Przyszlosc praw czlowieka - Osiatyński Wiktor.pdf

(108 KB) Pobierz
230075401 UNPDF
Wiktor Osiatyński
PRZYSZŁOŚĆ PRAW CZŁOWIEKA
Prawa człowieka są zachodnią koncepcją i na próżno doszukiwać się jej odpowiedników w
tradycyjnych kulturach Wschodu czy Południa. Podobnie indywidualizm jest wynalazkiem Zachodu,
gdyż tutaj ludzie od jakiegoś czasu żyją - bo mogą przeżyć - względnie odizolowani od innych. Gdzie
indziej człowiek jest z konieczności ściślej związany z innymi ludźmi, a jaźń osobowa jest rozmyta
w zbiorowości, z której jednostka czerpie główne elementy tożsamości.
Inne kultury mają też odmienne niż Zachód sposoby ochrony indywidualnej godności. O ile dla
ludzi Zachodu własna godność jest głównym celem i uzasadnieniem praw człowieka, to dla ludzi
Wschodu godności służy poczucie długu, z jakim każdy człowiek przychodzi na świat, a dla
wyznawców Proroka - sieć obowiązków nałożonych przez Niego nie tylko na poddanych, lecz również
na władców. Nikt jednak nigdzie nie twierdził, że środkiem ochrony ludzkiej godności mogą być
tortury, trzymanie ludzi w więzieniach bez sądu, brak gwarancji bezstronnego procesu czy inne
rażące naruszenia praw człowieka.
Słowem, uniwersalność praw człowieka nie oznacza, że cały świat powinien podporządkować się
wzorcom kultury zachodniej. Oznacza ona tylko tyle, że istnieje pewne minimum praw, których
państwa nigdzie na świecie nie powinny łamać. Określenie tego minimum powinno być przedmiotem
debaty. Ale taka debata nie może stanowić usprawiedliwienia dla masowego łamania praw przez
państwo i ludzi sprawujących władzę w imię rzekomych odmienności kulturowych.
Zastanawiając się nad uniwersalnością praw człowieka, warto również zdawać sobie sprawę z
dwojakiego rodzaju dla nich zagrożeń. Jedne wypływają z działania samych władców oraz
pozostających na ich usługach służb, nadużywających instrumentów przymusu. Drugi rodzaj
naruszeń praw wypływa z tradycyjnych zwyczajów oraz z niektórych norm religijnych. Mają one
zazwyczaj sporą dozę społecznej aprobaty, a wrogość budzą nie tyle ci, którzy dopuszczają się
takich naruszeń, lecz obrońcy praw człowieka, którzy chcieliby je wyeliminować jednym
pociągnięciem pióra światłego ustawodawcy albo nawet siłą.
W przypadku tego rodzaju naruszeń warto zachować ostrożność. Przywoływanie praw człowieka w
walce z tradycją powinno być środkiem ostatecznym, gdy tradycja jest rzeczywiście okrutna,
zagraża życiu jednostek i budzi wątpliwości wśród przynajmniej części zainteresowanych. W innych
przypadkach głównymi środkami działania powinny być edukacja, tworzenie warunków
sprzyjających przyjmowaniu przez inne kultury ogólnoświatowych standardów oraz pomoc dla tych
ofiar nadużyć, które chciałyby z niej skorzystać. Nawet najbardziej konserwatywnych obyczajów nie
można zmienić dekretem, siłą czy sankcjami. Tymi środkami można przeciwstawiać się natomiast
nadużyciom władzy i naruszeniom praw przez państwo, które zazwyczaj nie mają szerokiego
poparcia społecznego.
Czy tylko przeciw państwu?
Oczywiste jest, że prawa człowieka mają zastosowanie w tej sferze, dla której prawa jednostki
zostały wymyślone dawno temu, czyli ochrony jednostek przed arbitralnym stosowaniem władzy
państwowej. Istotą władzy jest to, że sprawujący ją mogą używać przymusu, a jednostka jest
poddana władzy w sposób trwały i nie może na własne życzenie wypisać się ze stosunku podległości.
Władza dzierży miecz, toteż jednostka zostaje wyposażona w tarczę, która ma ją uchronić przed
nadużyciem miecza.
Zwolennicy tak zwanego horyzontalnego stosowania praw twierdzą, że mogą one być stosowane
nie tylko w relacji jednostka - państwo, ale również w stosunkach między ludźmi. Sceptycy
uważają, że zaburzyłoby to naturę stosunków międzyludzkich, w których ludzie nie powinni zwracać
się wobec siebie tarczami, tym bardziej że nie jest to potrzebne. Wszak państwo chroni obywateli
przed naruszeniami ich praw ze strony innych ludzi, kryminalizując odpowiednie czyny i ścigając
tych, którzy się ich dopuszczają. Np. naruszenie prywatności przez osobę fizyczną jest
przestępstwem, podczas gdy przed naruszeniem tajemnicy korespondencji przez organy państwa
muszą mnie chronić prawa człowieka.
Więzi między ludźmi powinny opierać się na zaufaniu oraz poczuciu obowiązku i
odpowiedzialności, a nie na prawach i roszczeniach. Jeden z najwybitniejszych współczesnych
filozofów prawa, Joel Feinberg, zwrócił uwagę na to, że takie czysto ludzkie uczucia jak miłość,
przyjaźń, wybaczenie, miłosierdzie i altruizm polegają właśnie na dobrowolnym wyrzeczeniu się
praw i nie dochodzeniu ich w stosunkach z wybranymi przez nas ludźmi. Wielu konserwatywnych
myślicieli społecznych uważa z kolei, że prawdziwe ludzkie cechy najlepiej rozwijają się w
naturalnych grupach społecznych, takich jak rodzina, lokalny Kościół, niewielka społeczność, w
których więzi oparte są na wzajemnej trosce i poczuciu obowiązków, a nie rozsadzających taką
społeczność roszczeniach indywidualnych, skierowanych przeciw innym ludziom i całej społeczności.
Czasem jednak miłość bywa zdradzana, przyjaźń nadużyta, zobowiązania zerwane, a miłosierdzie
wykorzystane. Czasem rodzina oparta jest na przemocy, Kościoły, duchowni lub sekty religijne
niekiedy nadużywają zaufania wiernych, a lokalne elity wykorzystują współmieszkańców. Jeremy
Waldron twierdzi, że w takich przypadkach prawa mogą i powinny stanowić klapę bezpieczeństwa,
środek, do którego mogą odwołać się pokrzywdzeni, gdy zawiedzie zaufanie, miłość i przyjaźń.
Istnieją też takie relacje międzyludzkie, które do złudzenia przypominają układ stosunków
między państwem a jednostką: stosunku takiego nie można dobrowolnie rozwiązać, a jedna strona
ma przewagę i możliwość trwałego stosowania przymusu wobec drugiej. Dziecko w rodzinie i w
szkole. Kobieta wszędzie tam, gdzie jest podporządkowana ekonomicznie i fizycznie mężczyźnie.
Chory w szpitalu, zwłaszcza na oddziale psychiatrycznym. (Ale w przypadku państwowej szkoły,
przedszkola, szpitala, podobnie jak w wojsku, w więzieniu i w innych zamkniętych instytucjach
prawa człowieka powinny być stosowane bezpośrednio.) We wszystkich takich przypadkach analogia
z państwem jest tak oczywista, że chyba warto rozciągnąć stosowanie praw człowieka także na nie,
gdyż bez tarczy słabsza strona nie może mieć poczucia bezpieczeństwa i nie może obronić swojej
godności. A przecież ochrona godności jest powszechnie uznawanym uzasadnieniem praw człowieka,
bodaj jedynym, co do którego zgadzają się zwolennicy wielu odmiennych filozofii praw. Oznacza to,
że człowiek nie powinien być traktowany przez innego jako narzędzie. Po to, by nie stać się
narzędziem w rękach innych, człowiek musi posiadać minimalne poczucie bezpieczeństwa.
Prawa a potrzeby
Nośność hasła "prawa człowieka" w ostatnich dziesięcioleciach spowodowała, że właśnie w
kategoriach praw zaczęto formułować wszelkie dążenia do lepszego życia. Z prawami utożsamia się
często także wszelkie ludzkie potrzeby. Prawa człowieka służą przede wszystkim zaspokojeniu
potrzeby bezpieczeństwa. Warto o tym pamiętać, bo w rezultacie awansu pojęcia praw wielu ludzi
zaczęło stawiać znak równania między prawami i wszelkimi potrzebami ludzkimi.
Doprowadziło to do inflacji samego pojęcia praw człowieka oraz do rosnącego sceptycyzmu
wobec praw. Jeśli wszystko jest prawem człowieka, to co nim nie jest? Jak wybierać między
różnymi potrzebami, bo przecież wszystkich potrzeb wszystkich ludzi nie sposób pogodzić?
Tymczasem prawa człowieka nie obejmują wszystkich potrzeb, a jedynie elementarne potrzeby
związane z bezpieczeństwem. Z bezpieczeństwem fizycznym, któremu może zagrażać władza,
dysponująca środkami przymusu. Z bezpiecznym poruszaniem się w sferze wolnej od ingerencji
władzy. Z bezpieczeństwem, jakiego pozbawiony jest człowiek wyłączony z udziału w
podejmowaniu decyzji, które go dotyczą. I wreszcie z podstawowym bezpieczeństwem życiowym,
którego nie ma człowiek pozbawiony środków do życia i dachu nad głową. Prawa człowieka nie
obejmują natomiast potrzeb związanych z dobrobytem, z równością, statusem urodzenia i
warunków życiowych, z bogactwem życia i wrażeń w życiu, z nawiązywaniem i utrzymywaniem
więzi z innymi ludźmi, z poszukiwaniem sensu życia.
Te potrzeby człowiek zaspokaja sam albo w rodzinie czy w gronie przyjaciół. Wiele potrzeb
zaspokajamy w zbiorowości, ale nie za pomocą praw, lecz wzajemnej wymiany świadczeń na rynku
lub wypełnieniem zwyczajowych bądź prawnych obowiązków. Nawet w zbiorowości zorganizowanej
w państwo większość potrzeb nie jest zaspokajana poprzez dochodzenie praw, lecz na drodze
procesu politycznego. Jest to szczególnie ważne w demokracji. O ile bowiem łatwo żądać wiele od
autokraty, który zdaje się mieć wszystkiego w bród, to w demokracji żądania wysuwane wobec
zbiorowości są żądaniami kierowanymi pod adresem wszystkich, a więc i samego siebie. Toteż w
demokracji właściwym mechanizmem weryfikacji takich żądań jest wybór celów publicznych, a nie
dochodzenie praw.
Prawa a demokracja
Bezdyskusyjny charakter praw do uczestnictwa w życiu publicznym powoduje, że demokracja
często bywa utożsamiana z prawami człowieka, a wszelkie roszczenia wobec demokratycznej
władzy także są formułowane w kategoriach praw. Jest to uproszczenie. Prawa polityczne dotyczą
bowiem jedynie formy i sposobu podejmowania decyzji: muszą one być podejmowane przez
większość w procesie, w którym każdy ma prawo brać udział. Prawa polityczne nie określają jednak
treści podejmowanych w ten sposób decyzji. Ta treść określana jest w procesie politycznym.
Proces polityczny w demokracji to sposób, w jaki większość ustala obowiązujące wszystkich
normy postępowania, czyli ustanawia prawa, oraz dokonuje podziału tych zasobów, których nie ma
pod dostatkiem dla wszystkich, co z kolei odbywa się przez uchwalanie budżetu. Prawa człowieka,
zwłaszcza jeśli nadana im zostanie ranga konstytucyjna, stoją niejako ponad tym procesem.
Ustawodawcy mogą uchwalić w zasadzie każdą ustawę, z wyjątkiem takich, które naruszałyby prawa
człowieka chronione w konstytucji. Ustawa nie może więc naruszyć praw mniejszości narodowych
albo praw ludzi wierzących bądź niewierzących, nawet jeśli chciałaby tego większość. Z kolei na
początku prac budżetowych rząd i parlament powinny odłożyć na bok środki niezbędne do realizacji
wartości gwarantowanych prawami konstytucyjnymi, dysponując swobodnie pozostałymi środkami.
Prawa stanowią więc ograniczenie swobody ustawodawców. Ograniczenia tego nie usuwają ani
dobre chęci, ani nawet działanie w interesie publicznym. Prawa człowieka nie chronią ludzi tylko
przed tyranem postępującym źle. Prawa chronią także przed większością działającą w interesie
dobra publicznego. Są atutem przebijającym zarówno zasadę demokracji, jak i zasadę dobra ogółu.
Na dodatek logika praw jest odmienna niż logika demokracji. W demokratycznym procesie
podejmowania decyzji waży się racje różnych stron, uwzględnia się odmienne interesy
poszczególnych grup i poszukuje się kompromisu. Kompromis między racjami nie jest wieczny;
prawa mogą ulegać zmianie, zwłaszcza po nowych wyborach, gdy zmienia się kształt rządzącej
większości, a budżet uchwala się tylko na jeden rok. W ten sposób można dochodzić metodą prób i
błędów oraz kolejnych przybliżeń do takiego kształtu kompromisu, który najbardziej odpowiada
nastrojom i pragnieniom większości.
Jeżeli myślę w kategorii praw, nie idę do parlamentu, lecz do sądu. Sąd ocenia, czy mam prawo i
czy można je zastosować w określonej sytuacji. W sądzie nie ma kompromisu: wygrywam albo
przegrywam. Zwycięzca bierze wszystko.
Sądowa ochrona praw jest dobra w demokracji wtedy, gdy większość i działające w jej imieniu
władze zagrażają życiu i bezpieczeństwu jednostki albo gdyby chciały one zrezygnować z samej
zasady demokracji, jak to zdarzyło się w latach trzydziestych w Niemczech i w innych krajach. Ale
droga sądowa nie jest najlepsza wówczas, gdy zbiorowość ma decydować o wyborze celów
społecznych. Bo przy poważnym traktowaniu praw zastosowanie ich do wyboru celów polityki
publicznej oznaczałoby bowiem wyposażenie każdego człowieka w swego rodzaju liberum veto.
Na tym właśnie polega napięcie między prawami a demokracją: im więcej praw znajduje
konstytucyjną ochronę, tym mniej w społeczeństwie miejsca na kompromis, tym mniej swobody w
wyborze celów przez parlamenty, tym więcej władzy, w tym także władzy nad budżetem, zyskują
sądy, zwłaszcza konstytucyjne.
Toteż warto zachować umiar w uznawaniu praw ponad niezbędne minimum i nie ubierać
interesów w szaty praw. Właśnie dlatego większość dojrzałych demokracji oddziela prawa
konstytucyjne od celów polityki publicznej. W szczególności dotyczy to praw socjalnych.
Wolność od niedostatku
Wolność od niedostatku była jedną z czterech zasad proklamowanych przez prezydenta
Roosevelta jako podstawa powojennego ładu światowego. Prawa socjalne miały ogromne znaczenie
dla twórców Powszechnej Deklaracji, nie uzyskały one jednak nigdy tak silnej ochrony w paktach
praw człowieka, jak wolności osobiste i prawa polityczne. Pozostały standardami, do których kraje
miały zmierzać w miarę swych możliwości ekonomicznych.
Międzynarodowe pakty praw człowieka odzwierciedlają więc przekonanie, że prawa socjalne
należą do sfery objętej procesem podejmowania decyzji politycznych. Toteż nie przysługuje im
ochrona sądowa przed działaniami ustawodawcy, które mogłyby umniejszać takie prawa lub nie dość
szybko wprowadzać je w życie. Konsekwentnie konstytucje większości demokracji zachodnich
inaczej traktują prawa socjalne niż prawa polityczne i wolności obywatelskie. W konstytucji
Niemiec znajduje się jeden przepis, który mówi o tym, że RFN jest demokratycznym państwem
prawnym i socjalnym; konstytucja Szwecji zawiera wzmiankę o celach socjalnych w pozbawionym
mocy Wstępie. Podobnie we Francji polityka socjalna opiera się o zasady wymienione w Preambule
do konstytucji. Ale żadnemu z tych państw brak rozdziału o prawach socjalnych w konstytucji nie
przeszkadzał w prowadzeniu polityki socjalnej w oparciu o ustawy. Tam natomiast, gdzie
konstytucje obiecywały szeroką gamę praw socjalnych, najczęściej pozostawały one pustymi
deklaracjami.
Prawa nie są koniecznym instrumentem realizacji celów publicznych. Nie można też próbować
załatwić wszystkich celów społecznych, przemian kulturowych i obyczajowych drogą na skróty, z
pominięciem procesu politycznego, a taką właśnie stanowią roszczenia oparte o prawa człowieka.
Przeciwnie, istnieje potrzeba ograniczenia takich roszczeń i nadania prawom człowieka
skromniejszego, lecz skutecznego charakteru.
Tymczasem bieg spraw światowych zmierza w odwrotnym kierunku. W ostatnich latach
międzynarodowe dokumenty praw człowieka celowo zacierają różnice między prawami a celami
społecznymi. Deklaracja końcowa Światowej Konferencji Praw Człowieka w Wiedniu w 1993 roku
głosiła, że " wszystkie prawa człowieka są uniwersalne, niepodzielne oraz współzależne i wzajemnie
powiązane. Wspólnota międzynarodowa ma traktować prawa człowieka całościowo, w równy
sposób, nadając im tę samą rangę oraz przywiązując do nich równe znaczenie ".
Prawo do rozwoju czy do zacofania?
Deklaracja ta odzwierciedlała stanowisko krajów trzeciego świata, czy jak to się dziś coraz
częściej określa - Południa, które posiadają liczebną większość w ONZ. Kraje te pragną, by
wspierane przez ONZ programy praw człowieka koncentrowały się na prawach społecznych i
gospodarczych, którym nadano nazwę prawa do rozwoju. Ma ono polegać na przeniesieniu części
zasobów, kapitału i technologii z bogatej Północy do biednego Południa.
Prawo do rozwoju ma inny charakter niż tradycyjne prawa człowieka. Roszczenie o świadczenie
nie przysługuje już bowiem jednostce, lecz państwu, i jest ono skierowane nie do władz własnego
państwa, lecz do innych państw lub do społeczności międzynarodowej jako całości. W praktyce
przywódcy państw Trzeciego Świata powołują się dziś na prawa człowieka - właśnie w postaci prawa
do rozwoju - by uzyskać pomoc międzynarodową. Następnie przywołują zasadę suwerenności -
skądinąd zapisaną silnie w art. 3 Karty Organizacji Jedności Afrykańskiej - by nie pozwolić tym, od
których dostają pomoc, sprawdzić, czy została ona właściwie wykorzystana. I wreszcie powołując
się na odmienność kulturową, uzasadniają naruszanie przez siebie samych praw mieszkańców swoich
krajów.
Tak więc koncepcja praw człowieka przestała być orężem w zimnowojennej konfrontacji
Wschodu z Zachodem, ale pozostała przedmiotem konfliktu Północ - Południe. W tym drugim sporze
zatraciła ona swoją oryginalną treść, a nawet stała się przeciwieństwem zasad, które przyświecały
twórcom Deklaracji 50 lat temu.
Nic dziwnego, że wielu ludzi chętnie myśli o zdjęciu praw człowieka z porządku polityki
światowej i przekazaniu ich organizacjom pozarządowym. Prawa człowieka stały się bowiem
workiem, w którym upchano za wiele wzajemnie sprzecznych roszczeń. Służą one wyrażaniu dążeń
do wolności od autorytarnych rządów i jednocześnie uzasadnieniu roszczeń tych rządów, by dostały
one więcej pieniędzy od bogatych darczyńców. Prawa człowieka przywołuje się nie tylko jako
podstawę wolności, lecz także równości, dobrobytu albo partykularnych interesów poszczególnych
grup. Sama idea praw człowieka traci sens, gdy prawa są pomieszane ze świadczeniami, proces
sądowy miesza się z celami polityki publicznej, a indywidualne prawa człowieka z roszczeniami
państw pod adresem społeczności międzynarodowej.
Ograniczyć prawa człowieka
Czy w ogóle jest sens utrzymywać tę ideę przy życiu? Zwłaszcza że tam, gdzie idea praw
człowieka jest traktowana poważnie, ludzie zazwyczaj posiadają środki dochodzenia praw
zagwarantowane w konstytucjach i ustawach, a nawet mogą pozywać własne państwa przed
międzynarodowe trybunały. Tam zaś, gdzie społeczeństwa są słabe, a władcy silni, nawet najlepsze
konstytucje i pakty międzynarodowe na wiele się nie zdają. Czy nie pora zatem uznać, że idea praw
człowieka spełniła już swe zadanie, uczcić jej pięćdziesięciolecie, a następnie odesłać ją do lamusa
albo przekazać wolontariuszom, gotowym poświęcać tej idei czas, środki, a niekiedy życie?
Chyba nie, i to z kilku powodów. Po pierwsze, nawet najbardziej demokratyczne i liberalne kraje
potrzebują mechanizmu, dzięki któremu ewoluujące standardy moralności stają się prawem. Nowe
normy postępowania zazwyczaj najpierw są głoszone przez jakąś mniejszość i dopiero z czasem -
często w wyniku dramatycznych protestów lub poświęceń - uzyskują poparcie większości. W
ostatnich dziesięcioleciach zwolennicy nowych norm zaczynali od twierdzenia, że są one kolejnym
wymiarem praw człowieka, odpowiadającym aspiracjom wszystkich ludzi i niezbędnym dla ich
godności. Tak było w przypadku poszerzenia prawa do prywatności, uznania praw mniejszości
seksualnych, a także coraz szerszego uznania dla poszerzenia prawa do życia o ochronę życia
poczętego.
Po drugie, nawet w najlepszym ze światów zawsze będą zdarzać się przypadki nadużycia władzy i
naruszenia praw. Ofiary takich naruszeń potrzebują moralnego uzasadnienia swych roszczeń do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin