JG_O-Pils_19_Burzyciel_zycia_polsk.doc

(101 KB) Pobierz
7WOI FNNłK ZBUDOWANIA WIELKIEJ UKRAINY

Jędrzej Giertych, O Piłsudskim, Londyn 1987, Nakładem własnym, strony 179-189.

 

[Książka J. Giertycha, O Piłsudskim, na charakter popularyzatorski. Autor nie zaopatrzył jej -- jak inne swoje dzieła -- w szereg przypisów źródłowych i komentarzy. Jest zwięzła, by była tania, i by była łatwiejsza w czytaniu. Na str. 3 Autor dodał taki przypisek: Kto chce poznać dzieje Piłsudskiego dokładniej, winien zapoznać się z książkami obszerniejszymi i o charakterze źródłowym i o nau­ko­wej dokumentacji. Także i z moimi. Wymieniłbym z tych ostatnich rozdziały dotyczące Piłsudskiego, w książce „Tragizm losów Polski”, Pelplin 1936. „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago, tom I, 1968. Józef Piłsudski 1914-1917”, Londyn tom I 1979, tom II 1982. „Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 roku”, Londyn 1984. „Kulisy powstania styczniowego”, Kurytyba, 1965 i liczne mniejsze rozprawy, zwłaszcza w „Komunikatach Towarzystwa im. Romana Dmowskiego”, Londyn, tom I 1970/71, tom II 1979/80.]

 

 

BURZYCIEL ŻYCIA POLSKIEGO

 

Piłsudski dwukrotnie (raz przez kilka miesięcy w roku 1918 i 1919, a drugi raz przez 9 lat w la­tach 1926-1935) rządził Polską jako dyktator, a ponadto zapewnił dyktatorską władze na cztery lata swoim zwolennikom po swojej śmierci (w latach 1935-1939), oraz uczestniczył przez z górą cztery lata we władzy wspólnej z sejmem (1919-1922), oraz przeszkadzał rządom parlamentarnym przez blis­ko cztery lata, wtedy, gdy został usunięty od rządów przez wybory powszechne. Te z górą 13 lat rzą­dów dyktatorskich, 4 lata uczestnictwa w rządach i 4 lata przeszkadzania rządom sprawiły, że wywarł on na życie polskie wielki wpływ.

Wpływ jego był niszczycielski. We wszystkich dziedzinach życia polskiego. I w dużym i w ma­łym zauważyć można obecność destrukcyjnego wpływu jego rządów, lub jego udziału w rządach, lub opozycyjnego oddziaływania na rządy.

Odbudowana w latach 1918/19 Polska była krajem w stanie dużego zniszczenia i zbiednienia. Faktem radosnym było odzyskanie niepodległości i zjednoczenia, ale to wielkie polityczne osiągniecie polskiego narodu pociągało za sobą wysoką cenę, mianowicie przede wszystkim ekonomiczną. Za od­zys­kanie niepodległości musieliśmy drogo płacić; musieliśmy zacisnąć zęby i uporczywą pracą całej ge­ne­racji, a może kilku generacji, oraz jej zbiednieniem odbudowywać jedność organizmu politycz­nego i gospodarczego, jakim było nasze odbudowane państwo.

Wielkie straty ponosiliśmy już przez fakt rozbiorów. Wszystkie trzy mocarstwa rozbiorowe eksploatowały posiadane przez siebie ziemie polskie. Zbierane w Polsce podatki nie inwestowane były w całości w potrzeby terytorium polskiego, ale znaczna ich cześć wywożona była do prowincji niepolskich - rosyjskich, niemieckich, czeskich itd. - i inwestowano je tam. Tak np. za polskie pie­nią­dze podatkowe często budowane były koleje, drogi i gmachy państwowe w głębi Rosji, oraz w Austrii, Czechach, na Morawach, w Dalmacji itd. i w rdzennie niemieckich prowincjach Prus i Nie­miec. Co więcej, cała rządowa polityka gospodarcza państw zaborczych nastawiona była tak, by lepiej s powodziło ziemiom o ludności niepolskiej niż ziemiom polskim. Z reguły, korzystniej było zakła­dać fabryki, czy inne przedsiębiorstwa na ziemiach niepolskich, niż na ziemiach polskich. I więcej szło pieniędzy podatkowych na zaspokojenie potrzeb ludności niepolskiej, niż ludności polskiej.

Królestwo Kongresowe przed rokiem 1831 było jednym z najlepiej zagospodarowanych kra­jów w Europie: ale na początku dwudziestego wieku było prowincją zaniedbaną i zacofaną, stojącą da­le­ko w tyle pod w względem rozwoju za Niemcami czy Czechami, już nie mówiąc o Belgii, czy częściowo Francji. Szkół średnich było w Królestwie mniej w roku 1905, niż w roku 1830, mimo, że liczba ludności bardzo wzrosła. Państwo rosyjskie wydawało już w wieku dwudziestym na oświatę na głowę dziecka dużo mniej w Królestwie niż w najbardziej zacofanych zakątkach rdzennej Rosji. Ta­ry­fy kolejowe były tak pomyślane, by lepiej s opłacało sprzedawać płody rolnictwa wytworzone w głę­bi Rosji, niż na ziemiach polskich.

Tak samo Galicja była ofiarą systematycznego wyzysku przez rządy austriackie. Słynna "nędza Galicji" nie była zjawiskiem naturalnym, ale była rezultatem austriackiej polityki. Dużą część do­chodów podatkowych Galicji rząd austriacki zabierał, wywoził z kraju i używał na potrzeby swoich prowincji niemieckich i czeskich. A cała polityka gospodarcza, a zwłaszcza celna rządu austriackiego zmierzała do tego, by zapewnić dobrobyt prowincjom niemieckim i czeskim, a Galicję wycisnąć jak cytrynę.

Gospodarczo zaborowi pruskiemu powodziło się najlepiej. Był on silniej zintegrowany z gos­po­darką niemiecką i wskutek tego lepiej uczestniczył w niemieckim dobrobycie. Ale także i tutaj polityka rządowa niemiecka i pruska utrudniała rozwój przemysłu i pozwalała tylko na rozwój rol­nictwa.

Trzy części Polski połączone od chwili niepodległości razem musiały przekształcić całą swoją gospodarkę w taki sposób, by tworzyła ona jedną całość i jednolity organizm, a przerwała nici, wią­żą­ce ją z trzema państwami zaborczymi. Była to przemiana zasadniczo jak najbardziej pomyślna, ale wy­magała wielkiej przebudowy, dla której dokonania się potrzeba było czasu. (Bo trzeba było po­bu­do­wać nowe linie kolejowe, łączące ze sobą ziemie dawnych zaborów. Trzeba było przekształcić produkcję przemysłu i rolnictwa w taki sposób, by zamiast obsługiwać rynki państw zaborczych za­częły obsługiwać rynki innych polskich dzielnic, a także pracować, dzięki posiadaniu dostępu do mo­rza, na eksport do krajów zamorskich).

Już samo odbudowanie niepodległej Polski i połączenie ze sobą trzech zaborów pociągało za so­bą nieuchronne koszta, a wiec wymagało czasu, oraz oznaczało ogólne, przejściowe zbiednienie. A przecież te chwilowe straty ekonomiczne, wywołane całkowitą przebudową struktury ekonomicznej ziem polskich nie były jedyną przyczyną zbiednienia Polski w pierwszych latach niepodległości.

Przez Polskę przetoczyła s pierwsza wojna światowa. Zniszczenia wojenne były w Polsce nie mniejsze, niż zniszczenia we wschodniej Francji i w północnych Włoszech. Ale ta była tutaj różnica, że szkody wojenne były w tamtych krajach ograniczone do kilku prowincji, a w Polsce obejmowały bar­dzo dużą cześć kraju, mianowicie mniej więcej cały zabór rosyjski, oraz więcej niż połowę zaboru austriackiego. To nie znaczy, że wszystko na tych obszarach uległo zniszczeniu. Ale uległa znisz­cze­niu bardzo duża cześć ich bogactwa.

Mniej więcej wszystkie mosty kolejowe (także i inne) na wymienionych obszarach, były powysadzane w powietrze, stacje kolejowe popalone, tabor kolejowy częściowo wywieziony do kra­jów zaborczych, a częściowo przez długie lata nie odnawiany, a wc zużyty. Wsie były w wielu oko­li­cach popalone. Pola uprawne poryte okopami. Niektóre miasta zburzone przez bombardowania i po­żary, (szczególnie dotknięty był Kalisz). Ludność z niektórych okolic - zwłaszcza na Ziemiach Wschod­nich - była przymusowo wysiedlona z reguły do dalekich krajów tak, że na jej ziemi wyrósł samorzutnie las, który w chwili zakończenia wojny był już sporym zagajnikiem, wymagającym kar­czo­wania. Ta wysiedlona ludność wróciła po wojnie, po siedmiu latach i więcej, kompletnie zbied­niała i potrzebująca pomocy pieniężnej, rządowej dla odbudowania swych siedzib i gospodarstw. Prze­mysł polski był zniszczony, niektóre fabryki wyewakuowane do Rosji, skąd nigdy potem nie wró­ciły, inne były złośliwie niszczone przez niemieckich okupantów, którzy rekwirowali ich maszyny, albo nawet tylko rekwirowali z tych maszyn miedź, jako potrzebny Niemcom metal, a przez to te maszyny stawały się bezużyteczne.

A wojna trwała w Polsce o dwa lata dłużej niż w Innych krajach Europy. Wiemy o tym, jak zmęczone wojną były Francja i Anglia, Niemcy i Austro-Węgry. Żołnierze tych krajów myśleli tylko o tym, by wrócić do domu. W Niemczech żołnierze i marynarze wzniecili coś w rodzaju rewolucji. We Francji tylko surowe represje i rozstrzeliwanie dezerterów i uczestników rozruchów przeszkodziły wybuchowi przynajmniej częściowej rewolucji. A tymczasem w Polsce nowa wojna - mianowicie z Rosją - trwała przez cały 1919 i 1920 rok. Wielu żołnierzy, których powołano już latem 1914 roku do armii niemieckiej, austriackiej, a po części i rosyjskiej, musiało pełnić służbę wojskową co najmniej do końca 1920 roku.

Działania wojenne w wojnie polsko-bolszewickiej powodowały przez dużą cześć czasu znisz­cze­nia, mniejsze niż w wojnie światowej, ale także i one nie obchodziły się bez spalonych wiosek, czy wysadzonych w powietrze mostów, już nie mówiąc o przerwanej pracy produkcyjnej w nieczynnych fa­brykach i na nieuprawnych polach. Ale przede wszystkim: ze względu na te działania Polska mu­siała utrzymywać, żywić, ubrać, uzbroić i zaopatrzyć w amunicje liczną armie - w końcowej fazie 900.000 żołnierza - co pociągało za sobą olbrzymie koszta, na których pokrycie cały naród musiał się złożyć w formie podatków. A Polska nie otrzymała znikąd większej pomocy, czy to na pokrycie ko­sztów trwającej wciąż wojny, czy na naprawienie zniszczeń wojennych. A przypomnijmy sobie jaką po­moc otrzymała dla naprawienia swoich zniszczeń wojennych np. Francja w postaci odszkodowania od Niemców. Polska od nikogo żadnych odszkodowań nie otrzymała. A za broń i amunicje, a także za żywność, otrzymywaną z Francji, z Anglii i z Ameryki musiała duże sumy płacić.

Wszystko to sprawiało, że Polska musiała się zdobyć na wykrzesanie ze swojej gospodarki ogromnych sum pieniężnych. Także musiała sporo pieniędzy za granicą pożyczać a potem je spłacać.

Naród miał świadomość, że na koszty związane z osiągniętym zdobyciem niepodległości, oraz jej utrzymaniem w pierwszych, najtrudniejszych latach trzeba się zdobyć na wielkie, pieniężne ofiary. Pierwsze lata niepodległości - to było "zaciśnięcie pasa" przez cały polski naród, to była konieczność - ale także i gotowość - do wielkiego zmniejszenia potrzeb przez całe polskie społeczeństwo. Jest ogól­nie wiadomo, że chłopi w niektórych okolicach Polski cieli z biedy wzdłuż każdą zapałkę na cztery części. Ale dzisiejsze pokolenie naogół nie wie, ile było pogodnie, a nawet radośnie znoszonego zbied­nienia także i wśród patriotycznie nastrojonej inteligencji. Ludzie przed wojną, to znaczy pod za­borem, żyjący dostatnio, znosili w pierwszych latach niepodległości prawdziwą biedę, jadali najo­szczę­dniejszy rodzaj żywności i ubierali się w odzież starą i zniszczoną. Zdarzało się i tak, że także i zie­mianie, właściciele przecież bogatego w zasadzie majątku, musieli się czasami obejść bez obiadu, bo im na obiad zabrakło i pieniędzy i zapasów. A mieszkali w ocalonych resztkach swoich spalonych dworów, tak samo, jak chłopi w szczątkach swoich spalonych chałup tak biednie, jak na pogorzelców przystało.

W to położenie Polski radosnej z powodu odzyskania niepodległości i zjednoczenia, ale grun­townie przez działania wojenne zniszczonej i z zaciśniętymi zębami znoszącej zbiednienie i szyku­jącej się do przetrwania w pracy, oszczędności i wysiłku, długich lat stopniowego dźwigania się i odbudowywania, tego, co zniszczyło zarówno więcej niż stulecie niewoli, jak siedem prawie lat burzy wojennej, wniósł Piłsudski tryumfalnego ducha obnoszenia się odniesionymi powodzeniami i rozko­szo­wania się zdobytą wielkością. Rządy - a nawet pierwotnie współrządy - Piłsudskiego to były czasy lekceważenia przyziemnej, sumiennej, szarej pracy, a popisywanie się wielkością i rzekomą chwałą. "I ni z tego, ni z owego, była Polska na pierwszego" głosiła piłsudczykowska piosenka. Polska nie powstała ni z tego, ni z owego. Była owocem poświęceń, wielkich ofiar, długich wysiłków i wielkiego trudu. I była wciąż zagrożona. Nie było powodu, by jej wartości trwonić. Trzeba było dbać o nią, troszczyć się o nią, pomnażać jej zasoby. Piłsudski natomiast uczył polski naród, jak jej dobra eksplo­atować, jak żyć na koszt Polski, jak osiągnąć z polskiej niepodległości korzyści dla siebie.

Postawę piłsudczyków wobec Polski oświetla w sposób charakterystyczny to co powiedział (w zimie z 1929 na 1930 rok), po pijanemu wychodząc z baru, piłsudczyk bardzo wybitny, naonczas puł­ko­wnik szwoleżerów, a później generał, były adiutant Piłsudskiego, późniejszy ambasador polski w Rzymie, którego po katastrofie wrześniowej 1939 roku niektórzy piłsudczycy chcieli zrobić Prezy­den­tem Rzeczypospolitej, a który w roku 1942 zginął w Waszyngtonie śmiercią samobójczą, Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Przypadkowy świadek sceny wychodzenia Długoszowskiego z baru spisał później i ogłosił drukiem to, co Długoszowski, to prawda, że po pijanemu wtedy mówił. Powiedział między innymi: "Ja mam w d... Polskę, ja chcę bić Moskali. Polska... (jakby się zastanawiał). Życzę panu, żebyście, jak dojdziecie do mojego wieku, a ja mam pięćdziesiąt lat, i spojrzycie wstecz, żebyście tyle głupstw co ja zrobili, co ja, co my, a (i nagle) Polska to wytrzyma".

Na dalszą metę, rzecz prosta, Polska piłsudczyków i Piłsudskiego wytrzymała i poczynione przez nich i w ich imieniu szkody wytrzyma i nadal. Ale doraźnie, trzynaście lat rządów Piłsudskiego i piłsudczyków, przyniosły ze sobą katastrofę wrześniową i chwilowy nowy rozbiór.

Jakiego ducha rządy Piłsudskiego i piłsudczyków krzewiły w Polsce, a między innymi także i w polskim wojsku, zilustruję przykładem stylu życia dwóch oficerów zawodowych, z dużo młodszego pokolenia, z którymi przez kilka lat kolegowałem w obozach jeńców. Opisałem te dwie postacie oficerów-piłsudczyków (wprawdzie nie legionistów, bo byli na to za młodzi, ale wychowanków kor­pu­su oficerskiego pod rządami Piłsudskiego i piłsudczyków) w jednej z moich książek, poświeconej wspomnieniom jenieckim. W opisie tym dyskretnie przemilczałem ich nazwiska. Dzisiaj, gdy minęło 41 lat od końca wojny, a 27 lat od ukazania się wymienionej książki, nie widzę już powodu zatajania ich nazwisk. Nazywali się podporucznik Lewszecki i porucznik Naparliński. Pierwszy z nich był synem polskiego generała (wywodzącego się z armii rosyjskiej).

Napisałem o Lewszeckim: "Jako młodziutki oficer uwiódł czyjąś żonę. Miał w wyniku tego pojedynek z jej mężem i przeciwnika swego zabił. Został za to skazany na karę twierdzy i spędził sze­reg lat w wzieniu wojskowym. Podobno popełnił jeszcze w czasie swej służby oficerskiej inne ja­kieś jaskrawe wykroczenia, za które był karany dyscyplinarnie. Mimo to, nie został usunięty z wojska. Tyle tylko, że nigdy nie awansował. (...) Był fanatycznym zwolennikiem marszałka Piłsudskiego. To właśnie, jakoby ta okoliczność sprawiła, że przed wojną z wojska nie wyleciał i że wszystkie bre­werie, jakie wyprawiał uchodziły mu płazem lub prawie płazem. (....) Zastanawia mnie sposób, w jaki on mówił o swym pojedynku. Zdawało się nie być w nim ani cienia skruchy. Tak jakby sobie w ogóle nie zdawał z tego sprawy, jak straszną wyrządził krzywdę zabitemu człowiekowi, któremu zabrał naj­pierw żonę, a potem życie, a do tego wepchnąwszy go w pojedynek, zbawienie. Oraz owej kobiecie, którą wdeptał w błoto i której życie rodzinne zburzył przez tak straszliwą tragedię. Jakby sobie nie zda­wał sprawy, albo gorzej, jakby o to nie dbał, jakby szczycił s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin