Francine Rivers -- Potęga miłości.doc

(2503 KB) Pobierz

Francine Rivers

Potęga miłości

 

Przekład: Jan Kabat, Elwira Niewęgłowska

Tytuł oryginału:
Redeeming hme

Autor:
Francine Rivers

Przekład:
Jan Kabat, Elwira Niewęglowska

Okładka:                                             

Radosław Krawczyk                              

Skład:                             

Alina Merha                                                        

Copyright © 1991 by Francine Rivers                

Copyright © 2005 for the Polish edition by W wyłomie, Gorzów Wlkp.
Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN 83-89634-01-5

Cytaty z Pisma Świętego pochodzą z Pisma Świętego Starego Testamentu,
wydanego przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne,
Warszawa, 1975

Cytaty z Pisma Świętego pochodzą z Pisma Świętego Nowego Testamentu i Psalmów,
wydanego przez Towarzystwo Biblijne w Polsce,
Warszawa, 2001

Książkę można nabyć:

www.wwylomie.com

e-mail: wwylomie@wwylomie.com

tel. (95) 720 89 01

Wydawca:

W wyłomie

skr. poczt. 313

66-400 Gorzów Wlkp. 1

Kiedy tylko dowiedzieliśmy się w naszym wydawnictwie Multnomah
Books, że będziemy mieli okazję wydać powieść napisaną przez Francie
Rivers, nie posiadaliśmy się z radości. Jeśli czytaliście którąkolwiek z opu-
blikowanych przez wydawnictwo Tyndale powieści Francine, na pewno
rozumiecie nasz entuzjazm i ekscytację. Każda z jej książek to absolutnie
pochłaniająca opowieść, która przekazuje niezwykle głębokie i cenne prze-
słanie.

Książkę, którą teraz trzymacie w ręku przeczytałem w dwóch posiedze-
niach: za pierwszym razem czytałem do wpół do drugiej w nocy, a następ-
nego wieczoru czytałem dopóki nie skończyłem o wpół do czwartej. Przewra-
cając kartki powieści bardzo często płakałem, odnawiałem różne decyzje
przed Panem, a potem jeszcze więcej płakałem. Wydaje mi się, że nie inaczej
będzie kiedy wy sięgniecie po tę książkę. Przecież potęga Bożej miłości wo-
bec waszego życia jest tak samo wielka.

Chciałbym was uwrażliwić na jedną kwestię. Przenosząc biblijną hi-
storię Ozeasza do dziewiętnastowiecznej Ameryki, Francine stanęła przed
pewnymi trudnymi wyborami. Biblia otwarcie i z ogromną szczerością mó-
wi o małżeńskiej niewierności Gomer i jej prostytucji. Autorka stanęła więc
przed pytaniem: na ile należy wchodzić „w szczegóły", aby historia miała
tę samą wstrząsającą wymowę co przekaz biblijny? Jak możecie przeczy-
tać w Liście od Autorki, Francine zależy na tym, aby czytelnicy rozumieli,
dlaczego musiała z tak wielką otwartością poruszyć w książce te kwestie.
Ufamy, że wy także zrozumiecie intencje autorki, kiedy przeczytacie już ca-
łą powieść. Dopóki jednak sami nie zapoznacie się z nią, zachęcamy, aby-

ście nie wręczali jej pochopnie młodszym czytelnikom. Gdyby książka ta
była filmem, prawdopodobnie byłaby dozwolona dla widzów od trzynaste-
go roku życia.

Przygotuj się na to, że lektura tej książki poprowadzi cię ku świeżemu do-
świadczeniu Boga. Jezus zauważał i wykorzystywał poruszającą moc opowie-
ści, by skutecznie przedstawiać ludziom odkupieńczą miłość Ojca. Tej wła-
śnie mocy doświadczysz czytając niniejszą powieść. Kiedy dojdziesz do koń-
ca, będziesz kochał Go bardziej niż dzisiaj. A jeśli jesteś w związku małżeń-
skim, będziesz również głębiej kochał swojego współmałżonka i będziesz
jemu lub jej bardziej oddany.

Możecie zapytać, czy to nie są zbyt wielkie oczekiwanie w stosunku do
zwykłej beletrystyki?

Przeczytajcie. Przekonajcie się.

Donald C. Jacobson
Prezes i Wydawca

Tym, którzy doznają bólu i

 

 

Książę ciemności jest dżentelmenem

Szekspir

N owa Anglia,   1835

Alex Stafford wyglądał dokładnie tak, jak mówiła mama. Był wysoki i ciem-
nowłosy i Sara nigdy nie widziała nikogo równie pięknego. Nawet w zakurzo-
nym ubraniu dojazdy konnej i z włosami mokrymi od potu był jak książę
z opowiadań, które czytała mama. Serce Sary rozpierała szalona radość i du-
ma. Żaden z ojców, obecnych na mszy, nie mógł się z nim równać.

Spojrzał na nią ciemnymi oczami i Sara poczuła, jak śpiewa jej dusza. Mia-
ła na sobie swoją najlepszą błękitną sukienkę i biały fartuszek, a we wło-
sach różowe i niebieskie wstążeczki. Czy podobała się tatusiowi? Mama po-
wiedziała, że niebieski to jego ulubiony kolor, więc dlaczego się nie uśmie-
chał? Czyżby się wierciła? Mama kazała stać prosto i nieruchomo i zacho-
wywać się jak dama. Powinien być zadowolony. Ale wcale na takiego nie
wyglądał.

- Czyż nie jest piękna, Alex? - spytała mama głosem dziwnie stłumionym.

- Czyż nie jest najpiękniejszą dziewczynką, jaką kiedykolwiek widziałeś?
Sara spostrzegła jak ojciec zmarszył brwi. Nie wyglądał na zadowolonego.

Był zły.

Podobnie jak mama, gdy Sara mówiła za dużo lub zadawała zbyt wiele pytań.

11

- Tylko parę minut - szybko poprosiła Mae. Zbyt szybko. Czy się bała? Ale
dlaczego? - To wszystko, o co cię proszę, Alex. Tak wiele to dla niej znaczy.

Przyglądał się dziewczynce. Odziedziczyła po nim zarys brody i nosa,
ale poza tym nie dostrzegał szczególnego podobieństwa. Miała jasne wło-
sy i jasną cerę jak matka, choć błękit oczu był żywszy. Była ładna, niemal
za ładna, i wpatrywała się w niego jak w Boga. Czuł się w jej obecności dia-
belnie nieswojo. Dlaczego Mae to zrobiła? Czy nie wyraził się wtedy dość
jasno?

- Czy specjalnie ubrałaś ją na niebiesko, Mae? - spytał, nie mogąc ukryć
w głosie zimnej złości. - Bo to podkreśla kolor jej oczu?

Sara nie rozumiała. Spojrzała na mamę i zobaczyła jak zamarło w niej ser-
ce. Na twarzy pojawił się ból.

Alex zerknął w stronę przedpokoju.

- Cleo!

- Nie ma jej - powiedziała cicho Mae. - Dałam jej wolny dzień.

- Tak? - zdziwił się. - No cóż, to kłopot dla ciebie, prawda?

Mae zesztywniała. Uświadomiła sobie, że Alex nie ma najmniejszego za-
miaru spędzić z Sarą choć jednej chwili. Jak mógł być tak pozbawiony serca?
Czy nie widział uwielbienia w oczach dziecka?

- Co mam zrobić?

W jego ciemnych oczach pojawił się błysk.

- Odeślij ją. Chyba wie, jak znaleźć Cleo.

Uśmiech Sary przygasł, a na twarzy pojawił się wyraz zmieszania. Rozma-
wiali ze sobą tak chłodno. Żadne z nich nie patrzyło na nią. Czy zapomnie-
li o niej? Dlaczego tatuś był taki zły, że nie ma Cleo?

Zagryzając wargę, Sara spojrzała na nich i pociągnęła za ojcowską mary-
narkę.

-Tatusiu...

- Nie nazywaj mnie tak.

Zamrugała, przestraszona i zmieszana. To był jej tatuś. Tak mówiła mama.
Przywoził jej nawet prezenty, ilekroć się zjawiał. Mama jej dawała. Może był
zły za to, że nigdy mu nie podziękowała.

- Chcę ci podziękować za prezenty...

- Bądź cicho, Saro. Nie teraz, kochanie. - Wydusiła z siebie mama.
Tata obrzucił mamę straszliwym spojrzeniem.

- Niech mówi. Tego właśnie chciałaś, prawda? Co cię tak wystraszyło,
Mae?

12

Mama dotknęła drżącymi palcami jej ramienia, ale tata nachylił się do niej,
uśmiechając się teraz, choć oczy błyszczały mu dziwnie. Gdy wziął ją za rę-
kę, dziewczynka zadrżała ze szczęścia.

-Jakie prezenty? - spytał.

Był taki piękny, taki jak mówiła mama. Sara była dumna, że ma takiego
ojca.

- Powiedz mi, mała.

- Zawsze...zawsze podobają mi się te świeczki, które przywozisz - powie-
działa Sara, promieniejąc szczęściem, gdy na nią patrzył. - Ale najbardziej
uwielbiam kryształowego łabędzia.

Mae, przestraszona, przyłożyła drżącą dłoń do gardła. Alex nigdy nie zro-
zumie. Twarz mu pociemniała, a oczy upodobniły się do stalowych ostrzy.

- No tak - powiedział i wyprostował się. Znów popatrzył na mamę. - Bar-
dzo się cieszę.

Sara spojrzała na ojca. Jeśli mówił, że się cieszy, to tak musiało być. Cią-
gnęła radośnie:

- Postawiłam go na moim parapecie. Prześwieca przez niego słońce i rzu-
ca na ścianę kolorowe cienie. Chciałbyś pójść ze mną i zobaczyć? - wzięła go
za rękę, ale się uwolnił, zmarszczyła więc brwi.

Mae zagryzła wargę i posłała mu błagalne spojrzenie, zauważyła jednak,
że targa nim zimna furia.

Alex chciał ją uderzyć. Czy tyle dla niej znaczyłyjego podarunki? Błyskot-
ki, które rzuca się dziecku? A jego miłość? Ją także oddała dziecku.

Mae nie mogła znieść lodowatego wyrazu jego twarzy i opuściła wzrok.

- Kochanie, bądź grzeczną dziewczynką i idź się pobawić.
Sara, strapiona, podniosła wzrok. Czy zrobiła coś źle?

- Czy nie mogę zostać? Będę bardzo cicho.

Zdawało się, że mama nic więcej nie powie. Oczy miała wilgotne i patrzy-
ła na tatę.

Alex nachylił się do dziewczynki.

- Chcę, żebyś poszła się pobawić - powiedział do niej. - Chcę poroz-
mawiać z twoją matką.

Uśmiechnął się do Sary i poklepał ją po policzku.
Sara uśmiechnęła się, zupełnie oczarowana. Tata ją dotknął, więc w ogó-
le się nie złościł. Kochał ją. Tak jak mówiła mama.

- Czy będę mogła do was wrócić? - spytała Sara z nadzieją w głosie.

- Matka przyjdzie po ciebie, jak będzie trzeba. A teraz zmykaj.

13

- Tak, Tato.

Sara chciała zostać, ale jeszcze bardziej pragnęła sprawić ojcu przyjem-
ność. Wyszła z salonu, przebiegła w podskokach kuchnię i skierowała się do
tylnych drzwi. Zerwała kilka stokrotek, które rosły na grządce tuż za progiem,
i ruszyła w stronę róż, pnących się po drewnianej kracie. Obrywała płatki
kwiatów.

- Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha...- zamilkła, gdy minęła narożnik
domu. Nie chciała przeszkadzać mamie i tacie. Po prostu chciała być blisko
nich.

Rozmarzyła się. Może tata weźmie ją na barana. Zastanawiała się, czy za-
proponuje jej przejażdżkę na swoim wielkim, czarnym koniu. Musiałaby oczy-
wiście zmienić sukienkę. Nie chciałby, żeby ją zabrudziła. Tak bardzo pragnę-
ła siedzieć mu na kolanach, kiedy rozmawiał z mamą. Na pewno by nie prze-
szkadzała.

Okno salonu było otwarte. Mama uwielbiała, gdy pokój wypełniał się
zapachem róż. Sara zapragnęła usiąść i być blisko rodziców, żeby wiedzieć,
kiedy ma wrócić do domu. Jeśli zachowa się cicho, to nie będzie im przeszka-
dzać, i będzie blisko, gdyby mama ją zawołała.

- Co miałam zrobić? - krzyczała mama. - Nigdy nie spędziłeś z nią nawet
minuty. Co miałam jej powiedzieć, Alex? Że ci na niej nie zależy? Że żałujesz,
że się w ogóle urodziła?

Sara rozdziawiła usta. Zaprzecz, tato! Zaprzecz!

- Tego łabędzia przywiozłem z Europy dla ciebie, a ty dałaś go dziecku.
Perły też jej dałaś? A pozytywkę? Przypuszczam, że i to od ciebie dostała.

Stokrotki wysunęły się z dłoni Sary. Usiadła na ziemi, nie zważając na swo-
ją śliczną sukienkę. Oszalałe, radosne bicie serca przygasło. Miała wraże-
nie, jakby wszystko w niej zamierało z każdym kolejnym słowem taty.

- Alex, proszę - błagała mama. - Nie widziałam w tym nic złego. Dzięki
prezentom wszystko było łatwiejsze. Spytała mnie dziś rano, czy jest już dość
duża, żeby się z tobą przywitać. Pyta mnie tak zawsze, kiedy przyjeżdżasz. Jak
mogłam powiedzieć „nie"? Nie miałam serca. Ona nie rozumie twojego lek-
ceważenia. Ani ja.

- Wiesz, jakie mam uczucia w stosunku do niej - powiedział Alex.
-Jak możesz mówić o uczuciach? Nawet jej nie znasz. To piękne dziecko,

Alex. Bystre, urocze, rezolutne i tak bardzo do ciebie podobne. Jest ludzką
istotą, Alex. Nie możesz do końca życia traktować jej jak powietrze. Jest two-
ją córką...

14

- Mam już dość dzieci z własną żoną. Mówiłem ci, że nie chcę ani nie po-
trzebuję jeszcze jednego.

-Jak możesz tak mówić? - krzyczała Mae. -Jak możesz nie kochać wła-
snego ciała i krwi?

- Mówiłem ci od samego początku, co o tym myślę, jednak ty nie słucha-
łaś. Nigdy nie powinna była się urodzić, ale ty postawiłaś na swoim.

- Czy myślisz, że chciałam zajść w ciążę? - krzyknęła Mae gniewnie. - Czy
myślisz, że planowałam dziecko?

- Zawsze mnie zastanawiała twoja postawa. Zwłaszcza, kiedy załatwiłem
wszystko, a ty odmówiłaś. Lekarz, którego ci przysłałem, zrobiłby, co do nie-
go należało. Pozbyłby się...

- Nie mogłam tego zrobić - powiedziała. -Jak mogłeś spodziewać się, że
zabiję moje nienarodzone dziecko? Czy nie rozumiesz? To grzech śmiertelny.

- Spędzasz za dużo czasu w kościele — stwierdził szyderczo. — Czy przy-
szło ci kiedykolwiek do głowy, że nie miałabyś tych wszystkich proble-
mów, gdybyś się pozbyła ciąży? Nie byłoby żadnych trudności. Ale ty się
uparłaś.

- Chciałam jej - powiedziała mama urywanym głosem. - Była częścią cie-
bie, Alex, i częścią mnie. Chciałam jej, nawet jeśli ty jej nie chciałeś...

- Czy to prawdziwy powód?

- Ranisz mnie, Alex!

Sara drgnęła, gdy w pokoju coś się nagle roztrzaskało.

- Czy to prawdziwy powód, Mae? Czy też chciałaś ją urodzić, bo dziec-
ko dawało ci nade mną władzę?

- Nie wolno ci w to wierzyć! - Mama płakała. - Ale ty w to wierzysz, praw-
da? Jesteś głupcem. O, co ja zrobiłam? Wyrzekłam się wszystkiego dla ciebie.
Rodziny, przyjaciół, szacunku, wszystkiego, w co wierzyłam, wszelkiej na-
dziei...

- Kupiłem ci ten domek. Daję ci tyle pieniędzy, ile potrzebujesz...
W głosie mamy pojawił się dziwny ton.

- Czy wiesz, co dla mnie znaczy chodzić po ulicach tego miasta? Ty
sobie przyjeżdżasz i odjeżdżasz, kiedy ci się spodoba. A oni wiedzą, kim
jesteś i czym ja jestem. Nikt na mnie nie patrzy, Alex. Nikt ze mną nie
rozmawia. Sara też to czuje. Kiedyś mnie o to spytała, a ja jej powiedzia-
łam, że jesteśmy niewidzialne. Nic innego nie przyszło mi do głowy - roz-
płakała się, głos jej się łamał. - Pewnie pójdę do piekła za to, czym się
stałam.

15

- Mam już dosyć twojego poczucia winy i słuchania o dziecku. Wszyst-
ko się przez nią psuje między nami. Pamiętasz, jacy byliśmy szczęśliwi? Ni-
gdy się nie kłóciliśmy. Nie mogłem się doczekać, kiedy do ciebie przyjadę,
kiedy z tobą będę.

-Nie...

- A ile dziś czasu z tobą spędziłem? Czy dosyć? Zmarnowałaś go na to
dziecko. Mówiłem ci, czym to się skończy. Może nie? Lepiej byłoby, żeby
się nie urodziła.

Z pokoju dobiegł odgłos uderzenia. Przerażona Sara zerwała się na równe no-
gi i uciekła. Biegła po kwiatach mamy, potem po trawniku, wreszcie wskoczyła
na ścieżkę prowadzącą do altanki. Zdyszana, czując piekący ból w piersi, upa-
dła w wysokiej trawie. Wstrząsało nią łkanie, twarz miała zalaną łzami. Usłysza-
ła zbliżający się galop konia. Wcisnęła się w krzew winorośli obok strumyka.
Wyglądając ze swojej kryjówki, zobaczyła ojca na wielkim, czarnym koniu. Przy-
padła z płaczem do ziemi i skuliła się, czekając, aż przyjdzie po nią mama.

Ale mama nie przyszła i nie zawołała jej. Po chwili Sara wróciła do altan-
ki, usiadła przy obsypanej kwiatami winorośli i nadal czekała. Nim zjawiła
się mama, Sara osuszyła łzy i otrzepała swoją piękną sukienkę z kurzu. Drża-
ła na wspomnienie tego, co usłyszała.

Mama była bardzo blada, jej oczy były pozbawione blasku i podkrążo-
ne. Na policzku widniał siniak. Starała się przykryć go warstwą pudru.
Uśmiechnęła się, ale nie tak jak zwykle.

- Gdzie się podziewałaś, kochanie? Wszędzie cię szukałam.

Ale Sara wiedziała, że to nieprawda. Przecież cały czas na nią czekała. Ma-
ma zwilżyła śliną koronkową chusteczkę i wytarła plamę na policzku Sary.

- Twojego ojca wezwano nagle w interesach.

- Czy wróci? - spytała wystraszona Sara. Nie chciała go nigdy więcej wi-
dzieć. Skrzywdził mamę, przez niego płakała.

- Może nie wyjechał na długo. Zobaczymy. To bardzo zapracowany i sza-
nowany człowiek.

Sara nic nie mówiła. Mama wzięła ją na ręce i mocno przytuliła.

- Wszystko w porządku, kochanie. Wiesz, co zrobimy? Wrócimy do do-
mu i przebierzemy się. Potem weźmiemy do koszyka trochę jedzenia i pój-
dziemy nad strumyk. Chciałabyś?

Sara skinęła głową i objęła mamę za szyję. Usta jej drżały, ale starała się
nie płakać. Gdyby się rozpłakała, mama mogłaby się domyślić, że podsłuchi-
wała, i wtedy by się gniewała.

16

Mae tuliła mocno córkę, chowając twarz w jej włosach.

- Damy sobie radę. Zobaczysz - wyszeptała. - Damy. Na pewno.

Alex nie wrócił, i mama chudła i mizerniała. Spała do późna, a kiedy już
wstała, nie chciała chodzić na długie spacery, jak niegdyś. Gdy się uśmiecha-
ła, jej oczy nie rozpalały się blaskiem. Cleo mówiła, że mama powinna wię-
cej jeść. Cleo była bardzo nieostrożna i mówiła mnóstwo rzeczy, kiedy Sara
znajdowała się dostatecznie blisko, by słyszeć.

- Wciąż przysyła pani pieniądze, prawda? To już coś, pani Mae.

- Nie zależy mi na pieniądzach - odpowiadała mama, a jej oczy wzbie-
rały łzami. - Nigdy mi na nich nie zależało.

- Zależałoby, gdyby ich pani nie miała.

Sara starała się rozweselić mamę, przynosząc jej wielkie bukiety kwiatów.
Wyszukiwała ładne kamienie i myła je, a potem dawała jej jako prezenty. Ma-
ma zawsze się uśmiechała i dziękowała, ale w jej oczach nie było widać bla-
sku. Sara śpiewała piosenki, których uczyła ją mama, smutne irlandzkie bal-
lady i kilka łacińskich psalmów, które zapamiętała z mszy.

- Mamo, dlaczego już nie śpiewasz? - pytała Sara, wspinając się na łóż-
ko matki i sadzając na zmiętej pościeli lalkę. - Będzie ci lepiej, jeśli sobie po-
śpiewasz.

Mama czesała powoli długie, jasne włosy.

- Nie mam ochoty śpiewać, kochanie. Mama ma teraz o czym myśleć.
Sara czuła, jak narasta w niej jakiś ciężar. To była wszystko jej wina. Jej wi-
na. Gdyby się nie urodziła, mama byłaby szczęśliwa.

- Czy Alex wróci, mamo?

Mae znieruchomiała i spojrzała na nią. Alex? Zdziwiła się. Sara zawsze na-
zywała go tatą. Ta nagła zmiana zaniepokoiła ją. Obserwowała badawczo twarz
córki i marszczyła brwi. Ledwie zwracała na nią ostatnio uwagę. Była ego-
istyczna i użalała się nad sobą, ale ilekroć pomyślała o Aleksie, czuła tak wiel-
ki ból, że wydawało jej się, iż umrze. Miłość nie była błogosławieństwem. By-
ła przekleństwem. Dlaczego nie mogła wyrzucić go z pamięci? Opętał ją. Dla-
czego nie mogła o nim zapomnieć i pomyśleć o Sarze, która ją kochała i tak
bardzo jej potrzebowała?

Sara dostrzegała ból matki. Wiedziała, że jest nieobecna duchem i że my-
śli o nim. Mama chciała, by wrócił. Mama płakała w nocy, ponieważ nie wra-
cał. Wciskała twarz w poduszkę, ale Sara i tak ją słyszała.

17

Zagryzła wargę i spuściła głowę, bawiąc się bez zainteresowania lalką.

- A co będzie, jak zachoruję i umrę, mamo? - spytała cicho.

- Nie zachorujesz - powiedziała mama, a jej wzrok rozjaśnił się. Spoj-
rzała na córkę i uśmiechnęła się. -Jesteś zbyt młoda i zdrowa, by umrzeć.

Mama znów zaczęła czesać włosy. Przypominały blask słońca spływają-
cy po jej bladych ramionach. Mama była taka ładna. Jak Alex mógł jej nie ko-
chać?

- Ale gdybym umarła, mamo, to czy wróciłby i został z tobą? - Mae znie-
ruchomiała i wlepiła w nią wzrok. Nie. Jej oczy wypełniły się łzami. Nie mo-
gła znieść myśli, że Sara usłyszała wszystko, co Alex powiedział tego strasz-
nego dnia. Nie, nie mogła słyszeć. Bawiła się na dworze. A jeśli podeszła do
różanej altany? Okno było zawsze otwarte. Nie. Dziewczynka wyrażała po
prostu dziecięce obawy.

- Nawet o tym nie myśl, Saro....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin