Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 13 - Więzy Rodzinne.pdf

(640 KB) Pobierz
Frid Ingulstad
FRID INGULSTAD
WIĘZY RODZINNE
Saga Wiatr Nadziei
część 13
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, październik 1906 roku
Emanuel nie ruszył się z kuchennego taboretu.
Przez dłuższą chwilę Elise nie była w stanie wykrztusić słowa.
- Peder, ile razy muszę ci powtarzać, byś zamykał drzwi! Drew już prawie nie ma, a
Hugo jest przemoczony. Nie mogę przecież przebierać go w takim przeciągu.
Peder wstał skruszony.
- Przepraszam, zapomniałem.
- Nieustannie o czymś zapominasz. Sama już nie wiem, jak mam z tobą postępować.
Głos Elise brzmiał ostro, ale nie potrafiła zapanować nad tym nagłym wybuchem
irytacji. Zbyt wiele wydarzyło się ostatnio. Najpierw Ansgar, potem pani Paulsen, a teraz to.
- Nie widzisz, że jest u nas Emanuel? - Peder pośpiesznie zamykał drzwi, patrząc na
siostrę zdumionym wzrokiem.
- Oczywiście, że widzę, ale to niczego nie zmienia. Idź poszukać chrustu. Może
znajdziesz coś koło fabryki.
Chłopiec włożył czapkę i niechętnie ruszył do wyjścia. Kiedy znalazł się na progu,
mruknął pod nosem: - Najpierw płacze, gdy tamten znika, a teraz się wścieka, bo nas
odwiedził.
Kiedy za Pederem zamknęły się drzwi, Elise odwróciła się do Emanuela. Z trudem
panowała nad wzburzeniem.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać z tobą.
- Nie ma o czym.
Emanuel nie ukrywał zdziwienia.
- Czy coś się stało?
- Stało? O co ci chodzi?
Elise nie poznawała własnego głosu.
- Ty... To znaczy... Ta surowość wobec Pedera... To do ciebie niepodobne.
Położyła Hugo na starym dywaniku na podłodze i przyniosła koc z izby, by go okryć.
Serce dudniło jej w piersi. Dlaczego? Dlaczego zjawia się właśnie dziś? Johan wątpił w to, że
w ogóle przyjdzie, ona zresztą też. Aż tu nagle pojawia się tego samego dnia, w którym
dotarł do niej list od Johana.
- Taka się stałam - odrzekła twardo, wciskając Hugo do rączki gałganek. - Po tym
wszystkim, co przeżyłam - dodała, nie odwracając się do Emanuela.
Zapadło milczenie.
Zdziwienie Emanuela było w jakimś sensie uzasadnione. Elise nie przypominała już
w niczym dziewczyny, którą kiedyś poznał. Sama zresztą dziwiła się tej odmianie.
Po co przyszedł? Bezładne myśli cisnęły się jej do głowy. Może chciał po prostu
omówić jakieś praktyczne sprawy? Obróciła się ku niemu.
- Więc czego chcesz?
- Porozmawiać z tobą - powtórzył.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na wyraz twarzy Emanuela i stwierdziła z
zaskoczeniem, że on też się zmienił. Wciąż był bardzo przystojny, ale w jego rysach pojawił
się cień smutku, może nawet goryczy. Tylko skąd brała się ta gorycz? Wszak to on przespał
się z inną, a potem wyniósł się z kochanką.
- Więc mów, o co ci chodzi. Muszę zająć się dzieckiem.
- Wolałabyś, bym tu nie przychodził - stwierdził urażony.
Więc wciąż niczego nie pojmował? Nie rozumiał, jak bardzo ją zranił?
-A co to ma za znaczenie? - westchnęła z rezygnacją. - Chodzi wam o, szybki
rozwód. Nasz związek to już przeszłość.
- Nie całkiem.
- Co masz na myśli? - spytała zaskoczona.
- Doszły mnie pewne wieści. A teraz znajdują potwierdzenie.
Zapewne dostrzegł jej zaokrąglony brzuch, kiedy odwieszała szal. W zdenerwowaniu
nie pomyślała, że jej odmienny stan nie ujdzie jego uwagi. Zagryzła wargi.
- I co z tego?
- To dlatego tak się zmieniłaś? Dlatego tak się irytujesz?
- Nie byłam zła, zanim nie weszłam do domu.
- A więc to moja wina?
Nic nie odrzekła. Zdawała sobie sprawę, że niepotrzebnie uniosła się gniewem wobec
Pedera. I tak jednak ostro by zareagowała, wizyta Emanuela wytrąciła ją z równowagi.
- Chcesz, żebym sobie poszedł?
- Możesz najpierw powiedzieć, co ci leży na sercu. Chyba że pragniesz powtórzyć to,
co usłyszałam od ciebie ostatnim razem. Jeśli taki masz zamiar, lepiej w ogóle się nie
odzywaj.
Emanuel poczerwieniał.
- I nie zrzucaj winy na adwokata i ojca. Jesteś już dorosły - dorzuciła, zanim zdążył
powiedzieć coś na swoją obronę.
Spuścił głowę zawstydzony. Dobrze, że zachował choć odrobinę przyzwoitości,
pomyślała Elise.
Emanuel podniósł wzrok i spojrzał na nią. Widać było, że cierpi.
Jeszcze jeden, pomyślała poirytowana własną słabością. Dlaczego musiała nieustannie
użalać się nad innymi? Miała przecież dość własnych kłopotów.
- Chcesz kawy?
- Przecież nie masz drewna.
- Nie jest tak źle. Rozzłościłam się na Pedera, bo nigdy nie zamyka drzwi za sobą. Nie
stać nas na marnotrawienie opału.
- W takim razie chętnie wypiję filiżankę.
- Raczej kubek. Filiżanki wyparowały. Znów poczerwieniał.
- Wiem, że jestem złośliwa, Emanuelu, ale sameś sobie winien. Nigdy wcześniej nie
słyszałam o mężczyźnie, który wynosi meble i serwis pod nieobecność żony. Meble należały
do Ringstadów i wcale mi ich nie brak. Dobrze wiesz, że nie dbam o rzeczy materialne.
Złości mnie jedynie sposób, w który to zrobiłeś. Trzeba było spytać, a niczego bym ci nie
odmówiła. Ani stołu, ani kanapy, ani całej reszty.
Przytaknął, nie patrząc na nią.
- Przykro mi z tego powodu.
Żeby choć nie zachowywał się jak zbity pies! Żeby choć był arogancki, traktował ją z
góry, okazywał pogardę! Wtedy nie musiałaby się nad nim litować, okazywać współczucia.
Powinien dowiedzieć się, co o nim myśli, zasłużył na gorzkie słowa prawdy.
- Nie pojmuję, że ośmielasz się tutaj przychodzić.
- Nie miałaś więc zamiaru powiedzieć mi o niczym?
- Nie.
- Chciałaś ukryć, że zostanę ojcem?
- Tak - odrzekła ze złośliwą satysfakcją. - Hilda zaproponowała, bym dała dziecku
imię po twojej matce, jeśli urodzi się dziewczynka. Za dziesięć, piętnaście lat spotkałbyś
mnie z córką na ulicy. Spojrzałaby na ciebie niewinnymi niebieskimi oczyma, dygnęłaby i
przedstawiła się: Marie Ringstad. To by dopiero była niespodzianka, nieprawdaż?
Emanuel odwrócił wzrok.
Elise dołożyła do ognia i dolała świeżej wody do czajniczka. Postawiła na stole
mleko, cukier, chleb, masło i syrop.
- Pewnie jesteś głodny.
Emanuel wciąż się nie odzywał. Może płacze, pomyślała Elise, ale nie spojrzała na
niego z obawy, że ujrzy łzy w jego oczach.
Nie chciała pocieszać mężczyzny, który okazał jej całkowity brak szacunku. Złość
przychodzi ludziom łatwiej niż litość.
W końcu jednak odwróciła się do niego i westchnęła głęboko.
- Przepraszam - powiedziała. - Nie jestem dziś sobą. Mów, z czym przychodzisz.
- Odwiedzili nas Carlsenowie. Agnes opowiedziała Karolinę o wszystkim.
- Powinnam się była domyślić - uśmiechnęła się kwaśno. - Jedna warta drugiej.
- Nieważne, skąd wiem. Chcę jedynie potwierdzenia.
- A więc po to tu jesteś? Emanuel zdziwił się.
- Spodziewałaś się więc, że okażę obojętność na wieść, że oczekujesz mojego
dziecka?
- Niczego się nie spodziewałam. - Elise unikała jego wzroku. - Miałam nadzieję, że o
niczym się nie dowiesz. Nie mam zresztą pojęcia, czy dziecko da sobie radę. Połowa
niemowląt nie dożywa paru miesięcy, zwłaszcza w naszej dzielnicy.
- Życzysz śmierci własnemu dziecku? - Emanuel spojrzał na nią wstrząśnięty.
- Naprawdę nie rozumiesz powagi mojej sytuacji? - rzuciła podniesionym głosem. -
Mam dziecko poczęte z gwałtu, a teraz urodzę kolejne mężczyźnie, który mnie opuścił. Nie
pracuję, a muszę zapewnić utrzymanie czwórce dzieci. Za parę miesięcy będzie ich pięcioro.
Szyję dla pani Paulsen, która płaci mi godziwie, ale dziś właśnie dowiedziałam się, że jest
poważnie chora.
- Sprawami finansowymi nie musisz się przejmować. - Emanuel machnął
lekceważąco ręką. - To oczywiste, że będę łożyć na utrzymanie własnego potomka.
- A skąd nagle weźmiesz pieniądze? Masz tyle, ile dostaniesz od ojca, a na matkę nie
możesz liczyć. Zrobi wszystko, by wyciszyć sprawę. Dobrze ją znam, więc domyślam się, jak
zareagowała na rewelacje Karolinę.
Emanuel odwrócił wzrok.
- Co powiedziała? Wzruszył ramionami.
- Co powiedziała? - powtórzyła z naciskiem.
- Że ktoś inny musi być ojcem tego dziecka. Że tuż po porodzie nie zachodzi się w
ciążę.
Poczuła, jak krew uderza jej do twarzy. A więc pani Ringstad uznała, że Elise
znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny, jak tylko Emanuel ją porzucił!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin