Way_Margaret_Druga_szansa.pdf

(559 KB) Pobierz
7667446 UNPDF
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było upalne listopadowe popołudnie. Po powrocie
do swojego mieszkania w śródmiejskim apartamentow-
cu Olivia dostrzegła migające światełko automatycznej
sekretarki. Oparła się o blat kuchenny, zrzuciła buty
i wcisnęła guzik. Czekając na odtworzenie wiadomości,
szybko przeglądała pocztę. Marzyła o zbliżających się
długich letnich wakacjach. Ten rok szkolny był wyjąt­
kowo wyczerpujący. Praca z dorastającymi dziewczęta­
mi niewątpliwie nie należała do najłatwiejszych zajęć na
świecie.
Pierwsza nagrana wiadomość pochodziła od Marta
Edwardsa, z którym spotykała się od jakiegoś czasu. Matt
proponował wyjazd na święta do znanego nadmorskiego
kurortu. Musiała się nad tym zastanowić. Lubiła spędzać
czas w towarzystwie Matta. Był młodym, bez wątpienia
bardzo sympatycznym człowiekiem. Odpowiadało jej też
jego poczucie humoru i skłonność do ironizowania. Nie­
dawno kupił nowy drogi samochód i o dziwo pozwolił jej
usiąść za kierownicą i pojeździć po mieście. Rzadko spo­
tyka się mężczyznę, który dostrzega i docenia inteligen­
cję u kobiet. Matt jednak poświęcał naprawdę wiele ener-
6
Margaret Way
Druga szansa
7
gii, żeby zdobyć względy 01ivii i poprowadzić ją do ołtarza.
Niestety, nie zdawał sobie sprawy, że Olivia nie zdoła go
pokochać.
Poznała już miłość. Wiedziała, z jaką siłą może urze-
kać lub niszczyć. W miłości było tylko niebo lub piekło,
nic pośredniego. W porównaniu z tak gwałtownym uczu­
ciem sympatia to tyle co nic. Dlatego należało jak najszyb­
ciej uświadomić Mattowi, że niepotrzebnie traci swój cen­
ny czas. Kiedyś 01ivia nieomal została mężatką. Gdy była
bardzo zmęczona lub przygnębiona bezwiednie wracała
myślami do przeszłości. Wspominała, jak chwyciła za no­
życzki i pocięła suknię ślubną wraz z welonem, a tydzień
mal natychmiast przyszło jej do głowy, że chodzi o Harryego.
Zawsze cieszył się dobrym zdrowiem, ale przecież był już do­
brze po siedemdziesiątce.
- Stało się coś strasznego. - W słuchawce rozległy się
trzaski. - Tak mi przykro, kochanie, że to ja muszę cię
o tym zawiadomić. - Zapadło milczenie. 01ivia słyszała,
jak Grace próbuje powstrzymać łkanie. - Chodzi o twoje­
go wujka - wykrztusiła w końcu, potwierdzając obawy Oli-
vii. - Harry miał rozległy zawał. On nie żyje, Liwy! Umarł
dzisiaj o trzeciej po południu. To taki straszny szok. Na
szczęście Jason bardzo mi pomógł. Jest dla mnie prawdzi­
wą opoką.
Jason? Poczuła się, jakby dostała cios w brzuch. Dla zła­
pania równowagi oparła się o granitowy blat i przycisnę­
ła dłoń do walącego serca. Co Jason robił w Havilah? Nie
miał prawa tam się pokazywać!
- Przyjedź do domu - mówiła błagalnie Grace. - Jason
powiedział, że będziesz chciała sama wszystko zorganizo­
wać. Zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz mogła. Prze­
praszam, że mówię tak chaotycznie, ale jestem okropnie
przybita.
A co ja mam powiedzieć? Jak ogłuszona szła do salonu,
nie zwracając uwagi na listy, które posypały się na podło­
gę. Zdruzgotana opadła na fotel. Harry umarł... A Jason
był opoką dla Grace. Jak to się stało, że w ogóle znalazł
się w Havilah? Czyżby nie zarządzał już farmą hodowla­
ną, gdzie mieszkał razem z żoną i dzieckiem? Najwidocz­
niej musiał stamtąd wrócić. Tylko czemu Harry nawet jej
o tym nie wspomniał?
później postanowiła obciąć włosy, aby żaden mężczyzna
;
nie mógł już nigdy wsunąć w nie palców.
Kolejny telefon wzbudził jej niepokój. Nóż do rozcina­
nia listów wypadł z jej pozbawionych czucia rąk i z brzę­
kiem uderzył o płytki podłogi. Przysunęła się do aparatu
i czekała z zapartym tchem, instynktownie spodziewając
'
się złej wiadomości.
'
Doskonale znała nagrany głos, jednak tym razem nie
była to zwykła czuła paplanina, do jakiej przywykła. Gra­
ce Gordon, która od wielu lat prowadziła dom Harryego,
,
wydawała się zupełnie wytrącona z równowagi. Mówiła tak
szybko i bezładnie, że w pierwszej chwili 01ivia w ogóle
nie mogła nic zrozumieć. i
- Liwy, to ja, Grace. — Donośny głos zdawał się wypeł- :
niać kuchnię i niósł się w głąb korytarza. - Powinnaś przy­
jechać do domu, kochanie.
01ivia zacisnęła powieki. Musiało się coś wydarzyć. Nie­
8
Margaret Way
Druga szansa
9
Pewno dlatego, że wiedział, jak mnie zdenerwuje naj­
mniejsza wzmianka o Jasonie, odpowiedziała sobie na­
tychmiast. Przed laty to właśnie Jason Corey przysporzył
jej wielu cierpień. Była dwudziestoletnią dziewczyną, gdy
jej świat nagle się,zawalił. Myślała, że umrze, kiedy Jason,
jej narzeczony, rzucił ją w przeddzień ślubu. Teraz mia­
ła prawie dwadzieścia siedem lat i zaczęła już wierzyć, że
udało jej się zapomnieć o bólu i upokorzeniu, jakie wtedy
przeżywała. Jednakże wystarczyło usłyszeć jego imię, żeby
wszystkie wysiłki poszły na marne. Żal i rozgoryczenie po­
budziły ją do łez.
„Jest dla mnie prawdziwą opoką".
Poczuła złość, że ciągle o nim myśli, choć tak napraw­
dę nigdy nie mogła na nim polegać. Nigdy nie należał do
niej. Nawet wtedy, gdy zapewniał ją o swojej miłości, spał
z inną dziewczyną, która zaszła z nim w ciążę. Nigdy nie
wybaczyła mu zdrady. Nie przebaczyła też Megan Duffy,
przyjaciółce z dzieciństwa, która miała zostać jedną z czte­
rech druhen.
Teraz Megan nazywała się Corey. Była żoną Jasona i matką
ich dziecka. Prawdopodobnie mieli też inne dzieci, nikt jed­
nak nie odważyłby się opowiadać o tym 01ivii. Dla niej Jason
i Megan pozostali w koszmarnej przeszłości. Dlatego też nie
mogła pogodzić się z myślą, że Harry pozwolił, by Jason znów
pojawił się w ich życiu. Wujek Harry, właściwie stryjeczny
dziadek, wychowywał ją od chwili, gdy w wieku dziesięciu lat
w katastrofie kolejowej straciła rodziców. Harry pozostał ka­
walerem i to on odziedziczył Havilah, rodową siedzibę Lin-
fieldów w północnej, tropikalnej części Queenslandu.
Rodzice 01ivii w swojej ostatniej woli wyznaczyli
Harryego na prawnego opiekuna córki. Był to zwykły śro­
dek ostrożności. „Młodzi Linfieldowie", jak ich powszech­
nie nazywano, byli zamożni, dumni ze swojego nazwiska,
a natura nie poskąpiła im też urody. Spodziewali się za­
pewne dożyć późnej starości, jednak nie było im to pisa­
ne. Śmierć przerwała ich szczęśliwe dwunastoletnie mał­
żeństwo. . -
01ivia z niedowierzaniem uświadomiła sobie, że nie­
spełna tydzień temu rozmawiała z Harrym. Bywało, że
dzwoniła do niego kilka razy w ciągu jednego tygodnia,
ale z końcem roku szkolnego miała zawsze wyjątkowo du­
żo zajęć. Czasami rozpaczliwie marzyła o odwiedzeniu Ha-
vilah, ale bała się, że nie zniesie bólu. Wizyta w domu oży­
wiłaby zbyt wiele wspomnień. Miała już dość cierpień. Jej
wesele miało się odbyć w wielkiej stodole, którą Harry ka­
zał przerobić na piękną salę balową. Wszystko było zapla­
nowane w najdrobniejszych szczegółach. Stanowili z Jaso-
nem idealnie dobraną parę. Czasem myślała sobie, że nie
będzie w stanie opanować takiej dawki szczęścia. Ubó­
stwiała Jasona, nie potrafiła przeżyć bez niego ani jednego
dnia. Poszłaby za nim w ogień. A on za nią.
I nagle dowiedziała się, że to wszystko kłamstwa. Jason,
ten symbol prawdziwej miłości, okazał się kolosem na gli­
nianych nogach.
A teraz ukochany Harry, który znał jej wszystkie trage­
die i wiedział o wszystkich sukcesach, również ją opuścił.
Myślała o tym, jaki był opiekuńczy, z jakim zaangażowa­
niem dbał o każdą dziedzinę jej życia. Dostała najlepsze
10
Margaret Way
Druga szansa
11
wykształcenie, a w wieku dwudziestu lat ukończyła uniwer­
sytet z dyplomem z pedagogiki. Miała nadzieję, że znajdzie
zatrudnienie w którejś ze szkół średnich i będzie tam pra­
cować przez kilka lat, póki nie założą z Jasonem rodziny.
A później, kiedy ich dzieci, których oboje bardzo pragnęli,
trochę już podrosną, wróci do zawodu nauczycielki.
Marzycielka! Ale skąd mogła wiedzieć, że to wszystko
mrzonki? Wszyscy wokół byli przekonani, że Jason kocha
ją do szaleństwa.
- On cię wręcz wielbi! - słyszała bez przerwy.
Przeżyła koszmar, gdy z dnia na dzień dowiedzia­
ła się, że Jason będzie miał dziecko z Megan Duffy. Jak
na taką spokojną dziewczynę, Megan okazała się bardzo
energiczna. Cóż, mówi się przecież, że cicha woda brzegi
rwie. Ojciec i brat Megan pracowali u wujka Harryego
w cukrowni. Kiedy inne zakłady upadały, przedsiębior­
stwo Linfieldów nadal działało, a Harry robił co mógł dla
swoich pracowników i ich rodzin. I proszę, jak Megan
mu odpłaciła za życzliwość. Nawet jej rodzice przeży­
li wstrząs, gdy dowiedzieli się, że córka jest w ciąży i to
właśnie z Jasonem Coreyem. To dopiero była sensacja!
Cały okręg był wzburzony. Jason Corey miał przecież
poślubić Olivie Linfield. Wszyscy wiedzieli, że od dziec­
ka się przyjaźnili.
Nie pierwszy raz okazało się, że w życiu nie ma nić pew­
nego. Tego strasznego dnia, gdy Jason wyznał jej praw­
dę, postanowiła, że nie chce go nigdy więcej oglądać. By­
ła przekonana, że nic nie zdoła jej do tego zmusić. Kiedy
ochłonęła na tyle, żeby działać, przeprowadziła się do od­
ległej o kilkaset kilometrów stolicy stanu, Brisbane, i pod­
jęła studia.
Od tamtej pory nigdy nie odwiedziła domu. Za to wuj
Harry przyjeżdżał do niej. Oczywiście żadne z nich nigdy
nie wspominało Jasona. Oboje wiedzieli, że to by wszyst­
ko zepsuło. Jason zrujnował jej życie. Przez długi czas
wręcz dyszała nienawiścią, ale było to zbyt skrajne uczucie
i w końcu uznała, że musi pogodzić się z faktami. Filozo­
ficzny spokój pomógł jej.przezwyciężyć traumę. Teraz jed­
nak, po śmierci Harryego, musi mieć jeszcze więcej odwa­
gi. Tym bardziej, że trzeba będzie pojechać do domu.
W skroniach odezwał się tępy ból, gdy nagle przed ocza­
mi stanął jej obraz Jasona. Słońce odbijało się w jego pięk­
nych włosach, których rudobrązowy kolor przywodził na
myśl sierść setera, intensywnie niebieskie oczy patrzyły zu­
chwale, jego skóra miała zaskakująco oliwkowy odcień, bo
chociaż był rudy, opalał się na złoty brąz. Karnację odzie­
dziczył po swojej włoskiej babce, Renacie. Po niej też miał
radosną naturę, miłość do ziemi, upodobanie do jedzenia
i wina, zamiłowanie do sztuki, no i namiętność. Dla 01ivii
Jason Corey zawsze pozostanie uosobieniem kochanka. Na
tym zresztą także polegała jej tragedia. Chociaż nie zrobiła
nic złego, została okrutnie ukarana. A przecież to ona była
ofiarą, ona została zdradzona.
Gdy tak siedziała pogrążona w smutku, nagle przyszło
jej do głowy, że jest spadkobierczynią Harryego. Havilah
należała teraz do niej. Wiedziała, że wymaga to wielkiej
odpowiedzialności i decydujących zmian. Była ostatnią
osobą, która nosiła rodowe nazwisko. Mieli oczywiście dal-
12
Margaret Way
Druga szansa
13
szą rodzinę, jednak tylko ona nazywała się Linfield. Havi-
lah była ich rodową siedzibą, domem rodzinnym, a kiedyś
też największą i najbardziej dochodową plantacją trzciny
cukrowej na północy. W czasach jej dzieciństwa cukier był
najważniejszym produktem narodowej gospodarki. Bez­
pośrednio lub pośrednio stanowił źródło utrzymania setek
tysięcy ludzi. Niestety ceny na rynkach światowych spad­
ły, co pociągnęło za sobą ograniczenie produkcji. Plan­
tatorzy, którzy przez długi czas cieszyli się ze znakomitej
koniunktury, musieli uczyć się, jak poszerzyć ofertę, żeby
przetrwać.
Havilah znów wiodła prym.
01ivia zawsze żywo interesowała się wszystkimi zmia­
nami w posiadłości W Havilah bywało wielu gości, często
bardzo znamienitych. Uczestnicząc w spotkaniach z nimi,
dowiedziała się sporo o zarządzaniu plantacją i sposobach
rozszerzenia upraw o owoce tropikalne. Wuj był bardzo
dumny z jej bystrego umysłu.
To jednak Jason okazał się najbardziej uzdolniony i to
on właśnie namawiał Harry'ego do wprowadzania zmian
na plantacji
Ciąża Megan wpłynęła na życie kilku osób. Olivię zmu­
siła do opuszczenia Havilah i rozpoczęcia nowego życia
w Brisbane. Jason również wyniósł się daleko, aż za Wiel­
kie Góry Wododziałowe, które oddzielały wypalone słoń­
cem pustkowia od pokrytego bujną roślinnością wybrzeża.
Nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu przyjął stanowisko
zarządcy na pustynnej farmie. Ukończył z wyróżnieniem
wydział handlu i zarządzania i bez wątpienia miał głowę
do interesów, ale przecież nie wiedział nic na temat ho­
dowli bydła. Być może tak jak ona chciał wyjechać jak naj­
dalej i zacząć wszystko od nowa. Możliwe też, że tylko taka
posada dawała mu pewność, że zapewni utrzymanie żo­
nie i dziecku. Rodzina Coreyów była uboga. Podczas stu­
diów Jason pobierał stypendium. podejrzewała, że
Harry, który zawsze bardzo go lubił, także mu pomagał.
Trzeba przyznać, że Jason zasługiwał na wsparcie. A potem
wszystko się zawaliło.
Jason poszedł z Megan do łóżka i został ojcem jej dziec­
ka. Kiedy przysięgał, że za skarby świata nie może sobie
przypomnieć, co się wydarzyło, Ołivia w końcu uwierzy­
ła, że był to pijacki, godny ubolewania wybryk. Mimo to
nie potrafiła mu wybaczyć. Dobrze, że przynajmniej po­
stąpił uczciwie i ożenił się z Megan. A przecież jej nie ko­
chał. Paradoksalne w tym wszystkim było, że nigdy nawet
nie lubił Megan.
Z jakiegoś powodu wrócił w rodzinne strony i w dodat­
ku odszukał jej wuja. Znów będzie musiała stawić czoła Ja-
sonowi Coreyowi. Zdaje się, że nie ma sposobu, aby o nim
zapomnieć. Kolejny raz okazało się, że w życiu niczego nie
można być pewnym.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin