Auel Jean Marie - Dzieci Ziemi 03 Łowcy Mamutów.txt

(1546 KB) Pobierz
JEAN M. AUEL        



Łowcy Mamutów
 

    . 1 .     

    Trzęsšc się ze strachu, Ayla kurczowo przylgnęła do wysokiego mężczyzny stojšcego obok i obserwowała zbliżajšcš się grupę. Jondalar opiekuńczo objšł jš ramieniem, ale to jej nie uspokoiło. 
    Jest taki wielki! - przeszło jej przez myl, gdy gapiła się na mężczyznę idšcego na czele grupy, którego broda i włosy miały kolor ognia. Nigdy nie widziała nikogo tak dużego. Nawet Jondalar malał w porównaniu z nim, chociaż obejmujšcy jš mężczyzna górował nad większociš ludzi. Czerwonowłosy człowiek, który do nich podchodził, był nie tylko wysoki. Był potężny, zwalisty jak niedwied. Miał potężny kark, jego piersi wystarczyłyby dla dwóch zwykłych mężczyzn, a masywne mięnie przedramienia dorównywały wielkoci uda normalnego człowieka. 
    Ayla zerknęła na Jondalara. Jego twarz nie wyrażała strachu, ale umiech był niepewny. To byli obcy ludzie, a długie podróże nauczyły go ostrożnoci w kontaktach z nieznajomymi. 
    - Nie przypominam sobie, żebym was kiedykolwiek widział - powiedział mężczyzna. - Z jakiego obozu jestecie? 
    Nie mówił językiem Jondalara, zauważyła Ayla, ale jednym z innych języków, których Jondalar jš uczył. 
    - Z żadnego obozu - powiedział Jondalar. - Nie jestemy Mamutoi. - Pucił Aylę i postšpił krok do przodu, z rękami wycišgniętymi przed siebie i z otwartymi dłońmi, żeby pokazać, że niczego nie ukrywa, a zarazem w gecie przyjaznego pozdrowienia. - Jestem Jondalar z Zelandonii. 
    - Zelandonii? To dziwne... Chwileczkę, czy dwaj obcy mężczyni nie zatrzymali się u tych ludzi znad rzeki, którzy mieszkajš na zachodzie? Zdaje się, że nazwa, jakš słyszałem, brzmiała jako podobnie. 
    - Tak, mój brat i ja mieszkalimy z nimi - potwierdził Jondalar. 
    Mężczyzna z płonšcš brodš mylał przez chwilę, po czym nieoczekiwanie wycišgnšł ręce w kierunku Jondalara i chwycił go w łamišcy koci, niedwiedzi ucisk. 
    - No to jestemy spokrewnieni! - zagrzmiał i szeroki umiech rozjanił mu twarz. - Tholie jest córkš mojego kuzyna! Na twarz Jondalara wrócił umiech. - Tholie! Kobieta o imieniu Tholie była współtowarzyszkš mojego brata. Ona nauczyła mnie waszego języka. 
    - Oczywicie! Powiedziałem ci. Jestemy spokrewnieni. Złapał przyjacielsko wycišgnięte ręce Jondalara, których przedtem nie chciał przyjšć. - Jestem Talut, przywódca Obozu Lwa. 
    Ayla zobaczyła, że wszyscy się teraz umiechali. Talut rzucił jej promienny umiech, po czym przyjrzał jej się z uznaniem. 
    - Widzę, że teraz nie podróżujesz z bratem - powiedział do Jondalara. 
    Jondalar znowu objšł Aylę, która zauważyła na jego twarzy przelotny wyraz bólu oraz zmarszczone czoło. 
    - To jest Ayla. 
    - To niezwykłe imię. Czy jest z obozu rzecznych ludzi? Jondalara zaskoczyła bezporednioć pytania, po czym, przypomniawszy sobie Tholie, umiechnšł się. Niska, przysadzista kobieta, którš znał, nie przypominała kolosa, z którym teraz rozmawiał na brzegu rzeki, ale oboje byli wyciosani z tego samego kamienia. Oboje byli bezporedni, otwarci, niemal niewinnie szczerzy. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie było łatwo wyjanić, kim jest Ayla. 
    - Nie, mieszka w dolinie, kilka dni podróży stšd. 
    Talut był zdziwiony. 
    - Nie słyszałem o kobiecie o tym imieniu, która mieszka niedaleko. Jeste pewien, że należy do Mamutoi? 
    - Jestem pewien, że nie należy. 
    - No to kim sš jej ludzie? Tylko my, Łowcy Mamutów, żyjemy w tej okolicy. 
    - Nie mam ludzi - powiedziała Ayla z odrobinš wyzwania, podnoszšc głowę. 
    Talut uważnie jš obserwował. Mówiła jego językiem, ale jakoć jej głosu i sposób, w jaki wymawiała słowa były... dziwne. Nie nieprzyjemne, tylko niezwykłe. Jondalar mówił z akcentem obcego języka. Różnica w jej wymowie wykraczała poza obcy akcent. Talut był zaciekawiony. 
    - Tak, ale to nie jest miejsce na rozmowy - powiedział wreszcie. - Nezzie głowę mi zmyje, jeli was nie zaproszę na wizytę. Gocie to zawsze trochę rozrywki, a my już dawno nie mielimy goci. Obóz Lwa chętnie was powita, Jondalar z Zelandonii i Ayla Bez Ludzi. Przyjdziecie? 
    - Co sšdzisz, Aylo? Chciałaby ich odwiedzić? - spytał Jondalar, przechodzšc na zelandonii, żeby mogła odpowiedzieć szczerze, bez obawy, że obrazi Taluta. - Czy nie pora, żeby spotkała ludzi własnego rodzaju? Czy nie to włanie powiedziała ci Iza? Znajd swoich własnych ludzi? - Nie chciał okazać zbytniej gorliwoci, ale po tak długim czasie bez nikogo innego, bardzo chciał tych odwiedzin. 
    - Nie wiem - powiedziała, marszczšc brwi w niezdecydowaniu. - Co o mnie pomylš? On chciał wiedzieć, kim sš moi ludzie. Nie mam już więcej ludzi. A co, jeli mnie nie polubiš? 
    - Polubiš cię, Aylo, uwierz mi. Wiem, że polubiš. Talut cię przecież zaprosił. Nie jest dla niego ważne, że nie masz ludzi. Poza tym, nigdy się nie dowiesz, czy by cię zaakceptowali, ani czy ty by ich polubiła, jeli nie dasz im szansy. To jest rodzaj ludzi, wród których powinna była wyrosnšć. Nie musimy długo zostawać. Możemy odejć, kiedy zechcemy. 
    - Kiedy zechcemy? 
    - Oczywicie. 
    Ayla wpatrywała się w ziemię, próbujšc podjšć decyzję. Chciała pójć z nimi. Pocišgali jš ci ludzie i chciała więcej o nich wiedzieć, ale żołšdek ciskał jej się ze strachu. Podniosła głowę i zobaczyła dwa kudłate konie stepowe, które pasły się na trawiastej łšce koło rzeki. Jej strach wzrósł. 
    - A co z Whinney!? Co z niš zrobimy? Mogš chcieć jš zabić. Nie mogę nikomu pozwolić na skrzywdzenie Whinney! 
    Jondalar zapomniał o Whinney. Co oni sobie pomylš? - zastanawiał się. 
    - Nie wiem, co zrobiš, Aylo, ale nie mylę, żeby jš zabili, jeli im powiemy, że jest wyjštkowa i nie przeznaczona do jedzenia. - Pamiętał własne zdziwienie i uczucie nabożnej grozy wobec zwišzku Ayli z koniem. Ciekawe będzie zobaczyć ich reakcję. Mam pomysł. 
    Talut nie rozumiał, co Ayla i Jondalar mówili, ale wiedział, że kobieta jest niechętna i mężczyzna próbuje jš namówić. Zauważył też, że nawet w jego języku mówi z tym samym, niezwykłym akcentem. Jego język - zdał sobie sprawę przywódca - ale nie jej.  
    Z przyjemnociš rozważał sprawę zagadkowej kobiety - zawsze lubił rzeczy nowe i niezwykłe, stanowiły wyzwanie. Nagle jednak tajemnica nabrała nowych wymiarów. Ayla gwizdnęła, głono i przenikliwie. Niespodziewanie kobyła koloru siana i rebak o niezwykłej ciemnobršzowej maci przygalopowali prosto do nich i stanęli przy kobiecie, która ich pogłaskała! Wielki mężczyzna stłumił dreszcz nabożnej grozy. To, co zobaczył, wykraczało poza wszystko, czego w życiu dowiadczył. 
    Czy jest mamutem? - zastanawiał się z rosnšcš obawš. Czy ma specjalnš moc? Wielu służšcych Matce twierdziło, że majš specjalnš magię przywoływania zwierzšt i kierowania polowaniem, ale nigdy nie widział nikogo, kto tak potrafił panować nad zwierzętami, żeby przyszły na dany im sygnał. Ona ma wyjštkowy talent. Trochę to przerażało, ale jak obóz mógłby zyskać! Polowania byłyby takie łatwe! 
    Talut jeszcze nie pozbierał się z jednego szoku, kiedy kobieta dostarczyła mu następnego. Trzymajšc sztywnš grzywę kobyły, wskoczyła na jej grzbiet i usiadła okrakiem. Szczęka wielkiego mężczyzny opadła w zdumieniu, kiedy koń z Aylš na grzbiecie pogalopował wzdłuż brzegu rzeki. Wraz ze rebakiem popędzili zboczem wzgórza na step. Zdumienie, jakie widniało w oczach Taluta, malowało się również na twarzach reszty grupy. Dwunastoletnia dziewczynka przysunęła się do przywódcy i oparła o niego. 
    - Jak ona to zrobiła, Talucie? - spytała drżšcym głosem, pełnym zaskoczenia, nabożnego podziwu i zazdroci. - Ten mały koń był tak blisko, prawie mogłam go dotknšć. 
    Wyraz twarzy Taluta złagodniał. 
    - Będziesz musiała jš spytać, Latie. Albo Jondalara - powiedział, odwracajšc się do wysokiego gocia. 
    - Sam dobrze nie wiem -powiedział Jondalar. - Ayla ma specjalny sposób obchodzenia się ze zwierzętami. Wychowała Whinney od rebaka. 
    - Whinney? 
    - Tylko tak potrafię wymówić imię, jakie nadała kobyle. Kiedy ona je mówi, to można pomyleć, że sama jest koniem. rebak nazywa się Zawodnik. Ja go nazwałem, poprosiła mnie o to. W zelandonii to znaczy kto, kto szybko biega. Znaczy również: ten, kto próbuje być najlepszy. Jak pierwszy raz zobaczyłem Aylę, pomagała włanie kobyle przy porodzie. 
    - To musiał być widok! Nie sšdziłem, że kobyła może wtedy komu pozwolić zbliżyć się do siebie - powiedział jeden z mężczyzn w grupie. 
    Demonstracja konnej jazdy miała zamierzony przez Jondalara efekt i uznał, że pora powiedzieć o niepokojach Ayli. 
    - Mylę, że chciałaby odwiedzić wasz obóz, Talucie, ale boi się, że będziecie myleć, że te konie to po prostu jakiekolwiek konie, a ponieważ nie bojš się ludzi, będzie je łatwo zabić. 
    - To prawda. Odkryłe moje myli, ale to nie było trudne. Talut patrzył na powracajšcš Aylę, wyglšdajšcš jak jakie dziwne zwierzę, pół-człowiek i pół-koń. Był zadowolony, że nie natknšł się na niš niespodziewanie. To byłoby... denerwujšce. Zaczšł się zastanawiać, jak by to było samemu jechać na grzbiecie konia i czy też wyglšdałby tak imponujšco. Nagle, gdy wyobraził sobie siebie siedzšcego okrakiem na grzbiecie stepowego konia, zaczšł się głono miać. 
    - Raczej ja mógłbym nosić tę kobyłę niż ona mnie! - wykrztusił. 
    Jondalar zachichotał. Nie trudno było przeledzić myl Taluta. Wielu ludzi się umiechało lub chichotało i Jondalar zdał sobie sprawę z tego, że wszyscy musieli myleć o jedzie na koniu. Nie było w tym nic dziwnego. Jemu samemu też to natychmiast przyszło do głowy, kiedy pierwszy raz zobaczył Aylę na grzbiecie Whinney.    
  

    Ayla zobaczyła zszokowane twarze ludzi i, gdyby nie czekajšcy na niš Jondalar, popędziłaby konia z powrotem do doliny, skšd przyszli. We wczesnej młodoci zbyt często była potępiana za zacho...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin