Sterling Bruce - Swiety plomien.pdf

(1572 KB) Pobierz
BRUCE STERLING
BRUCE STERLING
Święty Płomień
Przełożył Krzysztof Sokołowski
2010
378218646.001.png
Tytuł oryginału:
Holy Fire
Wydawnictwo MAG, 1997
Redaktor serii:
Andrzej Miszkurka
ISBN 83-86572-67-1
Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Dolna 43/45, 00-773 Warszawa
tel./fax (0-22) 416042 lub (0-22) 412175
__________________________
NSB eBook 2010
WSTĘP
Wielką radoś sprawiło mi napisanie tego wstępu specjalnie dla moich polskich
czytelników. „Święty płomień” miał wiele zagranicznych wydań: brytyjskie, duńskie,
włoskie, japońskie, ale wstęp ten nie ukazał się w żadnym z nich. Napisałem go specjalnie dla
was, Polacy.
Pozwólcie więc, że przedstawię wam moją książkę pod tytułem „Święty płomień”. Jest to
kolejna powieś fantastycznonaukowa, napisana przez nieznanego wam Amerykanina, a –
jakby tego było mało – także Teksańczyka. Nowa amerykańska powieś fantastyczna mogła
wydawa się wam czymś egzotycznym przed 1989 rokiem, jestem jednak doskonale
świadomy tego, że w dzisiejszych czasach Polska tonie w oceanie amerykańskiej literatury
popularnej. Stało się tak dlatego, że Stany Zjednoczone to ostatnia nie znokautowana w ringu
superpotęga, więc sta nas na nieograniczony eksport naszej kultury... i eksportujemy ją
praktycznie bezmyślnie. Lata dziewiędziesiąte okazały się historyczną apoteozą Ameryki.
Spełniło się marzenie mojej ojczyzny – nikt nie może sobie pozwoli na to, by nas
lekceważy. A powinienem wspomnie w tym miejscu, że z małymi cho wspaniałymi
wyjątkami, polska fantastyka naukowa pozostaje w Stanach Zjednoczonych praktycznie
nieznana.
Miejmy nadzieję, że uda się nam kiedyś zmieni tę fatalną sytuację.
Z pokorą wyznaję niniejszym, że kraj mój popełnił wiele literackich grzechów, proszę
jednak, byście poświęcili chwilę czasu tej powieści. Mam wrażenie, że właśnie ona
(przynajmniej spośród moich książek) najlepiej nadaje się do lektury w waszym kraju.
Pojawienie się jej po polsku to owoc świadomej decyzji, a nie kolejna bezmyślna masowa
zbrodnia jankeskiego imperializmu kulturowego. Mam szczerą nadzieję i głęboko wierzę, że
książka ta ma coś cennego do powiedzenia mym polskim przyjaciołom.
Jestem pewien, że zdążyliście się juz zorientowa, jak bardzo dziwnym gatunkiem jest
amerykańska sf. Oto gałąź literatury pięknej której przedstawiciele piszą przekonywująco o
ośmionogich inteligentnych obcych, podróżujących po galaktyce w statkach kosmicznych, nie
potrafią jednak pisa przekonywująco o kobietach. Tworzą skomplikowane, egzotyczne
kultury dla potrzeb Marsjan, ani w ząb nie rozumieją jednak skomplikowanych, egzotycznych
kultur krajów, na przykład, Europy Środkowej. Gadają i gadają o rozwoju nauki i techniki,
zdumiewają jednak tym, że nie zdradzają żadnego zainteresowania przyszłością sztuki, cho
sami są przecież pisarzami, a tym samym artystami. Nie sposób przerwa im wykładu na
temat tych technik, które brzęczą, świecą i od czasu do czasu wybuchają, nie mają jednak
niemal nic do powiedzenia o innych, głębszych i złowrogich technikach – takich, które
zmieniają nas od środka.
Mówią o tym, co przyszłoś zrobi dla nas, nie potrafią jednak powiedzie nic o tym,
czego pragniemy.
W tej powieści fantastycznonaukowej, w „Świętym płomieniu”, próbowałem załata
choby kilka z owych ziejących dziur. Napisałem książkę, w której to, co niewidzialne staje
się widzialne, w której kwestie, pomijane na ogół przez fantastykę, pojawiają się w światłach
rampy. „Święty płomień” to opowieś o urodzie, sławie, sztuce, młodości i „joie de vivre”... i
o tym, jakie może by życie, kiedy wszystko to zostanie głęboko zmienione przez technikę.
Jest to także amerykańska powieś fantastycznonaukowa, w której Europa ma ogromne
znaczenie.
Jak Europa, bohaterka książki może by jednocześnie młoda i stara, może by
buntowniczką, lecz jednocześnie ugina się pod ciężarem historii. Dzisiejsza Europa to
kontynent starych społeczeństw rządzonych przez młodych ludzi. W dzisiejszej Europie
istnieje modelowa wręcz współpraca międzynarodowa i ujawniający się gwałtem separatyzm
etniczny. Starsi europejscy socjaldemokraci na emeryturze mieszkają na schludnych
przedmieściach miasta a młodzi ludzie, pozbawieni wszystkiego łącznie z pracą, gnieżdżą się
w slumsach tych samych miast. Europa bardzo mnie interesuje; interesuje mnie jej historia, jej
współczesnoś i jej przyszłoś. Bowiem przeszłoś nie jest nie zapisaną kartą, nie jest
scenografią na pustej scenie. Przyszłoś jest formą historii. Jest historią, która się jeszcze nie
zdarzyła.
Sporą częś tej książki napisałem podczas podróży po Europie. Pisałem ją także w
waszym kraju, w Lublinie, gdzie brałem udział w ogólnopolskim zjeździe miłośników
fantastyki naukowej.
Właśnie w Lublinie miałem niezapomnianą przyjemnoś obejrze jedno z mych
ulubionych dzieł sf – film „Aelita królowa Marsa”. Oglądałem to dzieło rosyjskiej fantastyki
siedząc pośrodku wypełnionego przez Polaków kina. Reakcje widzów okazały się dla mnie
rewelacją. Bardzo jasno uświadomiłem sobie, że w odróżnieniu ode mnie, Polacy aż za
dobrze zdają sobie sprawę z tego, czym dzieło to jest w rzeczywistości.
„Aelita” to wspaniały film, to by może nawet wielki film. „Aelitę” stworzyli rosyjscy
konstruktywiści, grupa rewolucyjnych, awangardowych artystów, fanatycznie oddanych idei
postępu technicznego. Scenografia jest piękna. Akcja porusza wyobraźnię. Kostiumy... piękno
kostiumów po prostu nie mieści się w głowie! „Aelita” ma wszystkie zalety doskonałej
fantastyki naukowej... z tym wyjątkiem, że sprzedaje straszliwą politykę, a jej przesłanie
skalkulowane zostało na coś, co pogrążyło ludzi w stanie niemal niekończącego się
nieszczęścia. Ten film nie jest już dla mnie abstrakcyjnym kuriozum. Nauczyłem się z tego
doświadczenia.
Teraz macie przed sobą „Święty płomień”. Teraz wy, Polacy, stoicie wobec dzieła
wywodzącego się z ducha innej grupy artystycznych fanatyków, obywateli innej superpotęgi
– amerykańskich „cyberpunkowców”. Jestem amerykańskim „cyberpunkowcem” i uznaję
rosyjskich konstruktywistów za ludzi, którzy pod wieloma względami byli moimi duchowymi
ojcami. Moja powieś nie dorównuje, by może, „Aelicie” jako dzieło sztuki, ma jednak z
tym filmem wiele wspólnego. Mówi o przekroczeniu granicy historii i zniszczeniu natury
ludzkiej. Mówi o radykalnych kierunkach w sztuce. Mówi także o fotografii, pierwszym
gatunku sztuki, którego medium jest całkowicie mechaniczne, i o wirtualności, cyfrowym
dziecku kina. By może zauważycie też, że sporo uwagi poświęca scenografii i kostiumom.
I z tego, co wiem, może by równie moralnie zła i niszcząca jak „Aelita”. Bowiem to, co
opisuję w niej jako wspaniałe i atrakcyjne, w rzeczywistości może sta się straszne i
degenerujące. Pomysły z tej książki, jeśli znajdą sobie drogę do codzienności politycznej i
ekonomicznej rzeczywistości, mogą mie konsekwencje obrzydliwe i przerażające. Niestety,
konsekwencji nie sposób określi z góry. Opisa mogę tylko to, co sobie wyobrażam.
Przelewam wyobraźnię na papier. A potem patrzę, co się dzieje.
Obserwowałem kiedyś „Aelitę królową Marsa” w towarzystwie Polaków. Rozmawiałem
z Polakami o bolszewizmie, nowym radzieckim człowieku i wyglądającej niegdyś tak
wspaniale historyczno-deterministycznej drodze do postępowej przyszłości. Wypiliśmy przy
okazji sporo doskonałej polskiej śliwowicy, sądzę więc, że wszyscy byliśmy szczerzy. To
doświadczenie czegoś mnie nauczyło. Nie jestem już taki naiwny.
Bycie awangardowym artystą, cierpiącym na obsesję techniki, może prowadzi do
dziwnych i tragicznych skutków. O wiele łatwiej jest wywoła lawinę niż ją zatrzyma.
Lawina wywołana w 1917 roku skończyła się dopiero w 1989. To przede wszystkim Polacy
odkopywali zasypanych i dawali im sztuczne oddychanie. Byli pierwszymi spośród obywateli
państw Paktu Warszawskiego, którym wystarczyło odwagi, by wyjś na ulicę i siły, by z niej
nie zejś przez wiele mrocznych lat. W ten sposób odzyskali władzę w swej ojczyźnie. A, co
najważniejsze, Polacy nie zmasakrowali przy okazji tysięcy ludzi i nie zesłali nikogo do
obozu pracy.
Gratulacje. Było to z pewnością wielkie narodowe osiągnięcie, ale w przyszłości raczej
unikajmy takich sytuacji, dobrze? Chcę, byście wiedzieli, że dzięki temu waszemu
narodowemu doświadczeniu nieco lepiej orientuję się teraz, co to znaczy myśle i działa jak
wspaniały, rewolucyjny rosyjski konstruktywista.
My, Amerykanie, mieliśmy szczęście – w odróżnieniu od Polski nikt nie kazał nam
zapłaci ceny za przetrwanie XX stulecia. Teraz Polacy i Amerykanie mogą obserwowa
koniec XX wieku wspólnie, w tragicznie rzadkiej chwili szczerej przyjaźni. Miło jest
obserwowa Europę Środkową jako miejsce zmian, miejsce gdzie historia odtajała, miejsce w
którym rodzi się przyszłoś.
Pozwólcie, że jedno stwierdzę stanowczo: przyszłoś nie będzie taka jak w mojej książce.
Ta powieś to nie recepta, nie proroctwo, nie wezwanie do broni. A przede wszystkim, w
odróżnieniu od „Aelity”, to nie nachalna propaganda jednopartyjnego państwa wszechobecnej
cenzury. Ta powieś to scenariusz, eksperyment myślowy. Szczegóły nie będą się zgadza.
Sądzę jednak, że niektóre z wyobrażonych w niej trendów mogą mie w przyszłości
Zgłoś jeśli naruszono regulamin