NIEZALEŻNOŚĆ nr11-12.doc

(277 KB) Pobierz
NIEZALEŻNOŚĆ

NIEZALEŻNOŚĆ

Pismo Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego

SOLIDARNOŚĆ – Region Mazowsze              NR-11/12              31.12.1981r.

 

KILKA SŁÓW O KAMPANII WYBORCZEJ

 

              Trwają wybory do zakładowych organizacji NSZZ „Solidarność”. Niedługo rozpocznie się kampania wyborcza do władz regionalnych. Dla Związku jest to najważniejszy okres, bowiem wyniki wyborów zdecydują o obliczu „Solidarności”, na co najmniej dwa lata. Okres to bardzo ważny z jeszcze jednego powodu. Dla wielu ludzi wybory te są pierwszymi wolnymi wyborami, w których biorą udział. Pierwszym doświadczeniem życia demokratycznego. Doświadczeniem, które powinno przerodzić się w nawyk, w naturalne działanie i myślenie kategoriami demokracji. Bez wyrobienia sobie takich nawyków przegramy „Solidarność”, przegramy szansę na ludzkie życie. O kształcie „Solidarności” zadecyduje nie tylko to, kogo wybierzemy, lecz również, w jaki sposób będziemy wybierać.

              Podstawowym elementem wyborów jest kampania wyborcza, czyli publiczna konfrontacja miedzy kandydatami. Taka, która w maksymalnie wyraźny sposób pokaże różnice w programach i przekonaniach. I to różnice właśnie, bo wybierać można na podstawie różnic w poglądach, a nie tego, co w nich jest wspólne. Wybory przeprowadzane w atmosferze powszechnej zgody znaczą na ogół, że nie wiemy, kogo wybieramy i dlaczego. Wskazują, że nie doszło do publicznej dyskusji nad kandydaturami. Zdarzają się oczywiście kandydaci bezsporni, którzy sprawdzili się we wcześniejszej działalności związkowej. Tam, gzie nie ma sprecyzowanych programów łatwo jest manipulować emocjami i dezorientować ludzi za pomocą pustych haseł. Najczęściej wygrywają wtedy ci, którzy najgłośniej i najzręczniej krzyczą.

              Każdy z kandydatów powinien przedstawić swój program działania oraz wypowiedzieć się w kwestiach najważniejszych dla organizacji związkowej. Warto, by wyborcy poddawali kandydatów surowemu egzaminowi, w którym nie będzie tematów „tabu”. Często zdarza się, że wyborcy nie chcą być posadzeni o chęć zaszkodzenia kandydatom, obawiają się stawiać kłopotliwe pytania. Taka postawa opiera się na fałszywym przekonaniu, że skoro demokracja daje wszystkim możliwość wyboru, nie należy nikogo tej możliwości pozbawiać za pomocą publicznej polemiki. Bierność wyborów wynika także często z przeświadczenia, że poglądy są prywatna sprawą człowieka i nikomu nie wolno tej prywatności naruszać.

              Jest to postawa niebezpieczna, dlatego, że daje największe szanse na zwycięstwo w wyborach tym, których jedyną wyraźną cechą jest to, że nie mieli okazji nikomu się narazić. To znaczy konformistom unikającym wypowiadania poglądów, starającym się ze wszystkimi żyć w zgodzie. Postawa ta stwarza również pole do działania demagogom, którzy racje i przekonania zastępują sloganami. W efekcie pozwala wybrać najmniej odpowiednich ludzi. Można ich, co prawda zawsze odwołać, lecz nie jest to proste, a szkody są wyraźne.

              Jest to także postawa antydemokratyczna, gdyż przeczy zasadzie ścierania się racji, neguje wartość jawnego życia publicznego. Poglądy są prywatną sprawą każdego. Jednak każdy pogląd musi podlegać krytyce, a poglądy i zachowanie osoby ubiegającej się o funkcję w Związku muszą stać się publicznie uznane. To przecież jedyne dostępne nam kryterium oceny człowieka.

Jest rzeczą absolutnie niezbędną, aby ustępujące władze rozliczały się ze swojej działalności. Dobrym sprawdzianem sprawności organizacji zakładowej jest często porównanie stanu BHP w okresie powstawania koła Związku z obecnym stanem. Warto, żeby w całej kampanii wyborczej problemy BHP i organizacji pracy były traktowane priorytetowo. Wybory muszą być przeprowadzane zgodnie ze statutem. Sama organizacja wyborcza jest nieprecyzyjną, a w kilku punktach zawiera sformułowania rozbieżne ze sformułowaniami statutu /np. zasady wyboru przewodniczącego/. Można wprowadzić do niej nie naruszające statutu poprawki pod warunkiem przegłosowania ich przez zebranie wyborcze. Zmieniając ordynację należy jednak dbać o zachowanie kilku zasad:

  1. Oddzielnych wyborów na przewodniczącego. Automatyczne mianowanie przewodniczącym osoby, która uzyskała najwięcej głosów w wyborach do komisji zakładowej może spowodować, że zostanie nim układny, nie wychylający się konformista.
  2. Uzyskanie przez każdego członka komisji zakładowej ponad 50% głosów. Często konieczna będzie druga runda wyborów spośród tych, którzy nie uzyskali bezwzględnej większości głosów
  3. Skrupulatnych wyborów do komisji rewizyjnej. Komisja rewizyjna nie tylko nadzoruje finansową działalność komisji zakładowej. Ma prawo zwołania członków koła. W sytuacji konfliktu między członkami a komisją zakładową prawo to nabiera kapitalnego znaczenia /taki konflikt może się zdarzyć zawsze/.

Są to zasady dość uciążliwe w praktyce. Mogą wydawać się formalizmem, zbędnym elementem psującym sprawność wyborów. Jednak przydają się bardzo. Dają szansę na sprawiedliwe wybory. Wybory, w których zwyciężą ci najbardziej odpowiedni i sprawdzeni. Dają szansę, lecz nie dają pewności. Samo przestrzeganie zasad statutu i ordynacji nie wystarcza.

              Jeśli „Solidarność” chce zachować swoją autentyczność konieczna jest stała konfrontacja poglądów. Jest to bowiem jedyna droga do sformułowania programu Związku.

 

CZYM JEST „SOLIDARNOŚĆ”?

Fragment wykładu Jacka Kuronia

wygłoszony na otwarciu Wszechnicy Robotniczej „Solidarności”

w Zakładach Róży Luksemburg.

 

Mam mówić o tym, czym jest „Solidarność”, taki temat organizatorzy wybrali i rozumiem, ze jest to pytanie o związki zawodowe, o Niezależny i Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, a nie o samą wartość czy cnotę solidarności.

A więc czym jest i oczywiście, czym powinien być niezależny, samorządny związek zawodowy? Oczywiście jest związkiem zawodowym i powinien być związkiem zawodowym. Spróbuję najpierw powiedzieć, co to ma znaczyć, że jest związkiem zawodowym. Obawiam się, bowiem, że już w tym jednym miejscu jest sporo nieporozumień. Nieporozumień wypływających z faktu, że działające dotąd w Polsce przez 35 lat związki zawodowe były związkami stanowiącymi organizację podporządkowaną władzom partyjno państwowym, /a więc w naszych warunkach praktycznie pracodawcy/ nastawioną na to, aby realizować interesy pracodawców. Zarazem jednak chodziło o to, żeby łagodzić ewentualne spory i napięcia, żeby w tych ramach, w miarę możności, jak najwięcej ludziom pomagać. Problem polegał tylko na tym, że kiedy powstawał jakiś konflikt między pracodawcą a pracownikami, związek zawodowy albo stawał po stronie pracodawcy albo się chował. Bo taką miał funkcję. Jednak z drugiej strony jako związek zawodowy związany z państwem – pracodawcą, posiadał szereg możliwości, które pozwalały mu w różnych konkretnych sprawach pomagać ludziom, ułatwiać im życie, łagodzić kłopoty oraz trudności. Z tego sobie warto zdać sprawę, ponieważ w momencie, kiedy przystąpiliśmy do organizowania swoich związków zawodowych, zupełnie naturalne jest oczekiwanie, że ten związek zawodowy, który jest związkiem zawodowym samych robotników, będzie posiadał to wszystko, co posiadały „tamte” związki zawodowe. A to wcale nie jest takie proste. Trzeba się bowiem zdecydować: albo tworzymy swój związek, który ma bronić naszych interesów, albo chcemy związku, który tak dobrze żyje z władzą i z dyrekcją, że szereg spraw i kwestii może załatwić bez większego trudu. Połączyć te dwa różne stanowiska, połączyć te dwojakiego rodzaju możliwości – nie można.

Związek zawodowy z tego punktu widzenia, który w tej chwili zaczęliśmy reprezentować – od sierpnia poczynając – ma to być związek, który jest porozumieniem pracowników „dla obrony ich interesów”. Gdyby nie to, że to brzydkie słowo – i z tą poprawką proszę to przyjąć – to powiedziałbym, że to jest taka klika, którą sobie założyli po to, aby nas wspierała. Dlaczego to jest złe porównanie? Złe o tyle, że jest to taka klika, która ma działać zgodnie z prawem i środkami z prawem zgodnymi. Kliki na ogół działają inaczej. Ale jeśli tę poprawkę przyjmiemy, to jest to sformułowanie stosunkowo najbliższe rzeczywistości. Wówczas więc, ilekroć sprawa ma charakter konfliktowy, tylekroć ten związek może pełnić swoje funkcje. Tymczasem stary związek tych swoich funkcji pełnić nie mógł. Natomiast w sytuacji kiedy nie ma konfliktu, pojawia się problem współpracy z dyrekcją. Oczywiście chodzi o to, aby związek współpracował z dyrekcją, z administracją zakładową, z władzami państwowymi różnych szczebli. To jest w ogóle niezbędne. Ale ta współpraca musi być tak prowadzona, aby od początku do końca wyraźnie i jasno reprezentował interesy pracowników. To znaczy aby w żadnym momencie nie stało się tak, że on przeciw tym interesom występuje. Stąd może być to związek na przykład uboższy niż tamten. I w tej chwili jesteśmy w takiej zabawnej sytuacji, że kiedy rozważamy na Komisji Krajowej jaki procent ma zostać w zakładzie, a jaki procent ma iść w górę, to nam stale mówią: Związki branżowe dzielą się tak i tak. Już podobno gdzieś związki branżowe mówią: 80% zostaje w zakładzie, 20% idzie do góry. I być może jest to z ich punktu widzenia słuszne. Ale nie wiemy jednego, czy aby te branżowe związki nie będą korzystały z finansowej pomocy państwa. My z finansowej pomocy nie możemy korzystać i nie chcemy. To nie jest tak, że nie będą chcieli udzielić nam tej pomocy. Można to najlepiej zaobserwować w związku z pracownikami etatowymi w zakładzie. Otóż jest w tej sprawie zgodna wola działaczy naszego związku, żeby pod żadnym pozorem nie przyjmować etatów od dyrekcji, od administracji zakładowej. Pracownik związku musi być zatrudniany przez związkowców, z ich składek. To może znaczyć poważne obciążenie dla członków związku. Ale tylko w tym wypadku mamy do czynienia z taką sytuacją, że nasze interesy są reprezentowane przez naszego pracownika. Nie będzie to pracownik etatowy dyrekcji. Fakt ten musi wpłynąć na zasadę podziału składek. My możemy przyjąć – i przyjmujemy – taką zasadę, która będzie zgodna z wolą związkowców. Ale w żadnym razie nie możemy się tu ścigać ze związkiem branżowym, ponieważ nie możemy, nie chcemy i nie powinniśmy brać pieniędzy od państwa. Jest to jeden z istotnych elementów niezależności związku, której musimy bronić, jeśli ten związek ma być „naszym” związkiem.

Następny problem związany z pytaniem czym jest związek to, czy związek jako zrzeszenie pracowników może stawiać swoje żądania, żądania płacowe, żądania co do warunków pracy, nie oglądając się na warunki i możliwości zakładu, na warunki i możliwości kraju? Proszę Państwa, odpowiedź jest dość banalna. Oczywiście móc to on może, tylko nie powinien ponieważ działałby wtedy przeciw swoim interesom. Prowadziłby walkę albo w sytuacji, w której tej walki wygrać nie może, albo walkę, którą wygrywając sam by sobie szkodził. Ta bardzo złożona sprawa wiąże się z rozrachunkiem wewnątrzzakładowym, /który dziś praktycznie nie ma wielkiego znaczenia/ i ze stanem jawności w życiu gospodarczym kraju, czyli z rzetelnym informowaniem społeczeństwa o stanie i możliwościach polskiej gospodarki. I to jest następna sprawa, o którą związek na pewno musi walczyć. Oczywiste jest, że związek powinien rozpoznawać możliwości i warunki gospodarowania zanim swoje żądania postawi. Zarazem jednak to rozpoznanie i możliwości i warunków gospodarowania nie może być wolą działaczy i przywódców związku. Musi to być stanowisko wszystkich związkowców. Przywódcy związkowi muszą reprezentować stanowisko związkowców i jeśli nawet sami sadzą, że te żądania, które załogi wysuwają, są niesłuszne, to powinni ich o tym przekonać. Jeśli ich nie przekonają, to mogą zrezygnować, ale innego stanowiska wobec władz nie mogą.

Następna sprawa. Czy związek rozumiany jako organizacja robotników do walki o ich płace, warunki życia, warunki pracy może współrządzić zakładem lub krajem? Wymagania w tej dziedzinie są takie, że właściwie należałoby się na to zgodzić. Otóż tak pomyślany związek współrządzić nie może, bowiem gdyby przyjmował na siebie rolę organów samorządu, to tym samym stawałby się współgospodarzem zakładu. Będąc zaś współgospodarzem zakładu, przyjmowałby punkt widzenia pracodawcy. A nie można mieć jednocześnie punktu widzenia pracodawcy i pracownika. Są to mimo wszystko różne punkty widzenia. Jest to rzeczywiście poważna sprawa. W warunkach uspołecznionej gospodarki właściwie pracownicy powinni być współgospodarzami zakładu. Powinni być – i powinniśmy o to walczyć – ale w organach samorządu. Sposób przezwyciężenia różnych konfliktów, które występują w społeczeństwie musi się opierać na tym, że konflikty są dzielone, różne racje są dzielone między różne instytucje. A więc z jednej strony stanowisko pracodawcy jest reprezentowane przez dyrekcję i przez ewentualny samorząd, a z drugiej strony pracownika jest reprezentowane przez związek zawodowy. I dopiero uzgodnienie tych stanowisk może dać sensowne rozwiązanie. Myślę, że jednym z nieszczęść tych starych związków zawodowych było to, że próbowały łączyć punkt widzenia pracownika i pracodawcy. A w takiej sytuacji nie reprezentuje się dobrze ani interesów pracownika ani interesów pracodawcy. Jedną z najważniejszych przyczyn kryzysu, w jakim tkwi kraj w tej chwili jest właśnie fakt, że w tym systemie zarządzania nie były reprezentowane interesy pracowników i interesy konsumentów. I dlatego ilekroć zabije się związek zawodowy w ten sposób, że zmusi się go do przyjęcia punktu widzenia pracodawcy, to tak samo zniszczy się punkt widzenia pracodawcy.

 

ROBOTNICZ WSZECHNICA

„SOLIDARNOŚCI”

 

              W październiku br. MKZ Mazowsze zorganizował dla swoich działaczy cykl szkoleniowych wykładów i dyskusji poświęconych aktualnym problemom Związku. Wykłady te prowadzone regularnie, co tydzień, obejmowały zbyt mały krąg słuchaczy, z konieczności miały doraźny charakter i dość wąski zakres tematyczny. Równolegle więc trwały prace nad przygotowaniem szerokiego i pełnego programu szkoleń. W wyniku tych prac powstał projekt Robotniczej wszechnicy „Solidarności”. Wszechnica będzie prowadzić dwojakiego rodzaju zajęcia:

  1. Wykłady dla szerokiego audytorium prowadzone w zakładach pracy.
  2. Szkolenia /„obowiązkowe”/ dla członków komisji zakładowych i działaczy wytypowanych przez zakłady pracy. Szkolenia te będą się odbywały w kilku punktach Warszawy.

Dnia 15.12.br. odbyły się dwa wykłady otwierające działalność Wszechnicy: w Zakładach im. Róży Luksemburg prelekcję na temat, „Czym jest „Solidarność” wygłosił J. Kuroń /fragmenty drukujemy powyżej/, w MZK na ten sam temat mówił prof. dr. B. Geremek.

              Pierwotny zamysł połączenia inauguracji z wyświetleniem filmu „Robotnicy 80” został uniemożliwiony przez decyzję wstrzymania jego wyświetlania.

              Proponowane wykłady dla szerokiego kręgu odbiorców to:

·         Czego oczekiwać od reformy gospodarczej?

·         Co dalej z rolnictwem?

·         Równość i nierówność społeczna.

·         Minimum społeczne: gdzie zaczyna się nędza?

·         Prawo a siła.

·         Praca a zdrowie.

·         Jakiej szkoły chcielibyśmy dla naszych dzieci?

·         Słowo i knebel.

·         Jak czytać gazetę?

·         Doświadczenie z socjalizmem.

·         Poznański czerwiec – polski październik 1956r.

·         Dlaczego upadły Rady Robotnicze z 1956r.?

·         Samorząd – likwidacja i odbudowa.

·         Dole i niedole ekonomisty i inżyniera w PRL.

·         Grudzień 1970.

·         Rok 1976, KOR i samopomoc społeczna.

·         Kościół w PRL.

·         Zagadnienia socjalne w zakładzie pracy.

·         Kierunki reform kodeksu pracy.

·         Czesław Miłosz.

·         Literatura polska a rzeczywistość polityczna /ostatnie 25-lecie/.

·         Rady zakładowe a klasowe związki zawodowe. Spór PPR i PPS o związki 1944-1949.

·         Ruch chłopski i jego program 1944-1947. Wybory 1947.

·         Projekt ustawy o związkach zawodowych.

Program szkolenia dla działaczy zawiera się w 6-ciu cyklach:

    1. Prawo pracy i prawo związkowe.
    2. Przygotowanie do działalności związkowej w zakładzie pracy. Organizacja pracy związkowej.
    3. Zagadnienia socjalne.
    4. Płace.
    5. Ekonomia przedsiębiorstwa.

Z ramienia Prezydium Mazowsza pracą robotniczej wszechnicy zajmuje się Henryk Wujec. W organizowaniu powyższych zajęć udział biorą: Towarzystwo Kursów Naukowych, Towarzystwo Wolnej Wszechnicy Polskiej, Polskie Towarzystwo Socjologiczne /Oddział Warszawski/ Uniwersytet Warszawski, Klub Inteligencji Katolickiej.

              Po szczegółowe informacje należy się zwracać do TWWP lub lokalu Mazowsza.

Zgłoszenia zakładów pracy powinny zawierać informacje na temat interesującej je formy zajęć /wykład, szkolenie/, ilość słuchaczy, możliwość zorganizowania sali. Duże i małe zakłady sąsiadujące ze sobą proszone są o nawiązanie kontaktu w celu wspólnego zorganizowania interesujących je zajęć proponowanych przez Wszechnicę

 

„MINISTER SPRAWIEDLIWOŚCI W TERMINE 2 TYGODNI

NADA BIEG W SPRAWIE...”

Jan Kielus

              Jan Kozłowski był jednym z trzech więźniów politycznych, których uwolnienia /imiennie/ domagały się strajkujące załogi reprezentowane przez MKS w Gdańsku. Podobnie Edmund Zadrożyński i Marek Kozłowski – w sierpniu przebywał w więzieniu skazany za przestępstwo pospolite, którego nie popełnił. Podobnie jak oni – miał już za sobą miesiące policyjnych szykan, farsę przewodu sądowego z korowodem fabrykowanych dowodów i fałszywych świadków, długie miesiące więzienia. Podobnie jak oni – w dwa dni po podpisaniu Porozumienia Gdańskiego znalazł się na wolności.

              Czym było uwolnienie tych ludzi?

              Dla wszystkich zaangażowanych w ruch sierpniowego protestu był to jeden z pierwszych widomych sukcesów rodzącej się idei solidarności, dowód tego, iż opinia publiczna odpowiednio artykułowana i poparta odpowiednią presją jest w stanie położyć kres łamaniu praworządności. Tysiące ludzi wystąpiło w obronie prześladowanych, władze zobowiązały się ich zwolnić, ludzie wyszli – witani owacyjnie przez znajomych, sąsiadów, załogi wielkich zakładów, MKZ-y. Na wypełnienie innych zobowiązań podjętych przez władze w Porozumieniu Gdańskim łatwiej było czekać, gdy zgodnie z pkt. 4 Porozumienia zwrócono wolność trzem niesłusznie więzionym ludziom. To, czy zwolnienie było wymuszone ustępstwem, czy aktem dobrej woli i świadectwem dążenia władz do autentycznej odnowy życia społecznego – odnowy niemożliwej bez przywrócenia właściwej rangi idei praworządności – pozostawało oczywiście kwestią otwartą. Oczywiście, mimo, że należę do umiarkowanych optymistów, także uległem powszechnej euforii w tej mierze, iż nie interesowałem się niuansami natury techniczno-prawnej – na przykład tym, na jakiej zasadzie zwolniono Jana Kozłowskiego skazanego prawomocnym wyrokiem. Po prostu – ludzie zostali zwolnieni.

              Uwolnienie Jana Kozłowskiego, którego znałem od dawna, było dla wielu innych jego znajomych i przyjaciół: prostą radością, że będzie go można zobaczyć, przyjąć w swoim domu, rozmawiać z nim, czy przejść się wieczorem po mieście. Oczekiwałem po prostu, kiedy do mnie zajrzy i wyobrażałem sobie mniej więcej, jak będzie wyglądała nasza rozmowa. Wiedziałem, o co go spytam: gdzie siedział, z kim siedział, jak się czuł, kiedy dowiedział się, że pół Polski domaga się jego zwolnienia. Słowem – oczekiwałem na rozmowę, do której będzie raczej butelka wódki niż maszyna do pisania. Zupełnie nie przypuszczałem, że Minister Sprawiedliwości skomplikuje raz jeszcze scenariusz naszego spotkania. W efekcie jego starań, po wizycie, jaką p. Jan Kozłowski złożył mi na początku grudnia, zamiast więziennych wspominków, piszę kolejny artykuł interwencyjny.

              Tytułem przypomnienia, przedrukowuję informacje o sprawie Jana Kozłowskiego zamieszczone w nr. 8 Strajkowego Biuletynu Informacyjnego „Solidarność” z dn. 28 sierpnia 1980 roku.

              Jan Kozłowski to 51-letni rolnik z wsi Popowice-Chwałowice, działacz ruchu samoobrony chłopskiej, współpracownik niezależnego pisma „Placówka”, oskarżony o pobicie przy pomocy niebezpiecznego przedmiotu /art.159 kk./ 24-letniego Marka Pyrkosza z tej samej wsi.

              Jak to było? Wieczorem 7 października 1979 roku, gdy Jan Kozłowski wraz z rodzina siedział w kuchni, ktoś dwoma mocnymi uderzeniami w okno wybił szybę. Szkło rozpryskuje się po całej kuchni, a uciekający napastnik zostaje nie tylko przez Kozłowskich, ale i przez kilku innych sąsiadów rozpoznany jako Marek Pyrkosz. Kozłowski niezwłocznie zawiadomił o wypadku posterunek MO w Radomyślu. Milicja przyjechała do Popowic, obejrzała wybite okno, przesłuchała świadków i dowiedziała się w domu Pyrkoszów, że Marek Pyrkosz został pobity i wyjechał. Trzy miesiące później Kozłowski i świadek Kolano, którego zeznania jednoznacznie potwierdziły niewinność Kozłowskiego, zasiedli na ławie oskarżonych pod zarzutem dotkliwego pobicia Pyrkosza sztachetą. Zeznania Pyrkosza były mało wiarygodne o młody ten człowiek twierdził, że wracając w stanie nietrzeźwym do domu został pobity do nieprzytomności przez pana Kozłowskiego, a zaraz po odzyskaniu nieprzytomności pojechał rowerem do wsi odległej o 3 kilometry skąd pogotowie zabrało go do szpitala, gdzie spędził 13 dni. Jedynym świadkiem potwierdzającym tę wersję wydarzeń była matka Pyrkosza. Podczas trwania procesu ustalono ponad wszelką wątpliwość, że Marek Pyrkosz napadł na dom Kozłowskich i wybił szybę. Uległ on też tego dnia niewątpliwie jakiemuś wypadkowi. Charakter obrażeń wskazuje, że mogły być one wywołane upadkiem z płotu lub z roweru. Kolejne wersje zeznań Pyrkosza nie pokrywają się ze sobą. Z ust dalszych świadków padają oskarżenia Pyrkosza o awanturnictwo i bójki. Można temu przeciwstawić podpisana przez stu mieszkańców wsi opinię wystawioną obu oskarżonym. Mimo to sąd uznał Kozłowskiego winnym i skazał go na dwa lata więzienia, a T. Kolano na 1,5 roku więzienia i wysoką grzywnę.

              Należy dodać, – co ma bezpośrednie znaczenie dla sprawy, – że Sąd Wojewódzki odrzucił rewizję obrony, utrzymując wyrok w mocy. Był to więc wyrok prawomocny. Prócz 2 lat więzienia, w oparciu o tzw. powództwo adhezyjne /sytuacja, gdy roszczenie cywilno-prawne wynika bezpośrednio z czynu kryminalnego/ - zasądzono również 20tys. zł odszkodowania, które oskarżeni – Jan Kozłowski i Tadeusz Kolano – mieli wypłacić solidarnie rzekomej ofierze pobicia – Pyrkoszowi. Warto także przypomnieć, że rozprawa rewizyjna p. Kozłowskiego skompromitowała władze nie tylko poprzez wydanie skandalicznego wyroku. Skandalowi na sali sądowej towarzyszyły masowe aresztowania osób, które przybyły /lub raczej próbowały przybyć/ do gmachu sądu, realizując w ten sposób konstytucyjnie zagwarantowane prawo jawności rozpraw sadowych. Starsza jeszcze /chronologicznie/ kompromitacja władz – to nieudana próba osadzenia Jana Kozłowskiego w szpitalu psychiatrycznym. Tendencyjnie spreparowane i merytorycznie nonsensowne opinie biegłych sądowych zostały odrzucone przez zespół psychiatrów jednej z klinik, zaś próba posłużenia się psychiatrią jako narzędziem represji okazała się w naszym kraju niemożliwa. To wszystko miało miejsce przed Sierpniem. Natomiast, co było po Sierpniu? Po sierpniu był październik. Konkretnie 16 październik. Do gospodarstwa p. Kozłowskiego przybył komornik Sądu Rejonowego w Stalowej Woli i pod jego nieobecność dokonał zajęcia ruchomości na rzecz „wierzyciela” – Marka Pyrkosza – tytułem długu w kwocie 20tys. zł orzeczonym jako odszkodowanie. Dalszy bieg sprawy ilustruję cytatami z pism sądowych.

              W piśmie z dnia 18.10.1980 Jan Kozłowski wnosi skargę na czynność komornika, w której argumentuje m.in. „...zgodnie z protokołem Porozumienia zawartego przez Komisję Rządową i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w dniu 31 sierpnia 1980 w Stoczni Gdańskiej wykonanie wyroku zostało przerwane, a sprawa przekazana do rozpatrzenia Ministrowi Sprawiedliwości w celu nadania jej stosownego biegu”. Sąd Rejonowy w Stalowej Woli postanowieniem z dnia 29.11.1980 skargę oddalił, w uzasadnieniu stwierdzając m.in. „Art. 766 kpc. stanowi, że podstawą egzekucji jest tytuł wykonawczy. Tytułem wykonawczym jest tytuł egzekucyjny zaopatrzony w klauzulę wykonalności, zaś tytułem egzekucyjnym jest m. in. prawomocne orzeczenie sądu. Wierzyciel przedłożył komornikowi wyrok sądu rejonowego... zaopatrzony w klauzulę wykonalności. /.../ Do dnia dzisiejszego tytuł wykonawczy nie został pozbawiony wykonalności. Okoliczność, że dłużnik zaprzestał odbywać karę nie ma znaczenia dla roszczeń cywilnoprawnych poszkodowanego.”

              Od postanowienia sądu rejonowego p. Kozłowski odwołał się do Sądu Wojewódzkiego. Nie tylko początkujący adwokat, lecz również student 1-go roku prawa wie zapewne, że odwołanie to jest bezskuteczne: sąd, zgodnie z literą prawa będzie musiał egzekwować odszkodowanie na rzecz fałszywego świadka i prowokatora.

              Osobą odpowiedzialną za zaistniały stan rzeczy jest Minister Sprawiedliwości, który – zgodnie z pkt. 4b Porozumienia Gdańskiego – zobowiązany został w terminie 2 tygodni nadać bieg w sprawie i przerwać wykonanie kary do czasu zakończenia procesu. Drugą z tych rzeczy zrobił. Nie zrobił pierwszej. W przypadku Jana Kozłowskiego winna być niezwłocznie wniesiona rewizja nadzwyczajna. Właśnie rewizja nadzwyczajna jest w naszym systemie prawodawstwa środkiem, za pomocą którego Minister Sprawiedliwości może korygować wyroki sądowe, w których w normalnym postępowaniu dwuinstancyjnym dopuszczono się rażących pomyłek prawnych, błędów proceduralnych czy jawnej niepraworządności. W wyniku wniesienia takiej rewizji Jan Kozłowski mógłby zostać całkowicie uniewinniony z fałszywych zarzutów. Doznane krzywdy, prócz satysfakcji moralnej, można by było przynajmniej częściowo wynagrodzić przyznając odszkodowanie za jawne niesłuszne aresztowanie /prawo taką ewentualność przewiduje/. Nic podobnego sienie stało. Jan Kozłowski został po prostu zwolniony z wiezienia. A oto cytat odpowiedniego dokumentu: „Sąd Wojewódzki w Płocku, wydział II karny – sekcja Penitencjarna, po rozpatrzeniu sprawy J. Kozłowskiego o udzieleniu przerwy w odbywaniu kary pozbawienia wolności oraz po wysłuchaniu prokuratora, który pozostawia kwestię do uznania sądu na podstawie art. 68-69 kkw postanowił udzielić skazanemu Janowi Kozłowskiemu s. Franciszka na przebieg 6 miesięcy przerwy w odbywaniu kary”...

              Najbardziej zaskakujące jest uzasadnienie, które cytuję w całości: „Udzielenie przerwy skazanemu uzasadnione jest interesem społecznym /skazany prowadzi gospodarstwo rolne o pow.5,5 ha/ oraz jego złym stanem zdrowia.” Komentarz zbyteczny.

              Prawny status p. Kozłowskiego jest więc statusem prawomocnie skazanego więźnia, któremu udzielono 6 miesięcy urlopu. Do marca.

              Drugi niewinnie skazany w tym procesie – Tadeusz Kolano – jest w sytuacji jeszcze gorszej: przed rozprawą rewizyjną uchylono wobec niego tymczasowy areszt, sąd II instancji skazał go na 1,5 roku, kary tej nie zawieszając tak, że jego przypadku nie trzeba czekać do marca, można go osadzić w wiezieniu na przykład jutro. Dla niego również jedyną praworządną szansą anulowania krzywdzącego wyroku jest rewizja nadzwyczajna.

              Okazuje się jednak, że komornik sądu rejonowego jest w swych działaniach urzędniczych szybszy niż Minister Sprawiedliwości. Dotrzymuje po prostu terminów.

              Sprawy Jana Kozłowskiego ciąg dalszy zależy nie tylko od Ministra Sprawiedliwości. Również od opinii publicznej. I wątpić należy, aby opinia publiczna zgodziła się z tym, że „nadanie stosownego biegu sprawie” może ograniczyć się do udzielenia janowi Kozłowskiemu 6 miesięcznej przerwy w odbywaniu niesłusznej kary.

Jan Kielus

 

KOMITET OBRONY WIĘZIONYCH ZA PRZEKONANIA

 

              Dnia 20.12.1980 roku odbyło się w Warszawie pierwsze spotkanie Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania. Komitet Obrony Więzionych za Przekonania powołała Krajowa Komisja Porozumiewawcza NSZZ „Solidarność” na swoim posiedzeniu dnia 10.12.1980 roku w Gdańsku.

Decyzja powołania Komitetu jest wynikiem nierespektowania przez władze 4 pkt. Porozumienia Gdańskiego. Krajowa Komisja Porozumiewawcza stwierdza w swojej uchwale: „Nie jest naszym zamiarem dokonywanie oceny politycznych poglądów wymienionych osób. Nie chcemy również ingerować w uprawnienia Prokuratury. Jesteśmy jednak przekonani, że jest rzeczą niedopuszczalną więzienie ludzi za wyznawane przez nich poglądy. Nie można zaakceptować więzienia jako metody prowadzenia z nimi walki politycznej. Uważamy, że uwolnienie więźniów politycznych i zaniechanie represji za przekonania jest niezbędnym warunkiem przywrócenia klimatu zaufania między władzą a społeczeństwem, będzie służyć pogłębianiu procesu odnowy i demokratyzacji.”

              Na spotkaniu Komitet Obrony Więźniów za Przekonania zredagował list do Przewodniczącego Rady Państwa. Oto jego treść:

              W trosce o pełne i konsekwentne przestrzeganie praw obywatelskich w Polsce przystąpiliśmy do Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania powołanego uchwałą Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” z dnia 10 grudnia 1980 r.

              Zasadniczym naszym celem jest doprowadzenie do zaniechania przez władze represji karnych za głoszenie przez obywateli poglądów społeczno politycznych.

         ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin