Roma Sub Rosa 02 - Ramiona Nemezis - Saylor Steven.rtf

(1071 KB) Pobierz
Ramiona Nemezis

STEVEN SAYLOR

RAMIONA NEMEZIS

 

CZĘŚĆ I

TRUP W BIBLIOTECE

ROZDZIAŁ I

Mimo wszystkich swych chwalebnych przymiotówuczciwości, wierności, sprytu i niesamowitej zwinnościEko niezbyt nadaje się na odźwiernego. Jest niemową. Nigdy jednak nie był głuchy; przeciwnie, ma najbystrzejszy słuch spośród wszystkich znanych mi osób. Śpi też czujnie, co pozostało mu z tamtych okropnych dni jego dzieciństwa, kiedy porzuciła go matka, a zanim ja go przygarnąłem, by w końcu adoptować. Nic więc dziwnego, że on właśnie posłyszał stukanie do drzwi dwie godziny po zmierzchu, kiedy wszyscy w domu już spali. Powitał mego nocnego gościa, ale nie potrafił go spławić, nie uciekając się do niegrzecznych gestów wieśniaka odpędzającego pchającą się do izby gęś. Cóż więc miał chłopak uczynić? Mógłby obudzić Belbona, mojego domowego osiłka. Wielki, śmierdzący czosnkiem i głupawo przecierający oczy Belbo może nastraszyłby przybysza, lecz wątpię, czy udałoby mu się go pozbyć. Obcy był uparty, a przy tym dwakroć mądrzejszy niż Belbo silny. Eko zrobił zatem jedyną możliwą w tej sytuacji rzecz: skinął na gościa, by zaczekał, a sam cicho zapukał do drzwi mojej sypialni. To nie wystarczyło, by mnie obudzić. Solidne porcje ugotowanej przez Bethesdę zupy rybnej z kaszą jęczmienną, popite dobrym białym winem sprawiły, że spałem jak kamień. Chłopiec po cichu otworzył drzwi, podszedł do mnie na palcach i potrząsnął za ramię.

Obok mnie Bethesda poruszyła się i westchnęła przez sen. Jej bujne czarne włosy spoczywały na mojej twarzy i szyi. Woń perfumowanej henny wzbudziła w mym podbrzuszu falę erotycznego mrowienia. Odwróciłem się ku niej, układając wargi do pocałunku i przesuwając dłonią po jej ciele. Jak to możliwe, pomyślałem sennie, że sięgnęła stamtąd ręką nade mną i złapała mnie za ramię?

Eko nie lubił wydawać tych półzwierzęcych pomruków właściwych niemowom, uważając je za uwłaczające jego godności. Wolał zachowywać surowe milczenie Sfinksa i pozwalać mówić swym dłoniom. Ścisnął moje ramię mocniej i energiczniej potrząsnął. Rozpoznałem wreszcie jego dotyk, niczym głos kogoś znajomego. Zrozumiałem nawet, co mówi.

Ktoś przyszedł?mruknąłem, nie otwierając oczu.

Eko klepnął mnie raz na znak przytaknięcia. Przytuliłem się do Bethesdy, która odwróciła się tymczasem do mnie plecami. Dotknąłem wargami jej ramienia; wypuściła oddech ni to w westchnieniu, ni to w zalotnym mruknięciu. We wszystkich moich podróżach, od słupów Heraklesa po granicę z Partami, nigdy nie spotkałem kobiety reagującej równie wrażliwie. Ona jest jak lira zrobiona przez mistrza, pomyślałem, idealnie zbudowana i nastrojona, z biegiem lat coraz doskonalsza. Jakimże szczęściarzem jesteś, Gordianusie Poszukiwaczu, jaki skarb znalazłeś na aleksandryjskim targu niewolników przed piętnastoma laty...

Gdzieś w pościeli poruszyło się kocię. Egipcjanka do szpiku kości, Bethesda zawsze trzyma w domu koty i nawet pozwala im włazić do naszego łoża. Kociak ruszył doliną między naszymi udami, ocierając się o nas miękkim futerkiem. Na razie trzymał pazurki schowane i całe szczęście, moja najwrażliwsza część bowiem w ostatnich sekundach sporo urosła, a zwierzak zdawał się zmierzać wprost ku niej. Może pomyślał, że to wąż, którym może się pobawić. Przycisnąłem się mocniej do dziewczyny, by się osłonić. Westchnęła znowu. Przypomniała mi się inna, deszczowa noc sprzed dziesięciu lat, zanim dołączył do nas Eko: inny kot, inne łoże, ale ten sam stary dom po moim ojcu i my dwoje, młodsi, ale bynajmniej nie inni niż teraz. Zapadłem w drzemkę.

Poczułem na ramieniu dwa ostre klepnięcia. W ten sposób w ciemnościach Eko mówił „nie” (w dzień normalnie potrząsnąłby głową). Nie, nie mógł i nie chciał odprawić mojego gościa. Po chwili znów plasnął mnie dwukrotnie.

Dobrze już, dobrze...wymamrotałem.

Bethesda odsunęła się ze złością, pociągając za sobą koc i wystawiając mnie na wilgotny chłód wrześniowej nocy. Kociak przekoziołkował w moją stronę, rozczapierzając pazury dla złapania równowagi.

Na jądra Numy!syknąłem głośno, choć to nie ów legendarny król doznał w tej chwili skaleczenia drobnym pazurkiem.

Eko dyskretnie nie zwrócił uwagi na mój okrzyk bólu, ale Bethesda zachichotała sennie. Wyskoczyłem z łoża i po omacku poszukałem tuniki. Chłopiec już ją podawał, trzymając w górze, by łatwo mi było ją nasunąć.

Oby się okazało, że to coś ważnego!warknąłem.

Sprawa istotnie była ważna, choć ani tamtej nocy, ani jeszcze przez jakiś czas nie wiedziałem jak bardzo. Gdyby czekający w westybulu emisariusz wyraził się jasno, gdyby szczerze powiedział, z czym i od kogo przybywa, spełniłbym jego życzenie bez chwili wahania. Takie sprawy i tacy klienci trafiają się w moim fachu nazbyt rzadko. Gotów byłbym bić się o takie zlecenie. Jednakże człowiek, który przedstawił się lakonicznie jako Marek Mummiusz, roztaczał aurę wieszczej tajemniczości i traktował mnie z podejrzliwością graniczącą z pogardą. Oznajmił, że moje usługi są niezwłocznie potrzebne i w związku z tym będę musiał wyjechać z Rzymu na kilka dni.

Czy masz jakieś kłopoty?spytałem.

Nie ja!krzyknął.

Najwyraźniej nie umiał się wysławiać tonem odpowiednim dla uśpionego domostwa. Jego słowa brzmiały jak seria warknięć i szczęknięć; tak karci się niesfornego psa czy niewolnika. Nie ma na świecie języka równie nieprzyjemnego jak łacina artykułowana w taki koszarowy sposób... Chociaż byłem zaspany i otumaniony winem, zaczynało jednak mi coś świtać na temat nieproszonego gościa. Pod jego ładnie przystrzyżoną bródką, pod prostą, lecz kosztowną czarną tuniką, porządnymi butami i eleganckim wełnianym płaszczem rozpoznałem żołnierza, człowieka nawykłego do wydawania rozkazów, które są natychmiast wykonywane.

No!rzucił, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół, jakbym był leniwym rekrutem tuż po pobudce, ociągającym się przed codziennym marszem.Idziesz czy nie?

Eko, urażony takim grubiaństwem, oparł ręce na biodrach i wlepił w nieznajomego gorące spojrzenie. Mummiusz uniósł głowę i parsknął niecierpliwie. Odchrząknąłem i powiedziałem spokojnie:

Ekonie, przynieś mi kubek wina. Ciepłego, jak możesz. Sprawdź, czy w kuchni jeszcze tli się żar. Może kubeczek i dla ciebie, Mummiuszu?

Mój gość burknął coś i potrząsnął głową, jak dobry legionista na służbie.

Może więc trochę grzanego jabłecznika?zaproponowałem.Nalegam, Marku Mummiuszu. Noc jest chłodna. Przejdźmy do gabinetu... Spójrz, Eko już pozapalał nam lampy. Ten chłopak w lot odgaduje moje życzenia. Proszę, spocznij tu... Nie, nie, musisz usiąść. A teraz, Marku Mummiuszu... domyślam się, że przybywasz zaoferować mi pracę.

W jaśniejszym świetle w gabinecie dostrzegłem, że mój gość wygląda na zmęczonego, jakby nie spał od dłuższego czasu. Wiercił się jednak na krześle niespokojnie, a oczy miał szeroko otwarte, nienaturalnie czujne. Po chwili zerwał się i zaczął chodzić po izbie, a kiedy Eko podał mu ciepły jabłecznik, odmówił. Tak właśnie żołnierz na długiej warcie odrzuca wszelkie wygody w obawie przed mimowolnym zaśnięciem.

Takprzyznał w końcu.Przybyłem, by wezwać cię...

Wezwać mnie?przerwałem.Nikt nie wzywa Gordianusa Poszukiwacza. Jestem obywatelem, a nie czyimkolwiek niewolnikiem albo wyzwoleńcem; według zaś ostatnich doniesień Rzym wciąż jeszcze jest republiką, nie dyktaturą... choć trudno w to uwierzyć. Inni obywatele przychodzą, by się ze mną skonsultować, poprosić o usługę, wynająć mnie. I czynią to zwykle za dnia. Przynajmniej ci uczciwi.

Mummiusz z trudem powstrzymywał rozdrażnienie.

To jest śmiechu warte!zakrzyknął.Oczywiście otrzymasz zapłatę, jeśli to cię niepokoi. W samej rzeczy jestem upoważniony, by zaoferować ci pięciokrotność twojej zwykłej stawki dziennej z uwagi na niedogodność i... podróżedokończył z lekkim wahaniem.Gwarantowane honorarium za pięć dni, plus wszelkie koszty i wydatki.

No, tymi słowami zapewnił sobie moją całkowitą uwagę. Kątem oka dojrzałem, jak Eko unosi brwi, milcząco doradzając mi rozwagę; dzieci ulicy szybko uczą się twardego targowania.

To doprawdy szczodra oferta, Marku Mummiuszupowiedziałem.Tak, wielce szczodra. Oczywiście może sobie nie zdajesz sprawy, że ostatnio byłem zmuszony podnieść stawkę. Ceny w Rzymie wciąż idą w górę przez tę rewoltę niewolników i szalejącego na prowincji niezwyciężonego Spartakusa, siejącego chaos i...

Niezwyciężonego?Przybysz wydawał się do głębi urażony.Spartakus niezwyciężony? Wkrótce się o tym przekonamy!

Niezwyciężony w starciu z armią rzymskąwyjaśniłem.Jak dotąd, jego wojska pobiły każdy wysłany przeciwko nim oddział. Ba, przepędzili nawet dwóch konsulów, którzy musieli haniebnie rejterować. Ale sądzę, że kiedy Pompejusz...

Pompejusz?Mummiusz jakby wypluł to nazwisko.

Tak, sądzę, że kiedy Pompejusz wreszcie sprowadzi tu swe legiony z Hiszpanii, szybko uporamy się z powstaniem...ciągnąłem temat tylko dlatego, że zorientowałem się, iż drażni on gościa, a chciałem odwrócić jego uwagę od zamierzonego wywindowania mojej stawki.

Mummiusz współpracował ze mną wspaniale, krążąc po gabinecie jak lew w klatce, zaciskając zęby i płonąc wzburzeniem. Nie wdawał się jednak w dalszą dyskusję nad ważną kwestią buntu rzymskich niewolników. Wszystko, co mógł z siebie wydobyć w słabych próbach wejścia mi w słowo, to tylko „przekonamy się o tym”. W końcu podniósł głos jeszcze bardziej, skutecznie mnie zagłuszając:

Zobaczymy wkrótce, co będzie ze Spartakusem! Wracajmy do rzeczy! Mówiłeś coś o swoich stawkach.

Odchrząknąłem i pociągnąłem łyk wina.

Tak. No właśnie. Jak więc mówiłem, przy tych zwariowanych cenach...

Mówże dalej, człowieku!

Cóż... nie wiem, co ty albo twój mocodawca słyszeliście o moich honorariach. Nie wiem, skąd znacie moje imię i kto mnie wam polecił.

Mniejsza o to.

W porządku. Ale wspomniałeś o pięcio...

Tak, o pięciokrotności twojej dziennej stawki!

To się może okazać sporą sumą, jeśli wziąć pod uwagę, że zwykle biorę...Eko przesunął się za plecy przybysza i kciukiem pokazywał mi „w górę, w górę, w górę!”...osiemdziesiąt sestercówrzuciłem, biorąc tę kwotę z powietrza. Była to równowartość dwóch miesięcznych pensji szeregowego legionisty.

Mummiusz spojrzał na mnie dziwnie i przez chwilę myślałem, że przesadziłem. Ach, cóż, jeśli oburzony obróci się na pięcie i wymaszeruje z domu bez słowa, przynajmniej będę mógł wrócić do rozgrzanego łoża i do Bethesdy. I tak pewnie mnie nabierał.

A potem wybuchnął śmiechem. Nawet Ekona zbiło to z tropu. Widziałem ponad ramieniem gościa, jak marszczy czoło ze zdumienia.

Osiemdziesiąt sesterców dzienniepowtórzyłem najspokojniej jak umiałem, starając się nie pokazywać zmieszania.Rozumiesz?

O, tak!Koszarowy rechot Mummiusza ścichł do kpiącego śmieszku.

A gdy pomnożyć to przez pięć...

Otrzymamy czterystawarknął.Znam arytmetykę!prychnął z tak szczerą wzgardą, że już wiedziałem, iż mogłem zażądać o wiele więcej.

Z racji mojej profesji często miewam kontakty z bogatymi obywatelami Rzymu. Bogacze w swych walkach z innymi bogaczami potrzebują prawników; prawnikom trzeba informacji, a ich zdobywanie to moja specjalność. Przyjmowałem już honoraria od wziętych adwokatów, jak Hortensjusz i Cycero, a czasami bezpośrednio od tak znamienitych klientów, jak wielkie rody Metellów i Messalów. Ale nawet oni żachnęliby się na pomysł płacenia Gordianusowi Poszukiwaczowi dziennej stawki w wysokości czterystu sesterców. Jak więc bogaty jest klient, którego reprezentuje Marek Mummiusz?

Nie było już wątpliwości, czy mam przyjąć zlecenie. Pieniądze załatwiły sprawę. Bethesda będzie gruchać jak synogarlica na widok takiej masy srebra płynącej do domowej skrzyni, a niektórzy dłużnicy znów zaczną witać mnie z uśmiechem, zamiast szczuć psami. Jednak prawdziwe sidła, w jakie się złapałem, zastawiła moja własna ciekawość. Zapragnąłem się dowiedzieć, kto przysłał Marka Mummiusza do moich drzwi. Niemniej nie chciałem, by pomyślał, że już mnie zdobył.

To dochodzenie musi być ważnerzuciłem od niechcenia, siląc się na stoicki spokój profesjonalisty, wcale nie myślącego o fontannach brzęczących srebrnych monet. Czterysta sesterców dziennie razy pięć gwarantowanych dni pracy daje dwa tysiące. Wreszcie będę mógł naprawić tylną ścianę domu, wymienić spękane płytki w atrium, a może też pozwolić sobie na nową niewolnicę do pomocy Bethesdzie...

Tak ważne, że nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek trafi ci się podobne.Mummiusz skinął poważnie głową.

A przy tym, domyślam się, delikatneindagowałem dalej.

Wyjątkowo.

I wymaga dyskrecji?

Bardzo daleko posuniętejpotwierdził.

Rozumiem więc, że stawką jest coś więcej niż byle majątek. Czyżby honor?

Więcej niż honorodpowiedział ponuro Mummiusz, z zabobonnym lękiem w oczach.

Zatem życie? Stawką jest czyjeś życie?

Po wyrazie jego twarzy zorientowałem się, że mówimy o morderstwie. Sowite honorarium, tajemniczy zleceniodawca, zbrodnia... nie mogłem się dłużej opierać. Stać mnie było jedynie na zachowanie obojętnej miny. Mummiusz zaś wyglądał bardzo poważniejak wojownik na polu bitwy, nie podniecony w oczekiwaniu na starcie, ale po wszystkim, wśród stosów trupów, ogarnięty żalem.

Nie życieodrzekł powoli.Nie zwykłe pojedyncze życie. Życie wielu mężczyzn, kobiet i dzieci wisi na włosku. Jeśli nie będziemy przeciwdziałać, krew popłynie jak woda, a szloch niewiniątek będzie słychać w samej paszczy Hadesu.

Dokończyłem wino i odstawiłem kubek.

Marku Mummiuszuzapytałemczy powiesz mi wprost, kto cię przysyła i czego ode mnie oczekujecie?

Już i tak za wiele powiedziałem.Potrząsnął przecząco głową.Może zanim przybędziemy na miejsce, kryzys minie, problem będzie rozwiązany i nie będziemy twoich usług w ogóle potrzebować. W takim razie najlepiej, byś nic nie wiedział, ani teraz, ani kiedykolwiek.

I żadnych wyjaśnień?

Żadnych. Ale zapłatę otrzymasz niezależnie od okoliczności.

Skinąłem głową.

Jak długo nie będzie nas w Rzymie?spytałem.

Pięć dni, już ci mówiłem.

Wydajesz się przekonany.

Pięć dnizapewnił.A potem możesz wrócić do Rzymu... może nawet i wcześniej, ale na pewno nie później. Za pięć dni wszystko się skończy, tak czy inaczej. Dobrze... albo źle.

Rozumiemodrzekłem, ni w ząb nie rozumiejąc.A dokąd się wybieramy?

Mummiusz zacisnął usta.

Bo widzisz...ciągnąłemwcale nie jestem pewien, czy mam ochotę wałęsać się po kraju akurat teraz, nie mając pojęcia, dokąd zmierzam. Trwa akurat drobny buncik niewolników. Zdaje się, że dyskutowaliśmy o nim przed chwilą. Moje źródła na wsi mówią, że należy zdecydowanie unikać niepotrzebnych wycieczek.

Będziesz bezpiecznyrzucił krótko i władczo mój gość.

Mam więc twoje słowo jako żołnierza... a może byłego żołnierza?... że nie znajdę się w sytuacji taktycznego zagrożenia?

Powiedziałem, że będziesz bezpiecznypowtórzył, patrząc na mnie spod zmrużonych powiek.

Dobrze więc. Myślę, że pozostawię w domu Belbona dla ochrony. Jestem pewien, że twój mocodawca zapewni mi eskortę, jeśli zajdzie potrzeba. Ale chciałbym zabrać z sobą Ekona. Chyba szczodrość twojego szefa obejmie też zapewnienie mu strawy i miejsca do spania?

Mummiusz popatrzył sceptycznie na Ekona.

To tylko chłopieczauważył.

Eko ma osiemnaście lat. Już od ponad dwóch lat nosi męską togę.

Jest niemową?

Tak. Ideał żołnierza, co?

Myślę, że możesz go zabraćmruknął.

Kiedy wyruszamy?

Kiedy tylko będziesz gotów.

Zatem rano?

Spojrzał na mnie, jakbym był najgorszym leniem w centurii, domagającym się drzemki przed bitwą. W jego głosie pojawił się znowu ton dowódcy.

Nie! Natychmiast, gdy się przygotujesz do drogi! I tak już zmarnowaliśmy dość czasu!

No, dobra.Ziewnąłem.Powiem tylko Bethesdzie, by spakowała mi trochę rzeczy...

To niepotrzebne.Mummiusz wyprostował się w końcu na całą swą wysokość, wciąż zmęczony, ale uradowany, że znów ma sprawy pod kontrolą.Wszystko, czego będziesz potrzebował, zostanie ci dostarczone.

Oczywiście. Klienta, który płaci dwa tysiące sesterców, z pewnością stać i na dorzucenie paru drobiazgów jak zmiana odzieży, grzebień czy niewolnik tragarz.

Dobrze więc. Jeszcze tylko chwileczkę, pożegnam się z Bethesdą.

Wychodziłem już z gabinetu, kiedy Mummiusz chrząknął i zapytał:

Tak dla pewności... chyba żaden z was nie ma kłopotów z chorobą morską?


ROZDZIAŁ II

Ale dokąd ten człowiek cię zabiera?zażądała odpowiedzi Bethesda. (Tak, zażądała. Nieważne, że jest tylko niewolnicą. Jeśli jej impertynencja wydaje się wam nieprawdopodobna, to dlatego, że jej nie znacie).Kim on jest? Skąd masz pewność, że można rogów, by cię wywabić za miasto i tam bez świadków poderżnąć ci gardło?

Bethesdo, gdyby ktoś chciał mi to zrobić, o wiele łatwiej przyszłoby mu to tu, w Suburze. Zabójcę można wynająć na każdym rogu.

Tak, i dlatego masz Belbona, by cię chronił. Dlaczego nie bierzesz go z sobą?

Ponieważ wolę, by tu został i pilnował ciebie i innych pod moją nieobecność, abym nie musiał się o ciebie martwić.

Nawet wyrwana ze snu w środku nocy Bethesda była cudownym zjawiskiem. Jej włosy, kruczoczarne z przebłyskami srebra, wiły się wokół twarzy jak niesforna aureola. Nawet w złości zachowywała tę samą niewzruszoną godność, która przyciągnęła mnie do niej na targu w Aleksandrii przed piętnastoma laty. Poczułem ukłucie wątpliwości, jak zawsze, gdy miałem się z nią rozstać. Świat jest miejscem niepewnym i niebezpiecznym, a życie, jakie wybrałem, często graniczy z kuszeniem licha. Już dawno jednak nauczyłem się skrywać swe wątpliwości. Bethesda przeciwnie.

To kupa forsypowiedziałem.

Jeśli on nie kłamieprychnęła.

Myślę, że nie. Nie można przetrwać w takim mieście jak Rzym tak długo jak ja, nie nabywając choć ździebełko umiejętności oceny charakteru. Marek Mummiusz jest uczciwy o tyle, o ile może. Zgadzam się, że nie jest zbyt skory do wynurzeń.

Ależ on nawet nie chce powiedzieć, kto go przysyła!

To prawda, nie chce, ale otwarcie o tym mówi. Innymi słowy: nie kłamie.

Dziewczyna znów prychnęła wzgardliwie.

Mówisz jak jeden z tych oratorów, dla których ciągle pracujesz, jak ten śmieszny Cycero, nazywających prawdę kłamstwem albo kłamstwo prawdą, kiedy tylko im to pasuje.

Ugryzłem się w język i odetchnąłem głęboko.

Zaufaj mi, Bethesdopowiedziałem.W końcu jakoś do tej pory przeżyłem, prawda?

Spojrzałem jej w oczy i chyba dostrzegłem w nich cieplejszy promyk. Położyłem jej rękę na ramieniu. Strąciła ją i odwróciła się nadąsana. Tak to z nią zawsze. Przysunąłem się bliżej i dotknąłem dłońmi jej karku, wsuwając je pod kaskadę włosów. Nie wolno jej mnie odtrącić, więc się nie odsunęła, ale zesztywniała pod moim dotknięciem i uniosła głowę wysoko, nie poruszywszy się nawet, gdy całowałem ją w ucho.

Wrócęzapewniłem ją.Wrócę za pięć dni. Tak obiecuje ten człowiek.

Dostrzegłem, jak zaciska szczęki, a jej broda zaczyna drżeć. Przy kąciku oka uwydatnił się wachlarzyk zmarszczek, jakich przydał jej czas. Wpatrywała się w gołą ścianę.

Byłoby inaczej, gdybym wiedziała, dokąd jedziesz.

Uśmiechnąłem się. Bethesda poznała w życiu tylko dwa miasta: Aleksandrię i Rzym. Poza podróżą z jednego do drugiego nie wychylała z nich nosa dalej niż na milę. Jaka to dla niej różnica, czy pojadę do Kume, czy do Kartaginy?

No cóżwestchnąłem.Jeśli cię to pocieszy, powiem ci, że najpewniej spędzimy z Ekonem kilka najbliższych dni gdzieś w okolicy Bajów. Słyszałaś o nich, prawda?

Skinęła głową.

To piękne, ciche strony na wybrzeżuciągnąłem.Miasteczko leży po osłoniętej stronie przylądka Misenum, nad zatoką zwaną przez miejscowych Pucharem. Naprzeciwko leżą Pompeje i Puteoli. Podobno widok na Capri i Wezuwiusz jest zachwycający. Najbogatsi z bogatych budują tam na brzegach piękne domy i zażywają gorących kąpieli błotnych.

Ale skąd wiesz, że tam jedziesz, skoro ten człowiek nic nie mówi?

Po prostu zgaduję.

Bethesda rozluźniła się i westchnęła. Wiedziałem, że pogodziła się z moim wyjazdem, zwłaszcza że w perspektywie miała kilka dni samodzielnych rządów w domu i nieograniczonej władzy nad resztą niewolników. Wiem z doświadczenia, że pod moją nieobecność przeobraża się w bezlitosnego tyrana. Miałem tylko nadzieję, że Belbo wytrzyma jej twardą rękę. Ta myśl zmusiła mnie do uśmiechu.

Odwróciłem się i zobaczyłem że Ekon czeka w drzwiach. Przez mgnienie oka na jego twarzy malowała się fascyna...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin