Chalker Jack L - Światy Rombu 1 - Lilith Wąż w trawie.pdf

(1396 KB) Pobierz
Chalker_Jack_L_-_Swiaty_Rombu_01_-_Lilith_Waz_w_trawie
Jack L. Chalker
Lilith: W ąŜ w trawie
Cykl: Ś wiaty Rombu tom 1
Przekład: Konrad Majchrzak
Wydanie polskie: 1994
7241936.001.png
Prolog
TŁO KŁOPOTÓW
1
Drobny męŜczyzna w syntetycznej tweedowej marynarce nie przypominał bomby.
Wyglądał raczej jak większość urzędników, operatorów komputerów i raczkujących
polityków w Dowództwie Systemów Militarnych. Oczy, jak dwa bzowe paciorki, osadzone
szeroko i przedzielone orlim nosem nad małymi ustami i potęŜnymi szczękami nadawały mu
wygląd kogoś, na kogo nie warto powtórnie spojrzeć. Dlatego właśnie był tak niebezpieczny.
Posiadał wszystkie niezbędne przepustki, a kiedy pyzy wejściach zdolnych zatrzymać i
zniszczyć kaŜdego w przypadku najdrobniejszej nieścisłości sprawdzono jego odciski dłoni i
wzór siatkówki oka, przepuszczono go bez najmniejszego wahania czy opóźnienia
elektronicznego. Niósł małą walizeczkę, niezwykłą o tyle, Ŝe nie była do niego przykuta
łańcuchem czy przymocowana do jego ciała w jakiś inny sposób, a jedyne przyciśnięta mocno
ramieniem. Nie zwróciła niczyjej uwagi ani nie wywołała alarmu – prawdopodobnie była w
jakiś sposób dostrojona do jego ciała.
Od czasu do czasu spotykał podobnych sobie na jasno oświetlonych korytarzach, mijał
ich, wymieniając zdawkowe ukłony, częściej zaś ignorując zupełnie ich obecność, jakby to
czynił w tłumie czy na rogu jakiejś ulicy. Nie było niczego, co by wyróŜniało ich właśnie
spośród zwykłych śmiertelników, jeśli nie liczyć ich pracy i miejsca zatrudnienia. Nie
dotyczyło to jednak tego drobnego męŜczyzny. Był on niewątpliwie postacią wyjątkową,
skoro był bombą.
Dotarł w końcu do niewielkiego pokoiku, w którym znajdowała się końcówka komputera,
a przed nią wygodny fotel. Nie było tam Ŝadnych symboli ostrzegawczych, Ŝadnych potęŜnie
zbudowanych straŜników czy robotów wartowniczych, mimo iŜ ten właśnie pokój stanowił
przedsionek do największych tajemnic wojskowych kosmicznego imperium. Nie było takiej
 
potrzeby. Pojedynczy człowiek nie był w stanie uruchomić urządzenia; włączenie go
wymagało połączonej i jednoczesnej zgody dwojga ludzi i dwóch robotów, z których kaŜdy
otrzymywał zakodowany rozkaz z róŜnego i niezaleŜnego źródła. Jakiekolwiek próby
włączenia urządzenia bez równoczesnego działania pozostałych doprowadziłyby do
zablokowania komputera i terminalu i do przesłania ostrzeŜenia i zaalarmowania słuŜb
bezpieczeństwa.
MęŜczyzna usiadł w fotelu, ustawił go we właściwej pozycji i otworzył walizeczkę.
Wyjął jakieś niewielkie urządzenie krystaliczne, włączył je ruchem kciuka i przyłoŜył do
płyty zasilania terminalu. Ekran monitora zamigotał i rozjaśnił się. Ukazały się na nim
wszystkie kody dostępu, a takŜe pytanie do uŜytkownika dotyczące jego preferencji w
komunikacji z komputerem: głosowa czy na ekranie. Nie było zupełnie mowy o wydruku. Nie
w przypadku tego komputera.
– Tylko na ekranie, proszę – powiedział obojętnie drobny męŜczyzna, z wysokim,
nosowym głosem, bez najmniejszego śladu akcentu. Maszyna czekała. – Materiały obronne
C-476-2377AX i J-392-7533DC, szybkość maksymalna.
Wydawało się, Ŝe komputer aŜ zamrugał; szybkość maksymalna oznaczała bowiem
czterysta wierszy na sekundę, co stanowiło zresztą górną granicę moŜliwości wyświetlania
informacji na ekranie. Niemniej komputer zaczął pracować. Dostarczył obydwa plany i ukarał
je na ekranie w czasie krótszym od jednej sekundy.
Drobny męŜczyzna był wyraźnie zadowolony. Do tego stopnia, iŜ postanowił
zaryzykować i poprosić o coś więcej.
– Główne plany obronne na wypadek stanu wyjątkowego, prędkość maksymalna,
kolejność materiałów zachowana, proszę – polecił maszynie obojętnym tonem.
Komputer wykonał polecenie. Ze względu na ilość materiału zabrało to prawie cztery
minuty.
MęŜczyzna zerknął na zegarek. Miał ogromni ochotę kontynuować swe zadanie, lecz
kaŜda sekunda w tym pomieszczeniu zwiększała szansę przypadkowej kontroli. A to mu
zupełnie nie odpowiadało.
WłoŜył swe niewielkie urządzenie do walizeczki, zamknął ją, wstał i wyszedł. W tym
miejscu popełnił jeden drobny błąd – błąd, którego nie był zresztą w stanie przewidzieć.
NaleŜało bowiem kazać tej przeklętej maszynie wycofać i usunąć z pamięci wszystkie te
kody. Jeśli się tego nie uczyniło, ten komputer nie zachowywał się tak jak inne i pozostawał
Włączony z otwartym dostępem do wszelkich tajemnic. A kiedy „zobaczył”, Ŝe uŜytkownik
opuścił pokój, nie skasowawszy pamięci, poinformował kontrolerów o tym fakcie i
zablokował się w oczekiwaniu na skasowanie pamięci.
Kiedy męŜczyzna dotarł do pierwszych drzwi będących zarazem punktem kontrolnym,
wszystko wokół niego zaczęło się nagle walić.
Młoda kobieta przyglądała się przez chwilę czerwonemu światłu alarmowemu
błyskającemu na jej konsoli. Sprawdziła szybko, czy nie chodzi o jakąś awarię wewnętrzną
urządzenia i wystukała błyskawicznie na klawiaturze nazwę źródła kłopotów: Komputer
Zawierający Bazę Danych Tylko do Wglądu na Miejscu.
Choć sama była jedną z tych osób, które posiadały poszczególne części kodu
umoŜliwiającego włączenie komputera, nie mogła jednak zadawać mu Ŝadnych pytań
dotyczących zmagazynowanych w nim danych – mogła natomiast uzyskać informację
dotyczącą spraw zabezpieczenia. Wiedziała takŜe, iŜ nie brała udziału w umoŜliwieniu
dostępu do komputera tego dnia i dlatego nacisnęła dwa klawisze, przekazując instrukcję:
Taśma z ostatniej operacji.
Ujrzała twarz drobnego męŜczyzny. Nie tylko twarz RównieŜ wzór siatkówki, wzór
rozkładu temperatury i wszelkie inne informacje, które mogły być odczytane przez zdalne
czujniki i zapisane.
– ToŜsamość! – rozkazała.
– Threht, Augur Pen – Gyl, OG – 6, Departament Logistyki – odpowiedział komputer.
Nim zdąŜyła nacisnąć przycisk alarmu, dwoje współpracowników uczyniło to tuŜ przed
nią.
Nie rozległa się Ŝadna syrena alarmowa, nie zabłysły Ŝadne światła i nie ozwały się
dzwonki, bo wszystko to mogłoby jedynie ostrzec szpiega. Zamiast tego, kiedy Threht dotarł
do trzecich i ostatnich juŜ drzwi z urządzeniem zabezpieczającym, spojrzał przez wizjer i
przyłoŜył dłoń do płyty identyfikacyjnej, drzwi pozostały zamknięte.
Zdał sobie natychmiast sprawę z tego, iŜ słuŜba bezpieczeństwa złoŜona zarówno z ludzi,
jak i z robotów zbliŜa się do niego ze wszystkich stron i doszedł do wniosku, Ŝe znaczne
bezpieczniej będzie po drugiej stronie tych drzwi. Uniósł lewą dłoń, zastygł na moment, jak
gdyby zbierał siły, po czym uderzył w pobliŜu mechanizmu zamka. Drzwi się ugięły w tym
miejscu, a on naparł na nie, pozornie bez większego wysiłku, aŜ drzwi uchyliły się na tyle, by
mógł się prześlizgnąć przez powstałą w ten sposób szparę.
Kiedy znalazł się wewnątrz, drzwi zatrzasnęły się za nim i cięŜkie zasuwy wślizgnęły się
w swoje miejsca. Była to pewnego rodzaju pułapka, pomiędzy drzwiami zewnętrznymi i
wewnętrznymi, a poniewaŜ była ona hermetyczna, moŜna było usunąć z niej powietrze i
pozbawić intruza przytomności. Jednak nie w tym przypadku; dla kogoś tak dobrego jak ten
męŜczyzna nie było tu Ŝadnego ryzyka.
PróŜnia nie sprawiła mu kłopotów. Kopnął zewnętrzne drzwi raz, potem drugi; przy
trzeciej próbie ustąpiły. Naparł na nie z całej siły, uchylił nieco i przytrzymał nieruchomo,
przeczekując gwałtowne wtargnięcie powietrza i wyrównać te ciśnienia. Dopiero wtedy
otworzył je szeroko i ruszył naprzód poprzez główny hol wejściowy.
Przewidział trafnie: siły bezpieczeństwa dopiero w tej chwili zbliŜały się do holu
głównego, a znajdujący się tutaj oszołomiony personel nie pozwalał im na szybki i
bezpieczny strzał. Cztery lśniące, czarne roboty wartownicze pędziły wprost na niego.
Pozwolił im się zbliŜyć, nie ukazując przy tym Ŝadnego lęku, czy nawet obawy. Kiedy były
tuŜ – tuŜ, skoczył w kierunku tych dwóch, które znajdowały się w pierwszej linii pchając
jednego na drugiego błyskawicznym ruchem, spowodował, iŜ obydwa padły na podłogę. Była
to scena zupełnie niewiarygodna: drobny, zwyczajne wyglądający męŜczyzna, obalający na
podłogę pozornie bez wysiłku, cztery tony oŜywionego metalu.
Poruszał się teraz jeszcze szybciej i zmierzał w kierunku przezroczystych okien w
zewnętrznej ścianie holu. Szybkość jego przekraczała znacznie szybkość człowieka, a nawet
robota, i kiedy dotarł do okien, nie zatrzymał się i nie zwolnił, tylko w pełnym pędzie skoczył
wprost w okno. Szyby były bardzo grube, zdolne wytrzymać wybuch konwencjonalnej
bomby rzuconej w nie bezpośrednio, ale teraz pękły i rozsypały się jak zwyczajne szkło,
kiedy przelatywał przez nie; wylądował dwanaście metrów poniŜej okien, ani na moment nie
tracąc równowagi, i pobiegł w poprzek szerokiego dziedzińca.
W tej chwili utracił juŜ element zaskoczenia. Po sposobie, w jaki pokonał pierwsze dziwi,
siły bezpieczeństwa zorientowały się, iŜ mają do czynienia z jakimś inteligentnym robotem i
przygotowały się na najgorsze, wysyłając przeciw niemu oddziały uzbrojonych ludzi,
robotów – zabójców, a nawet działko laserowe.
Zatrzymał się pośrodku porośniętego trawą pagórka, oceniając sytuację spokojnie i
kompetentnie. Potem obrócił się nagle, by popatrzeć na tę olbrzymią siłę ognia wycelowaną w
niego i uśmiechnął się; uśmiech zamienił się po chwili w śmiech, a miech zaczął narastać, aŜ
stał się Czymś niesamowitym, nieludzkim, maniakalnym, odbijającym się echem od ścian
pobliskich budynków.
Wydano rozkaz otwarcia ognia, ale kiedy promienie uderzyły w miejsce, w którym przed
chwilą stał, jego juŜ tam nie było. Wznosił się w powietrze bezgłośnie i bez najmniejszego
wysiłku, a za to z olbrzymią szybkością.
Usiłowano strzelać do niego z bron automatycznej, ale jego prędkość wznoszenia była
zbyt duŜa. Jeden z oficerów, trzymając laserowy pistolet w ręku, sfrustrowany wpatrywał się
w puste niebo.
– Najbardziej mnie złości, Ŝe nawet nie podarł sobie spodni – powiedział.
Dowództwo Orbitalne przejęło natychmiast kontrolę nad akcją, ale pracujący tam ludzie
nie byli przygotowani na szybkość, jaką zademonstrował mały męŜczyzna, nie mogli teŜ
wiedzieć, jak wysoko się wzniesie i dokąd się uda. Na orbicie znajdowało się trzydzieści
siedem statków handlowych i sześćdziesiąt cztery statki wojskowe, plus przeszło osiem
tysięcy róŜnego rodzaju satelitów – nie wspominając pięciu stacji kosmicznych. Doskonałe
urządzenia radarowe mogłyby go wykryć, gdyby zmienił kurs lub pozycję i zdecydował się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin