Braun Lilian Jackson - Kot 08 który wąchał klej.pdf

(932 KB) Pobierz
Braun Lilian Jackson - Kot ktory wachal klej
KRYMINAŁ
Lilian Jackson Braun
Kot, który wĄchał klej Tom 08
178283437.001.png
PROLOG
Tak, naprawdę istnieje miejsce o nazwie Moose County,
czterysta mil na północ od wszystkiego. Siedzibą okręgu jest
Pickax City, liczące trzy tysiące mieszkańców.
Naprawdę jest tam pomocnik kelnera o imieniu Derek
Cuttlebrink. Jest tam teŜ właściciel baru, przypominający z
wyglądu niedźwiedzia, który kaŜe sobie płacić pięć centów za
papierową serwetkę. I jest tam sprytniejszy od ludzi kot o
imieniu Kao K'o-Kung.
Jeśli wydaje się wam, Ŝe to postaci z jakiejś sztuki, to dlatego
Ŝe... „Cały świat jest sceną, a wszyscy męŜczyźni i kobiety są
tylko aktorami". Zgaśmy więc światła! Kurtyna w górę!
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Miejsce: Kawalerski pokój w Pickax City
Czas: Wcześnie rano, koniec maja
Osoby: Jim Qwilleran, były dziennikarz, obecnie spad-
kobierca fortuny Klingenschoenów - wielki człowiek, koło
pięćdziesiątki, siwiejące włosy, bujne wąsy, smutny wyraz
twarzy Kao JCo-Kung, dla przyjaciół Koko, kot syjamski Yum
Yum, kotka syjamska - nieodłączna towarzyszka Koko Andrew
Brodie, szef policji iv Pickax
Było bardzo wcześnie, kiedy zadzwonił telefon. Qwilleran
sięgnął po omacku do nocnego stolika. Na wpół przytomny,
zachrypniętym głosem wymamrotał „halo" i w odpowiedzi
usłyszał czyjś autorytatywny głos:
- Chcę z tobą mówić!
Głos był znajomy, ale ton alarmujący. To był Andrew Brodie,
szef policji w Pickax, a jego głos brzmiał ponuro i wyczuwało
się w nim oskarŜenie.
Przed pierwszą kawą Qwilleran niewiele kojarzył i na próŜno
starał się zorientować w sytuacji. CzyŜby włoŜył kanadyjską
pięciocentówkę do parkometru? A moŜe wyrzucił przez okno
samochodu ogryzek od jabłka? Albo, nie daj BoŜe, zatrąbił w
odległości stu metrów od szpitala?
- Słyszałeś, co mówiłem? Chcę z tobą porozmawiać! - Głos
nie brzmiał juŜ tak rozkazująco jak przedtem.
Qwilleran zaczynał powoli kapować i rozpoznał ten drwiący
ton, który wśród dorosłych męŜczyzn z Moose County uchodził
za przyjacielski.
- W porządku, Brodie - odparł. - Mam przyjść na komisariat i
poddać się? Czy przyślesz wóz i kajdanki?
- Zostań tam, gdzie jesteś. Zaraz u ciebie będę. Chodzi o
twojego kota - powiedział szef i odwiesił gwałtownie
słuchawkę.
W głowie Qwilłerana znów zakłębiły się róŜne myśli. Czy
jego syjamskie koty zakłóciły publiczny spokój? Nie
wychodziły na dwór, ale samiec miauczał głośno, a skrzeczenie
samiczki mogło być porównywalne tylko z dźwiękami
syntezatora. W spokojny dzień, kiedy okna w domach były
pootwierane, kaŜdego z nich słychać było na kilometr. Był
koniec maja i praktycznie większość okien było pootwieranych.
Ludzie delektowali się odświeŜającą bryzą, z której słynne było
Moose County. Bryzy świeŜej i słodkiej, chyba Ŝe wiała od
strony farmy Kilcally.
Qwilleran ubrał się pospiesznie, przeczesał włosy mokrym
grzebieniem, zebrał gazety zaścielające podłogę salonu
zatrzasnął drzwi sypialni, w której kryło się jego niepościelone
łóŜko, i wyjrzał przez okno dokładnie w momencie, kiedy
policyjny wóz Brodiego wjeŜdŜał na podjazd.
Qwilleran mieszkał w apartamencie nad garaŜem
przeznaczonym dla czterech samochodów, dawnej wozowni
przy rezydencji Klingenschoenów. Wozownia mieściła się na
tyłach posesji, dom zaś stał frontem do głównej ulicy,
naprzeciwko parku. Był to ogromny kamienny budynek, który
obecnie przebudowywano na teatr. Na miejscu szerokich
trawników porozjeŜdŜanych teraz przez cięŜarówki,
poustawiano stosy bali i prowizoryczną szopę. Kiedy policyjny
wóz manewrował między tymi przeszkodami, licznie
zgromadzeni na placu budowy stolarze i elektrycy salutowali
przyjaźnie w stronę szefa policji. Brodie, stróŜ prawa, cieszył się
w mieście popularnością. Kochano w nim Szkota o postawnej
figurze, szerokiej klacie i mocnych nogach, który był wręcz
stworzony do kiltu, szkockiej czapki z pomponem i kobzy -
rekwizytów które wyciągał na parady i śluby.
Kiedy Brodie wspinał się do apartamentu, Qwilleran
pozdrowił go ze szczytu schodów. Szef mamrotał pod nosem.
Zawsze na coś narzekał.
- Gdy budowali ten budynek, nie pomyśleli o schodach! Są za
strome i za wąskie! Jak normalny człowiek ma tu postawić
stopę!
- Spróbuj stawiać stopy bokiem - zasugerował Qwilleran.
- A to, co to jest? - Brodie wskazał na oparty o ścianę kuty
Ŝelazny ornament w kształcie koła, o średnicy metra, znajdujący
się na szczycie schodów. Centralnym punktem ornamentu były
trzy walczące koty uniesione na tylnych łapach, szykujące się do
ataku.
- To fragment bramy z trzystuletniego szkockiego zamku -
powiedział z dumą Qwilleran. - Adaptacja herbu Mackintoshów.
Moja matka pochodziła z Mackintoshów.
- Skąd go masz? - w głosie Brodiego pobrzmiewała zazdrość,
pewnie oddałby wszystko za podobny emblemat upamiętniający
jego własny klan. Lub prawie wszystko, był bowiem znany ze
skąpstwa.
- Ze sklepu z antykami w Chicago. Zostawiłem go w mieście,
kiedy przeprowadzałem się do Pickax. Przywieźli mi go w
zeszłym tygodniu.
- Zdaje się, Ŝe jest cięŜki. Transport musiał cię sporo
kosztować.
- WaŜy pięćdziesiąt kilogramów. Chcę go umieścić w salonie,
ale jeszcze nie wiem jak.
- Zapytaj moją córkę. Ma niekonwencjonalne pomysły.
- Czy próbujesz mi ją zareklamować? - zapytał Qwilleran.
Francesca Brodie była dekoratorem wnętrz.
Brodie wszedł do salonu pewnym krokiem kobziarza. Zanim
rozsiadł się wygodnie na ogromnym fotelu, obrzucił pokój
badawczym spojrzeniem policjanta.
- Masz tu wygodne gniazdko.
- Francesca pomagała mi je urządzić. Kiedy mieszkałem w
rezydencji od ulicy, to miejsce było miłą odskocznią od tego
całego przepychu, ale kiedy zamieszkałem tu na stałe, nagle
wydało mi się za skromne. Jak ci się podobają ściany?
Francesca pokryła je wełnianym szkockim tweedem, ręcznie
tkanym.
Szeryf odwrócił się, Ŝeby podziwiać nietypową tapetę w
kolorze owsianki i o zbliŜonej fakturze.
- Musiałeś sporo wybulić na to wszystko. No, ale domyślam
się, Ŝe stać cię na to.
Brodie spojrzał na przeciwległy koniec pokoju.
- Masz sporo półek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin