Wharton William - Tato.pdf

(2366 KB) Pobierz
24942044 UNPDF
William Wharton
Tato
(Tłumaczyła Jolanta Kozak)
Kobietom mojego Ŝ ycia b ę dzie po ś wi ę cone,
mojej matce i siostrze, i córkom, i Ŝ onie
A jego ojciec
Jest synem mojego ojca.
DRUGA POŁOWA ZAGADKI
Rozdział 1
AAA CON jest pierwsz ą pozycj ą w ksi ąŜ kach telefonicznych wi ę kszo ś ci du Ŝ ych miast Ameryki. Firma
ta organizuje dostawy samochodów, anga Ŝ uje ludzi do przewiezienia wozu z miejsca na miejsce.
Z Billym, moim synem, czekamy w biurze AAA CON w Los Angeles. Badania lekarskie mam ju Ŝ za
sob ą , wpłaciłem pi ęć dziesi ą t dolarów kaucji, wypełniłem kwestionariusze i zło Ŝ yłem referencje. Billy jest za
młody, Ŝ eby prowadzi ć ; dolna granica wieku - dwadzie ś cia jeden lat. Samochód ju Ŝ nam wyznaczyli i teraz
czekamy tylko na podstawienie.
Billy jest bardzo przej ę ty, bo trafił nam si ę lincoln continental. A Ŝ si ę boj ę mu powiedzie ć , Ŝ e nie
b ę dzie prowadził. Nie nale Ŝę do osób szczególnie odpowiedzialnych, ale taki odpowiedzialny to jeszcze jestem,
szczególnie kiedy w gr ę wchodzi cudzy pojazd wart pi ę tna ś cie tysi ę cy dolarów.
A wi ę c przejad ę si ę przez cały wielki kraj - i wcale mnie to nie zachwyca.
W biurze jest ponuro. Wszystkie te biura s ą jak bary szybkiej obsługi: na dywany czy staranniejsze
umeblowanie nie wydaje si ę tutaj ani grosza. Obliczam, Ŝ e na ka Ŝ dym samochodzie ekspediowanym w drugi
koniec kraju zarabiaj ą jakie ś sto dolarów.
W ko ń cu zwalisty typ zza kontuaru wywołuje nasze nazwisko. Pyta, jak ą tras ę wybieramy, i zgadza si ę
na 15-70-76. Jest to trasa najmniej ucz ę szczana przez ci ęŜ arówki z racji wysokiego, nie uko ń czonego przejazdu
w Loveland. Potem ju Ŝ prawie do ko ń ca czteropasmówka.
Mamy dostarczy ć wóz do Filadelfii, gdzie kiedy ś mieszkałem, a pó ź niej lecimy samolotem do Pary Ŝ a.
Naszym prawdziwym domem jest Pary Ŝ , ju Ŝ od pi ę tnastu lat.
W pół godziny pó ź niej odbieramy wóz. Wóz nie jest nowy, ma co najmniej dwa lata, rudobr ą zowy, z
czarnym winylowym dachem - wygl ą da wystrzałowo, istna gangsterska limuzyna. Odbiorc ą ma by ć niejaki
Scarlietti - kto wie, czy nie przykładamy r ę ki do mokrej roboty.
To ju Ŝ chyba dwudziesty raz, jak b ę d ę jechał przez całe Stany. Ponad połow ę wycieczek odbyłem
wła ś nie holuj ą c cudze samochody.
Raz dostarczali ś my jasno Ŝ ółty chevy impala z otwieranym dachem. Był to czas mody na odkryte wozy,
przed klimatyzacj ą i wyposa Ŝ eniem stereo. Dzieciaki poprzywi ą zywali ś my skakankami, Ŝ eby nie wyleciały, i
pomkn ę li ś my jak strzała z zachodu na wschód, przewa Ŝ nie 66-k ą , dach zło Ŝ ony, wiatr ś wiszcz ę , sło ń ce prosto w
twarz. Dzieciaki mogły si ę z tyłu pra ć , wrzeszcze ć , bawi ć , rozrabia ć do woli - my nie słyszeli ś my nic. Dla Vron
i dla mnie było to prawie jak miodowy miesi ą c.
Poza tym chevy niewiele palił. Za to przy tym lincolnie strac ę jak nic ze trzydzie ś ci dolców na
dokupywanie benzyny. Ale przynajmniej b ę dzie nam wygodnie: przelecie ć trzy tysi ą ce mil samochodem, przez
cały kraj, w osiem dni - to nie Ŝ arty, a i ja robi ę si ę ju Ŝ troch ę za stary na takie imprezy.
Jak ju Ŝ wsi ą dziemy, najgorsze b ę dzie za nami. Najpierw jednak musimy zabra ć rzeczy i po Ŝ egna ć si ę z
Mam ą . Billy te Ŝ si ę denerwuje. Obaj wiemy, Ŝ e to niełatwe zadanie - z Mam ą nie ma łatwych zada ń - a
zwa Ŝ ywszy na ostatnie wydarzenia, zanosi si ę na szczególnie ci ęŜ k ą przepraw ę .
Wyprowadzamy nasz ą olbrzymi ą , kasztanowat ą szalup ę na Colby Lane. Nie jest to wóz pomy ś lany do
poruszania si ę po w ą skich, staro ś wieckich uliczkach dzielnic willowych. Tato przed dwudziestu pi ę ciu laty kupił
tu posesj ę za dwa tysi ą ce sze ść set dolarów. Dom wybudował sam, co go kosztowało mniej ni Ŝ sze ść tysi ę cy.
Cało ść musi by ć warta co najmniej osiemdziesi ą t.
Parkujemy na podje ź dzie i wchodzimy do ś rodka. Mama odsztyftowała si ę , jak nie wiem co - jak na
osob ę , która w ci ą gu ostatnich pi ę ciu miesi ę cy przeszła dwa zawały, wygl ą da fantastycznie. Ale po oczach
wida ć , Ŝ e płakała. Jest blada i w nowy dla siebie, charakterystyczny sposób powłóczy nogami. Jakby miała ołów
w tyłku, a jednocze ś nie balansowała ksi ąŜ k ą na czubku głowy.
Z miejsca zaczyna płaka ć i pyta ć , co ona pocznie, kiedy mnie nie b ę dzie; w kółko powtarza, Ŝ e zostanie
sama jak ten palec, bo jej zdaniem Joan - czyli moja siostra - bimba sobie na to, czy Mama Ŝ yje, czy nie.
Narzeka ń Mamy słucham, odk ą d Ŝ yj ę , a szczególnie od kilku ostatnich miesi ę cy. Ci ą gle mi si ę zdaje, Ŝ e
si ę w ko ń cu na nie uodporni ę - po pi ęć dziesi ę ciu latach najwy Ŝ szy czas - a jednak jeszcze czasem boli. Kiedy
naprawd ę słucham tego, co mówi, nie wytrzymuj ę . Tym razem stoj ę sztywno i staram si ę nie słysze ć .
Czekam, a Ŝ si ę wygada. Jeszcze raz jej powtarzam, Ŝ e inaczej by ć nie mo Ŝ e. Musz ę wraca ć do domu.
Za długo ju Ŝ nie widziałem Vron i Jacky'ego. Nie mog ę do ko ń ca Ŝ ycia zajmowa ć si ę ni ą i Tat ą . Mama to
wszystko wie - sto razy maglowali ś my ten temat.
Billy stoi z tyłu i słucha. Pstryka klawiszami kanałów telewizora, szukaj ą c byle czego, Ŝ eby tylko grało.
Nie mam mu tego za złe. Mama dalej swoje. Kiwam głow ą i przenosz ę baga Ŝ e do samochodu. Mama wciska
nam jeszcze dziecinne pudełko ś niadaniowe pełne lekarstw, Ŝ eby ś my wiedzieli, Ŝ e nas kocha, Ŝ e si ę o nas
troszczy i Ŝ e jeste ś my od niej zale Ŝ ni.
W ko ń cu jako ś udaje nam si ę odjecha ć .
Dalszy ci ą g jest jeszcze gorszy. Suniemy wzdłu Ŝ Colby do domu opieki, gdzie przebywa Tato.
Zaledwie o jedn ą przecznic ę od willi rodziców. Specjalnie tak wybrali ś my, Ŝ eby Mama miała blisko. Najpierw
przeprowadzili ś my eksperyment z innym domem, ale w ko ń cu stan ę ło na tym. Ma swoje wady, ale za to Mama
mo Ŝ e tam wpada ć , kiedy zechce. Dla Taty to pewnie nie najlepiej, ale trudno jej było tego odmówi ć .
Parkujemy za rogiem. Wchodzimy. Nigdy w Ŝ yciu nie przywykn ę do tego zapachu: mieszanina smrodu
z m ę skiej ubikacji i schroniska dla zwierz ą t. Kiedy miałem szesna ś cie lat, pracowałem u weterynarza, który
leczył małe zwierz ę ta. Przychodziłem rano i szlauchem wypłukiwałem z klatek psie i kocie gówno z całej nocy.
Tu panuje kombinacja tych wła ś nie zapachów, plus wo ń ogólnego rozkładu, degrengolady.
Nigdy tak do ko ń ca nie rozumiałem słów degrengolada i korupcja. Kiedy byłem mały, wołali ś my: siki,
gówno i korupcja. Teraz rozumiem. Korupcja oznacza uleganie procesowi korupcji - rozkładu przez bakterie. Ci
biedni, starzy ludzie podlegaj ą korupcji, gniciu, rozkładowi. Skutek: degrengolada; zu Ŝ yli si ę , sko ń czyli, ju Ŝ s ą
na nic.
Takie zapachy s ą nie do zwalczenia. Nie zabije ich Ŝ aden kwas karbolowy, Ŝ adne Ŝ r ą ce mydło, Ŝ aden
aerozol na ś wiecie. To wo ń ś mierci, odchodzenia z powrotem do ziemi, które jest dla nas wszystkich
nieuchronne.
Dom prowadzi rodze ń stwo, brat i siostra, z pochodzenia Niemcy. Ludzie niezrównanej dobroci.
Naturalnie, Ŝ e to, co robi ą , robi ą za pieni ą dze, i to niemałe. Najta ń sza opłata dobowa za łó Ŝ ko wynosi
dwadzie ś cia pi ęć dolarów. Ale ja bym tego za Ŝ adne pieni ą dze nie wytrzymał tak dzie ń w dzie ń , noc w noc. Nie
dałbym rady.
Informuj ą mnie, Ŝ e Tato nadal le Ŝ y w tym samym pokoju, ale pewnie nas nie pozna: dostał ś rodki
u ś mierzaj ą ce. Pogodziłem si ę i z tym: teraz dla Taty nie ma nic lepszego jak ś rodki u ś mierzaj ą ce - wszystko jest
dobre, byle mu ul Ŝ y ć . Praktycznie, trwałe prawdy nie obowi ą zuj ą . Nie ma ju Ŝ dla Taty miejsca na tym ś wiecie.
Poznałem definicj ę staro ś ci: starzy jeste ś my wtedy, kiedy wi ę kszo ść ludzi wolałaby, Ŝ eby ś my ju Ŝ nie Ŝ yli.
Idziemy korytarzem, zagl ą damy do sal. Podgl ą damy kruche, wyn ę dzniałe skorupy istnie ń ludzkich: ludzi z
rurkami tlenowymi podł ą czonymi do nosa, z cewnikami wystaj ą cymi spod szlafroków. Siedz ą w wózkach
inwalidzkich albo na łó Ŝ kach, wsparci sztywno o sterty poduszek. Nie ma jeszcze wieczora, ale wszyscy ubrani
s ą jak do spania. Niektórzy zgarbieni, z uchem tu Ŝ przy gło ś niku słuchaj ą radia, inni gapi ą si ę w ekrany
telewizorów - rozdziawione usta, przewa Ŝ nie bez z ę bów. Niektórzy wygl ą daj ą ku nam, kiedy mijamy ich sale,
czepiaj ą si ę nas wzrokiem jak wi ęź niowie wyzieraj ą cy z celi. Czuj ę si ę nieprzyzwoicie zdrowy i młody, czuj ę
przed sob ą niewyczerpany zapas przyszło ś ci. A jak si ę przy mnie musi czu ć Billy, dziewi ę tnastolatek?
Tato le Ŝ y po m ę skiej stronie korytarza - przestrzeganie tej zasady tutaj to czysta farsa. Le Ŝ y w
gigantycznej niby-kołysce. Pokój jest zaciemniony, story zaci ą gni ę te. Tato ma oczy otwarte, wlepione w sufit.
Jest i współlokator - głuchy, u ś miecha si ę do nas. Celowo go tu poło Ŝ yli, bo Tato czasami krzyczy
przez sen.
Tato sp ę dził tu ju Ŝ dwa tygodnie. Tydzie ń temu musieli go wzi ąć awaryjnie do szpitala: zacz ą ł si ę
odwadnia ć .
Patrz ę na niego z góry. W jakim ś sensie jest ju Ŝ martwy. Skór ę ma Ŝ ółtaw ą , ale bez jednej zmarszczki.
Na pocz ą tku bardzo schudł, potem troch ę nabrał ciała, ale teraz znów jest jak szkielet.
Pochylamy si ę nad nim nisko. Mówi ę cze ść . Usłyszał, odwraca wzrok, ale nie poznaje nas. Ogl ą da
nasze oczy, całkiem jak niemowl ę albo pies: niczego si ę nie spodziewa, jest jakby biernie zafascynowany
samym okiem. Rytmicznie zaciska i rozwiera pi ęś ci, mn ą c kołdr ę i prze ś cieradło, jak to ju Ŝ teraz robi prawie
ci ą gle. Odruch nerwowy. Czasami zaciska z ę by i mocuje si ę z po ś ciel ą , ci ą gn ą c do siebie z obu stron, jakby
chciał zetkn ąć brzegi. Ale chwilowo nie jest zbyt aktywny - gmera tylko palcami, mo Ŝ e udowadnia sam sobie, Ŝ e
jego palce to wci ąŜ jeszcze obiekty fizyczne, Ŝ e on sam jeszcze jest i Ŝ yje. Patrzy gdzie ś przeze mnie i mówi
dr Ŝą cymi ustami:
- Siku mi si ę chce.
To całkiem do Taty niepodobne. Nigdy nie u Ŝ ywał takich słów. Ci ęŜ ko go ogl ą da ć w tym stanie,
słysze ć , jak mówi “siku" przy Billym. Gdyby wiedział, co robi - nigdy by sobie na to nie pozwolił - nawet do
mnie by tak nie powiedział.
Odci ą gamy klamr ę dla opuszczenia bocznej ś ciany łó Ŝ ka, pomagamy Tacie spu ś ci ć nogi. Narzucam mu
szlafrok na ramiona, na stopy nasuwam kapcie. Tato jest w skarpetkach. Jeszcze nie zało Ŝ yli mu cewnika. Mam
nadziej ę , Ŝ e jak najdłu Ŝ ej da si ę utrzyma ć taki stan. Tato jest bardzo czuły na punkcie spraw intymnych; cewnik
dobiłby go raz-dwa. Fakt, Ŝ e siostry musz ą to sprawdza ć i zmienia ć , jest dla Taty czym ś uwłaczaj ą cym. Na
szcz ęś cie nie wprowadzaj ą cewnika do ś rodka, tylko zakładaj ą na penis co ś w rodzaju kondoma, z rurk ą
odprowadzaj ą c ą do woreczka - przynajmniej nie boli.
Razem z Billym unosimy Tat ę , a on czepia si ę nas kurczowo. Ma wci ąŜ bardzo silne palce, dłonie i
ramiona, chocia Ŝ bez przerwy gwałtownie mu dr Ŝą . Z nasz ą pomoc ą po asfaltowoszarych płytkach podłogi szura
do małej łazienki. Ustawia jedn ą stop ę przed drug ą , ale potrzebuje do tego nadludzkiej koncentracji. W łazience
Zgłoś jeśli naruszono regulamin