Roberts Alison - Dobre rokowania.pdf

(515 KB) Pobierz
medd294b
Alison Roberts
Dobre rokowania
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Tu ekipa ratownicza. Czy mnie słyszycie? – zawo-
łał Neil Fletcher, uwa˙nie nadsłuchuja ˛ c. Spod gruz´w
zawalonego budynku nie dobiegł jednak ˙aden odgłos.
– Nic, cisza.
Kelly Drummond chwyciła kamie´ i z całych sił
uderzyła nim w stercza˛ca˛ rur˛ wodocia˛gowa˛.
– Jestem z ekipy ratowniczej! Czy kto´ mnie słyszy?
– zawołała, pochylaja˛c głow˛ tak nisko, ˙e jej kask
ochronny dotkna˛ł ziemi. Miała nadziej˛,˙e ten d´wi˛k
dotrze do kogo´ uwi˛zionego pod gruzami. ˙ e mo˙e
usłyszy w odpowiedzi wołanie o pomoc albo uderzenia
w rur˛.
Mijały pełne napi˛cia sekundy. Dziesi˛´... jedena´-
cie... dwana´cie... trzyna´cie...
– Nie daja˛ ˙adnego znaku ˙ycia.
Jeszcze przed miesia˛cem siedziałam sobie w ska˛pa-
nym w sło´ cu ogr´ dku kawiarni w Melbourne, pomy´-
lała Kelly, zamykaja˛c oczy. A trzy tygodnie temu nawet
sobie nie wyobra˙ałam, ˙e mog˛ znale´´ si˛ w podobnej
sytuacji. ˙ e jako członek ekipy ratowniczej b ˛ d ˛ praco-
wa´ z Neilem Fletcherem.
Ale w ko´ cu to ona postanowiła wr´ ci´ do Christ-
church, wi ˛ c nie mogła wykluczy´ tego, ˙e ich drogi
ponownie si˛ skrzy˙uja˛. Dla niej jednak nie miało
to ju˙ znaczenia. Wtedy, przed dwoma laty, wła´nie
4
ALISON ROBERTS
ona zdecydowała si ˛ zako´ czy´ ich zwia ˛ zek. Wiedziała,
˙e posta ˛ piłasłusznie. ˙ ebyło to jedyne rozsa ˛ dne roz-
wia ˛ zanie.
– Wcia˛˙ brak odpowiedzi – oznajmił zm˛czonym
głosem sanitariusz, Joe Barrington.
Poszukiwania były bardzo wyczerpuja˛ce fizycznie
i dota˛d nie przyniosły oczekiwanych rezultat´ w. Człon-
kowie ekipy zlokalizowali tylko jedna˛ ofiar˛ ´miertelna˛.
Z informacji, jakie przekazano im po przybyciu na
miejsce katastrofy, wynikało, ˙e pod gruzami nadal sa˛
uwi˛zione co najmniej dwie osoby. Mieszka´ c´ w zawa-
lonych budynk´ w, kt´ rzy nie zostali poszkodowani,
przewieziono w bezpieczne miejsce, rannych zabrały
karetki pogotowia, a ofiar˛ ´miertelna˛ umieszczono
w prowizorycznej kostnicy.
– Hej, przesu´ cie si˛ o metr do przodu! – polecił szef
ekipy, Ross Turnball.
Kelly wzi˛łagł˛boki oddech i powoli ruszyławe
wskazanym kierunku. Doskonale zdawała sobie spraw˛,
˙e w ka˙dej chwili gro˙a ˛ kolejne, wt´ rne wstrza ˛ sy.
Jak mogłam by´ taka pewna, ˙e spotkanie z Fletchem
nie wywrze na mnie ˙adnego wra˙enia? ˙ e nasz zwia ˛ zek
nale˙y do przeszło´ci? – pytała si ˛ w duchu. Ju˙ pierw-
szego dnia kursu ratownictwa medycznego okazało si˛,
˙e to nieprawda.
Kiedy weszła do sali wykładowej i zobaczyła go tam,
miała ochot˛ odwr´ ci´ si˛ na pi˛cie i natychmiast wyj´´.
Jego widok na dłu˙sza˛ chwil˛ zupełnie ja˛ sparali˙ował,
a potem poczuławcałym ciele przera˙aja˛ce mrowienie.
Z trudem dowlokła si˛ do najbli˙szego wolnego krzesła
i usiadła.
– Nic nie słycha´! – zawołał Fletch.
DOBRE ROKOWANIA
5
Na d´wi ˛ k jego głosu Kelly zesztywniała. W jej
pami ˛ ci od˙yły nagle wspomnienia, kt´ re uwa˙ałaza
pogrzebane na zawsze. Wspomnienia o nami ˛ tnej miło-
´ci. O nadziejach i marzeniach, kt´ re wydawały jej si˛
w´ wczas tak łatwe do spełnienia. Oraz b´ lu, na kt´ ry za
nic w ´wiecie nie naraziłaby si˛ po raz drugi.
Zacz˛ła si˛ zastanawia´, co wtedy czuł Fletch. Jej
nagłe odej´cie pocza˛tkowo musiało go rozgniewa´,
a potem pewnie odetchna˛ł z ulga˛. Od tamtej pory nigdy
nie pr´ bował si˛ z nia˛ skontaktowa´. Nie zadał sobie
nawet trudu, by ja˛ spyta´, dlaczego odesłała mu pier´-
cionek zar˛czynowy.
– Co´ słysz˛! – wrzasna˛ł nagle Fletch podnieconym
głosem, przywołuja˛c Kelly do rzeczywisto´ci.
Po chwili dobiegł do nich jaki´ słaby d´wi˛k. Jakby
kto´ j˛czał lub cicho wzywał pomocy.
– Joe, przesu´ si˛ o dwa metry w g´ r˛, a potem
o metr na lewo. Jessica, ty o jeden metr w g´ r˛,
a nast˛pnie o metr na prawo – komenderował Ross.
– Owen, spr´ buj stana ˛ ´ mi ˛ dzy nimi. Kyle, uwa˙nie
obserwuj ka˙dy ich ruch.
Wszyscy zaj ˛ li wyznaczone przez szefa pozycje.
– Tu jest spora szczelina! – zawołała Jessica, od-
suwaja˛człamana˛ belk˛. – Och, chyba kogo´ widz˛.
Czy mnie słyszycie?! – wrzasn˛łanacałe gardło,
pochylaja˛c si˛ nad odsłoni˛ta˛, tr´ jka˛tna˛ rozpadlina˛
i uwa˙nie nadsłuchuja˛c. – Ma na imi˛ Wendy – oznaj-
miła po chwili. – Oddycha do´´ r´ wnomiernie, ale
nie mo˙e porusza´ nogami. Podejrzewa, ˙e przez jaki´
czas była nieprzytomna.
– Fletch, przesu´ si˛ troch˛ w lewo – polecił Ross.
– Nie wiemy, w jakiej pozycji le˙y ta kobieta. Musimy
6
ALISON ROBERTS
zacza ˛ ´ usuwa´ gruz w odległo´ci jakich´ trzech metr´ w
od szczeliny. Jessica, przez cały czas z nia ˛ rozmawiaj.
Spr´ buj si ˛ od niej dowiedzie´, czy kto´ jeszcze został
tam zasypany. Fletch, Kelly i Joe, wy macie zapewni´
jej opiek˛ medyczna˛. Zaraz dostarczymy wam nosze.
Pozostali ustawia˛ si˛ w nowym szyku. Trzeba zabez-
pieczy´ cały odcinek. O ile wiemy, została tam do
zlokalizowania jeszcze jedna ofiara katastrofy.
Dotarcie do osoby, kt´ ra prze˙yła trz˛sienie ziemi,
wymaga czasu, nadludzkiego wysiłku i niezwykłej
ostro˙no´ci. Nowi członkowie ekipy niebawem dostar-
czyli na miejsce tragedii nosze i zestaw pierwszej
pomocy. Po dwudziestu minutach ratownicy byli ju˙ na
tyle blisko ofiary, ˙e mogli zacza˛´ wycia˛ga´ ja˛ ze
szczeliny.
– Wendy, to nie potrwa długo! – zawołał Fletch,
chca˛c doda´ jej otuchy. – Jak si˛ pani czuje?
– Nie´le. Ale b˛d˛ szcz˛´liwa, kiedy wreszcie si˛
sta˛d wydostan˛.
– Czy ma pani czucie w nogach i mo˙e nimi poru-
sza´?
– Nie jestem pewna... – Urwała i zacz ˛ ła kaszle´.
– Nie, chyba nie.
– Czy co´ pania˛ boli?
– Nie. – Ponownie zakaszlała. – Ten pył ze ´cian jest
nie do zniesienia. Nieustannie leci mi na twarz i do
gardła.
Kiedy usun˛li ostatni kawał falistej blachy i do
szczeliny wpadły jaskrawe promienie zachodza˛cego
sło´ ca, Wendy osłoniładłonia˛ oczy przed ra˙a˛cym
´wiatłem.
Fletch pochylił si˛ i chwycił ja˛ za nadgarstek, by
Zgłoś jeśli naruszono regulamin