boleslaw lesmian - poezje wybrane.doc

(99 KB) Pobierz

Wstęp 

Urodzony w Warszawie w 1877 (według metryki), 1878 (z listu poety; w kompendia przedwojenne) lub 1879 (z nagrobka z Powązek sporządzonego przez Jana Brzechwę) roku.

Właściwe nazwisko: Lesman.

rodzice: inteligencja pochodzenia żydowskiego, matka obumarła go we wczesnym dzieciństwie, ojciec ożenił się powtórnie

rodzeństwo: nie wiem, ile miał w sumie, ale w każdym razie dwoje mu było zmarło: Kazimiesz i Aleksandra.

edukacja: gimnazjum klasyczne w Kijowie, wydział prawa na Uniwersytecie Św. Włodzimierza.

jako student zatrzymany przez carską policję za wystąpienia patriotyczno-artystyczne

ukraińska młodość wpisuje poetę (mimo jego programowej pozahistoryczności i pozageograficzności) w nurt poezji ukraińskiej za Antonim Malczewskim, Sewerynem Goszczyńskim, Bohdanem Zalewskim, Juliuszem Słowackim i Jarosławem Iwaszkiewiczem.

debiut: 1895 w „Wędrowcu”,

pseudonim: pierwszy wiersz podpisuje jeszcze Lesman, ale już w 1897 podpisuje się Leśmian (skąd zmiana? różne legendy: może podpowiedział mu taki pseudonim filozof Franciszek Fiszer, a może poeta Antoni Lange).

podróże: Warszawa, Niemcy (Monachium), Francja (Paryż)

żona: Zofia Chylińska, malarka

dzieci: dwie córki – Maria Ludwika i Wadna.

kumpel: Zenon Przemyski Miriam

właściwy początek sławy: w „Chimerze” Miriama

tomiki: 1912 – „Sad rozstajny”

1920 – „Łąka”

1936 – „Napój cienisty”

1938 – pośmiertna „Dziejba leśna”

i nietomiki: 1913 – „Klechdy sezamowe”

1913? – „Przygody Sinbada Żeglarza”

1913 – przekład „Opowieści nadzwyczajne” E.A. Poe

1956 – „Klechdy polskie”

teatr: reżyser i współzałożyciel eksperymentalnego Teatru Artystycznego w Warszawie.

w czasie wojny mieszka w Łodzi, potem przeżywa „okres prowincjonalnego wygnania” (nie rozumiem problemu, ale nie jestem poetą i to pewnie dlatego) – do Zamościa i Hrubieszowa. Siedzi tam biedaczek i nie bardzo go ktokolwiek lubi. Wszyscy w tym czasie kochają albo Skamandrytów, albo Awangardę, a on nie bardzo jest doceniany (tylko Tuwim go rozumie; choć dobrze piszą o nim też Irzykowski i Ostap Ortwin). Wreszcie na początku lat trzydziestych zaczyna go doceniać Wierzyński i drugować w warszawskiej „Kulturze”. Zaczyna być wreszcie doceniany, aż „Napój cienisty” ostatecznie ugruntowuje jego pozycję Poety. Niestety w tym samym czasie jego pomocnik w kancelarii defrauduje mu taką kasę, że Leśmian jest w totalniej panice. Z tego, co rozumiem Wierzyński mu jakoś z tym potem pomógł, ale nie do końca wiadomo jak. W każdym razie udaje mu się uniknąć procesu. W 1935 przenosi się do Warszawy. Do końca życia męczy się z długami i prawicą, co się czepia jego pochodzenia.

umiera: 7 listopada 1937

motyw „oddalenia” – najsilniej widać go w cyklu „Oddaleńcy” z „Sadu rozstajnego” – oddaleńcy to wszyscy nieudani, zbłąkani, spóźnieni, nieznani, szaleni, to coś bliskiego duchowi modernistycznej chęci być nie-filistrem, ale (wg Jacka Trznadla) to też pewna obserwacja zbliżająca Leśmiana do (późniejszego oczywiście) Ericha Fromma – tzn. że wolni są tylko ci ludzie, którzy nie są przeciętni. Człowiek inny to taki, który nie przyjmuje zasad danych mu przez otoczenie, ale sam tworzy nowe, bo poznaje życie bezpośrednio dzięki intuicji (Berson, te sprawy). Antynomia: społeczne „muzeum wartości” a człowiek wartości tworzący – tu Leśmian używa terminów Jana Skota Erigeny: natura naturata i natura naturans (stan utrwalony i nietwórczy A stan działający i twórczy).

człowiek pierwotny: człowiek, który wyłonił się z natury dzięki temu, że był wybitny i twórczy; taki oddaleniec prawieku. Człowiek ten był wsłuchany w podszepty naturae naturantis i przez to bardziej metafizyczny. Jest smokiem przedpotopowym, mieszańcem nieba i ziemi (tkwi jednocześnie w świecie ludzkim i w świecie natury). Poeta ma być bliski człowiekowi pierwotnemu. (nie było to nic specjalnie oryginalnego, bo już Rousseau i inni, a na progu modernizmu broszurka Aleksandra Świętochowskiego „Poeta jako człowiek pierwotny”).

mit powrotu do przyrody: powrót do natury po prostu; także powrót do bezpośredniości; ale natura też przeraża i dehumanizuje. Człowiek nie powinien zupełnie do niej wracać, opuszczać swojego człowieczego świata.

ludowość: najwięcej jej w „Łące”. Prawie w ogóle nie ma w „Sadzie rozstajnym”. Głównie folklor polski i słowiański. Trznadel uważa, że zupełnie niesłusznie kojarzy się tę ludowość Leśmiana z młodopolską chłopomanią, że było to tak naprawdę zainteresowani natury antropologicznej która stawia Leśmiana na równi z Levi-Straussem i Mirecea Eliade.

ballady: zaczerpnięte z romantyzmu, pełnią u Leśmiana inną rolę. Tekst ludowy staje się pretekstem do zmagania się z problemami, które dręczą dwudziestowiecznego poetę. Dlatego Wyka nazwał je „balladami filozoficznymi”.

bohater ludowy: że występuje ludowy bohater zauważyć nie trudno, trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że i narrator często jest bohaterem ludowym, kimś z ludowego kosmosu. Taki trochę Osjan (por. „Jam-nie Osjan!”), trochę gawędziasz, bajarz ludowy, pleciuga. Ale nie jest on nigdy do końca serio, bo musi pomagac w wyrażaniu bezsensu, groteski mieszającej się z powagą.

stylizacja językowa:

1) dialektyzmy słownikowe: da-dana

2) porównania przeczace: „To nie konie tak cwałują iuszami strzygą, jeno tańczą tak opoje, Świdryga z Midrygą”.

3) annominacje, tj określenia tautologiczne: „roztopolić topolę”, „stodolić stodołę”.

4) zasada trychotomi – na różnych płaszczyznach trzy części wydzielic da się: trzech braci, trzy próby.

5) powtarzanie _ czyli refreny, takie same początki pierwszych wersów itp.

6) rytm i wersyfikacja

7) „bylejakość” (termin Sandauera) – naginanie słów, coby pasowały do rymu i rytmu

czas i miejsce „szedł skądkolwiek – gdziekolwiek” („Ballada dziadowska”), „tyleż tędy, co wszędy” („Dusiołek”), wszędzie i nigdzie, ale blisko natury i wsi.

ludowy kosmos: świat na styku natury i cywilizacji; nie za bardzo zepsuty przez cywilizację, ale i nie zdehumanizowany przez naturę. Nadzieja odkupienia ludzkości tkwi w unii z naturą (patrz „Łąka”). Grzech pierworodny ludzkości polegał na oderwaniu się od natury. ale trzeba uważać na zmory, południce i inne ciemne siły natury. Nic to nie jest sielankowe.

rubaszność: śmiech, który pomaga oswoić śmierć, wtańcować się w śmierć, przełamuje kategorię wzniosłości.

problematyka teistyczna: najważniejsza w „Napoju cienistym”. Leśmian zastanawia się nadreligią jako ludzkim tworem, Człowiek tworzy „baśnie”, które przez chwilę pomagają mu rozumieć światm, na chwilę łączą to, co logiczne, z tym, co nielogiczne. Takie rozumowanie byłoby podobne do myśli Cassirera, że poznajemy przez symbol.  Bóg to przedłużenie człowieka. Ale żeby nie było za prosto: może jednak Bóg to przeciwieństwo człowieka, byt nieskończony (wizja już nie antrpologiczna, a egzystencjalna). Egzystencjalna z dycha (według Trznadla) jest też odpowiedź na pytanie o sens życia – zaakceptować dolę ludzką (jak w „Micie Syzyfa” Camusa) – uwaga, to tylko takie gg Trznadla, bo ogólnie to Leśmian nie dożył był do napisania „Mitu Syzyfa” nawet, ale co tam.

pesymistyczny humanizm: spotkanie z drugim człowiekiem jako niezbędne i niemożliwe jednocześnie.

miłość: dojrzała i pełna, wyrastająca gdzieś z ducha chrześcijaństwa. Miłość wspólnego życia, doli o niedoli. Żywiołowy i sublimowany erotyzm, stylistyczne motywy miłości barokowej i romantycznej. Miłość franciszkańska + miłość platońska + pieśń nad pieśniami (jako przykład wzniosłego sensualizmu). Don Juan jako człowiek metafizycznie niespełniony.  Nie ma jednak motywu przeciwstawiania ciała i ducha, wręcz przeciwnie paradoksalny kult ciała, miłość do ciała, jako miłość do człowieka. „Modle się o twojego nieśmiertelność ciała” („W malinowym chruśniaku”).

rola poezji: ma być życiotwórcza i dająca poznanie jak mit. Poezja pozwala uchwycić życie ije powtórzyć, bo rytm jest „weselny”, tj. powtarzalny, odgrywa się w czasie, ale można go odegrać jeszcze raz.

symbolizm: symbol pomaga ująć rzeczywistość, opanować ją, odkryć, ale jednocześnie ją fałszuje, bo szybko odrywa się od rzeczywistości, którą jakoby symbolizuje. Są symbole zupełnie oderwane, puste, tylko udające, że mają w sobie jakąś tajemnicę. Z takim symbolizmem Leśmian walczy i go neguje. Więc można by go nazwać antysymbolistą, ale jeszcze lepiej mówić o symbolizmie egzystencjalnym, tj. takim, w którym symbol widziany jest jako konkret, pozbawiony transcendencji.

 

realizm poetycki, realizm metafizyczny: nasycenie konkretem, elementy prawdziwego, ostro obserwowanego świata, realia ludzkiego bytowania.

Ze zbioru „Sad rozstajny” (1912)

Cykl: „Pieśni mimowolne”

„Róża”

Czym purpurowe maki
Na ciemną rzucał drogę
Sen miałem. Ale jaki ?
Przypomnieć już nie mogę

Twojeż to były usta
Mojeż to były dłonie.
Głąb sadu mego pusta
We wrotach - księżyc płonie

Dni się za dniami dłużą
Noce - w jeziorach witam
Kiedy ty kwitniesz różo ?
"Ja nigdy nie zakwitam..."

"Ja nigdy nie zakwitam!"
Twojże to głos. O! Różo!
Słowa po słowach chwytam
Dni się za dniami dłużą.

 

„Usta i oczy”

Podmiot liryczny zna wiele pieszczot, ale o zmroku przypomina sobie tę jedną jedyną pieszczotę, gdy ona mu całuje oczy o poranku, jak już mają wstać. Sceneria: dom na jeziorem, w okolicy lasów i łąk oczywiście.

Nadaremność”

Opis sytuacji lirycznej (upał, rozgrzane płoty, rozwalona stodoła, szczebiot jaskółek), „Do pokoju, spłowiałe wzdymające kotary, / Wrywa się wiosenny dech!”. Po czym zwrot do Boga: „Boże, coś pod mym oknem na czarną godzinę/ Wonny rozkwiecił bez, /Przebacz, że wbrew Twej wiedzy i przed czasem ginę/ Z woli mych własnych łez!...”. [Aha! i jeszcze chyba dość charakterystyczny dla Leśmiana obraz: „Pocałunek sam siebie składa mi na skroni,/ Sam - bez pomocy ust...”]

„Przyjdę jutro, choć nie znam godziny”

Trzy zwrotki. Każda kończy się „Przyjdę jutro, choć nie znam godziny”. Podmiot liryczny to ani chybi mąż i ojciec. Prosi on kobietę swą, żeby zachowała mu miejsce za stołem i nauczyła dzieci jego imienia, bo go tam nie ma. „Duch mój, chabrem porosły i wrzosem,/ Burz zapragnął, co chłodem go zwarzą!/ Nie znam głosu, co będzie mym głosem,/ Nie znam twarzy, co będzie mą twarzą -/ Lecz ty jedyna mnie poznasz niezłomnie,/ Gdy twe imię śpiewając w dolinie,/ Z raną w piersi, zmieniony ogromnie/ przyjdę jutro itd.”. Sytuacja liryczna znowu wsiowa: chata, macierzanki, brzoza.

Poemat: „Zielona godzina”

Poemat o dziesięciu częściach. Ogólna sytuacja liryczna: chodzi podmiot liryczny po lesie i do tego lasu gada. Trudno powiedzieć metaforą czego jest las (pewnie tej natury, o ktrej było we wstępie, ale coś mi się widzi, że równie dobrze to by mogło być wszystko, bo las ma na przykład ukazać „twarzy nieznanej boskość i zaklętość,/ Co wiecznie spoza krzewów niepokoją mnie!”, ma stanąć oko w oko z podm. lir.). Nadeszła oczekiwana „zielona godzina” i podm. lir. odda lasom, co leśne, choćby miał przez to sam zginąć. Ta zielona godzina to już w ogóle diabli wiedzą, czym jest. Generalnie jakimś bardzo mistycznym przeżyciem, trochę pojedynkiem z lasem. Trochę spotkanie, w którym las daje podm. lir. możliwość „zroszenia swych otchłani w cieniu paproci”, a podm. lir. pozwala by w lesie „rozległ się jego duch” – taki handel wymienny, który chyba jest właśnie tym spotkaniem na granicy natury i ducha (jak we wstępie). Jest tu też miłość – znaczy dziewczyna, którą podm. lir. zobaczył „Przez ukryty w mych oczach, nie znany ci las!”. Jest też Bóg – Bóg wypada dość cienko moim zdaniem. To znaczy nie jest wcale żadną potęgą, nie czymś takim wszechwładnym jak las. Wręcz przeciwnie: W parowie, pod leszczyny rozchełstanym cieniem,/ Spadły z nieba bezwolnie wraz z poranną rosą/ Drzemie Bóg, w macierzankach poległy na wznak”. Podm. lir. go budzi, namawia, żeby odtąd szli razem, podm. lir. pokaże mu swoją chatę i ich wspólne sny, po czym stwierdza: „I zgaduję oczyma wodząc widnokrężnie/ Że on do mnie z parowu modlił się tak samo,/ Jak i ja nad parowem modułem się doń”.

Cykl: Z księgi przeczuć

„Prolog”

Podm. lir. ustawia naprzeciw ciebie dwa zwierciadła i dwie świece. I kontempluje to zjawisko (no, bo ona się tak odbijają nawzajem w nieskończoność, kto nie wie, niech sam ustawi takie coś i przeprowadzi eksperyment). „Widzę tunel lustrzany, wyżłobiony, zda się,/ W podziemiach moich marzeń, groźny i zaklęty,/ Samotny, stopą ludzką nigdy nie dotknięty, / Nie znający pór roku, zamarły w bezczasie”. Po czym kończy troszkę jakby z „Testamentu mojego” Słowackiego, tzn. „Gdy umrę, bracia moi, ponieście mą trumnę/ Przez tunel pogrążony w zgróz tajemnych krasie…”, ale jest też wątek kobiecy, bo do sióstr też się zwraca!

Cykl: Oddaleńcy

„Wobec morza”

Rybacy, którym nie udał się połów złoty, poszli sobie daleko od może, z sieci zrobili namioty (bo wszystko jest dwuznaczne i zwiewne, więc czemu nie). „Namiot bezużyteczny! Lecz w rozwianej grzywie/ Jego fałd, zbytkowniej szych nad wszelkie istnienie,/ Przepych nudy rozzłoci swe czary i cienie!"/ Tak się owi na puszczy chełpią niechełpliwie!.../ Oddaleńcy!”. Jeśli do nich podejdziesz i zawołasz po imieniu „jak ślimak swe rogi, pokażą swe ciernie!”. Ale nocą każdy z nich we śnie jest sobą, czyli morskim cudem, które roni „szepty-perły” i „jęki-korale”.

Cykl: Poematy zazdrosne

„Sidi-Numan”

Motyw zaczerpnięty z Tysiąca i jednej nocy został przez poetę rozwinięty w poemat triumfującego okrucieństwa. Rzecz dzieje się w Bagdadzie. Sidi-Numan kocha swą piękną żonę Aminę, ale ta go zdradza, więc wściekły mąż zmienia ją w konia i ujeżdża okrutnie. W tych i podobnych utworach erotyzm leśmianowski łamie i przekracza zakazy naszej moralności. Bohaterem staje się człowiek rozkiełzany z wszelkiej umowy, wolny za wszelką cenę. Za Georgem Bataille, erotyzm ten można by nazwać déréglant, czyli podważający przyjęte normy współżycia płci (M. Pankowski tak uważa).

Nieznana podróż Sinbada-Żeglarza [fragment]

witalizm, pokora wobec piękna natury. To jest taki fragment, że naprawdę niewiele się da z niego zrozumieć. Generalnie Sinbad jest żeglarzem zagubionym w baśni, jakby podróżującym po baśni. Wzywa do klęknięcia w pokorze i w podziwie przez naturą,, ale też przed baśnią właśnie, snem, cieniem, szczęścia widmami.

Ze zbioru „Łąka” (1920)

Cykl: „W zwiewnych nurtach kostrzewy”

„Topielec”

Topielec zieleni dał się skusić ciekawość, chciał zgłębić tajemnicę natury, zbliżył się zbytnio do niej i „odczłowieczył duszę”. No i skończył marnie, biedaczysko.

„Stodoła”

Tyś całował dziewczynę, lecz kto biel jej ciała
Poróżowił na wargach, by cię całowała?

Tyś topolom na drogę cień rzucać pozwolił,
Ale kto je tak bardzo w niebie roztopolił?

Tyś pociosał stodołę w cztery dni bez mała,
Ale kto ją stodolił, by - czym jest - wiedziała?

Stodoliła ją pewno Majka stodolna,
Do połowy - przydrożna, od połowy - polna.

Ze stu światów na przedświat wyszła sama jedna
I patrzyła w to zboże, co szumi ode dna

 

Przemiany” – pamiętacie? tak, tak, to nasza ulubiona sarnowojda!! Porwana nostalgią, też wrzucam całość

Tej nocy mrok był duszny i od żądzy parny,
I chabry, rozwidnione suchą błyskawicą,
Przedostały się nagle do oczu tej sarny,
Co biegła w las, spłoszona obcą jej śrenicą -
A one, łeb jej modrząc, mknęły po sarniemu,
I chciwie zaglądały w świat po chabrowemu.

Mak, sam siebie w śródpolnym wykrywszy bezbrzeżu,
Z wrzaskiem, który dla ucha nie był żadnym brzmieniem,
Przekrwawił się w koguta w purpurowym pierzu,
I aż do krwi potrząsał szkarłatnym grzebieniem,
I piał w mrok, rozdzierając dziób, trwogą zatruty,
Aż mu zinąd prawdziwe odpiały koguty.

A jęczmień, kłos pragnieniem zazłociwszy gęstem,
Nasrożył nagle złością zjątrzone ościory
I w złotego się jeża przemiażdżył ze chrzęstem
I biegł, kłując po drodze ziół nikłe zapory,
I skomlał i na kwiaty boczył się i jeżył,
I nikt nigdy nie zgadnie, co czuł i co przeżył?

A ja - w jakiej swą duszę, sparzyłem pokrzywie,
Że pomykam ukradkiem i na przełaj miedzą?
I czemu kwiaty na mnie patrzą podejrzliwie?
Czy coś o mnie nocnego wbrew mej wiedzy – wiedzą?
Com czynił, że skroń dłońmi uciskam obiema?
Czym byłem owej nocy, której dziś już nie ma?

Cykl: Ballady

„Gad”

Ona sobie idzie do sadu, a tam gad ją napada i „truje i pieści”. Tu opis tych pieszczot - -------(cenzura)---- po czym gad się w nic nie zmienia, bo nawet dziewczę wcale nie chce co by się w cokolwiek zmieniał, bo mu się te pieszczoty podobają. Rzecz w tym, że ludowej balladzie duńskie w analogicznej sytuacji, ino ze smokiem, smok się w końcu zmienił w królewicza, a tu się w nic nie zmienił i kropka.

 

„Ballada dziadowska”

Idzie dziadyga sobie (a „Szedł skądkolwiek gdziekolwiek - byle zażyć wywczasu”) i patrzy, a tu strumień. Patrzy, sobie patrzy, a tu wyskakuje rusałczana dziewczyna i zaczyna go pieścić, ino źle trafiła, bo zaczęła od jego drewnianej nogi. Więc dziad ją obśmiał, ale niewiele mu to pomogło, bo go rusałka i tak cap i do wody. I tyle go widzieli, wypłynęła tylko drewniana noga.

„Dusiołek”

Chodzi Bajdała ze szkapą i wołem (tyleż tędy, co wszędy). Raz zmęczony upałem Bajdała usypia, wtedy ukazuje mu się zmora senna, nazwana Dusiołkiem: „Wylazł z rowu/ Dusiołek,jak półbabek z łoża./ Pysk miał z żabia ślimaczy(...)/ A zad tyli,co kwoka,kiedy znosi jajo...”. Postać Dusiołka została zaczerpnięta z podań ludowych, baśni, wierzeń o szkaradnym stworzeniu męczącym ludzi. I faktycznie, Dusiołek zaczyna dręczyć Bajdałę: „Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie/ Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie!
Warkło, trzasło, spotniało!/ Coś się stało, Bajdało?”. Biedny Bajdała po przebudzeniu obwinia za swe koszmary szkapę, wołu(bo można było temu zaradzić – wg wierzeń ludowych taką senną zmorę trza było czymś przekłuć, więc wół mógł choćby rogiem), a w końcu nawet samego Boga: „Nie dość ci, żeś potworzył mnie, szkapę i wołka,/ Jeszcześ musiał takiego zmajstrować Dusiołka?”. Bunt przeciwko Bogu ma tu jednak głębsze podłoże filozoficzne. To właśnie Bóg, który stworzył świat, czyli między innymi Bajdałę, szkapę i wołu, stworzył również zło, grzech i występek, czyli między innymi Dusiołka. Utwór utrzymany jest w pogodnym i lekkim nastroju, jednak autor zdaje się w nim skłaniać odbiorcę do filozoficznej zadumy nad złem, które panoszy się na świecie.

„Ballada bezludna”

Opis jak łąka się zmienia, wszystko we wszystko (zwierzęta stają się roślinami, rośliny zwierzątkami). Refren: tylko podm. lir. jakoś się nie może stać łąką, z nią zespoli. Może rwać kwiaty, ale jego ręce się tymi kwiatami nijak nie staną.

Mgła dziewczęca chce się stać dziewczyną, mieć warkocz i piersi, ale nie da się, nie udaje jej się „zjawić”. refren taki sam.

zbiegła się cała łąka na miejsce „spełnionego nieistnienia” czyli tam gdzie się jednak nie zjawiła dziewczyna-mgła. Byli tam wszyscy (świerszcze, bąk, pająk itd.), poza nią jedyną.  refren.

 

W malinowym chruśniaku (cykl? poemat? – kurcze, ja zawsze myślałam, że to co śpiewał Grechuta to była jakaś całość i tyle, a tu guzik)
Wpierw jest to z Grechuty. A potem dalsze odcinki:

– wszyscy ich śledzą, oni się już nie mają gdzie schować, więc tylko na siebie patrzą i oczami „chłoną się nawzajem” „a gdy powiek znużonych kotary opadną. czujemy, żeśmy wyszli z uścisków i łoża”.

– Jedzą jabłko – tj. ona je jabłko i mu podaje, a on to już chłonie jej zębów ślady

– on do niej się wkrada nocą

– on umiera z zazdrości „kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu?”. Ona się na niego wścieka, wymyśla mu i ucieka naga do pokoju obok, gdzie płacze. On biegnie za nią i stwierdza: „A nóg twych rozemknione pieszczotami palce/ jakże drogie mym ustom i jakże niezbędne!”.

No i tak w ten deseń, ogólnie bardzo erotycznie.

 

Pieśni kalekujące„Szewczyk”

W mgłach daleczeje sierp księżyca,
Zatkwiony ostrzem w czub komina,
Latarnia się na palcach wspina
W mrok, gdzie już kończy się ulica.
Obłędny szewczyk - kuternoga
Szyje, wpatrzony w zmór odmęty,
Buty na miarę stopy Boga,
Co mu na imię - Nieobjęty!

Błogosławiony trud,
Z którego twórczej mocy
Powstaje taki but
Wśród takiej srebrnej nocy!

Boże obłoków, Boże rosy,
Naści z mej dłoni dar obfity,
Abyś nie chadzał w niebie bosy
I stóp nie ranił o błękity!
Niech duchy, paląc gwiazd pochodnie,
Powiedzą kiedyś w chmur powodzi,
Że tam, gdzie na świat szewc przychodzi,
Bóg przyobuty bywa godnie.

Błogosławiony trud,
Z którego twórczej mocy
Powstaje taki but
Wśród takiej srebrnej nocy!

Dałeś mi, Boże, kęs istnienia,
Co mi na całą starczy drogę -
Przebacz, że wpośród nędzy cienia
Nic ci, prócz butów, dać nie mogę.
W szyciu nic nie ma, oprócz szycia,
Więc szyjmy, póki starczy siły!
W życiu nic nie ma, oprócz życia,
Więc żyjmy aż po kres mogiły! (pochwała życia, moi państwo!)

Błogosławiony trud,
Z którego twórczej mocy
Powstaje taki but
Wśród takiej srebrnej nocy!
 

W tym cyklu jest rzeczywiście masę kalek: Garbus, który i śmierć ma garbatą, kulawy żołnierz (którego nikt już nie kocha, dopiero Chrystus go rozumie, bo też jest nieco kulawy (źle wyciosany z drewna) i tak:

Kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden - za mało,

Nikt się nigdy nie dowie, co w nich tak kulało?

 

Skakali jako trzeba i jako nie trzeba,

Aż wreszcie doskoczyli do samego nieba!

 

Cykl: Trzy róże

„Trzy róże”

Sytuacja liryczna: przy studni, kwiatki, obłoki, woń róż śpiew ptaków, dwie dusze znojne. I dopiero w czwartej strofie zamiast opisu rozważanie o tym, czy prócz duszy i ciała, jest jakaś trzecia róża: „To wszakże ona też nam w piersi pała –/ Ta róża trzecia, prócz duszy i ciała!”.

„Rok nieistnienia”

„nadchodzi rok nieistnienia, nadchodzi straszne bezkwiecie,/ W tym roku wszystkie dziewczęta wyginą, niby motyle,/ Ja pierwsza blednę samochcąc i umrzeć muszę za chwilę” – mówi dziewoja do swego lubego i każe się pieścić z uwagą, bo „obcuje ten, co naprawdę umiera”. A on się niepokoi, czy ona go jeszcze czuje, czy nie jest aby już zbyt „zagrobna”. Ale ona go uspokaja: „czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam,/ I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram”.

„Dwoje ludzieńków”

Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.

 

Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.

 

Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,
A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.

 

A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

 

Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.

 

I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.

 

Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!

 

Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.

 

I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.

 

Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
By powrócić na ziemię - lecz nie było już świata.

 

Cykl: Noc bezsenna

„W przeddzień swego zmartwychwstania”

Koncept taki jest, że leży sobie Bóg w mogile i śni mu się Betlejem, jezioro, łódź, gaje, wzgórze oliwne. Śnią mu się też nasze twarze i nasze ręce krwawe. Nie zakłócajmy mu snu, tylko mu się śnijmy społem.

Poemat: Asoka

Patrzy król Asoka ze wzgórza na krajobraz po bitwie i postanawia, że od teraz nie będzie już wrogów na ziemi, żeby już nie było łez. Potem spotkał chorą wierzbę i zabrał do pałacu i się nią opiekował. Ale szybko o niej zapomniał, bo otoczyły go dziewczęta i w ogóle trudno pamiętać o takich rzeczach. Aż t nagle przychodzi strażnik bramny i mówi, że wierzba zdrowa i piękna, więc król jej kazał stać w ogrodzie. W nocy wierzba pobiegła do komnaty króla i tak sobie nad nim szumiała, aż król się obudził i „zgadnął, że go kocha, po szumie - po szumie, /I uląkł się miłości, że jej nie zrozumie”. Ale ona mu wytłumaczyła, że chce tylko, żeby on czasem przystanął w jej cieniu i wiedział o jej miłości. Król się wzruszył i jej obiecał i wierzba była niezmiernie szczęśliwa.

Cykl: Ponad brzegami„Pragnienie”

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin