Allende Isabel - Opowieści Ewy Luny.pdf

(761 KB) Pobierz
Cuentos de Eva Luna
Isabel Allende
Opowieści Ewy Luny
przełożyła Ewa Zaleska
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S.A.
Warszawa 2003
Isabel Allende
Opowieści Ewy Luny
przełożyła Ewa Zaleska
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2003
Tytuł oryginału: Cuentos de Eva Luna
© Isabel Allende 1989
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2000, 2003
© for the Polish translation by Ewa Zaleska
ISBN 83-7200-306-8
Ta książka to swego rodzaju kontynuacja powieści Ewa Luna . Spotykamy w niej wiele
znajomych postaci, takich jak Rolf Carle czy Riad Halabi.
Dwadzieścia dwa zamieszczone tu opowiadania urzekają rozmachem, fantazją i magią.
We wszystkich – jak zwykle u Isabel Allende – dobro triumfuje nad złem, miłość nad
nienawiścią, nadzieja nad rozpaczą. Bohaterkami tych opowieści są kobiety: stare i
młode, proste i wykształcone, zawsze jednak silne, czułe, wrażliwe i zwycięskie.
Król rozkazał swemu wezyrowi, żeby każdej nocy przyprowadzano mu dziewicę, a
potem ją zabijano z nastaniem świtu. Działo się tak przez trzy lata i w mieście nie
pozostała już żadna dziewica, która mogłaby zaspokoić zachcianki tego jeźdźca. Ale
wezyr miał córkę wielkiej urody o imieniu Szeherezada... A miała ona dar wymowy i
przyjemnie było jej słuchać.
(Baśnie z tysiąca i jednej nocy)
Rozpinałaś pasek, zrzucałaś z nóg sandały, ciskałaś w kąt szeroką spódnicę, chyba
z bawełny, i rozwiązywałaś wstążkę, która ściągała ci włosy w koński ogon. Miałaś
jędrną skórę i śmiałaś się. Byliśmy tak blisko, że nie mogliśmy się widzieć, obydwoje
pochłonięci tym naglącym rytuałem, rozpaleni i spowici we wspólny zapach. Torowałem
sobie drogę do zakątków twego ciała, miałaś dłonie niecierpliwe, ja ściskałem twoje
wierzgające biodra. Wyślizgiwałaś się, przebiegałaś mnie całego dłońmi, wspinałaś się
na mnie, oplatałaś mocno nogami, po tysiąckroć powtarzałaś: chodź, z ustami
przyciśniętymi do moich warg. W chwili ostatniej obydwoje doświadczaliśmy błysku
całkowitej samotności, każde pogrążało się w czeluściach własnej otchłani, ale szybko
wracaliśmy z tego drugiego krańca namiętności, by odnaleźć się w uścisku pośród
porozrzucanych poduszek, pod białą moskitierą. Odgarniałem twoje włosy, żeby spojrzeć
ci w oczy. Czasami siadałaś obok mnie, z podkurczonymi nogami i zarzuconym na ramię
jedwabnym szalem, w ciszy nadciągającej właśnie nocy. Taką cię pamiętam, spokojną.
Ty myślisz słowami, język jest dla ciebie niekończącą się nicią, którą przędziesz,
jakby samo życie powstawało dzięki tym opowieściom. Ja myślę obrazami zastygłymi jak
na fotografii. Ten jednak nie został utrwalony na kliszy, wydaje się nakreślony piórkiem, to
wspomnienie szczegółowe i doskonałe, o delikatnych konturach i ciepłych barwach,
renesansowe, jak zamysł uchwycony na czerpanym papierze lub na tkaninie. To prorocza
chwila, to całe nasze istnienie, wszystko, co przeżyliśmy, i wszystko, co mamy do przeżycia,
wszystkie epoki równocześnie, bez początku i bez końca. Z pewnej odległości przyglądam się
temu obrazowi, na którym i ja jestem. Jestem widzem i głównym bohaterem. Stoję w mroku,
przesłonięty mgiełką przezroczystej firanki. Wiem, że to ja, ale jestem także tym, który
przygląda się z zewnątrz. Wiem, co czuje ten namalowany mężczyzna na tamtym
skotłowanym łóżku, w pokoju o ciemnych drewnianych belkach i suficie niczym w katedrze,
gdzie cała scena jawi się jak fragment jakiegoś ) starego obrzędu. Jestem tam z tobą i jestem
też tutaj, sam, na innym piętrze świadomości. Na obrazie para kochanków odpoczywa po
miłości, ich wilgotna skóra błyszczy. Mężczyzna ma zamknięte oczy, jedną rękę trzyma na
piersi, a drugą na jej udzie, w intymnym porozumieniu. Dla mnie to powracająca i
niewzruszona wizja, nic się nie zmienia, zawsze ten sam pogodny uśmiech mężczyzny, to
samo omdlenie kobiety, ta sama zmięta pościel i pogrążone w mroku zakamarki pokoju,
zawsze światło lampy muska pod tym samym kątem piersi i kości policzkowe kobiety i
zawsze jedwabny szal i ciemne włosy opadają równie miękko.
Ilekroć o tobie myślę, taką cię widzę, takich widzę nas, zastygłych raz na zawsze na
tym płótnie, niepodatnych na uszczerbki pamięci. Potrafię odtworzyć się całkowicie w tej
scenie do tego stopnia, by poczuć, że wchodzę w przestrzeń obrazu i już nie jestem tym, który
się przygląda, lecz mężczyzną leżącym u boku kobiety. To wtedy symetryczna cisza obrazu
pryska i słyszę bardzo blisko nasze głosy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin