Conklin_Barbara_Zakochaj_sie_02.pdf

(589 KB) Pobierz
Falling In Love Again
BARBARA CONKLIN
ZAKOCHAJ SIĘ
Przełożyła Elżbieta Pajewska
294511473.158.png 294511473.169.png 294511473.180.png 294511473.191.png 294511473.001.png 294511473.012.png 294511473.023.png 294511473.034.png 294511473.045.png 294511473.056.png 294511473.067.png 294511473.078.png 294511473.089.png 294511473.100.png 294511473.111.png 294511473.119.png 294511473.120.png 294511473.121.png 294511473.122.png 294511473.123.png 294511473.124.png 294511473.125.png 294511473.126.png 294511473.127.png 294511473.128.png 294511473.129.png 294511473.130.png 294511473.131.png 294511473.132.png 294511473.133.png 294511473.134.png 294511473.135.png 294511473.136.png 294511473.137.png 294511473.138.png 294511473.139.png 294511473.140.png 294511473.141.png 294511473.142.png 294511473.143.png 294511473.144.png 294511473.145.png 294511473.146.png 294511473.147.png 294511473.148.png 294511473.149.png 294511473.150.png 294511473.151.png 294511473.152.png 294511473.153.png 294511473.154.png 294511473.155.png 294511473.156.png 294511473.157.png 294511473.159.png 294511473.160.png 294511473.161.png 294511473.162.png 294511473.163.png 294511473.164.png 294511473.165.png 294511473.166.png 294511473.167.png 294511473.168.png 294511473.170.png 294511473.171.png 294511473.172.png 294511473.173.png 294511473.174.png 294511473.175.png 294511473.176.png 294511473.177.png 294511473.178.png 294511473.179.png 294511473.181.png 294511473.182.png 294511473.183.png 294511473.184.png 294511473.185.png 294511473.186.png 294511473.187.png 294511473.188.png 294511473.189.png 294511473.190.png 294511473.192.png 294511473.193.png 294511473.194.png 294511473.195.png 294511473.196.png 294511473.197.png 294511473.198.png 294511473.199.png 294511473.200.png 294511473.201.png 294511473.002.png 294511473.003.png 294511473.004.png 294511473.005.png 294511473.006.png 294511473.007.png 294511473.008.png 294511473.009.png 294511473.010.png 294511473.011.png 294511473.013.png 294511473.014.png 294511473.015.png 294511473.016.png 294511473.017.png 294511473.018.png 294511473.019.png 294511473.020.png 294511473.021.png 294511473.022.png 294511473.024.png 294511473.025.png 294511473.026.png 294511473.027.png 294511473.028.png 294511473.029.png 294511473.030.png 294511473.031.png 294511473.032.png 294511473.033.png 294511473.035.png 294511473.036.png 294511473.037.png 294511473.038.png 294511473.039.png 294511473.040.png 294511473.041.png 294511473.042.png 294511473.043.png 294511473.044.png 294511473.046.png 294511473.047.png 294511473.048.png 294511473.049.png 294511473.050.png 294511473.051.png 294511473.052.png 294511473.053.png 294511473.054.png 294511473.055.png 294511473.057.png 294511473.058.png 294511473.059.png 294511473.060.png 294511473.061.png 294511473.062.png 294511473.063.png 294511473.064.png 294511473.065.png 294511473.066.png 294511473.068.png 294511473.069.png 294511473.070.png 294511473.071.png 294511473.072.png 294511473.073.png 294511473.074.png 294511473.075.png 294511473.076.png 294511473.077.png 294511473.079.png 294511473.080.png 294511473.081.png 294511473.082.png 294511473.083.png 294511473.084.png 294511473.085.png 294511473.086.png 294511473.087.png 294511473.088.png 294511473.090.png 294511473.091.png 294511473.092.png 294511473.093.png 294511473.094.png 294511473.095.png 294511473.096.png 294511473.097.png 294511473.098.png 294511473.099.png 294511473.101.png 294511473.102.png 294511473.103.png 294511473.104.png 294511473.105.png 294511473.106.png 294511473.107.png 294511473.108.png 294511473.109.png 294511473.110.png 294511473.112.png 294511473.113.png 294511473.114.png 294511473.115.png 294511473.116.png 294511473.117.png 294511473.118.png
Rozdział pierwszy
—Mam go ze sobą. Zamierzam go dzisiaj tam zanieść.
Byliśmy już na końcu łąk Talbota, kilka metrów od tere-
nu szkoły, kiedy wreszcie nie wytrzymałam i powiedziałam
Amy o wszystkim. Obdarzyła mnie najpromienniejszym ze
swoich uśmiechów, a jej ciemne oczy błyszczały z podniece-
nia.
— Wspaniale, Mariah! Nie sądziłam, że się kiedyś na to
odważysz!
Na schodach przed wejściem do szkoły tłoczyli się ostatni
uczniowie, my też przyspieszyłyśmy kroku. Jeszcze jedno
spóźnienie i będziemy musiały zostać po lekcjach. W naszej
szkole karą za spóźnienie — nawet dla uczniów najstarszych
klas, takich jak Amy i ja — były „zajęcia wyrównawcze".
Trzeba było siedzieć w klasie pana Fema z nosem w książce,
którą on wybierał Po dwóch dniach zaś należało dostarczyć
pisemne wypracowanie na temat tej właśnie książki. Jeśli się
tego nie zrobiło, można było zostać zawieszonym w swoich
prawach i obowiązkach, a na to uczeń ostatniej klasy nie
mógł sobie pozwolić.
— Nie będziesz miała teraz czasu, by zanieść go do se-
kretariatu—ostrzegła mnie Amy.
— Podrzucę go tam w czasie przerwy na lunch — odpo-
wiedziałam jej, spoglądając na zegarek. Wiersz, który chcia-
łam zgłosić do naszej szkolnej poczty, musi jeszcze trochę
poczekać.
Już i tak czekał prawie rok, odkąd go napisałam. Te kilka
godzin nie zrobi żadnej różnicy.
Rozdzieliłyśmy się przed fontanną, Amy poszła na zaję-
cia z nauk społecznych, a ja z literatury. Patrzyłam jeszcze
przez chwilę, jak Amy znika w dumie, potem odwróciłam się
i ruszyłam do sali numer sto dwadzieścia dziewięć. W ostat-
nim momencie pani Dressler weszła tuż za mrą i zamknęła
drzwi
Miękkie kosmyki siwych włosów wymykały się jej spod
luźno upiętego na karku koka. Była tak chuda, że jasnozielo-
na sukienka, którą miała na sobie, wyglądała tak, jakby ciągle
jeszcze wisiała na wieszaka Zawsze, gdy mijałam panią
Dressler, starałam się być wyjątkowo ostrożna w ruchach, by
przypadkiem jej nie przewrócić.
Czym prędzej zajęłam swoje miejsce w „sekcji I". Po mo-
jej lewej stronie siedziała Marcy Jackson, a po prawej Kenny
Johnsville. Pani Dressler wzięła do ręki kawałek kredy i po-
prosiła klasę o uwagę.
Znowu czytaliśmy Szekspira. Tym razem byli to „Dwaj
panowie z Werony''. Jak zwykle nie potrafiłam się skupić .
Nie wiem dlaczego. Bo skoro chciałam zostać prawdziwą
pisarką, to dlaczego nie umiałam skoncentrować się na Szek-
spirze tak, jak powinnam?
Rozejrzałam się dokoła. Mary Lee, z nosem utkwionym
w podręczniku, z pewnością była pochłonięta tematem. Ted
Rogers natomiast, dawno zapomniawszy o Szekspirze, ba-
zgrał coś w swoim zeszycie.
Kent Brooks zeskrobywał paznokciem grafit z ołówka.
Gekawe, jak by zareagowali na wiadomość, że napisałam już
własną książkę?
Właśnie. Skończyłam ją kilka miesięcy temu i teraz spo-
czywała pod dolną szufladą mojej komody. Nie w dolnej szu-
fladzie, ale właśnie pod nią, tak, żeby nikt przypadkowo jej
nie znalazł.
Moja matka oczekując ode mnie, że sama będę utrzymy-
wała mój pokój w porządku, raczej w nim nie sprzątała, zaś
Kim, moja siedmioletnia siostra, nigdy by nie wpadła na po-
mysł, od czasu do czasu grzebiąc w moich rzeczach, by wy-
jąć szufladę z biurka. Ojciec przychodzi czasem do mego po-
koju, ale tylko porozmawiać. Tak więc książka była całkowi-
cie bezpieczna.
Przez cały czas, kiedy ją pisałam, szukałam kogoś, kto by
ją wydał, ale gdy została już ukończona, zabrakło mi odwagi
by wysłać rękopis. Coż, może któregoś dnia...
Nasza szkoła jest bardzo stara i ma wiele wysokich okien
z widokami doskonałymi do snucia rozmyślań.
Właśnie pogrążona byłam w marzeniach, kiedy pani
Dressler to powiedziała. Dumałam nad tym, jak byłoby
wspaniale, gdyby można było ujrzeć z tych okien ocean, a nie
tylko nie kończące się pola. I właśnie wtedy pani Dressler
zaczęła mówić o przedstawieniu teatralnym przygotowywa-
nym przez uczniów najstarszych klas.
— Mamy szczęście w tym roku — zaczęła. — Pan Barret
wybrał „Tysiąc klownów", bardzo interesującą sztukę. To
komedia, ale taka, która daje coś więcej prócz dobrej zabawy.
Pani Dressler zawsze organizowała najróżniejsze szkolne
przedsięwzięcia i wiedziałam, że lada chwila będzie prosić o
ochotników do projektowania kostiumów lub malowania de-
koracji
—By osiągnąć sukces—kontynuowała—potrzebujemy
nie tylko doskonałej sztuki, ale także dobrych aktorów — a
przede wszystkim zespołu do pracy za kulisami Na moim
biurku leży żółta kartka. Zanim wyjdziecie, proszę ochotni-
ków o umieszczenie na niej swoich nazwisk i podanie posia-
danych zdolności
Lekcja się skończyła Zgarnęłam książki i ruszyłam w
stronę drzwi mijając grupę tłoczącą się wokół tej żółtej kartki
Żadne moje zdolności nie przyszły mi na myśl. Nikt nie
będzie mnie tam potrzebować.
O jedenastej dwadzieścia pięć, kiedy dzwonek ogłosił
przerwę na lunch, udałam się do sekretariatu. Skrzynka na
materiały do „Sandpiper", naszej szkolnej gazety, stała zaw-
sze na biurku sekretarki po lewej stronie. Sekretarka zdążyła
już wyjść na lunch, tak więc nikt nie widział, jak wsunęłam
do skrzynki złożoną kartkę papieru. Doskonale. Chciałam,
żeby tak właśnie było.
W drzwiach sekretariatu pojawiła się Amy.
— Och!—pisnęła. — Zrobiłaś to!
Moja przyjaciółka, Amy Iverson. Zawsze mnie strzegła i
rozumiała, gdy nikt inny na świecie mnie nie rozumiał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin