Cholewiński Alfred-ABC Chrześcijaństwa.doc

(514 KB) Pobierz
tytuł: "A, B, C Chrześcijaństwa"

tytuł: "A, B, C Chrześcijaństwa"

autor: Alfred Cholewiński SJ

 

Masz przed sobą wspaniałą książkę mówiącą o tym jak wyglądało życie bez grzechu pierworodnego, co człowiek utracił przez grzech pierworodny, opisująca życie pierwszych chrześcijan. Jedynie z jedną rzeczą w tej książce nie mogę się zgodzić – jakoby Adam i Ewa w Starym Testamencie byli napisani umownie – jako ogół pierwszych ludzi na ziemi. Teoria skłania się ku Darwinizmowi. Jednak Darwinizm jest teorią mającą ogromne luki – nazwałbym tą teorię idealnym kłamstwem szatana... no może prawie idealnym  ponieważ jak wynika z  odkryć ostatnich lat, ślady dinozaurów, ludzi i ssaków odkryte w tych samych warstwach skalnych, świadczą o koegzystencji tych gatunków. Dowody odkryto w wielu miejscach na świecie m.in. w Glene Rose w Teksasie. Znaleziska te przeczą z uporem podtrzymywanej, dziewiętnastowiecznej teorii makroewolucji, gdzie spotkanie człowieka z żyjącym dinozaurem byłoby wykluczone. Zgodnie z założeniami darwinowskiej teorii, zmiany przebiegały bardzo powoli, przez miliony i miliardy lat. Do dziś trudny do wyjaśnienia fakt nagłej zagłady dinozaurów, mamutów, autor opiera na założeniu uderzenia wielkiej planetoidy w powierzchnię Ziemi, oraz opisach światowego potopu, nieobcych żadnej starej kulturze. Bardzo przekonywujące są argumenty dotyczące powstawania skamielin. Gdyby - jak zakłada teoria Darwina, proces powstawania skamieniałych organizmów - szczególnie miękkich, odbywał się przez tysiące, a nawet miliony lat, ślady życia organicznego dawno uległyby erozji i po nich pozostałby jedynie piasek. Tylko odcisk czy organizm, pozostawiony w szybko tężejącym błocie w rodzaju betonu, miałby szansę przetrwania, pod warunkiem następnego zalania. Zdaniem autora takie warunki istniały  podczas szybko następujących po sobie powodziach. Miało to miejsce stosunkowo niedawno - nie dalej jak 10 - 12 tys. lat temu. Wcześniej istniała wysoko rozwinięta cywilizacja, żyjąca w warunkach klimatu bardzo łagodnego, bez deszczów i powodzi. Uderzenie planetoidy przesuneło oś Ziemi, co spowodowało trwałe zmiany klimatyczne w postaci szybkich zlodowaceń po obu stronach biegunów. Jest jeszcze wiele dowodów na potwierdzenie tezy, że człowiek został stworzony przez Boga lub bogów, oraz że  teoria ewolucji Darwina w świetle współczesnej wiedzy nie ma racjonalnych dowodów na swoje uzasadnienie.

 

 

Przedmowa

Wprowadzenie

KERYGMAT APOSTOLSKI

Jezus nie tylko otworzył nam Niebo (okrojone przyjęcie Dobrej Nowiny)

Skąd człowiek czerpał szczęście na początku?

Skąd człowiek usiłuje czerpać szczęście po Upadku?

Dwie funkcje Krzyża Chrystusowego

Ratunkiem dla grzesznika - Krzyż, Zmartwychwstanie i Dar Ducha Świętego (kerygmat pozytywny) By uniknąć faryzeizmu...

Zło innych czyni mnie lepszym - Jezusem Chrystusem (Kazanie na Górze) Niewidzialny Bóg chce być faktem empirycznym (misja Kościoła) Chrzest - "początkiem" Życia Chrystusa w nas

Religie naturalne czekają na chrześcijaństwo

Realizujący obietnice zbawienia Bóg spotyka się z wolnością człowieka (wiara biblijna)

Zbawienie według świata i według Jezusa Chrystusa

Stojące na głowie sprawy społeczno - polityczne Jezus postawił na nogi

 

1. Przedmowa

 

Gdyby w upalnym dniu, nam spragnionym, podano dwie szklanki wody informując, że w pierwszej woda została zaczerpnięta z ujścia Wisły do Bałtyku, a w drugiej pochodzi z samych źródeł Wisły, bez wahania sięgnęlibyśmy po wodę ze źródła - czystą, rokującą zdrowie. Podobnie rzecz się ma w sferze ducha. Nie bez wpływu Ducha Świętego. Ojcowie Soboru Watykańskiego II wiele dobrego w tym względzie uczynili. W wierzących rodzi się i rośnie głód poznania Pisma Świętego, nie tyle jako źródła wiedzy (ta bowiem po dwóch tysiącach lat jest ogromna), co raczej jako mocy Bożej przemieniającej człowieka. W tym klimacie w latach 1980 - 81 grupa Kapłanów - Jezuitów, prowadzących ośrodki akademickie prosiła swego kolegę ks. Alfreda Cholewińskiego, biblistę z wykształcenia, o pomoc. Przez dwa lata z rzędu pod koniec czerwca spotykaliśmy się w nielicznym gronie w Zakopanem u Jezuitów pod Gubałówką na "Górce", by przez kilka dni słuchać wtajemniczeń w dynamikę życia chrześcijańskiego według Pisma Świętego. Dobrze się stało, że te wykłady w drugim roku naszych spotkań zostały utrwalone na taśmie magnetofonowej. Z czasem spisał je w formie skryptu kleryk teologii zauroczony wartością syntez duchowości biblijnej. Całe lata ów skrypt żył i karmił wielu (zwłaszcza na "obozach biblijnych") bezustannie powielany na ksero. Co wartościowe, piękne i dobre broni się samo. Nie gasnące "powodzenie" skryptu upomniało się o przygotowanie do druku. Bywają książki, które narodziły się drukiem tylko dlatego, że ich autorzy tego pragnęli, a czytelnicy postanawiają być bardziej ostrożni przy kolejnych zakupach. Bywają książki, których "życia" pragnęli i autor i czytelnicy. W przypadku tej książki jej autor mógł co najwyżej z Nieba wpływać na jej narodziny. W gruncie rzeczy jej walory powołały ją do życia drukiem. Tym samym jej autor będzie mógł kontynuować swe wykłady spod Gubałówki dla spragnionych "wód życia" w Księgach Natchnionych, zwłaszcza że w jego życiu Wiara i Nadzieja już zgasły, a wybuchła Miłość. o. Mieczysław Wołoszyn SJ.

 

 

2. Wprowadzenie

 

Chciałbym w oparciu o Biblię przedstawić ABC chrześcijaństwa. Czym ono jest? Jak je Pan Bóg sobie wyobraża? Po co w ogóle zainicjował taki fakt w historii ludzkości? Pragnę w świetle tych najbardziej ogólnych, ale też i najbardziej istotnych problemów zweryfikować to, co my w Kościele robimy i jak żyjemy. Czy to jest zgodne z zamiarem Boga? Po co jest Kościół ?

Jaką mu Bóg powierzył misję ?

Dlaczego Chrystus zostawił go na ziemi ?

Zacznijmy więc od sedna rzeczy, by później wychodząc od rdzenia chrześcijaństwa wyprowadzić wnioski bardziej praktyczne. Dlaczego w ogóle zgodziłem się przyjechać na ten Zjazd? Ponieważ odnoszę wrażenie, że w Kościele panuje spore zamglenie, gdy chodzi o świadomość, czym jest Ewangelia i co ona głosi. Księża jakoś nie zdają sobie z tego sprawy. Nie mają w głowie jakiegoś kośćca. Takiego jasnego szkieletu, który dawałby im orientację. Dlatego to, co słyszę w kazaniach po kościołach w niedzielę, w 80% to nie jest Ewangelia. Tam się jakąś inną religię przepowiada, ale nie chrześcijańską. To świadczy o tym, jak jesteśmy zagubieni, jak nie wiemy, co jest dobrym ziarnem. Jak nam się tutaj idee mieszają. A wydaje mi się, że na tym odcinku mam coś do powiedzenia, że mam tu jasne idee, które wypływają z tego źródła naszej wiary, jakim jest Pismo Św. Proszę także o słuchanie bez nastawienia wybiórczego, bez wyławiania tego, co mi odpowiada. Innych rzeczy nie słyszę, albo zaraz je zapominam, ponieważ, to nie jest to, czego pragnę słuchać. Naprawdę słucham wtedy, gdy uważam, że ten który mówi, może mieć mi coś do powiedzenia: coś ważnego, coś prawdziwego. Może mieć, to nie znaczy, że zawsze ma. O taką gotowość słuchania bardzo proszę. Do tych rzeczy podchodzę z wiarą. Wierzę bowiem, że Bóg tu i teraz chce nam coś dać, żebyśmy więc tego nie zmarnowali, bo inaczej zagłębianie się w ten problem nie będzie miało sensu. Inaczej byłaby to tylko strata czasu. W pierwszej części przedstawimy problem najbardziej centralny, trochę dogmatyczny, trochę biblijny. On jeszcze będzie mało praktyczny. Dopiero stamtąd, z tego środka, krok za krokiem będziemy wysnuwali wnioski, które nam będą rzucały światło na praktykę naszego życia, na naszą pracę duszpasterską. Tym problemem będzie to, co teologia fachowo nazywa kerygmatem w ścisłym znaczeniu. To znaczy kerygmatem apostolskim, tym, co stanowiło temat przepowiadania pierwszych apostołów. Dzieje Apostolskie relacjonują to w sześciu miejscach: w trzech miejscach bardziej szczegółowo, a w trzech innych w najogólniejszym zarysie. To jest to, co moglibyśmy nazwać sednem Ewangelii, jej głównym nerwem, sercem. To, co stanowi o tym, że Ewangelia jest Dobrą Nowiną, a nie uciążliwą nowiną dla człowieka.

 

1. Jezus nie tylko otworzył nam Niebo (okrojone przyjęcie Dobrej Nowiny)

 

Skonfrontujmy najpierw ten kerygmat (gr. keryssein - głosić, przepowiadać) z powszechnym ujęciem, jakie mają w głowach nasi ludzie, ci, z którymi się spotykamy. To jest schemat, który ludzie mają w głowach, a księża na ambonach i w konfesjonałach prezentują. Według tego schematu daje się ludziom rady, dokonuje się wyborów duszpasterskich. Jaki jest ten schemat, który nie będzie naszym schematem, który będzie skonfrontowany i zastąpiony jakby innym? Wielu do tego schematu wstydziłoby się przyznać, ale on de facto istnieje w głowach ludzi, w głowach masy księży i wielu biskupów. Można by go z grubsza w ten sposób opisać: Pan Bóg dał człowiekowi w raju życie nadprzyrodzone. Dał mu udział w swoim życiu i dał mu to, co nazywamy śaską Bożą. I człowiek miał ten dar jakby uczynić swoim przez próbę, którą miał przejść. Ta próba polegała na daniu przykazania, które jest symbolicznie wyrażone w Piśmie Św. w formie zakazu: "Nie będziesz spożywał owoców z jednego drzewa - dobra i zła". Próba skończyła się negatywnie. Pierwszy człowiek tego przykazania nie wypełnił. Przekroczył je i wskutek tego utracił życie wieczne. A życie wieczne miało dać człowiekowi wstęp do nieba. Miało mu zapewnić szczęśliwą wieczność z Bogiem. Teraz niebo przed nim się zamknęło i dla ludzi nie ma ratunku. Na ludzi przyszedł grzech pierworodny. Jest on zawinionym brakiem Życia Bożego, które miało w nas być, które miało się w nas pojawić równocześnie z rodzeniem i być przekazywane w akcie rodzenia. Tak wyjaśnia później ów dogmat Sobór Trydencki, że to miało się dokonać w sposób jakby paralelny z biologicznym, na drodze przekazywania życia. Człowiek teraz przekazuje życie z brakiem śaski Bożej. I ten zawiniony brak łaski nazywa się grzechem pierworodnym. I dotąd interpretacja jest dobra, tego nie będziemy zwalczać. Niebo jest zamknięte i cały rodzaj ludzki znajduje się w rozpaczliwej sytuacji. Cały jest skazany na wiekuistą zagładę. Grzech pierworodny swój owoc pokazuje w grzechach indywidualnych, które w każdym człowieku prędzej czy później wychodzą na powierzchnię. Tym samym człowiek jakby przypieczętowuje ten swój stan odłączenia od Boga, zasługując jednocześnie na wiekuiste potępienie. Z tej tragicznej sytuacji nie było wyjścia. Dlaczego? (Tu jest ta teoria, którą będziemy uzupełniać, korygować i rozszerzać jej ciasne horyzonty.)Dlaczego nie było wyjścia? Dlatego, że grzech pierworodny i nasze grzechy osobiste powodują nieskończoną obrazę Pana Boga. I człowiek teraz nie potrafi sam tej nieskończonej obrazy naprawić. Nie potrafi zadośćuczynić za swój grzech. Nie potrafi Bogu złożyć wystarczającej satysfakcji, wynagrodzenia, ponieważ wszystko, cokolwiek czyni, jest skończone. Człowiek jest istotą skończoną i każdy jego czyn ma, niestety, tylko wymiar skończony. Natomiast grzech, którym obraził nieskończonego Boga, posiada wymiar nieskończony. Dlatego człowiek jest bezradny. Sam z tej sytuacji nie potrafi wyjść, choćby się nie wiadomo jak starał. Choćby robił wszystko, co może, nie potrafi Bogu wynagrodzić, naprawić tego, co grzechem zepsuł. Nie potrafi Panu Bogu złożyć nieskończonego wynagrodzenia. I dlatego - mówi ta teoria, która jest jakby eksplikacją dogmatu o Odkupieniu - trzeba było wcielenia Syna Bożego. Dlatego, że wcielenie Syna Bożego stwarza sytuację pojawienia się kogoś, kto jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem w jednej osobie. Jako człowiek może w naszym imieniu złożyć Panu Bogu odpowiednie wynagrodzenie. I to wynagrodzenie jest dopiero w jego wypadku równe nieskończonej obrazie Boga, bo On jest również Bogiem. I to wynagrodzenie, które Bogu złoży, posiada również wymiar nieskończony. Nieskończona obraza będzie mogła wreszcie być zlikwidowana nieskończonym wynagrodzeniem złożonym przez Syna Bożego. Dlatego Jezus się rodzi, żyje wśród nas, składa Bogu to nieskończone wynagrodzenie, którym przez swoją śmierć krzyżową, wyrównuje grzech człowieka. Ta teoria bardzo podkreśla śmierć. Właściwie tylko podkreśla śmierć. To jest ten moment, w którym Syn Boży w imieniu grzesznej ludzkości kładzie z drugiej strony na szalę nieskończone wynagrodzenie, wyrównujące nieskończoną obrazę. Bóg Ojciec jest nareszcie przebłagany jak trzeba za nasze grzechy i dlatego wielkodusznie dla ludzkości zaczyna nową erę. Podwoje niebios się otwierają. Brama jest znowu otwarta na oścież i ludzkość może w nią wejść. To jest w tej teorii Dobrą Nowiną (faktycznie, to także jest Dobrą Nowiną dla ludzkości). Ale tutaj ta Dobra Nowina się kończy. To co dalej się ludziom mówi, co ludzie myślą, nie jest już Dobrą Nowiną. Dlatego, że mówi się: "Niebo jest już otwarte. Jezus już złożył za nas zadośćuczynienie Panu Bogu .No i teraz my 'wszyscy ludzie' starajmy się wejść do tego nieba, bo ono jest już otwarte. Teraz nasz wysiłek przyniesie owoce. Owoce życia wiecznego". Dlatego zaczyna się teraz cała ta strona, którą ludzie doskonale znają. Cały ten bagaż moralizowania. Mianowicie: "Dzieło odkupienia dokonane. Jezus Chrystus złożył Panu Bogu zadośćuczynienie za nas. Przebłagany Bóg otworzył znowu niebo, życie wieczne jest dla nas możliwe. I starajmy się, wysilajmy się, pracujmy nad sobą. Róbmy wszystko co możliwe. Bądź dobrym mężem, żoną... Zachowuj przykazania". Wszystko w ten worek wpychamy i kładziemy go grzecznie ludziom na ramiona. Dla pociechy mówimy im: "Nie jesteś w tych sprawach sam. Bóg ci pomaga. Przecież po to ustanowił sakramenty, żeby ci w tym pomagały". Tylko, że ludzie tu stwierdzają jedną dziwną rzecz. Te sakramenty jakoś słabo pomagają. Chodzę do spowiedzi, przystępuję do Komunii Św., a właściwie sytuacja się niewiele zmienia. Jestem właściwie taki jak zawsze byłem. To jest ta teoria, która ma prawo obywatelstwa w głowach ludzi. To jest to, z czego my często wychodzimy mówiąc o Odkupieniu. Mówiąc o tym, jak funkcjonuje zbawienie Boże, o co właściwie w Kościele chodzi. Otóż o tym schemacie mówimy, że jest on co najmniej niewystarczający, niepełny. Można by tu użyć takiego porównania: Odkupienie - jako dogmat - to jest jakby wielki ocean, a ta teoria byłaby butelką, która zawiera wodę z tego oceanu, ale o której nigdy nie możemy powiedzieć, że to jest ocean. To nie jest Dobra Nowina. Dobra Nowina to jest coś więcej, coś szerzej. To jest coś, co naprawdę człowieka stawiana nogi. Co naprawdę raduje serce człowieka. Co daje perspektywę i nadzieję, co mu również daje moc. Czego w tej teorii brakuje? Przede wszystkim ona akceptuje tylko Mękę i śmierć Pana Jezusa (bo to jest moment wynagrodzenia). Natomiast zmartwychwstanie nie ma już takich dobrych eksplikacji. Zmartwychwstanie w tej teorii schodzi do rzędu jakiegoś dowodu na bóstwo Jezusa. Albo osobistej gratyfikacji, jaką Bóg Ojciec dał swojemu Synowi za trudy męki. Nie widać w tej teorii, jak się tu ma zdanie św. Pawła z Listu do Rzymian z końca czwartego rozdziału: "On został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia". Jezus zmartwychwstał nie dla siebie, ale dla nas. Zmartwychwstanie jest bardzo ważne dla nas i jest dla nas również pożyteczne. Tak jak wszystko, co się stało z Jezusem Chrystusem. Jego przyjście, życie i śmierć. Zmartwychwstanie dokonało się dla naszego usprawiedliwienia. W tej teorii nie widać, jak to się dzieje. Dalej, ta teoria jest bardzo jurydyczna. To znaczy, wychodzi z założenia, które nie jest biblijne, z założenia, że grzech jest obrazą Boga, że grzech jest zniszczeniem jakiegoś abstrakcyjnego, przez Boga ustanowionego porządku moralnego i ten porządek musi być naprawiony. On musi być naprawiony albo przez karę grzeszników, albo przez jakiś wyjątkowy czyn. Właśnie tak, jak to Jezus zrobił swoją męką i śmiercią. Ten porządek tylko tak może być wyrównany. Ponieważ grzech jest zniszczeniem tego porządku ustanowionego przez Boga, jest również i obrazą Boga, który jest jego twórcą. Jest ośmieleniem się do buntu przeciw Bogu, jakby pokazaniem Mu pleców. (My te obrazy bardzo antropomorfizujemy). Jest to coś takiego, jak byśmy kogoś uderzyli w twarz. Ten ktoś później jest na nas śmiertelnie obrażony i musimy coś zrobić, żeby go udobruchać. Tak my to wszystko rozumiemy. Brak jest w tej teorii podejścia egzystencjalnego, które jest podejściem na wskroś biblijnym. Stwierdza ono, że ludzkość zaciągnęła okropny dług względem Pana Boga. Przyszedł Syn Boży, który ten dług wyrównał. Ale to wszystko dzieje się nad naszymi głowami. To osobiście mnie nie dotyczy. Ja się o tym wszystkim tylko dowiaduję. Dowiaduję się, iż kiedyś w zaraniu ludzkości zdarzyła się ta wielka katastrofa ludzkości z Adamem i Ewą na czele. Niebo się zatrzasnęło i nie było dla nas nadziei. Jednak Bóg był tak dobry i posłał swojego Syna. I ten Syn złożył Panu Bogu za mnie wynagrodzenie. W tej chwili niebo jest już otwarte. O tym wszystkim się tylko dowiaduję. Coś ponad moją głową wydarzyło się w przeszłości. Było strasznie źle, teraz jest już dobrze. Ja się dowiaduję, że muszę się teraz wysilać, żeby nie zmarnować tego wszystkiego, co Bóg dla mnie zrobił, aby śmierć Chrystusa nie była dla mnie daremna. O tym się dowiaduję, ale to mnie wewnętrznie nie zmienia. Żeby to jeszcze lepiej zilustrować, użyjmy tu pewnego obrazu. Otóż za nasze grzechy jesteśmy skazani na dożywotnie więzienie. Siedzimy w tym więzieniu. I teraz odkupienie w tej teorii polega na tym, że nagle przychodzi wiadomość: "Słuchaj. Jezus Chrystus przyszedł do więzienia i powiedział: Ja za ciebie odsiedzę! Ty wyjdź na wolność!" No dobrze, ale jeżeli ja miałem przedtem serce złodzieja, zbója, mordercy, lubieżnika, mam je dalej. Jeszcze się nic we mnie nie zmieniło. Jestem taki, jaki byłem. To jest Odkupienie jakby zewnętrzne, jurydyczne. Ono nie dotyka serca człowieka. Ono mnie nie zmienia. Tymczasem ja czuję, że problem siedzi gdzieś w środku. Dlatego Ewangelia w powszechnym odczuciu ludzi nie jest Dobrą Nowiną. Niby mówi się: "Ewangelia, Ewangelia - Dobra Nowina ". No, kochany, pokaż mi, co jest dobrego w tej Ewangelii, którą ty przepowiadasz. Ty mi mówisz tylko, co mam robić. To jest uciążliwa nowina. Ludzie w większości mają takie doświadczenie. Chrześcijaństwo jest furą przykazań do zachowania, ciężkim wozem, który trzeba ciągnąć. No, niby pomaga mi w tym Bóg, ale ja czuję, że ta pomoc jest słaba, że ona mi moich problemów życiowych nie rozwiązuje. Ona mnie z grzechów na dalszą metę nie wyprowadza. Na nowo w nie wpadam. Co jest? Coś tu nie gra. Powinniśmy sobie to wszystko dobrze uświadomić, gdyż taką koncepcję zbawienia mają ludzie w swoich głowach. Może nie jest ona jasno uświadomiona. Kiedyś zapytałem pewną dziewczynę, która co niedzielę chodzi do kościoła, na religię uczęszczała do dwunastej klasy włącznie: "Na czym polega Ewangelia? Jak tyją rozumiesz? Jak rozumiesz Odkupienie?" Nie umiała odpowiedzieć. Przedstawiłem jej powyższą teorię. Wtedy odpowiedziała: "No tak, no tak, tak księża mówili. (No i co jeszcze) Nic więcej". Tak ludzie defacto powszechnie myślą.

 

2. Skąd człowiek czerpał szczęście na początku?

 

 

Skonfrontujmy teraz te teorie z tym, co na temat Dobrej Nowiny mówi Biblia - norma naszej wiary. W tym, co będziemy rozważać, pójdziemy etapami historii zbawienia. Będziemy szli etapami dlatego, że Pismo Św. ten temat tak nam właśnie przedstawia.

 

Etap pierwszy - historia ludzkości przed upadkiem

My tu abstrahujemy od tego, czy ten etap przed upadkiem istniał, czy nie istniał, w jakiej formie istniał. Będziemy się trzymali opisu biblijnego - Słowa Bożego. Nawiasem tu mówię, że są różne teorie odnośnie tej sprawy. Czy tak było naprawdę? Oczywiście nie było tak naprawdę, jak Biblia opisuje. Nie było nigdzie raju. Głupim jest pytanie, w jakiej części geograficznej istniał raj. Raj jest to symboliczny opis, który przedstawia wewnętrzną sytuację człowieka. Ale jest problem, czy ta wewnętrzna sytuacja człowieka naprawdę istniała przed upadkiem? To jest problem. Ponieważ to wydaje się niezgodne z nauką o ewolucji, która mówi, że ludzkość wychodziła ze stanu barbarzyństwa. Jeszcze niżej, ze stanu półzwierzęcego, zwierzęcego. I powoli się cywilizowała. Powoli rosła jej kultura. Powoli rosła świadomość ludzkości. To, co mówi Biblia, kazałoby przyjąć, że gdzieś w zaraniu, setki tysięcy lat temu istniał taki moment. Niewiadomo jak długi. Mniej lub więcej krótki. Jakiegoś blasku, oświecenia. Kiedy ludzkość żyła na szczytach świadomości tego, kim jest, jakie ma Bóg względem niej plany, o co Bogu chodzi. A przez grzech wszystko to później utraciła. Czy nauka nas do tego uprawnia, żebyśmy moment takiego światła, jakiegoś blasku przyjęli? Powiedzmy, kiedy ludzkość materialnie i kulturalnie jest na niskim poziomie, ale duchowo jest na najwyższych szczytach. Czy mamy prawo coś takiego przyjmować? We współczesnej teologii istnieje tendencja, żeby postawić znak równości między protologią (nauka o prawdach, które były na początku ludzkości) a eschatologią. Czyli to, co opisuje Księga Rodzaju, nigdy nie miałoby miejsca. To jest jakby przedstawienie na początku Pisma Św. zamiarów Pana Boga wobec ludzkości. Ku czemu zmierza historia zbawienia, a co będzie osiągnięte na końcu, gdy przyjdzie definitywnie koniec eschatologii. To jest dzisiaj teoria dość modna i szeroko lansowana przez teologię. Ona ma ten minus, że nie bardzo zgadza się z tym, co Kościół o tych sprawach dotychczas myślał. Opis grzechu, według tej teorii, miałby jedynie charakter typologiczny. To znaczy, że grzech Adama i Ewy opisany w Ks. Rodzaju jest typem każdego grzechu. W nim każdy może się przejrzeć. W tym grzechu każdy z nas może zrozumieć, jak funkcjonuje w nim mechanizm zła, w jaki sposób dochodzi w nim do grzechu, co się właściwie wtedy dzieje z człowiekiem. Oczywiście, że protologia jest także eschatologią. To znaczy, że Bóg zmierza do tego, żeby przywrócić sytuację raju wśród ludzkości. Do tego zmierza historia zbawienia. Z tym trzeba się zgodzić. Jest tylko pytanie. Czy w tym się wyczerpuje intencja doktrynalna tego urywka? Otóż cała teologia tradycyjna plus połowa dzisiejszych poważnych teologów jest zdania, że nie. Powiadają, że Biblia mówi to, co było na początku. Nie widzą jakichś trudności w tym, żeby w pewnym momencie, w przyszłości, ludzkość jakby fizjologicznie, biologicznie do tego dojrzała. Kiedy ta świadomość mogła być już świadomością ludzką, że człowiek sobie to, o czym mówi opis biblijny, jasno uświadomił. Pomagam sobie w wyjaśnianiu tego problemu następującym przykładem. Stosuję tu analogię do małego dziecka, które przez chrzest otrzymuje życie Boże w zarodku. I ten zarodek jest jak ziarno całym przyszłym drzewem, które z niego wyrośnie. Ono jest już w nim zawarte. Bóg rzeczywiście w ludzkość włożył te wszystkie dary, o których jest mowa w Ks. Rodzaju. Tylko że ludzkość od początku nie musiała ich w pełni sobie uświadamiać. Owe dary były ziarnem. W miarę jak ludzkość się będzie rozwijać w swojej kulturze, w swojej cywilizacji, będą coraz bardziej uświadamiane. To wszystko wystąpi nie tylko w świadomości, ale także przyniesie owoce w zachowaniu człowieka. Uważam, że bardzo trudno będzie w tej nowej teorii udowodnić, że tu jest tylko mowa o eschatologii. Trudno będzie udowodnić zgodność z dogmatem o grzechu pierworodnym. My w tej chwili zajmujemy się jak gdyby klinicznym obrazem sytuacji człowieka z 1 i 2 rozdziału Ks. Rodzaju, który był bez grzechu. Otóż Bóg stworzył człowieka jako istotę doskonałą, której niczego nie brakowało w swojej doskonałości, harmonii. Pamiętajmy, że w tych rozdziałach Ks. Rodzaju jest zawarta intencja polemiczna wobec sposobu wiary sąsiednich narodów odnośnie człowieka i jego genezy. Według babilońskich i innych mitów (Enuma Elisz) człowiek jest ze swojej natury zły, ponieważ jest stworzony z krwi boga Kingu, który był bogiem buntownikiem. On jako pierwszy wprowadził rozłam w świat bogów. Paru z nich nawet zakatrupił. Wytworzyła się wojna między bogami. Boga Kingu ujarzmił bóg Marduk. Później zwołano naradę bogów, aby zadecydować, co zrobić z tym gagatkiem. Zapadła decyzja, aby zabić boga Kingu i z jego krwi zmieszanej z gliną stworzyć człowieka. I w tej koncepcji człowiek jest jakby tym zlepkiem, w którym bogowie skanalizowali zło w nich tkwiące. Człowiek ma naturę z istoty swej złą. Taka była nauka starożytności. Z tym polemizuje Biblia mówiąc, że człowiek wyszedł z ręki Boga doskonały, jako istota zharmonizowana. Nic mu nie brakowało. To jest to, co mówi Pismo w Ps. 8: "Otoczyłeś go chwałą i czcią". Człowiek był królem stworzenia. Ta prawda jest treścią Ks. Rodzaju "Stworzył go na obraz i podobieństwo swoje" (Rdz 1,27). "Obraz i podobieństwo" jest używane w literaturze egipskiej i babilońskiej tylko w odniesieniu do króla. Mówi się o królach panujących, zgodnie z teologią wschodnią, że król jest obrazem i podobieństwem boga Mardukaczy podobieństwem boga Rew w Egipcie itp. Obraz i podobieństwo boga znaczy, że bóg jest obecny dla poddanych w królu. On go reprezentuje, przedstawia jakby w widzialny sposób dla poddanych. Przeniesienie tego teologumenu przez Biblię na człowieka jako takiego chce powiedzieć, że każdy człowiek posiada godność królewską w odniesieniu do całego świata, że jest widzialnym reprezentantem Boga, Jego obrazem dla całego stworzenia. Jak król w imieniu Boga rządzi swymi poddanymi, tak Pismo Św. mówi do człowieka: "Ty masz rządzić całym światem". To prawo rządzenia jest wypowiedziane w sposób dość drastyczny. Jest tu użyty wyraz hebrajski, który znaczy: "Ty możesz deptać po stworzeniach, one są na twoje usługi". Władza królewska była tak absolutna, że deptanie po ludziach było czymś normalnym. Zwłaszcza w czasie wojny, względem wrogów. Nas najbardziej tu interesuje relacja człowieka do Boga. Otóż człowiek żył w intymności z Panem Bogiem. To właśnie wyraża antropomorficzny obraz tych popołudniowych przechadzek Pana Boga przy wietrzyku po rajskim ogrodzie. Jeszcze jak sobie puścimy wodze fantazji, to widzimy, jak spotyka Adama, który gdzieś tam kopie grządki. Klepie go po ramieniu i pyta: "Co tam słychać, Adasiu kochany? Jak ci dzisiaj szło, zadowolony jesteś? Niczego ci nie brakuje?". Człowiek był stworzony jako istota, która swoje życie czerpie tylko z Boga. Poczucie bezpieczeństwa człowiek bierze z Boga. To poczucie, że jest kochany przez kogoś, (jest to potrzebne do życia człowiekowi do tego stopnia, że można śmiało postawić znak równości " żyć to znaczy kochać i być kochanym" ),człowiek czerpał z Boga. Można by to tak powiedzieć, że człowiek jak drzewo był wkorzeniony w Boga, z którego czerpał wszystko, co potrzebne jest do życia. Tym był Bóg, stamtąd przychodziło życie. Posłużmy się tu naszą sytuacją, znaną nam ze stosunków między ludźmi. Każdy człowiek zabiega, żeby mieć wpływowe przyjaźnie, bo wtedy czuje się pewniej, wtedy wszystko załatwi. Czuje się bardzo mocny prestiżowo, bo ma jakiegoś wysoko urodzonego czy bardzo ważnego w życiu społecznym przyjaciela, do którego może osobiście zadzwonić. Człowiek czuje się wtedy pewny, bo wie, że on wszystko załatwi i zawsze pomoże. Kiedyś to zabezpieczenie człowiek czerpał z Boga. To, co mówię, jest proroczą zapowiedzią tego, co już teraz daje nam zmartwychwstały Chrystus, który przywraca ludzkości to, co kiedyś straciła. Pismo Św. nam mówi, że ta relacja, jaka jest dzisiaj, była już wtedy; człowiek żył tym poczuciem, że jest kochany przez Boga. On tę miłość odczuwał. Tę miłość do Boga również w sposób naturalny i spontaniczny posiadał. To jest to, co mówi Pismo Św. na temat życia odrodzonego w Chrystusie, że Duch Św. daje człowiekowi poczucie, że jest kochany, że Bóg go kocha. I wtedy w jego sercu pojawia się okrzyk pełen miłości i zaufania: "Abba, Ojcze". Czymś takim żył człowiek przed upadkiem, kiedy jeszcze nie było grzechu. Ta miłość sprawiła również, że człowiek w sposób naturalny odczuwał miłość do innych ludzi. I tutaj wyrazem tego jest jego żona, która w intencji drugiego rozdziału Ks. Rodzaju jest jakby typem nie tylko życia małżeńskiego, ale w ogóle typem całego życia społecznego. Człowiek jest stworzony do życia społecznego, którego główną regułą jest reguła miłości, wzajemnej pomocy. Czyli przeciwieństwo egoizmu. Ja pomagam drugiemu człowiekowi, ja żyję dla niego. Tak wyglądała sytuacja człowieka w raju. Do jego konstytucji należało jeszcze życie Słowem Bożym. Biblia przedstawia tę sytuację w nakazie: "Z tego jednego drzewa nie możesz jeść". Ten zakaz był dla człowieka zbawienny, ponieważ mu przypominał, że jest stworzeniem, że twoje miejsce jest takie a nie inne. Chodzi oto, żeby królik zgodził się na to, że jest królikiem, a nie pretendował do tego, żeby być koniem. Aby koń był zadowolony, że jest koniem a nie pretendował do tego, żeby być słoniem. Człowieku, pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem. Dlatego człowiekowi zabroniona jest autonomia moralna. Czyli prawo decydowania o tym, co jest moralnie dobre dla mnie, a co jest moralnie złe. O tym decyduje Bóg. Bóg tylko chciał, aby człowiek to uznał. To była treść tego pierwszego słowa, które Bóg skierował do człowieka. I człowiek tym słowem żył. Człowiek żył zadowolony w poczuciu, że jest na swoim miejscu, że wszystko naokoło gra, że jest dobrze. Św. Paweł w 7 rozdziale Listu do Rzymian mówi o pierwszym człowieku: "Kiedyś ja prowadziłem życie bez prawa" (Rz 7,9). Cały fragment tego rozdziału jest opisem sytuacji człowieka przed upadkiem: człowiek w raju bez prawa.

Nie w tym sensie, że nie miał żadnego prawa. Tylko w tym sensie, że prawo było zinterioryzowane, wewnętrzne. Ono było mu zapisane w sercu i dlatego nie odczuwał prawa jako ciężaru zewnętrznego, jako jarzma na nim ciążącego. Tak jak my to dzisiaj odczuwamy. To była jak gdyby pierwsza scena dramatu, sytuacja człowieka stworzonego przez Pana Boga. Sytuacja człowieka, który otrzymał od Boga naturę taką, że życie mu będzie płynęło tylko z Boga. Człowieku, będziesz zadowolony i tylko wtedy będziesz szczęśliwy, gdy w tym będziesz trwał. To życie ode Mnie będzie ci płynęło... Gdybyśmy tak hipotetycznie zapytali pierwszego człowieka: "Czego potrzebujesz do szczęścia? Czego ci brak?" odpowiedziałby, że do szczęścia potrzebuje tylko i wyłącznie Boga. My dziś mówimy inaczej. Gdyby dzisiejszemu człowiekowi postawiono takie pytanie, odpowiedziałby: "Do szczęścia potrzebuję pieniędzy, rodziny, małżeństwa, samochodu, domu, lepszej pracy, innej teściowej itd, itp". Nikt z zapytanych, tak przez zaskoczenie, nie odpowiedziałby: "Ja do szczęścia potrzebuję Boga". Dziś człowiekowi taka potrzeba nie rodzi się w głowie. Tymczasem nasza natura jest tak stworzona przez Pana Boga, że do szczęścia jest nam potrzebny wyłącznie i jedynie Bóg. Wszystko inne jest względne. Wszystko inne jest dobre i przyczynia się do szczęścia, ale nie jest istotne. Brak tych innych rzeczy szczęścia nie zabiera, nie daje człowiekowi poczucia, że traci grunt pod nogami. Nie daje człowiekowi tego poczucia, że wpada w przepaść bez dna, niewiadomo co się teraz ze mną dzieje. Nie daje poczucia tej determinacji, którą teraz posiadamy. Wszystko inne jest relatywne. To znaczy, wszystko inne jest dobre, jeśli jest używane w Bogu, ale zawsze Bóg jest najważniejszy. To jest bardzo ważne i dobrze powinniśmy sobie to uświadomić, dlatego że my jakby trochę wstydzimy się o tym mówić (bo tak się sprawy mają) i ludzi do tego zachęcać. My, gdy dzisiaj przepowiadamy, to całą pasję wkładamy w problemy, że ty, człowieku, masz prawo do domu, pracy, pieniędzy itp. A jakoś tak cichuteńko, po cichu mówimy: "Ty masz prawo do Boga. Twoim życiem jest Bóg, a nie te wszystkie rzeczy". Tak mówimy, jakby od innych rzeczy zależało twoje życie, twoje szczęście. A Pan Bóg jako taki dodatek, ukoronowanie, jako kompot do zasadniczego dania. A jest przecież na odwrót. Dlatego w dalszych rozważaniach będziemy robić małe wycieczki w kierunku praktyki, w kierunku tego, czego się wstydzimy, w kierunku naszych tendencji do tego, co powinniśmy przepowiadać.

 

3. Skąd człowiek usiłuje czerpać szczęście po Upadku?

 

Tutaj przychodzi ten fragment Ks. Rodzaju, który dobrze znamy, a który tłumaczy wiele spraw także w naszej sytuacji: "Wąż był najbardziej przebiegły ze wszystkich zwierząt polnych, które Jahwe Bóg stworzył"(Rdz 3,1a). Wąż jest symbolem jakiejś siły, która jest zewnętrzna człowiekowi, siły zła. Ks. Mądrości komentując ten fragment (Mdr 2,24) zidentyfikowała węża jako szatana, kusiciela. Pismo Św. mówi, że zło nie narodziło się w sercu człowieka, tylko zostało zasiane tam z zewnątrz: "On to rzekł do niewiasty: Czy to prawda, że Bóg powiedział, nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?" (Rdz 3,1b). Zakaz de facto dotyczył jednego drzewa. Ewa zaraz to mu sprostuje: "Nie, nie ze wszystkich". Jest tu jakby kłótnia o ten wyraz: "wszystkie" czy "jedno". Jak się właściwie sprawy mają? Tu rodzi się pytanie: Czemu to przeinaczenie? Czemu diabeł powiedział "ze wszystkich?" Czy on przypadkowo się przejęzyczył? Nie, to nie było przypadkowe. To było bardzo sprytnie sformułowane. Ono zmierzało do tego, żeby człowiekowi uświadomić, że jego wolność jest tego rodzaju, że wystarczy jeden zakaz, abyś ty człowieku nie był wolny. I na tym będzie zawsze szatan bazował w kuszeniu człowieka. Tonic, że ci wolno robić sto rzeczy, ale jednej ci nie wolno. I teraz nie łudź się, że jesteś wolny. Chcę ci powiedzieć, że cała ta twoja wolność jest pozorem. Natomiast naga prawda jest taka, że ty nie jesteś wolny. To, co stanowi twoją godność, najbardziej zaszczytne wyposażenie, twój tytuł do chluby, to jest fikcja, to nie istnieje. Do tego zmierzało to przeinaczenie: "ze wszystkich drzew", aby w człowieku rzeczywiście zrodziło się poczucie krzywdy. No, faktycznie, tak się sprawy mają, nie wolno mi jednej rzeczy robić. Dlaczego mi nie wolno tej jednej rzeczy robić? I zaraz rodzą się jeszcze dalsze pytania. Niewiasta odpowiedziała wężowi: "Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli" (Rdz 3,2-3). W tej odpowiedzi, która jest cytatem Słowa Bożego, słowem, którym pierwszy człowiek żył, mamy podstawowe i fundamentalne stwierdzenie, że grzech i śmierć są ze sobą identyczne. One są jakby jedną i drugą stroną tej samej rzeczywistości: grzech pociąga za sobą śmierć. To znaczy ruinę życia człowieka, jego egzystencji. Ta śmierć, o której tu mowa, to nie jest śmierć fizyczna. Dlatego że ten dar nieśmiertelności, o którym mówi teologia, a który wraz z łaską otrzymał Adam i Ewa w raju, nie oznacza, że człowiek będzie żył wiecznie tutaj na ziemi, że nie będzie śmierci fizjologicznej. (Bo inaczej nastąpiłoby przeludnienie ziemi - ludzie się rodzą, a nikt nie umiera. Gdzie ostatecznie musielibyśmy jechać? Na księżyc? Na gwiazdy?) Śmierć fizjologiczna była tylko przezroczysta. Była wejściem w życie Ojca Boga. Ale przez bramy śmierci fizjologicznej miał przechodzić, bo inaczej byśmy wszyscy na tej ziemi zostawali. W tym problemie chodzi o śmierć inną. Nazwijmy ją tutaj umownie śmiercią istoty człowieka, śmiercią ontyczną, ontologiczną, której śmierć fizyczna teraz staje się symbolem. Ona zmieniła ten symbolizm. Dlatego pierwsi chrześcijanie, gdy odzyskali na nowo to, co człowiek utracił w raju, nie nazywali śmierci fizycznej śmiercią, tylko zaśnięciem. Dla nich przestała być tym, czym była dawniej. Stała się inną rzeczywistością. To było zaśnięcie a nie śmierć. Śmierć jest rzeczywiście skorelowana z grzechem. Grzech pociąga zawsze za sobą śmierć. To znaczy ruinę człowieka. Jest dla niego trucizną, złem, które mu życie utrudnia, które mu życie zatruwa, które prowadzi ostatecznie do śmierci. Człowiek jest stworzony do życia, tymczasem grzech prowadzi do śmierci. Dlatego Pan Bóg dał mu słowo: "Tam się nie zbliżaj, bo tam jest śmierć". Tymczasem diabeł odwrócił kota ogonem. Na to stwierdzenie Ewy powiedział: "Wtedy powiedział wąż do niewiasty: Na pewno nie umrzecie". Tutaj mamy jakby praźródło przekonania, które dzisiaj w głowach ludzi istnieje, że grzech nie jest czymś złym dla człowieka, że on nie prowadzi do śmierci, do rozkładu ludzkiej egzystencji, do rozkładu ludzkiego szczęścia. Tylko że grzech sam w sobie jest pozytywny. Sam w sobie jest dobry. Sam w sobie zawiera rzecz ponętną, miłą, dającą życie, przyjemność, rozwój. Tak ludzie myślą o grzechu. To jest to, co myślą narkomani na temat narkotyków, że on im da wyzwolenie, że on mi da poczucie, iż jestem w raju, że nowe życie się dla mnie zaczyna. Tak ludzie myślą o grzechu. Tylko sęk w tym, że to jest zabronione; jest złe, bo zabronione. I mówi się trudno. Pan Bóg to jest taki jakiś dziwny, ponury. Najpiękniejsze rzeczy akurat mu się nie podobają. Nie wolno nam ich czynić. No, ale jest Bogiem, może robić, co mu się podoba, zakazywać co Mu się podoba. Jego musimy słuchać, bo inaczej pójdziemy do piekła, gdybyśmy przypadkiem ośmielili się Go obrazić. Tu jest źródło zła: w tej katechezie, którą szatan wsączył w świadomość człowieka i która go głęboko przeniknęła, przeniknęła głęboko tkanki ludzkości. "Na pewno nie umrzecie! Ale Bóg wie, że gdy spożyjecie owoc tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło" (Rdz 3,5). Szatan chce zburzyć Boży ład ludzkiego życia. Nie wprost, ale przez zasianie niepokoju w człowieku, przez wzbudzenie jego ambicji. W tym zdaniu zawarta jest cała złośliwość tej katechezy, jej jad. Mianowicie, w tym zdaniu jest zniekształcony obraz Pana Boga, w złym świetle przedstawione są Jego intencje. O ile człowiek żył przedtem tym przekonaniem, że Bóg mnie stworzył, stworzył mnie z miłości, ja tą miłością żyłem, o tyle teraz ta katecheza szatana ugodziła w to naturalne, konstytutywne dla życia człowieka poczucie. W tę świadomość, że Bóg mnie stworzył dla miłości, z miłości - bo mnie kocha. Stworzył mnie, bo jest rzeczą dobrą istnieć w sposób taki, a nie inny. Tak a nie inaczej być od Niego uzależnionym – jest dla mnie dobrem najlepszym, jest wyrazem miłości Bożej. Wąż natomiast powiedział, że tak nie jest. Tylko to jest wyrazem tego, że Bóg ciebie nienawidzi. On nie chce twojego dobra. "Gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło". Właśnie przekroczenie tego zakazu zaprowadzi was wyżej. Stworzy przed wami nowe horyzonty. Podźwignie was o jeden szczebel wyżej. Staniecie się jak Bóg, będziecie mieli w ręku sekret rzeczy. Będziecie znali dobro i zło. Będziecie mogli decydować, co jest dla was dobre, a co złe. I tego właśnie Bóg nie chce. To przed wami chroni, to wam zagrodził. I to ograniczenie jest dowodem, że On was nie kocha. Tu jest ta bomba atomowa - zakwestionowanie Bożej miłości. Tu jest przekreślenie tej definicji Boga, którą Pismo Św. na samym końcu podaje. Gdy objawienie już się skończyło i św. Jan kontempluje tę prawdę (co Pismo Św. ma między wierszami), on to napisał wyraźnie w wierszu: " Bóg jest miłością ". Zło zaczęło się od tego, że tę prawdę, pewnik, dogmat, człowiek przekreślił. Bóg ciebie nie kocha. On ciebie nie stworzył z miłości. Nie stworzył ciebie dla dobrych celów. Bóg jest kapryśny, absolutny, tyran, który chce ciebie wyzyskać. Ty jesteś Jego sługą. Żyjesz w niewolniczej zależności od Niego, a to jest przecież niegodne ciebie. Tak mniej więcej można by sparafrazować treść tego powiedzenia: Bóg nie jest miłością. I co się dzieje teraz z człowiekiem? Następuje uczynek. "Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma dobre owoce do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy". Nagle to drzewo, które nie stwarzało żadnych problemów człowiekowi, stało się problematyczne. Nagle ów zakaz "Będziecie jak stworzenia i uznacie to" przedtem sam przez się zrozumiały, nie budzący żadnych wątpliwości, nagle stał się problemem. Człowiek się zastanawia. Kto tu mówi prawdę? Czy Bóg, czy szatan? Mam do wyboru jakby dwie prawdy. Ale gdzie jest prawda? Która z tych prawd jest rzeczywiście prawdą? Zobaczymy jak to zdanie opisuje grzech pod kątem pożądania. Drzewo jest rozkoszą dla oczu, a owoce nadają się do zdobycia wiedzy. Dlatego św. Paweł w Liście do Rzymian powie, że człowiek otrzymał ten zakaz "nie pożądaj". Rzeczywiście, cała tradycja Izraela jak i Pismo Św. jak gdyby w krótkim powiedzeniu "nie pożądaj" streszcza to główne negatywne przykazanie dane człowiekowi. Jest ono wzięte jak gdyby z tej analizy i z refleksji nad opisem raju. Co dalej dzieje się z człowiekiem? Człowiek po tym momencie refleksji opowiedział się za prawdą szatańską. Bowiem to zerwanie owocu, które później nastąpiło, jest wyznaniem wiary, że nie Bóg mówi mi prawdę, lecz to tajemnicze zdanie, które usłyszałem skądinąd. To jest prawdą, co usłyszałem w tym nowym zdaniu "Bóg nie jest miłością". Teraz człowiek usiłuje sobie życie stworzyć po swojemu. Wszystko jest jakby zawarte w tym czynie. Zwróćmy uwagę, że jest wyznaniem wiary nie ustami, lecz czynem. Wyznanie wiary, które my robimy czynem, zapada o wiele głębiej niż to, co my ustami wypowiadamy. Tonowe wyznanie zapadło głęboko w serce człowieka. Nie Bóg ma rację, lecz szatan i ja, który odtąd za tym poszedłem. "A wtedy otworzyły im się obojgu oczy i poznali, że są nadzy" (Rdz 3,7). Według Pisma Św. nagość jest czymś haniebnym dla człowieka. Człowiek jak gdyby wyraża się ubraniem, tym co nosi na sobie. W tym wyraża się jego osobowość, jego pełnia. Nagość jest symbolem ogołocenia, obrabowania, utraty czegoś ważnego. Człowiek jest obrabowany, nie wiadomo do kogo należy, utracił nowy wymiar. To chce Pismo Św. powiedzieć przez "poczucie nagości". I na tym tle staje się dziwniejsza owa nagość, która przedtem nie raziła człowieka. Dlatego Ojcowie syryjscy, np. św. Efrem, mówią, że ta nagość jest symbolem tego, że człowiek był przyobleczony w blaski Boże, on nosił na sobie szatę chwały Bożej, którą teraz utracił. Od tego momentu zaczyna się nowa sytuacja człowieka. Już nie ta pierwsza, którą Bóg zamierzył. Nie ta, dla której de facto człowiek istnieje, lecz ta, w której obecnie jesteśmy wszyscy zanurzeni. Co się teraz dzieje? Warto to sobie uświadomić, gdyż jest to rzecz bardzo prosta, a tłumacząca wiele rzeczy, które się w świecie dzieją. Zrozumienie tego sprawi, że niczemu nie będziemy się dziwić, ani u siebie, ani u innych. Człowiek, który jak drzewo rósł w tej glebie miłości Bożej, z tej gleby się wysadził i przestał w niej tkwić korzeniami. Stał się sam dla siebie. Stał się sam dla siebie bogiem. Do tego zmierzał szatan mówiąc: "Będziecie jako bogowie". Tylko że człowiek nie jest Bogiem. Człowiek jest tylko stworzeniem. Tu jest dramat. Tu jest śmierć zadana jakiemuś głębokiemu wymiarowi, z którym Pan Bóg nas stworzył i co nas konstytuowało w naszym człowieczeństwie. To zależność od Boga. To, że ja czuję się kochany przez Boga, że ja czerpię moje życie z tej miłości, moje poczucie pewności. To zabezpieczenie, że życie pójdzie mi dobrze, że nie mam się czego bać, bo jestem w ręku Boga. On mnie kocha i wszystko może, więc czego się będę bał? To człowiek utracił. Dalej mówi Pismo Św., że człowiek, kiedy zobaczył Boga, zaczął mieć przed Nim lęk. Pan Bóg się dziwi: "Skąd się wziął ten lęk? Kto was katechizował?" Co się stało? Skąd wziął się ten problem? W człowieku zrodził się nowy zafałszowany obraz Boga. Z tego zafałszowanego portretu Boga jest bardzo prosta droga do ateizmu. Bo zaprzeczyć, że Bóg jest miłością, równa się zaprzeczyć, że Bóg istnieje. Na to wychodzi. Ateizm jest tylko ostatnią logiczną konsekwencją tej drogi, na którą ludzkość tutaj weszła. To nic, że ta droga trwała setki tysięcy lat, ale człowiek musiał dojść do jej końca. To jest logiczna kropka nad "i" na drodze, którą człowiek zapoczątkował w raju, kiedy zaprzeczył, że Bóg jest miłością. Człowiek długo żył zafałszowanym obrazem Boga, aż doszedł do ateizmu. Bóg wzbudza w nim strach, choć nie powinien, gdyż jest miłością. Dlaczego strach? Elementy tego zafałszowanego portretu są rozmaite. Ludzie myślą, że Bóg jest sędzią, który stoi z laską i tylko czyha, aż ty zgrzeszysz. I kiedy tylko zgrzeszysz, od razu ci przyłoi. Jeśli się stanie jakieś nies...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin