ZAGADNIENIE ROLI GENERAŁA WEYGANDA
PAMIĘTNIK GENERAŁA WEYGANDA
W roku 1957, w paryskim dwutygodniku „La Revue des Deux Mondes” ukazał się fragment pamiętników generała Weyganda pod tytułem „Bitwa warszawska” („La bataille de Varsovie”, Nr. z dnia 15 marca 1957, str. 193—215). Duże partie tej relacji, w polskim przekładzie i z własnym komentarzem, ogłosiłem w wydawanym przeze mnie wydawnictwie nieperiodycznym „Ruch Narodowy”, w uzupełnieniu z czerwca 1957 roku do numeru grudniowego 1956 roku, na str. 143—153. W niniejszej książce, na innym miejscu, wyżej, pewne partie tego tekstu przedrukowałem.
Tutaj, przedrukowuję z niego inne partie, mianowicie te, które zawierają własną Weyganda ocenę jego roli, oraz roli Misji Wojskowej francuskiej w bitwie warszawskiej.
„W ten sposób wypełnia się przez olśniewające zwycięstwo bitwa warszawska, wspaniałe podźwignięcie się moralne, którego sekretu szukać trzeba przede wszystkim w miłości Polaka do jego ojczyzny i w jego ufności w Bogu. W nie małym stopniu również w przybyciu ambasady, której obecność wykazała zainteresowanie z jakim mocarstwa zwycięskie odnosiły się do losów Polski i która sprawiła, że znikło nieprzyjemne osamotnienie, w jakim miała ona prawo w pewnej chwili uważać, że się znajduje”. (Weygand, op. cit., str. 202, Giertych, artykuł „Pamiętniki generała Weyganda” w „Ruchu Narodowym”, op. cit., str. 149—150).
„Większa część autorów studiów lub dzieł o kampanii polsko—rosyjskiej 1920 roku okazywała pragnienie poznania w sposób ścisły zakresu udziału Francji w zwycięstwie warszawskim, udziału misji wojskowej francuskiej i udziału generała Weyganda.
Wielokrotnie, w trakcie mojego opisu, miałem sposobność złożyć hołd wybitnym usługom, wyświadczonym przez misję, której oddziaływaniem moralnym i taktycznym bardzo szczęśliwie kierowali i której wysiłki rozdzielali generał Henrys i jego szef sztabu, generał Billotte.
Konstatowałem, z jakim poczuciem obowiązku, z jaką sumiennością i z jaką wiarą w zwycięstwo oficerowie misji oddali swoje doświadczenie w służbę Polakom. «Mieli oni uczucie, pisał jeden z nich, major Baudouin, że służąc Polsce podtrzymywali oni tradycje całej naszej historii i że ofiarowywali się za samą Francję i za całą Europę».
Zachowuję wdzięczność osobistą dla tych oficerów z racji wartości informacji, jakimi często oświecali moje decyzje, a więcej jeszcze z racji przykładu, jaki dawali najwyższych zalet i cnót wojskowych. Wielu z nich nie wahało się, chociaż deklaracja nieprzyjaciela poinformowała ich o ryzyku na jakie narażała ich sytuacja nie—belligerentów, brać udział w walce w szeregach jednostek polskich i prowadzić je w okolicznościach trudnych, zwłaszcza w zaciekłych walkach, w których chodziło o Radzymin.
Pochwała ich ma jeszcze więcej wartości, gdy pochodzi od wodzów polskich”. (Weygand, ibid., str. 207. W dalszym ciągu autor przytacza pochwały generała Sosnkowskiego, Hallera i innych. Giertych, ibid., str. 151).
„Wiele dyskutowano i pisano o mojej roli osobistej. Dlatego przywiązywałem wagę do tego, by przedstawić szczegółowo to co było moją działalnością w okresie przygotowania bitwy i w okresie samej bitwy. Streszczam to obecnie w kilku słowach.
W dziedzinie moralnej stwierdzałem we wszystkich środowiskach, do których mogłem dotrzeć w Polsce, zarówno jak w mojej korespondencji z Paryżem, swoją absolutną wiarę w powodzenie, pod warunkiem, że Polacy zdobędą się na konieczne wysiłki i poświęcenie. Bez ustanku zalecałem lojalną jedność pod władzą Naczelnika Państwa i wodza naczelnego. Moja początkowa ufność rosła w miarę konstatowanych postępów jeśli idzie o wolę zwycięstwa i o rozmach żołnierzy i ich dowódców.
W dziedzinie operacji, trzeba rozróżniać koncepcję planu bitwy od jej wykonania. Istotą koncepcji, ideą manewru, było zatrzymanie rosyjskiej ofensywy na pozycji umocnionej, połączone z kontrofensywą, wychodzącą z prawego skrzydła obrony i skierowaną w ogólnym kierunku północnym, we flankę ofensywy nieprzyjacielskiej. Ta idea manewru w prostocie swojej i w swej możliwości urzeczywistnienia narzuciła się od początku mojemu umysłowi, zarówno jak umysłowi generała Rozwadowskiego, oraz umysłowi wodza naczelnego w sposób tak natychmiastowy i zgodny, że mogę powiedzieć, że była nam ona wspólna.
Co się tyczy faktycznego wykonania planu, rzeczy wyglądały inaczej. Wykonanie do którego się skłaniałem, było rezultatem mego doświadczenia na zachodzie, w bitwach, dobrze nasyconych po obu stronach efektywami ludzkimi i uzbrojeniem, a przeciwnikami ożywionymi tym samym duchem bojowym, zaprawionymi w obronie zarówno jak w natarciu, w walce wręcz zawsze w ścisłym kontakcie. Nie odpowiadało ono sytuacji i właściwościom obecnych wojsk. Wykonanie wodza naczelnego, przeciwnie, liczyło się z możliwościami, zarówno jak niedostatkami wojsk polskich i wojsk przeciwnika. Było ono właściwe i od razu się do niego przyłączyłem.
Pozwoliło mi to złożyć przed wyjazdem z Polski deklarację, zmierzającą do uniknięcia przesadnej oceny mojej roli, którą namiętności polityczne miały skłonność wyolbrzymiać ze szkodą Naczelnika Państwa i wodza naczelnego. Mój ostatni list do marszałka Focha daje zresztą wyraz mym myślom tajemnym w owej chwili:
«Tyle intrygowano wokół mojej działalności, którą partie opozycyjne chciały eksploatować przeciwko Naczelnikowi Państwa i dowództwu, że musiałem, aby sprowadzić rzeczy na właściwe miejsce i stworzyć sobie oddech, udzielić wywiadu pierwszego i oświadczyć, że zwycięstwo jest całkiem polskie, plan polski, armie polskie. To było potrzebne i to w niczym nie umniejsza pięknego wysiłku dokonanego przez misję... ani mojego, ocenionego powyżej wartości. Mam tylko uczucie, że zrobiłem wszystko co mogłem. Dzięki Bogu osiągnęliśmy powodzenie i mam teraz serce bardzo lekkie, bo przeszedłem przez złe chwile».
Krótko mówiąc, uważam, jeśli pominąć punkty mniejszej wagi, że przyczyniłem się w sensie operacyjnym do powodzenia bitwy, nalegając od początku na wzmocnienie polskich sil na północy, gdyż do nich będzie należało wymuszenie decyzji; uzyskując opór na Bugu dostatecznie długi, by narzucona nieprzyjacielowi konieczność zatrzymania się dała nieodzowny czas dla organizacji obrony i przygotowania ofensywy; czuwając nad niebezpieczeństwem debordowania od północy i nad urzeczywistnieniem kroków służących zwalczeniu tego niebezpieczeństwa, mianowicie stworzeniem V armii pod rozkazami generała Sikorskiego. Zarządzenia te pozwoliły posiadać przewagę środków w punkcie rozstrzygającym nieodzownych do powodzenia kontrofensywy”. (Weygand ibid., str. 209—210, Giertych ibid., str. 151—152. Podkreślenia moje — J.G.).
Skomentowałem to krótko:
„Jak widzimy, rola generała Weyganda wcale nie była mała” (Ibid., str. 152).
Generał Weygand napisał nadto:
„Dnia 23 sierpnia... otrzymałem wizytę redaktora francuskiego dziennika, wychodzącego w Warszawie. Dał mi on okazję jakiej pragnąłem złożenia publicznie hołdu Polsce i jej rządowi, jej armii i jej dowództwu. Powiedziałem mu, jak bardzo się cieszę ze zwycięstwa, które Warszawa świętuje: zwycięstwa polskiego, będącego do zawdzięczenia wytrwałości i dzielności żołnierza polskiego w bitwie, której plan obmyśliło polskie naczelne dowództwo. Członkowie misji wojskowej francuskiej byli zdziwieni tą deklaracją. Ja się tym nie wzruszałem. Czyż nie byłem jedynym człowiekiem, zdolnym mówić z całą znajomością rzeczy i czy nie miałem obowiązku, po prostu mówiąc prawdę, podnosić uczuć narodowych Polski, dając jej większe szanse zeszycia w cieniu laurów tego zwycięstwa jedności moralnej, zagrożonej przez tyle rywalizacji i sporów”. (Weygand, ibid., str. 211, Giertych przekład ibid., str. 152. Podkreślenia moje — J.G.)
Generał Weygand napisał ponadto:
„Poza Francją i Anglią, które z braku wojsk dostarczyły Polsce poparcia moralnego i materialnego świat zachodni, zmęczony i spragniony pokoju, zdawał się nie interesować walką, która rozgorzała między Polską i Rosją. Śledził on jednak z niepokojem postępy ofensywy rosyjskiej, której zdawało się nic nie mogło zatrzymać. Wiadomość o polskim zwycięstwie była efektowną niespodzianką (coup de theatre), przyjętą przez powszechny entuzjazm.
Nie sposób przesadzić wagi tego pamiętnego wydarzenia. Pomyślmy, co mogło się było stać z Europą, ledwo wydobytą ze wstrząśnień wojennych, gdyby już od roku 1920 Polska została sprowadzona do roli satelity Rosji; gdyż generalne cele polityczne Sowietów były już zarysowane. Stan wojenny czynił ton jej propagandy gwałtowniejszym od tego, do którego przyzwyczailiśmy się później. Czyż Tuchaczewski nie obwieścił w swoim rozkazie dziennym z dnia 2 lipca 1920 roku, że «na zachodzie rozstrzyga się los rewolucji światowej i że droga pożaru powszechnego przechodzi poprzez trupa Polski?».
Mierząc niebezpieczeństwo w sposób właściwy, Francja i Anglia byłyby mogły, gdyby Polska była padła, być narażone na konieczność chwycenia znowu za broń celem ograniczenia postępów pożaru, a może celem ugaszenia jego ogniska. Ale jeśli miłość pokoju byłaby większa, niż instynkt samozachowawczy, gdzie byłby się wysiłek bolszewizmu zatrzymał? Nie ma przesady w twierdzeniu, że groźba, której zachód zmuszony jest stawiać czoła, została opóźniona o dwadzieścia lat. Świat zaciągnął w 1920 roku wielki dług wdzięczności wobec Polski, która raz jeszcze była przedmurzem cywilizacji chrześcijańskiej”. (Weygand ibid., str. 204—205, Giertych, ibid., str. 152. Podkreślenia moje — J.G.)
Rozdział o bitwie warszawskiej w pamiętnikach generała Weyganda nie jest jedyną relacją tego generała o tej bitwie. Inną jego godną uwagi relacją jest jego odczyt, wygłoszony w roku 1929 w Brukseli. Odczyt ten, jako relacja, jest o tyle cenny, że wygłoszony został stosunkowo wcześnie, bo w 9 lat po bitwie, w czasie, gdy żył jeszcze i był w Polsce w całej pełni u władzy Piłsudski (na 6 lat przed jego śmiercią), tyle tylko, że po śmierci generała Rozwadowskiego (w rok po niej). W przeciwieństwie więc do pamiętnika generała Weyganda, ogłoszonego w roku 1957, a więc już po drugiej wojnie światowej i po klęskach Polski i Francji w tej wojnie, a w 37 lat po bitwie warszawskiej, w 22 lata po śmierci Piłsudskiego i w 29 lat po śmierci Rozwadowskiego, jest on relacją stosunkowo świeżą, a więc bardziej wolną od skłonności propagandowych, choć być może bardziej liczącą się z względami natury dyplomatycznej. W odczycie tym nie znajdziemy informacji o tym, kto w większym stopniu wywarł wpływ na osiągnięcie zwycięstwa. Znajdujemy jednak obraz tego, jak generał Weygand patrzał na przebieg bitwy.
Odczyt ten wydany został drukiem po polsku, jako broszura: Jenerał (sic) Weygand. „Bitwa o Warszawę. Odczyt wygłoszony w Brukseli”. Warszawa 1930, Mazowiecka Spółka Wydawnicza.
Wydawcy broszury piszą na wstępie: „Jenerał Weygand, który był w Polsce od 25 lipca do 24 sierpnia 20 r. (...) w lutym 1929 roku wygłosił w Brukseli odczyt, podany tu w całości w przekładzie (...). Zarząd Główny Związku Hallerczyków zwrócił się do jenerała Weyganda z prośbą o pozwolenie wydania tego odczytu, dotąd nigdzie nie ogłoszonego, w dziesiątą rocznicę bitwy i uzyskał to zezwolenie”. (Ibid., str. 5).
Główna treść broszury — i odczytu — brzmi jak następuje.
Rząd sowiecki ...
piotrzachu69