.txt

(42 KB) Pobierz
Autor: Kir Bu�yczow
Tytul: Na ratunek

(Spasitie Galju!)

Z "NF" 2/97

   Rozdzia� pierwszy. Z RAPORTU

   Dnia 18 wrze�nia o godzinie 16.40 od grupy, podczas 
przej�cia z hali nr 3 do profilaktorium celem zaznajomienia 
zwiedzaj�cych z warunkami wypoczynku pracownik�w 
przedsi�biorstwa, od��czy�a si� Galina N., uczennica klasy 
VII B szko�y podopiecznej. Mimo zastosowanego wobec dzieci 
dozoru, kt�ry polega� na tym, �e opr�cz g��wnego technologa 
N. R. Szczukina i jego zast�pcy R. G. K�opatego grupie 
towarzyszyli wychowawca klasy VII B R. R. Kalinina i 
stra�nik stra�y przemys�owej G. �. Warnawski, Gali N., 
wed�ug o�wiadcze� jej koleg�w klasowych obecnych podczas 
incydentu, uda�o si� dyskretnie odej�� na stron� pod 
pretekstem poprawienia po�czoch. Do takiego zachowania 
popchn�y j� kr���ce w�r�d dzieci pog�oski o tym, �e na 
terenie przedsi�biorstwa kryj� si� pewne skarby i s�awetne 
Jeioro �ycze�. Wy�ej wspomnian� Galin� N., wed�ug 
o�wiadczenia nauczycielki R. R. Kalininy, charakteryzuje 
zmienno�� charakteru, ci�ka sytuacja rodzinna i s�aba 
dyscyplina.
   Po odkryciu znikni�cia Galiny N. podj�te zosta�y 
nast�puj�ce �rodki:
   a) w sieci wewn�trznej przedsi�biorstwa og�oszono 
komunikat w nadziei, i� Galina N. nie zag��bi�a si� zbyt 
daleko w g��b Strefy i zawr�ci po us�yszeniu wezwania. 
�rodek ten nie da� efektu;
   b) grupa uczni�w zosta�a czasowo zatrzymana w 
profilaktorium, gdzie zosta�a im wydana gor�ca kolacja; 
wy��czono wideofon, by pog�oski o znikni�ciu Galiny N. nie 
rozesz�y si� po mie�cie i w�r�d ludno�ci nie wywo�a�y 
zb�dnej paniki;
   c) �ci�gni�ty zosta� z domu G. W. Wasjunin, monter z hali 
nr 2, kt�ry, jak wiadomo, bywa� samowolnie w Strefie, za co 
zosta� ukarany nagan� i ostrze�eniem o zwolnieniu w wypadku 
recydywy.

Rozdzia� drugi. STALKER �ORA

   Wyci�gn�li mnie z wyrka. Sko�czy�em robot� o drugiej i 
poszed�em spa�. Obudzi� mnie telefon od g��wnego technologa.
   - Przepad� dzieciak. Zosta� przepuszczony do Strefy. 
Przyje�d�aj natychmiast.
   Oczywi�cie odpowiedzia�em, �e kiedy dzielili naganami, to 
do tego pasowa� im Wasjunin. Kiedy jednak poszkapili i 
dzieciaka przepu�cili - to do Wasjunina lec� po ratunek!
   Ubra�em si� i przyjecha�em do przedsi�biorstwa.
   Tam przy bloku trzecim byli i si� krz�tali: dyrektor, 
g��wny technolog, zast�pcy, stra� przemys�owa. Dyrektor 
powiedzia� do mnie:
   - Potrzebujemy, Stalker, pomocy.
   Wo�aj� na mnie Stalker przez jeden film. By� w nim tam 
taki typ, co� w rodzaju mnie. I by�a te� Strefa. Obejrza�em 
ten film, ale nie wywar� na mnie wra�enia. Strasz� tam, ale 
strachu to jako� nie czu�. Gdzie im do naszej Strefy.
   - Nie - powiedzia�em - nie jestem w formie.
   - Dostaniesz premi�, poprawimy warunki mieszkaniowe - 
powiedzia� dyrektor.
   No chyba, pomy�la�em, co to si� w mie�cie podniesie, 
kiedy przechwyc�, �e dzieciak przepad� bez �ladu! A szans na 
wyj�cie to ma niewiele. Bywa�o, �e do Strefy r�ni w�azili. 
Gdzie� s� teraz? Kto teraz zajmuje si� ich dzie�mi? Chocia�, 
oczywi�cie, pokus to jest niema�o. Ale skarb�w tam nie ma. 
To tylko plotki. Nikt tam daleko nie p�jdzie. By� mo�e jeden 
�ukianycz. �ukianycz to doszed� do punktu trzeciego. Dalej 
go nie pu�ci� Bia�y Robal. Po powrocie pokazywa� wszystkim 
blizn� na r�ce.
   - Pomy�l tak o jej matce - powiedzia� technolog.
   - A kim jest jej matka?
   - Mo�e j� znasz? Ona wcze�niej pracowa�a w "Jask�ce".
   To mnie podci�o. Larisa! Serce moje, Larisa, ile� to 
by�o westchnie� z jej powodu, ile� to �ez zosta�o wylanych, 
a by� mo�e i krwi. I ja, jako ch�opak, gapi�em si� na jej 
z�ote k�dziorki i szkar�atne usteczka! I zosta�em raz 
dopuszczony. Nie, powa�nie. Jeden poca�unek - i umrze�! Wi�c 
Galka to jest jej? Ca�a matka!
   - P�jd� - powiedzia�em. - Tylko przygotujcie rent� dla 
mojej Ludmi�y. Jakby co, to ona b�dzie Paszk� wychowywa�.
   - Jak� rent�? - zakrzykn�� dyrektor. - Ty przecie� 
wr�cisz! O niczym nie chc� s�ysze�! Wierzymy w ciebie, �ora!
   - S�uchaj, tylko bez demagogii - powiedzia�em. - Szkoda 
mi dziewczynki, ale ja �y� to chc�. Je�li ona posz�a w g��b, 
to tam ja nie bywa�em. Strefa jest Stref�. Ona cz�owieka nie 
uznaje. Ma w�asne prawa.
   Wtedy to dyrektor da� mi s�owo, �e w razie czego to rent� 
za�atwi� formalnie, jako po zabitym podczas pracy.
   Dyrektor powiedzia�, �e p�jdzie ze mn� Szczukin.
   - S�uchaj, ty inteligencie - powiedzia�em do Szczukina. - 
B�dziesz mi tylko ci�arem. Zamiast zajmowa� si� wyci�ganiem 
dzieciaka to b�d� musia� ciebie na garbie taszczy�. Lepiej 
b�dzie, jak wezm� �ukianycza.
   �ukianycz pocz�tkowo, �e za nic w �wiecie.
   - Mnie ju� tam �ama�o - powiedzia�.
   Ale poszli�my we tr�jk�. Sam pobra�em w magazynie co 
trzeba. Straci�em na to prawie godzin�. Magazynier gdzie� 
sobie poszed�, dyrektor sam plomby zrywa�. Wzi��em porz�dn� 
nylonow� link�. �ukianyczowi armat� kaza�em zostawi�. W 
Strefie kula to nie uratuje. Szczukina pogna�em do 
sportowc�w. Wzi�li�my od nich, od alpinist�w, wyposa�enie. 
Wy�amali�my drzwi i wzi�li�my. Dwa czekany. Namiot. Kto� z 
naczalstwa zacz�� tam m�wi�, �e po co nam namiot, przecie� 
nocowa� tam nie zamierzamy. Oczywi�cie by si� przyda�y 
kamizelki przeciwkulowe, ale czego� takiego to u nas nie ma. 
Wzi�li�my waciaki i swetry. Lekarka przynios�a z punktu 
medycznego banda�e, wat�, ja za��da�em do manierki 
spirytusu. By�o to dalsze dziesi�� minut czekania. 
Ostatecznie dyrektor nape�ni� manierk� koniakiem ze swoich 
zasob�w.
   Powiedzia�em do Szczukina:
   - Zosta�, Kola.
   Ale ten zamruga�, poprawi� okulary i powiedzia�:
   - G�upstwo, s�u�y�em w m�odo�ci w wopie. Nie k�opotaj 
si�. Ci�arem to ci nie b�d�. To moja wina, �e nie 
dopatrzy�em, i jestem za to odpowiedzialny.
   - Dobra - powiedzia�em - ale miej na uwadze, �e id� 
ratowa� nie ciebie, ale Galk� Larisy.
   - Rozumiem - powiedzia�.
   Tyle �e waciak to by� na niego za ma�y - r�ce mia� 
ods�oni�te niemal po �okcie. Ale on jest uparty.
   Wyszli�my o pi�tej trzydzie�ci.
   To mi si� nie podoba�o. Szybko mia� nasta� zmierzch. A 
nocy w Strefie to nikt jeszcze nie sp�dzi�. A je�li i 
sp�dzi�, to ju� nie opowie.

Rozdzia� trzeci. TECHNOLOG SZCZUKIN

   Szed�em w �rodku. Pierwszy szed� lekki, chudy i z�y �ora 
Wasjunin. Zamyka� przemarsz �ukianycz. Traci� odwag�, co 
chwila si� ogl�daj�c. Dyrektor go zach�ci� wysok� premi�. 
Zreszt�, to po co �ukianyczowi premia? Zadziwiaj�co 
niepor�wnywalne s� nasze sprawy i ich nast�pstwa! Ciekawe, a 
co, gdybym i ja za��da� premii? U�miechn��em si� w duchu. 
Pojmowa�em, �e dziewczynk� nale�y znale�� przed zmierzchem. 
Dyrektor wzi�� od nas s�owo, �e wr�cimy przed nastaniem 
ciemno�ci. Ja go rozumia�em; zagini�cie dziewczynki by�o
mieszcz�ciem, ale nie tragedi� dla przedsi�biorstwa jako 
takiego. Je�li zginie grupa - nie ob�dzie si� bez s�du. A 
dyrektor do emerytury mia� dwa lata.
   Nios�em megafon. Kiedy go zabiera�em, �ora nic nie 
powiedzia�. Lecz kiedy tylko �ciany kontener�w skry�y nas 
przed �a�o�nie zgn�bion� grup� odprowadzaj�c�, obejrza� si� 
i kr�tko powiedzia�:
   - Zostaw.
   Po�o�y�em megafon na skrzyni.
   - Lepiej nie ha�asowa� - powiedzia� kr�tko. - Strefa nie 
lubi obcego ha�asu.
   Ch�d �ory, jego g�os uleg�y zmianie. Sta� si� cz�owiekiem 
pierwotnym. W�a�nie pierwotnym - elastycznym, czujnym, 
gotowym odskoczy�. Id�c jego �ladem stara�em si� go 
na�ladowa�. �ukianycz za nami tupa� i sapa�. On tam nikogo 
nie na�ladowa�.
   Poszczerbiony asfalt pokrywa� g�sty kurz. Jeszcze osiem, 
dziesi�� lat temu tutaj by� plac gospodarczy 
przedsi�biorstwa. Przez te lata Strefa nas zaatakowa�a, 
poch�on�a t� cz�� placu i zbli�y�a si� do hali trzeciej. 
Niekt�rzy pracownicy z drugiej zmiany twierdz�, �e 
jesiennymi g�uchymi wieczorami s�ycha� ze Strefy j�ki i 
krzyki. I czu� jej okropny dech.
   - Zobacz - powiedzia� cicho �ora. Wskaza� pod nogi. 
Podszed�em do niego. Mi�dzy zniszczonymi kontenerami ci�gn�� 
si� �a�cuszek �lad�w delikatnych dziewcz�cych st�p. Przez 
szpary w kontenerach wystawa�y metalowe zgrubia�e cz�ci 
maszyn.
   - To ona - powiedzia� �ukianycz. - Zawo�am j�.
   - Ciszej - odpowiedzia� �ora. - Przesz�a t�dy z godzin� 
temu. Widzisz, kurz ju� zn�w osiad�... Teraz si� nie 
dokrzyczysz.
   Zatrzymali�my si� pod dwoma p�ytami betonowymi, kt�re 
utworzy�y co� na podobie�stwo domku z kart.
   - By�em tutaj - powiedzia� �ukianycz.
   �ora podni�s� r�k� do g�ry. Od przodu doszed� cichy j�k. 
Chcia�em si� tam rzuci�, s�dz�c, �e to j�czy Galka. Ale �ora 
mnie zatrzyma�.
   - To nie ona - wyszepta�.
   Przecisn�li�my si� po kolei przez sploty armatury. Pod 
nogami chlupota�a ruda ciecz. I wtedy zrozumia�em, sk�d j�k 
us�yszeli�my - wisz�ce na resztkach kolumn rury, przy pe�nej 
nieruchomo�ci powietrza ko�ysa�y si�, jakby je popycha�a 
niewidzialna si�a. Rury wydawa�y dziwnie �a�osne i 
dokuczliwe d�wi�ki.
   Westchn��em z ulg� i chcia�em i�� dalej, ale �ora znakami 
poleci� wzi�� bardziej w prawo. Szli�my, przyciskaj�c si� do 
z�bisk ceglanej �ciany. �lad�w dziewczynki nie by�o ju� 
wida�. Pr�bowa�em sobie wyobrazi�, jak ona wygl�da�a. 
Przecie� j� widzia�em w grupie tych weso�ych, 
szczebiocz�cych uczni�w. Dlaczego w�a�nie j� poci�gn�o do 
Strefy, cho� wiadomo by�o wszystkim, �e grozi tam �miertelne 
niebezpiecze�stwo? Co za zaciemniaj�ca rozum si�a siedzi w 
cz�owieku? Pr�dzej m�g�bym zrozumie� �ukianycza, kt�rego 
tutaj wiod�a interesowno��, lub �or�, tak w og�le sk�onnego 
do przyg�d i, jak m�wi�y pog�oski, wynosz�cego ze Strefy 
cenne i zagadkowe rzeczy. Ale dziewczynka?
   Zamy�li�em si� i wpad�em na plecy znieruchomia�ego �ory. 
Za mn� dysza� �ukianycz. Mo�e ma astm�?
   - Przechodzimy rur� - wyszepta� �ora. - Przechodzimy 
pojedynczo. Ja pobiegn� pierwszy. Je�li szcz�liwie, to 
pomacham r�k�. Nast�pny b�dziesz ty. Nie ogl�daj si� i nie 
zatrzymuj.
   Pochyli�e...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin